Euro 2008 – pocieszająca konstatacja.

Proszę pamiętać, pisałem to już wcześniej, że na piłce nożnej się nie znam i niniejszym bardzo proszę tych, co się znają, żeby o ile uznają to za stosowne – skorygowali mój pogląd.

Mecze oglądam rzadko. W zasadzie trochę „z obowiązku” popatrzę sobie czasem na rozgrywki rangi mistrzowskiej, czy to klubowe, czy międzypaństwowe.

Kilka lat temu, chyba przy okazji Mistrzostw Świata we Francji (1998) zauważyłem, że mecze które oglądam (no może z wyjątkiem gry reprezentacji południowoamerykańskich) są znacznie słabsze niż mecze odbywające się w ramach na przykład Ligi Mistrzów. No cóż wtedy jakoś tak było, że piłkarze byli skłonni włożyć znacznie więcej wysiłku i poświęcenia w promocję swojego klubu (czyli prywatnej firmy) niż w grę w reprezentacji swojego kraju.

To była naprawdę smutna konstatacja, bo pesymistyczna część mnie (według niektórych rzetelnie poinformowana część mnie) już widziała Europę Firm w miejsce Europy Ojczyzn.

W tym roku było trochę inaczej. Widziałem finał Ligi Mistrzów, widziałem kilka meczów na Mistrzostwach Europy i na sercu zrobiło mi się jaśniej. Większość reprezentacji naprawdę grała ciekawie, „na maxa” i z dużym poświęceniem. Według mnie nie gorzej niż w rozgrywkach klubowych.

Zrobiło mi się cieplej na duszy, bo Europa Firm nieco się odsunęła w stronę horyzontu. Jedna jaskółka nie czyni, co prawda wiosny, ale zawsze miło jest tę jaskółkę zobaczyć. To znaczy mnie jest miło. Jeśli zobaczy ją Komisja Europejska – z całą pewnością uruchomi procedury alarmowe i stanowczo zakaże podobnie szowinistycznego procederu.