Piwo półalkoholowe.

Jeszcze 10 lat temu, piwa, nawet te produkowane na skalę wielkoprzemysłową, miały normalną zawartość alkoholu:

full, to był full, i miał 6,2% (objętościowych) alkoholu, strong, to był strong i miał te 7,8% a niektóre nawet i ponad 8%.
Teraz strong ma 6,5 % i smakuje jak słodki glut, ale dalej się nazywa jak nazywał, a full pęta się gdzieś przy 5,8%

Jakby tego psucia piwa było mało, media poinformowały, że  powstanie nowy gatunek: piwa stadionowe.

To wynik działań rządu, który chce, by na stadionach piłkarskich można było raczyć się alkoholem o maksymalnej zawartości 3,5 proc.

Niby wszystko układa się w logiczną całość:

na rok przez Euro mamy  pół reprezentacji,  która jest w stanie przyzwoicie zagrać  pół meczu,  której selekcjonerem jest  pół…… no dobrze, selekcjonerem jest  „Franz”,  ale żeby to wszystko skompensować, nasze stadiony nie są dwa razy, ale wielokroć droższe, niż te budowane w Anglii na przykład.

I pewnie dlatego, schody na Stadionie Narodowym mogą pełnić jedynie funkcję ozdobną, a trybuny, przy pierwszym deszczu zaczęły przeciekać.

Ten przeciek, to zapewne test przed próbą napojenia tysięcy kibiców (nomen omen)  sikaczem, który z piwem będzie miał wspólną tylko nazwę.

Mam nieodparte wrażenie, że nowy przepis powstawał w sejmowej restauracji, bo przecież każdy przytomny człowiek wie, że jeśli ktoś chce się piwem nastukać  (przepraszam, ale nie chce mi się szukać innego słowa), to jak będzie miał piwo  półalkoholowe  zamiast zwykłego, wypije go po prostu dwa razy więcej.

Zamiast dwóch czy trzech flaszek – cztery albo sześć i skutek będzie ten sam.

Tyle, że żadne toalety takiego (dosłownie) ciśnienia nie wytrzymają i przeciekające trybuny będą tu jak znalazł.