Jak Zyzak został agentem CIA

Od kilku lat środki masowego przekazu transferują do polskich odbiorników zjadliwy antyamerykanizm. W Polsce nie jest on niczym osobliwym, bowiem dopiero w 1989 roku skończyła się epoka antyamerykanizmu peerelowskiego. Dzisiejszy antyamerykanizm mógłby mieć swoje korzenie na Zachodzie Europy, zwłaszcza we Francji. Antyamerykanizm francuski odznacza się przede wszystkim sprzeciwem wobec dominacji Stanów Zjednoczonych, idącym w parze z próbą spotęgowania własnej pozycji politycznej. Inny antyamerykanizm, na przykład Irański, bierze się z iskrzącego styku interesów świata islamu i anglosaskiego mocarstwa na Bliskim Wschodzie. Wenezuelski, czy kubański z indywidualnych inklinacji rodzimych dyktatorów. Meksykański z wzajemnych animozji obywateli obu północnoamerykańskich krajów.

Polska niezmiennie leży w sferze oddziaływania antyamerykanizmu posowieckiego, czyli rosyjskiego. I nie ma się co oszukiwać, że „nasz” antyamerykanizm ma coś wspólnego z przerostem ambicji naszych polityków, zadawnionymi sporami, bądź próbami wyeliminowaniem nadmiernych wpływów Stanów Zjednoczonych. Dzisiejszą wrogość wobec Ameryki odgrzewają środowiska postkomunistyczne, obawiające się ewentualnego zwiększenia takowych, czyli zacieśnienia stosunków pomiędzy Rzecząpospolitą i USA. Obserwujemy to na przykładzie zamieszania wokół projektu instalacji z Polsce tarczy antyrakietowej. Federacja Rosyjska nie kryje, że nie jest zainteresowana pomyślnym zakończeniem polsko-amerykańskiego paktowania. Podobnie nie była zainteresowana wejściem Polski do struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO). Po 2001 roku, a więc po tragedii związanej z atakiem terrorystów islamskich na terytorium Stanów Zjednoczonych istotnie doszło do zintensyfikowania współpracy militarnej pomiędzy naszym krajem a Ameryką, bez zbytnio hałaśliwych pretensji Rosjan. Jednakże musimy sobie przypomnieć, iż Rosja musiała wówczas uwzględnić co najmniej dwa czynniki: szok, w którym znalazł się ówczesny świat, a także własne zaangażowanie w walce z „terroryzmem” czeczeńskim.

            Antyamerykanizm dostrzegalny jest także w innych sferach życia publicznego. Dla przykładu polskie media, będące pośrednikiem owego neo-peerelowskiego antyamerykanizmu, próbują przeorientować sympatie społeczeństwa względem  antykomunistycznej i patriotycznej polonii amerykańskiej. Znalazły nawet dla niej zastępcę w postaci emigracji brytyjskiej, której mają towarzyszyć wartości zastępcze: nowoczesność i europejskość. Co więcej, zaogniają wrogość wobec amerykańskich polityków, wojska, wywiadu… W dalszym ciągu są to próby zatarcia dawnych sympatii społecznych do Stanów Zjednoczonych, przez dziesięciolecia faktycznego nosiciela wolności. Bohaterem staje się Barack Obama, polityk znany z przynależności do rasistowskiego i antyamerykańskiego zgromadzenia (wystąpił zeń przed wyborami prezydenckimi, by po ich zakończeniu doń powrócić), w młodości związany z środowiskami komunizującymi, czy wręcz terrorystycznymi.

Paradoksalnie wyrazistym wrogiem dla mediów staje się amerykańskie CIA, a nie sowiecki, czy posowiecki wywiad, mogący dla nas stanowić rzeczywiste zagrożenie. Wstydliwe mogą być agenturalne powiązania z tym pierwszym, zaś niekoniecznie z WSW, lub SB. Ba, czasami te drugie stają się powodem do dumy, bo przecież odnoszą się do ludzi rzekomo złamanych…

            Lech Wałęsa w swojej najnowszej autobiografii wyraził następujące zdanie o pułkowniku Ryszardzie Kukliński, który w pierwszej połowie lat 80-tych podjął działania wymierzone w okupanta sowieckiego: „Cała sprawa Kuklińskiego była zresztą tajemnicza; słyszałem co nieco i potem zarzucano mi, że jestem niechętny jego rehabilitacji. […] Pułkownikowi Kuklińskiemu należą się największe odznaczenia, największe uznanie, ale to jest przykład walki o wolność w innych czasach, w czasach zniewolenia. Warto się starać, żeby Polacy nie musieli zachowywać się dwulicowo” (Droga do prawdy, s. 171). Dziwne to wynurzenia z ust byłego tajnego współpracownika komunistycznej policji politycznej. Nieprawdaż? Przyzwolenie mass mediów na konstruowanie tak skandalicznych tez jak ta, panuje w Polsce nie od dziś.

 

            Do napisania tego tekstu zainspirował mnie artykuł zamieszczony w gazecie „Super Expres”. Planowałem, że pierwszy mój wpis zaadresowany do Was nastąpi po przyjeździe do Polski i będzie próbą podzielenia się z czytelnikiem wrażeniami z pobytu w Stanach Zjednoczonych. Po otrzymaniu informacji o artykule, do którego odniosę się za moment, poczułem się zmuszony do zweryfikowania swoich zamierzeń. Tekst ukazał się 12 czerwca bieżącego roku w gazecie, która przez niektórych dziennikarzy nazywana jest „brukowcem”. Nie bacząc na to przeczytajcie uważnie artykuł, który, jak sądzę, doskonale komponuje się z powyższym wywodem:

 

Autor książki o Wałęsie zrobi karierę w "szkole szpiegów"?

 

             Wystarczyło, że kontrowersyjny historyk Paweł Zyzak (25 l.) napisał książkę, w której zarzucił Lechowi Wałęsie (65 l.) agenturalną przeszłość, i od razu tajny świat szpiegów i spisków uderzył mu do głowy.

- Dostałem propozycję otrzymania stypendium w The Institute of World Politics w Waszyngtonie - wyznaje w rozmowie z "SE" Zyzak. To prestiżowa szkoła, której absolwenci pracują m.in. dla amerykańskiego wywiadu.

W „szkole agentów” wykładają np. Richard Haver - były oficer CIA, czy Stanislav Levchenko - były oficer KGB. Jednym z wykładowców jest też polski historyk Marek Chodakiewcz, który zaproponował stypendium Zyzakowi. Pokrywałoby ono koszt nauki na uczelni, a za kilkumiesięczny kurs płaci się tam aż 4 tysiące USD.

- Nie przypuszczałem, że przyjadę kiedyś do Stanów. A o nauce tutaj nawet nie śmiałem myśleć. Muszę tylko podszkolić swój angielski - mówi Zyzak.

Autor książki "Lech Wałęsa - idea i historia" przybył do USA na zaproszenie Klubu Myśli Politycznej. Nie tylko promuje swoją książkę, ale już marzy o tym, by zostać agentem, takim jak Bond, James Bond.

 

Marta Kossecka-Rawicz

 

 

            Proponuję byśmy analizę powyższego artykułu przeprowadzili, według popełnionych przeze mnie podkreśleń. Rozumiem, że określenia: „kontrowersyjny”, „PiStoryk”, jeśli przyjąć, że bieżąca rzeczywistość polityczno-medialna będzie trwała w nieskończoność, będą towarzyszyły mi do końca życia. Bardziej martwi mnie jednak, może nie tyle brak szacunku i dobrej woli względem mojej osoby oraz pracy wśród niektórych komentatorów, ile ich czysto zawodowa rzetelność, która pozostawia wiele do życzenia.

            „Napisał książkę (…) i od razu tajny świat szpiegów i spisków uderzył mu do głowy” – rzecze we wstępie autorka. A cóż tak zawróciło Zyzakowi w głowie? Ano profesor Marek Chodkiewicz, „zaproponował stypendium Zyzakowi. Pokrywałoby ono koszt nauki na uczelni”. Zaskakujące, że sama propozycja mogła Zyzakowi zawrócić w głowie. No tak, Zyzak może mieć przecież słabą psychikę. Wszak na to właśnie wskazuje zdjęcie, którym okraszono artykuł. Problem w tym, że Pani redaktor nie zdecydowała się na doprecyzowanie swoich myśli. Trudno więc powiedzieć, czy chęć poduczenia się języka angielskiego jest objawem zawrotu głowy u Zyzaka, czy może dowodem na to, że już podjął decyzję.

            Zostawiając ironię na boku, chcę się z Wami zastanowić, jaki mógł być cel owego braku precyzji. Mojej rozmowie telefonicznej z Panią Martą przysłuchiwało się dwóch „polonusów”. Podobnie do mnie ulegli wrażeniu, że 80 procent naszej dyskusji dotyczyło moich osobistych wrażeń z pobytu w Stanach Zjednoczonych. Rzeczywiście z początku Pani redaktor poprowadziła temat waszyngtońskiej uczelni. Otóż oświadczyła, że dowiedziała się, iż The Institute of World Politics, zaproponował mi naukę pod jego patronatem, na co odpowiedziałem twierdząco. Jak zatem powinienem traktować fragment omawianego artykułu brzmiący następująco: „(…) Wyznaje w rozmowie z "SE" Zyzak”, przypisujący mi rzekome wyznania?

            Szkoda, że Pani redaktor uznała, że jeśli w ogóle Polaków interesują moje perypetie, to należy im nadać negatywny wymiar, a nie choćby optymistyczny rys chłopaka, który dostał szansę wyjechania w podróż do Stanów Zjednoczony, spotkania się posolidarnościową Polonią i zobaczenia kraju, zadziwiającego ludność całego świata nie tylko swoimi rozmiarami. Nie wiem Pani Marto, może chciała Pani napisać właśnie o moich wrażeniach. Przecież nie zawsze była Pani zagraniczną korespondentką polskiej prasy. Kiedyś był ten pierwszy raz, gdy zobaczyła Pani Stany Zjednoczone i uaktywniła drzemiące w niej emocje. Może po prostu Pani napisać tego nie pozwolono…

 

ps. "polonusów" i nie tylko zapraszam na spotkanie zorganizowane z moją skromną osobą przez Dyskusyjny Klub Jagielloński im. Św. Kaziemirza w New Jersey. Odbędzie się ono w sali dolnej kościoła pw. Matki Różańcowej w Passaic (adres: 6 Wall St. Passaic, NJ 07055) w srodę 17 czerwca o godz. 7.30 wieczorem.

Spotkanie na Greenpoint, Brooklyn w New Yorku, organizowane przez Patriotyczny Klub Dyskusyjny, odbędzie się w sali przy kościele Św. Stanisława Kostki, w sobotę 20 czerwca o godz. 5.00 wieczorem.

Jak Paweł Zyzak został agentem CIA