Mój własny 4 czerwca

Datę 4 czerwca 2009 roku zapamiętam na pewno. Po raz pierwszy opuszczę nasz kontynent i po kilkunastu godzinach spędzonych w samolocie wyląduję na chicagowskim lotnisku. Do tej pory tylko kilka razy zdarzyło mi się przekroczyć granice naszego kraju. Zawsze były to „wyjazdy służbowe”. Kilka lat temu miałem okazję przemierzać Ukrainę. Znalazłem się tam jako jeden z 1200 polskich obserwatorów, podczas „pomarańczowej rewolucji”. Akcją koordynowania wyjazdów na wschód zajmowało się wówczas Prawo i Sprawiedliwość. W 2006 roku w Czechach, niedaleko Rychnova nad Knĕžnou przez miesiąc budowałem linię produkcyjną fabryki samochodów osobowych Škoda. Rok później we francuskim Lyonie montowałem osłony na roboty na podobnej linii w fabryce Renaulta. Oczywiście nie sam. W obu przypadkach, na czas wakacji zatrudniała mnie jedna z firm bielskiego FIATA.

Tym razem wyjadę z Polski nie do pracy, ale na zaproszenie. I to nie byle czyje. Być zaproszonym przez Polonię amerykańską na promocję swojej książki to niezwykły zaszczyt. Przez Polaków, którzy swą Ojczyznę opuszczali w okresie PRL nierzadko ze względów politycznych. Potomków wybitnych polskich uczonych, pisarzy, mężów stanu. Ludzi, którzy z niemalejącym zaangażowaniem śledzą wydarzenia w Polsce i dają temu wyraz kartką wyborczą.

Przekonałem się o tym osobiście, otrzymując podczas „promocji” mojej publikacji w mediach wiele telefonów ze Stanów Zjednoczonych, Kanady. Ze słuchawki telefonu płynęły ciepłe słowa, słowa wsparcia i zachęty. Dzwonili mieszkańcy Waszyngtonu, Chicago, Toronto…

Szczególnie utkwiła mi w pamięci rozmowa z polonijnym dziennikarzem Radia Pomost ze stanu Arizona, matecznika Johna McCaina, niedawnego prezydenckiego kandydata republikanów. Dziennikarz zadał mi kilka krótkich pytań. Zapytał między innymi, „Czy to prawda, że Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, kazał Panu napisać książkę o Lechu Wałęsie?”. Rozbawiony bezpośredniością tego pytania, odparłem, że „nie, to nie prawda”. Mój rozmówca sformułował po prostu to, co w polskich komentarzach przejawiało się jako typowa sugestia. Na koniec redaktor ponownie mnie zaskoczył. Znowuż bez zestawienia grupy zdań wielokrotnie złożonych, zapytał wprost: „Czy to prawda, że pracuje Pan w Instytucie Pamięci Narodowej na xero?”. Ponownie nie wytrzymałem, zaśmiałem się i uprzejmie wyjaśniłem, iż „tak, to prawda, ale oprócz tego obsługiwałem skaner oraz realizowałem wnioski naukowe dla czytelników”. Ku mojemu zdziwieniu dziennikarz beznamiętnie, z charakterystycznym anglosaskim akcentem powiedział coś w rodzaju: „Dziękuję za rozmowę i za pierwszą biografię polityczną Lecha Wałęsy. Jest potrzebna. Rozmawialiśmy z Paweł Zyzak, autor ‘Lech Wałęsa – idea i historia’”. W tym momencie zatrzymał magnetofon, którym nagrywał rozmowę i zapytał, czy chciałbym ją powtórzyć, ewentualnie coś poprawić, dopowiedzieć. Odparłem, że nie ma takiej konieczności. Pożegnaliśmy się.

Szczerze mówiąc, byłem w lekkim szoku. Prosta robota dziennikarska. Kilka konkretnych pytań, zwieńczonych uczciwym komentarzem autorskim. Pomyślałem: „Jak bardzo My, Polacy potrzebujemy czasami nabrać dystansu do naszej polskiej rzeczywistości, nawet nie zdając sobie z tego sprawy”…

 

„Polonusów” i nie tylko, zapraszam na spotkania w Chicago (7 czerwca, godz. 16.00, siedziba klubu „Eagles”, 5844 N. Milwaukee Ave.), Nowym Yorku (14 czerwca) i Washingtonie (?) organizowane przez Klub Myśli Politycznej.

Mój własny 4 czerwiec