Otrzymane komantarze

Do wpisu: Makro- a mikroekonomia.
Data Autor
tak dla rozrywki takie glupstwa wypisujesz czy to zwykle zlecenie/?Anglicy jak otworzyli na swiat swój system bankowy tak cala City pomnaza bogactwo komu innemu, a o amerykańskim otwarciu na świat sami Amerykanie juz dawno nie chcą slyszec
Was "ulozy" ten zNiemiec . A Daf wam szczeli "mundrosc" o stabilnej demokracji . I bedziecie stac w kacie. A tak poza "tym" ... to pozdrawiam Samuraja i komentatorow ponizej. PS.- Naturalnie oprocz Daf i tego zNiemiec , zaraz sie tu pewnie zleca.
Anonymous
Wykres robi wrażenie. Jak się domyślam Francja ostro idzie w ślady Grecji. Moja nieśmiała konkluzja jest taka, że Niemcy tym razem by podbić Europę walczą na froncie pracy a o władzę i pieniądze konkurują w UE ze swoimi sojusznikami z socjalistycznej międzynarodówki finansowej - jeśli można tak to nazwać.
wymuszenie powstania wspolnego rynku. No bo przeciez wspolna waluta bez wspolnego rynku jest absurdem ekonomicznym blokojacym rozwoj gospodarki. Komisja ciezko pracowala, reformy przygotowala i w 2004 roku bylo glosowanie w Kopenhadze. Jedyny kraj, ktory zawetowal powstanie wspolnego rynku, sa wlasnie Niemcy. Mamy wiec wspolna walute bez wspolnego rynku, a wiec nieprawdopodobny, samobojczy gospodarczy idiotyzm. Co w polaczeniu z wyborem kursu wymiany DM na euro odpowiadajacej 19% dewaluacji DM oznacza katastrofe gospodarcza w Uni od czasu wprowadzenie euro wyrazajaca sie zniszczeniem przemyslu np. w takich krajach jak Francja. Ponizsza statistyka pokazujaca deficyt handlowy Francji po wprowadzeniu euro pokazuje to wrecz w dramatyczny sposob. Co do samuraja.. jako zrozumienie gospodarki jest jedna katastrofalna pomylka. Od dawna nie czytam, tym razem szereg Twoich (slusznych) wpisow zwrocil moja uwage. Na czarny krzyzyk po prawej stronie kliknac. Wprowadzenie euro 1.1.2002 Euroeinführung 1.Jan 2002 http://de.statista.com/s…
Anonymous
7. "Jeżeli przedsiębiorstwa krajowe zaspokajałyby popyt krajowy, to wtedy wydatki społeczeństwa nie znikałaby z kraju, a stanowiły dochód narodowy. Niestety wysoki poziom importu, taki jak ma miejsce w Polsce oznacza, że krajowa zdolność zasilania nie jest w stanie zaspokoić wewnętrznego popytu danego kraju. Czyli strategia gospodarcza rządu Polski powinna dążyć do poprawy zasilania w tym kraju. Innymi słowy wymagany jest rozwój przemysłu krajowego. Ale aby to zrobić rząd musiałby dokonać pewnych niepopularnych na „wolnym unijnym rynku” posunięć: stworzyć ograniczenia przywozowe, nakładać cła na towary importowane, a także rozwijać infrastrukturę służącą aktywizacji przemysłu krajowego, a nie tylko ułatwieniom w podróżach polityków pomiędzy Sejmem a miejscem zamieszkania. Warto zwrócić uwagę, że byłoby to w opozycji z koncepcją Unii Europejskiej. Czyli to warunki, jakie narzuca funkcjonowanie Polski w ramach Unii Europejskiej same w sobie są mechanizmem utrudniającym wzrost bogactwa narodowego kraju." Rzeczywiście Unia Europejska narzuciła Polsce wiele mechanizmów ograniczających wzrost bogactwa. Wśród tych mechanizmów nie ma jednak wolnego unijnego rynku. Chociażby z tego powodu, że rynek wewnątrz UE jest regulowany licznymi ograniczeniami produkcji, handlu i usług oraz dotacjami w tych sektorach. Natomiast rzeczywiście nie ma ceł i to być może jedyna korzyść z przynależności do UE. Twierdzenie, że jeśli na skutek wprowadzenia ceł kupimy krajowy lub zagraniczny towar drożej to pobudzimy krajową produkcję jest absurdem. Cła stymulują rozwój nierentownych w innych warunkach działań. Zakup towarów po zawyżonej przez cła cenie powoduje w konsekwencji, że nie kupimy innych towarów z braku pieniędzy. Taka to jest makroekonomiczna "stymulacja" produkcji poprzez politykę celną.
Anonymous
5. "Jednostka może, zachowując się ze swojego punktu widzenia, jak najbardziej logiczne, oszczędnie i rozsądne - wywrzeć zły wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa jako całości. Taką sytuację określa się mianem „błędnego założenia” (fallacy of composition). Aby zneutralizować właśnie te „błędne założenia”, to właśnie politycy powinni przede wszystkim dbać o gospodarkę narodową (makroekonomicznie)." To sedno Keynesizmu i sedno patologii współczesnej ekonomii. To szczególnie zuchwałe oszustwo. O wydawaniu pieniędzy przez polityków i urzędników, którzy czerpią korzyści z tego socjalistycznego dogmatu, zwięźle napisał Stanisław Michalkiewicz: "Milton Friedman zauważył, że wydawać pieniądze można na cztery sposoby. Pierwszy - gdy wydajemy własne pieniądze na siebie. Wydajemy oszczędnie i przede wszystkim - celowo, bo doskonale znamy własne potrzeby. Drugi - gdy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Nadal wydajemy oszczędnie, ale już nie tak celowo, bo potrzeb tego innego już tak dobrze nie znamy. Trzeci sposób - gdy wydajemy cudze pieniądze na nas samych. Wydajemy rozrzutnie - bo to cudze - ale przynajmniej celowo. I wreszcie sposób czwarty - gdy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego. Wtedy ani oszczędnie, ani celowo, zwłaszcza, gdy tych „innych” jest 38 milionów. Państwo wydaje pieniądze w sposób trzeci i czwarty - bo nigdy nie ma własnych, tylko zawsze „cudze”, czyli podatników. Najwięcej wydaje w sposób czwarty - bo około 80 procent - i to właśnie jest głównym powodem wysokich kosztów funkcjonowania państwa."
Anonymous
5. "Mikroekonomicznie myśląc, kiedy zauważamy, że produkty importowane są tańsze od krajowych, to wybieramy te tańsze. A jeżeli wszyscy myślą i robią tak samo, to oczywistą konsekwencją jest spadek sprzedaży przedsiębiorstw krajowych i ich bankructwo. Być może właśnie firma, w której Ty pracujesz zbankrutuje… A to pozbawi Ciebie wszelkich dochodów. Chcąc zaoszczędzić zarobione pieniądze – kupowaliśmy tanie, importowane produkty, a w rezultacie zbankrutował nasz pracodawca, a to pozbawiło nas źródła pieniędzy…" W XIX wieku Japonia otworzyła się na świat i jakoś nie zaobserwowano zapaści gospodarczej lecz dynamiczny rozwój. I to w czasach gdy Maynard wchodził pod stół na stojąco. Wolny wybór towarów skutkuje pobudzaniem produkcji lepszych towarów kosztem gorszych. Firmy dostają bodziec by dostosować się do potrzeb klientów a pracownicy wykonują pracę bardziej potrzebną. W przeciwnym razie produkcja jest mniej efektywna. Ma to zastosowanie zarówno na rynku wewnętrznym jak i w wymianie międzynarodowej z powodów, o których już było: aby importować musimy wymienić zarobione złotówki na inną walutę. Złotówka w konsekwencji tanieje co zwiększa popyt na polskie towary itd.
Anonymous
4. "...jeżeli dany kraj jest uzależniony od importu, to powoduje wypływ pieniędzy z tego kraju. A czym to się kończy widać na przykładzie chociażby Grecji… " Ponieważ się powtarzasz również ja powtórzę to co już wcześniej napisałem pod Twoim wpisem "Jak euro i wspólny rynek utrudniają reanimację Grecji...", a mianowicie: Grecja nie traci na wymianie bezcłowej lecz na tym, że rodzimi i unijni socjaliści regulacjami zdławili tam wolność gospodarczą a finansiści uzależnili ten kraj od kredytów, a żeby jeszcze bardziej zaburzyć mechanizmy samoregulacji zlikwidowali własną walutę. Sądzę, że mieszanką zapalną kryzysu jest połączenie kredytów z zastąpieniem rodzimej waluty przez EURO. Same kredyty spowodowałyby spadek wartości drachmy i przywrócenie stanu równowagi między importem a eksportem. Grecy nie mieli tego regulatora wartości swojej siły nabywczej, gdyby jednak nie dostali kredytów to nawet w wypadku przyjęcia EURO pojawiłby się inny regulator: pustka w portfelu. przy okazji pojawia się pytanie kto tu bardziej udaje Greka: sami Grecy udający, że ich praca warta jest rozpasanej konsumpcji czy finansiści udzielający kredytów lekką ręką. Konkluzja jest taka, że nie chodzi zgubny wpływ przyłączenia gospodarki do wolnego rynku. Zgubny wpływ ma przyłączenie do rynku regulowanego socjalistycznymi przepisami. Zgubny wpływ ma również - tak jak piszesz - wejście do strefy EURO. I wreszcie, zgubny wpływ ma zaciąganie długu dla zrównoważenia deficytu finansowego tworzonego pod pozorem pobudzania gospodarki.
Anonymous
3. "Czyjeś wydatki to dla drugiej strony dochód. Innymi słowy to Ty wybierasz, kto uzyska dochód z Twojego zakupu. Działa to także w druga stronę: bo to wydatki innych ludzi mają szansę stać się Twoim dochodem. W gospodarce narodowej, kiedy obrót zachodzi na rynku wewnętrznym, pieniądze nie znikają z tego rynku. Przeciwnie, Twoje wydatki stają się bardzo ważne, ponieważ tworzą one dochód sąsiada. A ten sąsiad może potem „zwrócić” je na Twoje konto dokonując innego zakupu. Co jest bardzo ważne, warto mieć świadomość, że przywożone z zagranicy towary i usługi stają się dochodem zagranicy. Pieniądze wydane na zakup dóbr importowanych znikają z rynku krajowego." To zabawne, że "makroekonomista" patrzy z tak mikrej perspektywy, że ma zawężone pole widzenia. Idąc tym tokiem rozumowania nie powinniśmy wydawać pieniędzy by dać zarobić komukolwiek poza potencjalnymi odbiorcami naszych usług. Powinniśmy przynajmniej ograniczyć się do miejscowości w której żyjemy i nie importować z innych części Polski towarów lepszych i tańszych niż produkuje sąsiad, który jest naszym potencjalnym klientem z większym prawdopodobieństwem niż ktoś z daleka. I pomyśleć, że miliony "ignorantów" posługują się pieniędzmi, które pozwalają nie martwić się o to. Bowiem pieniądze są towarem o uznanej powszechnie wymienności - o ile oczywiście jakiś "makroekonomista" nie ograniczy obrotu tym towarem. Dlaczego ten specyficzny towar wraca do nas z nieraz odległych rejonów i nie licząc się z istnieniem lokalnych odmian zwanych walutami patrz punkt 2.
Anonymous
2."Oczywiście z punktu widzenia mikroekonomii, z punktu widzenia gospodarstwa domowego – mając do wyboru dwa produkty, każdy wolałby wybrać ten lepszy lub tańszy. Dlatego „mikroekonomicznie” promowanie importu wydaje się korzystne. Dlatego właśnie istnieją ludzie bezkompromisowo wspierający wolny handel i zniesienie taryf. Ale już patrząc z długoterminowej perspektywy dobra całego kraju – wolny rynek i brak taryf nie zawsze są dobre i korzystne. Ponieważ import jest jednoznaczny z przeniesieniem poza granice własnego kraju miejsc pracy i dochodów." Oczywista bzdura. Importując stymulujemy eksport. Jeśli Polacy nagle zaczęliby tylko importować niczego nie eksportując to kurs złotego spadałby bo wszyscy kupowaliby obce waluty a nikt nie chciałby złotówki. Przy taniej złotówce opłacalny staje się eksport. Oczywiście próba zaprzestania importu musi doprowadzić do wzrostu kursu złotego co uczyni ten eksport nieopłacalnym. Celem nie jest rzecz jasna ani eksport ani import. Celem jest zakup towarów i usług. Opłacalne jest dokonanie tego zakupu w Polsce lub za granicą w zależności od kursu złotego. Wymiana handlowa prowadzi do ustalenia równowagi między eksportem a importem.
Anonymous
1. "Budowa w Polsce dróg czy lotnisk przez zagraniczne korporacje, ani nie przyczynia się do rozwoju przemysłu krajowego, ani nie stymuluje polskich firm do innowacyjności. Przecież wtedy krajowi podwykonawcy wynajmowani są najwyżej do najprostszych prac, bądź ich zadaniem jest zaopatrzenie placu budowy w surowce. Problemami konstrukcyjnymi, bardziej złożonymi zajmują się „rodzimi”, stali pracownicy. Do kraju pochodzenia firmy jest też transferowany zysk z inwestycji. Kraje, w których nie rozwija się przemysł krajowy, a produkcja oparta jest na firmach zagranicznych – są źródłem najtańszej siły roboczej i niczym więcej. Naród nie bogaci się." Drogi i lotniska są infrastrukturą potrzebną do funkcjonowania kraju o ile decyzja o ich powstaniu była sensowna.I te drogi czy lotniska zostają w Polsce. Tak jak efekty pracy Polaków w Anglii i Irlandii zostają tam. Polska firma w tym czasie buduje coś innego, w Polsce albo za granicą. Problem nie leży w tym, że firmy budowlane zarabiają na budowaniu. Problemem jest obarczanie polskich przedsiębiorców podatkami a zwalniania z tych obciążeń inwestorów zagranicznych. I z tego samego powodu problemem są nieformalne przywileje firm nomenklaturowych i SBeckich w dostępie do rynku oraz jednoczesny udział administracji o nieustannie czerwonych korzeniach w rzucaniu kłód pod nogi konkurencji.
Marian Konarski
w 90% Niemcy.
Do wpisu: Czy "wolny rynek" wprowadzono w interesie Polski?
Data Autor
Bezsilny demiurg
w Polsce co prawda nie istnieje, ale istnieje bardziej niż w Japonii, która ma dług publiczny sięgający ponad biliard jenów (10 bln dolarów), stanowiący 230% PKB, w Polsce tylko (bez uwzględnienia zadłużenia ZUS) 60%.... Gratulujemy Japończykom!
Do wpisu: Czym jest bogactwo narodowe - Polska jest biedna czy zasobna
Data Autor
Jak to sie bilansuje, kiedy koszt produkcji przekracza koszt zbytu (produkty rolne)? A produkty niezbywalne, ktorych nie da sie sprzedac i trzeba jakos zutylizowac, sa na + czy -. Albo np. wirtualne pieniadze, ktore przeplywaja w roznych kierunkach w sekundowych taktach?
Do wpisu: Kuracja dla polskiej gospodarki. Nad czym (nie) pracuje rząd
Data Autor
Anonymous
Jak zwykle dużo słów. Niektóre można nawet podejrzewać, że są sensowne i zapewne dlatego na koniec doprecyzowujesz, że tradycyjnie chodzi ci aby państwo trwoniło pieniądze bo od tego rozkwita. Chyba tylko absolwentów ekonomii może taka gadka przekonać, o ile uczyli się o keynesizmie a nie są w stanie się przyznać, że zdarzyło się im marnować czas na naukę socjalistycznych zabobonów.
NASZ_HENRY
i na tym się bogacę ;-)
Do wpisu: Dlaczego Niemcy chcą oszczędności, gdy południe Europy ginie
Data Autor
Anonymous
Piszesz mało konkretów o bilansie finansów. Za to jak zwykle proponujesz tonącemu w długach brzytwę zwiększenia wydatków dla stymulowania gospodarki. I tradycyjnie dla usprawiedliwienia dorzucasz z wyżyn Olimpu: "Uważam, że czystym populizmem i największym kłamstwem, jakim karmi się społeczeństwa, jest wysnuwanie analogii pomiędzy gospodarstwem domowym (mikroekonomia), a gospodarką narodową (makroekonomia)." Nie sądzę aby to stwierdzenie miało cień szansy by dorównać populizmowi i kłamstwom keynesistów ale pewne różnice między mikroekonomią a makroekonomią są. Mikroekonomia ma na celu dobro obywatela a makroekonomia mówi, że dobro państwa. Z naciskiem na słowo "mówi". W mikroekonomii oszust jest oszustem i jego miejsce jest w kryminale, a w makroekonomii jest poważnym partnerem do rozmów o interesach. Bo nie tylko jak piszesz "„W polityce międzynarodowej nie ma przyjaźni, są tylko interesy.” Tak samo w polityce krajowej: nie ma przyjaźni w ściąganiu podatków, są tylko interesy wśród których stymulowanie rozwoju gospodarczego to konfitury o najsłodszym smaku. W mikroekonomii jak chcemy pobudzić koniunkturę to odrywamy się od kanapy i bierzemy za robotę. W makroekonomii w tym celu dotuje się znajomych królika. W mikroekonomii jak bank oszukuje klientów wciągając w piramidę finansową i udziela kredyty bez pokrycia to plajtuje. W makroekonomii wynagradza się go dotacją. W mikroekonomii 2+2=4, w makroekonomii 0-2=5. Tym niemniej mimo oszustwa keynesowskiego, które zdyskredytowało makroekonomię, makroekonomia istnieje. Różni się tym od mikroekonomii czym socjologia od psychologii, bo w gruncie rzeczy w ekonomii nie o rachunki chodzi tylko o działania społeczeństw i ludzi.
samochodowy, ktorego konkurencji wbrew pozorem Niemcy sie cholernie boja. Wlosi maja ten specjalny sexy spirit, ktory Niemcy o wloskich designerow kupuja. Ale kupione jest kupione... to nie jest orginal ;). Punkto jakosci Wlosi rowniez potrafia podgonic. A wtedy przejada Niemcow. Jezeli wloski przemysl samochodowy padnie, to Niemcy odetchna.
Zasadniczo twoje rozumowanie jest ok ale zwiera jeden drobny błąd. Keynesizm w Grecji w tej chwili już nie pomoże. Owszem kraj może w niektórych sytuacjach się zadłużać by stymulować gospodarkę ale nigdy nie powinien tej strategii prowadzić przez długie lata. Optymalne zastosowanie teorii Keynesa powinno trwać kilka lat. To powinien być tylko impuls pobudzający gospodarkę który pojawia się i wygasa niezależne od tego czy pobudzenie nastąpił czy też nie. W przypadku długotrwałego zadłużania się państwa skutki negatywne są większe od pozytywnych. Następuje coraz wyższe zadłużenie i co za tym idzie obsługa długu pochłania coraz większą część budżetu co skutkuje wzrostem podatków i najczęściej wzrostem deficytu czyli kolejnym wzrostem zadłużenia. Jedyny ratunek dla Grecji w obecnej sytuacji to nie zadłużanie się w celu pobudzenia gospodarki. Grecję w tej chwili przygniata ciężar obsługo dotychczasowego długu. Grecja musi choćby najbardziej brutalnymi metodami zredukować swój dług i jednocześnie likwidując całą masę prawa ograniczającego wzrost gospodarczy. Na początek będąc greckim rządem na 20 lat zawiesiłbym limity CO2, oraz przepisy ograniczające produkcję rolną i rybołówstwo.
Do wpisu: Jak wygląda sytuacja finansowa mojego państwa - samouczek.
Data Autor
P.samuraj,czy pan jest normalny?.Aż dziw bierze,jak czytam te pańskie ekonomiczne wywody,stosowane do kraju rządzonego przez najgorszej maści zdrajców i płatnych bandytów.Niech Sz.pan zakoduje w swoim umyśle,że tu w Polsce nie ma żadnej ekonomii,jest tylko ŚWIADOME NISZCZENIE PAŃSTWA.Idze,idze człowieku,zdaj sobie sprawę,że piszesz"na Berdyczów".Pozdrawiam.
A gdzie w tym rachunku sa podatki?
Do wpisu: Jak euro i wspólny rynek utrudniają reanimację Grecji...
Data Autor
Grecja nawet z euro na karku może wyjść z kryzysu. Mechanizm jest stosunkowo prosty choć wymaga sporej odwagi. Po pierwsze. Musi ściągnąć do swojego banku centralnego ile się tylko da kruszcu i euro. Potem ogłosić bankructwo. W tym momencie jej papiery dłużne gwałtownie stracą na wartości. Problemy powinny mieć też banki które dotychczas Grecji pożyczały. Nie ma co ich żałować bo od lat pomagały nieudolnym greckim politykom oszukiwać i zadłużać się dalej. Posiadacze greckich obligacji będą się starali pozbyć ich za wszelką cenę a to pozwala skupić je za grosze. Gdyby udało się takim bankructwem wykończyć, któryś z banków wierzycieli tym lepiej. Pozostaje tylko kwestia co dalej. Samo w sobie zredukowanie długu może dać chwilę oddechu ale nie likwiduje przyczyny problemów.
Anonymous
Próbujesz zdyskredytować pojęcie wolnego rynku - jak zwykle zresztą. Trzeba zacząć od tego, że UE nie jest niestety EWG, do której wartało się przyłączyć. UE jest tworem totalnie regulującym gospodarki krajów członkowskich w interesie narodowych i biznesowych grup nacisku, o czym w ostatnich dniach mogliśmy się przekonać na przykładzie papierosów i gazu łupkowego. Na wolnym rynku takie matactwa nie mogłyby mieć miejsca: kraje członkowskie nie mogłyby ograniczyć produkcji papierosów i wydobycia gazu nawet u siebie a co dopiero u sąsiada. Pozostał tylko wspólny rynek wymiany bezcłowej i to w tym wszystkim jest korzyścią. Grecja nie traci na wymianie bezcłowej lecz na tym, że rodzimi i unijni socjaliści regulacjami zdławili tam wolność gospodarczą a finansiści uzależnili ten kraj od kredytów, a żeby jeszcze bardziej zaburzyć mechanizmy samoregulacji zlikwidowali własną walutę. Sądzę, że mieszanką zapalną kryzysu jest połączenie kredytów z zastąpieniem rodzimej waluty przez EURO. Same kredyty spowodowałyby spadek wartości drachmy i przywrócenie stanu równowagi między importem a eksportem. Grecy nie mieli tego regulatora wartości swojej siły nabywczej, gdyby jednak nie dostali kredytów to nawet w wypadku przyjęcia EURO pojawiłby się inny regulator: pustka w portfelu. przy okazji pojawia się pytanie kto tu bardziej udaje Greka: sami Grecy udający, że ich praca warta jest rozpasanej konsumpcji czy finansiści udzielający kredytów lekką ręką. Konkluzja jest taka, że nie chodzi zgubny wpływ przyłączenia gospodarki do wolnego rynku. Zgubny wpływ ma przyłączenie do rynku regulowanego socjalistycznymi przepisami. Zgubny wpływ ma również - tak jak piszesz - wejście do strefy EURO. I wreszcie, zgubny wpływ ma zaciąganie długu dla zrównoważenia deficytu finansowego tworzonego pod pozorem pobudzania gospodarki.
NASZ_HENRY
po zęby. A u nas tylko PO ;-)
Do wpisu: Fundamenty kryzysu w Zjednoczonej Europie - cz. 2.
Data Autor
Anonymous
Nie mogę się zgodzić, z Twoim ubolewaniem, że Grecy nie mogą sobie podrukować banknotów ani się oclić. Gdyby od drukowania pieniędzy przybywało wartości to najbogatszym państwem byłoby to, w którym każdy miałby swoją własną domową drukarenkę i rano sobie podrukował co nieco. Tyle oczywiście ile byłoby mu potrzeba na planowane wydatki. To samo można odnieść do strefy Euro, która stałaby się w tym mechanizmie najbogatszą krainą świata gdyby każdy rząd mógł drukować Euro na miarę potrzeb swojego kraju. Gdyby jednak Grecy mieli własną walutę – nawet równolegle do Euro – to miałoby to spore znaczenie psychologiczne. Trudno rządom obciąć pensje i inne wydatki budżetowe dwukrotnie ( a trzeba byłoby z dziesięciokrotnie) za to podwoić ilość papieru w obiegu...bezcenne. Co do ceł to wiadomo, że mogą być źródłem dla finansów państwa ale też to, że źródłem kosztownym – rujnującym gospodarkę. I mogą być bronią obosieczną. Wspólny rynek to chyba jedyna wartość jaką UE ma do zaoferowania. Na koniec piszesz: „Aby uniknąć recesji normalny kraj i przyzwoity rząd stara się powstrzymać import.” Tak robi nieprzyzwoity rząd w nienormalnym kraju. W normalnym kraju elementem suwerenności jest prawo do emisji waluty. Waluta w takim kraju ulega wahaniom kursu. Jej osłabienie w wyniku np. spadku produkcji (sezonowej czy w wyniku działania żywiołów) prowadzi do zmniejszenia importu a stwarza korzystne warunki dla eksportu. W ten sposób do recesji nie dochodzi. Recesja to problem kraju, który strawiła wojna albo rząd ręcznie steruje gospodarką.