Istnieje całkowicie mylne przekonanie, że o postęp trzeba walczyć. Czasami co gorsza walczyć zbrojnie. Komuniści w celu wywalczenia sprawiedliwości społecznej, dopuścili się ludobójstwa na wielką skalę -wymordowali miliony ludzi, torturowali ich, zamykali w łagrach. A sprawiedliwości społecznej jak dotąd nie było tak nie ma. Współcześni ekologiści w trosce o rzekomo płonącą planetę gotowi są zmykać ludzi w gettach, zakazać im korzystania ze zdobyczy cywilizacyjnych, wepchnąć ich z powrotem do jaskiń. „Nie ma powrotu do jaskiń, jest nas za dużo” napisał proroczo S.J. Lec w jednej ze swoich fraszek. Dlatego obecni globaliści planują depopulację Ziemi.
Postępu nie wdrażało się wyłącznie siłą. Pozytywiści walczyli o postęp i sprawiedliwość społeczną metodą pracy u podstaw. Różne natchnione Siłaczki uczyły wiejskie dzieci czytania i zasad higieny, a ich rodziców racjonalnego gospodarowania. Praca u podstaw, choć bardzo szlachetna w intencjach miała jednak faktycznie niewielki wpływ na poziom życia tych najbiedniejszych, a przede wszystkim nie miała najmniejszego wpływu na stosunki społeczne. Sytuację biedoty wiejskiej mogło poprawić tylko uwłaszczenie chłopów planowane przecież przez bardziej światłych ziemian. Uczenie ludu o witaminach tych witamin nikomu nie dostarczało. Ludzie z zapadłych wsi mieli zresztą głęboką wiedzę na temat własnych sposobów zdrowego, naturalnego odżywiania oraz ziołolecznictwa. Potrafili zbudować dom uprawiać rolę i hodować zwierzęta. Podobnie w skrajnie biednej wsi małopolskiej jaką była przed II Wojną Światową Ochotnica gdzie większość starszych ludzi miała ukończone co najwyżej 4 klasy przedwojennej wiejskiej szkoły każdy gospodarz sam budował dom.
Za czasów komuny, kiedy mogłam to rejestrować, doprowadzał również elektryczność i wodę. Co ciekawsze wielu rolników samodzielnie konstruowało ciągniki nadające się do pracy na stromych górskich polach. Fergusony i Zetory nie dojechałyby nawet do pola kamienistą stromą drogą, a zresztą ludzi nie było na ich kupno stać. Ktoś zbudował pierwszy taki ciągnik, a przekonani do tej nowinki sąsiedzi budowali podobne. Nie trzeba było tych ciągników reklamować, przebiły się same a teraz są perłą w Muzeum Ziemi Warmińskiej będącym własnością pana Janusza Dramińskiego. Powiem więcej- to co naprawdę dobre przebija się zawsze samo. Nie trzeba tego reklamować ani pouczać ludzi uważanych za ciemnych czy gorzej poinformowanych o zaletach postępu czy rzekomego postępu.
Poleska wieś była kiedyś uważana i raczej słusznie za obszar ciemnoty i przesądów. Większość tak zwanych „tutejszych” była niegramotna. Wieś gospodarowała niezwykle prymitywnymi metodami, mąkę mielono w żarnach, młócono cepami a w najlepszym przypadku konie zaprzężone do kieratu obracały młocarnię pożyczaną z chaty do chaty. A jednak gdy pierwsze dwory wykosztowały się na tak zwaną lokomobilę podobne lokomobile pojawiły się wszędzie na wsiach. Lokomobila był to przewoźny zespół napędowy, zawierający: kocioł parowy, maszynę parową i urządzenie transmisyjne. Na kupno lokomobili składała się często cała wieś bo jak się przekonali była tańsza w eksploatacji niż napęd koński. Nikogo nie trzeba było do tego przekonywać nikogo nie trzeba było pouczać. Obecnie sukces ekonomiczny opiera się przede wszystkim na nachalnej, kłamliwej reklamie, a rządzący uważają, że mają prawo a nawet obowiązek pouczać ciemny lud o zaletach wybranej przez nich produkcji czy ideologii. Paradoksalnie- to rządzący są na ogół ciemni jak tabaka w rogu w sprawach o których się wypowiadają a pouczani przez nich bywają wybitnymi fachowcami w swoich dziedzinach. Cóż może na przykład prawnik czy socjolog wiedzieć na temat sprawności silników samochodowych czy niebezpieczeństw związanych z ich eksploatacją. A jednak premier Morawiecki, zapewne w najlepszej wierze i w nieświadomości, reklamował samochody elektryczne jako przyszłość motoryzacji. Samochody elektryczne są drogie niewygodne w eksploatacji, a przede wszystkim niebezpieczne. Gdy elektryk się zapali można go ugasić tylko wkładając go w całości do specjalnego kontenera. Z tej przyczyny zabroniony jest wjazd elektryków na promy morskie oraz do wielu podziemnych garaży w wielkomiejskich kamienicach. Elektryki nie są bynajmniej ekologiczne gdyż utylizacja ich zużytych akumulatorów jest bardzo trudna a właściwie praktycznie niemożliwa.
Nic dziwnego, że jak donosi niemiecka prasa, w kryzysie znalazł się niemiecki rynek samochodów elektrycznych. Drastyczny spadek popytu na auta na prąd spowodował, że fabryczne parkingi, porty i salony dealerskie są pełne niesprzedanych pojazdów. Szacuje się, że nawet 100 tysięcy samochodów elektrycznych czeka na swoich nabywców. Paradoksalnie, w tym samym czasie eksport tych aut, między innymi do Polski rośnie. Nie trzeba długo myśleć żeby ustalić co to znaczy. W Polsce salony samochodowe też przecież kipią od niesprzedażnych niemieckich samochodów elektrycznych.
Dobrym przykładem sukcesu nachalnej reklamy połączonej z właściwymi znajomościami jest historia niejakiej Holmes. 19-letnia Elizabeth Holmes założyła firmę Theronos i zebrała milion dolarów na swój rewolucyjny projekt Edison czyli przenośną maszynę, która rzekomo miała analizować stan zdrowia człowieka na podstawie jednej kropli krwi. Holmes nazywano „nową Marią Skłodowską-Curie” nie zastanawiając się, jak to możliwe, że osoba, która rzuciła studia na inżynierii chemicznej po pierwszym roku, zdołała opracować przełomową technologię. Jeszcze na etapie projektu inwestorzy obsypali Holmes dolarami. Dzięki temu jej urządzenie czyli Edison było powszechnie wykorzystywane przez lekarzy oczywiście ze szkodą dla pacjentów. Długo skrywana prawda wyszła na jaw dzięki reporterowi „Wall Street Journal”. Podsumowując. Nie przesądzając kwestii dobrych czy złych intencji. Wysoką technologią, zmianami klimatu, pandemiami i szczepionkami powinni zajmować się uczciwi fachowcy. Nie sprzedajni i nie wrażliwi na opinie celebrytów. A politykom od tego wara.
"Sous quel astre, bon Dieu, faut-il que je sois né,
Pour être de fâcheux toujours assassiné!"
Postęp ma się dobrze dzięki ludziom, którzy zaspokajają potrzebę uszczęśliwiania innych za nie swoje pieniądze, a na koniec okazuje się, że uszczęśliwiają siebie. Nie bez powodu powstała broszurka Fryderyka Bastiata „Co widać, czego nie widać”. Napisał ją w 1850r., co oznacza, że wiele lat przed Kapitałem Marksa (1867r.), za to bezpośrednio po rewolucji francuskiej z 1848r.(rewolucji lutowej).
„Socjaliści, …, chętnie określają się mianem ludzi postępowych, a istnieje niebezpieczeństwo, że jeżeli będą często publicznie tak siebie nazywać, to społeczeństwo zacznie w końcu ich w ten sposób postrzegać. Postępowi! To słowo zakłada, że ci panowie widzą trochę dalej niż pospólstwo; że ich jedynym błędem jest to, że wyprzedzają swoją epokę, a jeżeli nie nadszedł jeszcze czas, by zlikwidować prywatne usługi, rzekomo pasożytnicze, to wina leży po stronie społeczeństwa, które nie nadąża za socjalizmem. Moja dusza i umysł mi podpowiadają, że prawda leży po stronie przeciwnej, i nie wiem do jakiego wieku barbarzyństwa musielibyśmy się cofnąć, by odnaleźć w tym względzie poziom wiedzy socjalistów.”
https://mises.pl/artykul/bastiat-co-widac-i-czego-nie-widac-czesc-v
@Marek Michalski
Kurka siwa, geniusz z tego gościa... "Przesadny rozwój usług publicznych, pociągając za sobą marnotrawienie zdolności i sił, zmierza do stworzenia wewnątrz społeczeństwa zgubnego pasożytnictwa. To dość osobliwe, że wiele współczesnych szkół, przypisując ten charakter wolnym i prywatnym usługom, stara się przekształcić profesje w stanowiska.".
Mmmmm....droga EZE...
Stary szaman w Afryce równikowej powiadał: Nie podchodź do krokodyla od przodu,a do jeżozwierza
od tyłu.
Zastosuj tę przestrogę do niektórych autorów i ich bogów....
Sapienti sat :-))
@Edeldreda z Ely Co wzbudziło emocje? Banalność przyczyn deficytu budżetowego koalicji Tuska?
@Edeldred.....Ma Pani na myśli Collegium Tumanum i jej absolwentów?
@Sake3
Akurat nie myślałam o nich... Ale, wie Pani, ktoś mi ostatnio opowiadał, że obserwował studentów na praktykach... Wniosek przedstawił ów ktoś na początku: "Dzisiejsza młodzież jest wyjątkowo odporna na wiedzę". Uzasadnienie: prowadząca praktyki poleciła studentom podstawić liczby do prostego wzoru... Okazało się, że jest z tym pewien problem, więc chcąc pomóc w rachunkach, zadała pytanie: ile to jest 144 minus 60. Zapytana studentka myślała, myślała, milczała... W końcu wyjęła telefon i obliczyła na kalkulatorze.
Jak to napisał Janusz Szpotański:
By mogła zapanować Równość,
trzeba wpierw wdeptać wszystkich w gówno;
by człowiek był człowieka bratem,
trzeba go wpierw przećwiczyć batem;
wszystko mu także się odbierze,
by mógł własnością gardzić szczerze.
Ubranko w paski, taczka, kilof
niezwykle życie ci umilą,
a gdy już znajdziesz się za drutem,
opuści troska cię i smutek
i radość w sercu twym zagości,
żeś do Królestwa wszedł Wolności,
gdzie wreszcie będziesz żył godziwie,
tyrając w twórczym kolektywie.
I trzeba przyznać, że eurokołchoz nieuchronnie zmierza ku opisanemu lata temu modelowi. Stąd też, jak sądzę, taka determinacja w walce o władzę i wysługiwanie się zagranicznym mocodawcom naszych "elyt" politycznych. Wszak nie chodzi tylko o tu i teraz, o możliwość dojenia kasy na wszelkie legalne i nielegalne sposoby, o ustawianie rodziny i znajomych. Chodzi także o jutro. O to, by w Królestwie Wolności znaleźć się w kaście nadzorców, dostać bat a nie taczki. I dostęp do resztek z pańskiego stołu.
I o to walczymy zajadle. Czy zaszczytne i popłatne funkcje kapo w naszym eurobaraku pełnić będą funkcjonariusze spod znaku KO czy PiS. A może jacyś inni? Choć w zasadzie nie ma to znaczenia, kto nas będzie przy naszej taczce poganiał.
Dzięki za ten panegiryk na rzecz wolnorynkowego kapitalizmu, wolnej konkurencji i własności prywatnej – w pełni podzielam ten entuzjazm dla wolności, tym bardziej że jest poparty konkretnymi przykładami z życia. Ale to za mało. Oprócz poprawnej diagnozy warto dodać też receptę: jak ten wolny rynek przywrócić, co zrobić, by o tym, co się dzieje dookoła nas, decydowali ludzie i ich przedsiębiorczość, a nie urzędnicy, którzy – jak pokazuje praktyka – wszystko prędzej czy później zduszą regulacjami i podatkami.
Jeśli ktoś serio traktuje wolny rynek, to musi przestać głosować na różne odmiany socjaldemokracji – czy to z logiem KO, PiS, PSL, Lewicy czy Razem – bo to są tylko różne smaki tego samego etatystycznego dania. Zostaje wybór ugrupowania, które faktycznie domaga się prostych, niskich podatków, deregulacji i ograniczenia biurokracji. Ugrupowania, które jako jedyne zna ASE i chce zrealizować w praktyce zasady tej szkoły ekonomicznej, tak jak to robi Milei w Argentynie. Moim zdaniem dziś w Polsce taką rolę pełni Konfederacja – jedyne realnie wolnorynkowe środowisko z szansą na poważną reprezentację: kilkadziesiąt, a przy sprzyjającej koniunkturze nawet około setki posłów w kolejnych wyborach.
Prezydent Nawrocki na pewno nie będzie przeszkadzał w wolnorynkowych reformach, więc oprócz 100 konfederatów wystarczy do nich przekonać 131 kolejnych posłów. Innego rozwiązanie nie ma.