Można wymienić kadry, naprawić instytucje, zmienić prawo. Ale jeśli fundament pozostanie ten sam — państwo zadłużające się u własnych i cudzych bankierów — to cała reszta będzie tylko kosmetyką. A fundament polskiego państwa od dekad jest zbudowany na długu.
Nie chodzi o to, że każde państwo zaciąga zobowiązania. Chodzi o to, jak to robi i komu płaci odsetki. W Polsce cały system finansów publicznych jest zaprojektowany tak, by rząd nie miał prawa finansować swoich wydatków bezpośrednio przez własny bank centralny. Zamiast tego musi pożyczać pieniądze, najczęściej od prywatnych instytucji finansowych, także zagranicznych. Efekt? Nawet w czasie prosperity co roku płacimy dziesiątki miliardów złotych samych odsetek. Nie na szkoły, szpitale czy infrastrukturę, tylko na „obsługę długu”. Aktualnie nasze zadłużenie wzrasta o jeden miliard złotych każdego dnia.
Ten mechanizm jest tak mocno wpisany w nasze prawo i traktaty, że większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że polski pieniądz powstaje głównie jako dług. Z każdą nową emisją obligacji państwo staje się klientem w globalnym systemie finansowym — klientem, który nie może odmówić, bo nie ma alternatywy.
To dlatego rząd, niezależnie od koloru politycznego, jest jak zakładnik: może obiecywać reformy, ale pierwsze, o co musi zadbać, to spłata wierzycieli. To dlatego kolejni ministrowie finansów „tną” wydatki tam, gdzie najłatwiej, na inwestycjach w ludzi, ale nigdy nie tkną budżetu na obsługę długu.
Ten model ma jeszcze jedną, mniej oczywistą konsekwencję. Skoro pieniądz powstaje jako dług, to żeby w obiegu było go więcej, trzeba zaciągnąć jeszcze więcej długu. System nie jest neutralny, on wymusza permanentne zadłużanie się. A zadłużone państwo jest podatne na naciski polityczne, bo każdy kto trzyma w ręku jego obligacje, ma realny wpływ na decyzje rządu.
Czy można inaczej? Oczywiście. Istnieją modele, w których państwo emituje część pieniądza bez konieczności płacenia odsetek prywatnym instytucjom. Istnieją mechanizmy, które pozwalają na finansowanie inwestycji publicznych bez wpychania ich w spiralę długu. Ale żeby o tym w ogóle rozmawiać, trzeba wyrwać się z doktryny „nie ma alternatywy”, bo jest, tylko nie jest korzystna dla tych, którzy na obecnym układzie zarabiają.
Naprawa państwa wymaga odwagi nie tylko w czyszczeniu instytucji z niekompetentnych kadr, ale też w zakwestionowaniu modelu, w którym polska suwerenność finansowa została oddana w zamian za iluzję stabilności.
Bo fundament z piasku można ozdobić, ale prędzej czy później się zapadnie.
Należy się spodziewać resetu systemu finansowego. Ten reset zniweluje aktywa pozostawiając zobowiązania. Ciekaw jestem które obszary Rzeczpospolitej przypadną któremu wierzycielowi. Grecję jakiś czas temu wezwano do oddania części wysp w ramach spłaty zadłużenia. Jakoś wówczas nie trafiła ta metoda transakcji na podatny grunt, ale "pierwsze koty za płoty"... Podobnie jak z zamordyzmem podczas plandemi, tak i w tym obszarze trwają prace udoskonalania metod nacisku i perswazji.
Masz rację Mrówka. Reset systemu finansowego to nie fikcja, a bardzo realne zagrożenie i to właśnie efekt budowania państwa na kredyt, bez żadnej kontroli nad kreacją pieniądza. Problem w tym, że taki reset to nie będzie czysta karta ani sprawiedliwy podział. To będzie rozbiórka naszej suwerenności i dobra narodowego, krok po kroku, bez taryfy ulgowej.
Grecja jest świetnym przykładem, jak szybko państwo może zostać zmuszone do oddania części swojego terytorium czy kluczowych aktywów w imię spłaty długów. To nie jest żaden odległy, abstrakcyjny scenariusz, to realne narzędzie polityczno-ekonomicznej dominacji, którym już dzisiaj są szantażowane słabsze państwa.
Jeśli nie wybudujemy fundamentu gospodarczego na własnym, suwerennym pieniądzu i kontroli państwa nad jego emisją, za chwilę będziemy mieli nie reset, a pełzającą kolonizację ekonomiczną. Inaczej mówiąc, sprzedajemy przyszłość Polski za chwilową iluzję dobrobytu na kredyt, który i tak ktoś kiedyś wymusi na nas do spłaty.
Więc zamiast oczekiwać „resetu” i zastanawiać się, co nam zostanie, powinniśmy walczyć już dziś o suwerenność pieniądza, by nie dopuścić do kolejnej katastrofy, która zrujnuje całe pokolenia Polaków.