Przed Polską i naszą polityką zagraniczną niełatwy rok 2016. Przestrzegam przed wieszczeniem łatwych sukcesów dla naszego kraju w najbliższych miesiącach. Przed nami trudne wyzwania. Sprostanie im będzie wielkim sukcesem i zapewne zdecyduje o przyszłości i kształcie polityki międzynarodowej Warszawy na całe lata. Ale jedno z tych wyzwań – być może największe ‒ dotyczy w równym, a może nawet w jeszcze większym stopniu, polityki wewnętrznej, a nie zewnętrznej. Chodzi oczywiście o prawdziwą inwazję uchodźców, a mówiąc ściślej imigrantów, do Europy ‒ co oznacza próby „obdarzenia” nas nimi.
Najgorszy spadek po Kopacz
Gdy chodzi o polską politykę imigracyjną, odziedziczyliśmy po ośmiu latach rządów PO-PSL prawdziwą pustynię. Mam tu na myśli zarówno strategię długoterminową: w oficjalnej rządowej wizji przyszłości Polski w najbliższych dwóch dekadach (dokument „Polska 2030”) w praktyce tego tematu nie poruszono(!), jak i bieżącą taktykę. Co gorsza, rząd Ewy Kopacz zakończył swoistą „smutę” swojego panowania katastrofalną decyzją w postaci zgody na berlińsko-brukselski dyktat dotyczący przymusowych „kwot uchodźców”. Ten swoisty „testament” rządu Platformy i ludowców w zakresie polityki imigracyjnej jest prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem. Stawia nowe władze RP w skrajnie trudnej sytuacji. Zgoda na owe kwoty i zgadzanie się na wszystko, co w kwestiach imigracji narzuca większość UE (a w praktyce Berlin z Paryżem wspierany przez państwa-adresatów największej imigracji czyli Włochy i Grecję) będzie wstępem do społeczno-kulturowo-cywilizacyjno-religijnego stopniowego samobójstwa naszego kraju, biorąc pod uwagę potencjalną skalę imigrantów kierujących się do coraz bogatszej Polski.
Z kolei dość oczywiste weto w tym obszarze popchnie nas do konfrontacji z UE jako takiej i, w sposób szczególny, z Niemcami. To rzeczywiście dramatyczny spadek, który pozostawiła Beacie Szydło jej poprzedniczka. Dowcip z początku lat 1980 mówił o pytaniu słuchacza do sławetnego Radia Erewań: „Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia?” Odpowiedź RE brzmiała: „Sytuacji w Polsce nie komentujemy”.... Rzeczywiście podjęcie decyzji w tym obszarze jest jednym z najtrudniejszych momentów nie tylko w polityce międzynarodowej nowego rządu, ale w polityce w ogóle. Radzę wykorzystać do maksimum swoiste „dobre wiatry” w postaci oporu Węgier i Słowacji, które chcą zaskarżyć decyzję październikowego szczytu UE w Brukseli, a także zmianę nastawienia nie tylko w krajach skandynawskich (referendum w Danii, decyzja Szwecji o „podzieleniu” się ponad 20 tysiącami uchodźców), bo proces ten dotyczy w praktyce całej Unii, w tym nawet prącej dotychczas do maksymalizowania liczby imigrantów Republiki Federalnej Niemiec.
Co zamiast niechcianych „kwot”?
Skoro wydaje się, że przymusowe „kwoty uchodźców” odchodzą do lamusa, trzeba zadbać, aby w praktyce nie skończyło się jak w anegdocie o Stalinie, psie i musztardzie, gdzie czworonóg z własnej woli, bez broń Boże, żadnej presji ze strony Generalissimusa objada się ową musztardą. Zamienienie kijka odgórnych, niedobrowolnych „kwot” na siekierkę pozornie dobrowolnej, ale faktycznie wymuszonej zgody na przyjęcie tej samej, a w praktyce jeszcze większej liczby imigrantów, nie jest żadnym krokiem naprzód. Przeciwnie! Merytorycznie może to oznaczać w ciągu paru lat dużo więcej imigrantów (uchodźców) niż limit, na który poprzedni rząd zgodził się przed kwartałem. W wymiarze polityki wewnętrznej będzie to danie opozycji do ręki „argumentu”, że choć PiS przeciwny był przyjmowaniu fali imigrantów z innych kontynentów do Polski, to w rzeczywistości kapitulujemy i przyjmujemy ich więcej niż ekipa PO-PSL. I mało kogo obchodzić będzie, że ta kilkukrotnie większa liczba imigrantów (uchodźców) wynikać będzie z łączenia rodzin oraz olbrzymiej reprodukcji muzułmańskich przybyszów.
Kompromis w sprawie Frontexu
Imigracja to wyzwanie „numer jeden”. „Numerem dwa” będzie, po części z tym związana, kwestia „neo-Frontexu” czyli takiego przekształcenia unijnej agencji do spraw granic zewnętrznych, aby znaleźć efektywny kompromis między wymogami rejestracji „gości” z innych kontynentów a zostawieniem w tym obszarze strategicznych decyzji państwom członkowskim ‒ zgodnie z dotychczasowym unijnym prawem ‒ a nie UE. Jasne jest dla mnie, że próby przesunięcia w tym zakresie ciężaru decyzyjnego ze strony krajów na Brukselę wynikają nie tylko z ideologicznych zapędów federalistycznych, ale w nie mniejszym stopniu z obawy, że Rzym i Ateny nie będą chciały we własnym zakresie prowadzić rzetelnej kontroli i rejestracji imigrantów, bo oznaczałoby to zbyt długie pozostawanie ich w tych krajach (procedura sprawdzania tożsamości!). Obojętnie jednak z czego wynika ta próba przesunięcia kompetencji, jest ona faktem – i wyzwaniem.
O kolejnych wyzwaniach warto i trzeba napisać za miesiąc.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (06.01.2016)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2205
"a w praktyce jeszcze większej liczby imigrantów"
w kwestionariuszu wyplenianym przez "uchodźców" deklarujących chęć osiedlenia się w Polsce
powinno być pytanie
- z ilu osób składa się najbliższa rodzina i ile z nich planuje się sprowadzić w ramach łączenia rodzin.
Pod groźba ze -nie- odpowiedzenie ( lub fałszywa deklaracja) na to pytanie skutkuje niemożliwością
ściągnięcia w przyszłości nie zadeklarowanych osób i to nieodwołalnie.
Tak wiec do tej ( spornej) KWOTY należy liczyć nie tylko tego jednego co formularz wypełnia ..
tylko wszystkie zadeklarowane osoby.
Bardzo trafne i ciekawe spostrzeżenie. Popieram!
Jeszcze jedno: Zastanawiam się dlaczego panowie posłowie milczą w kwestii zasadniczej. Polska w 2014 roku wg Eurostatu (a więc oficjalnych danych statystycznych w UE) przyjęła więcej uchodźców niż NIEMCY!!! (oczywiście głównie z Ukrainy - ponad 250 tys). Halo Panowie i Panie posłowie. Czy ktoś to poruszy na forum unijnym?