I. Kreacja symbolu
Sam już nie wiem, co w sprawie prof. Witolda Kieżuna jest bardziej obrzydliwe: czy fakt, że legendarny powstaniec i światowej sławy naukowiec okazał się TW; czy okoliczność, że do publicznej demaskacji doszło w ramach wojenki między dwoma tygodnikami; czy też to, że o współpracy profesora wiedziano od dłuższego czasu w światku dziennikarzy i historyków a mimo wszystko uznano, że ciemna prawicowa gawiedź nie zasługuje na prawdę i pewne rzeczy należy przed patriotyczną częścią opinii publicznej skrzętnie ukrywać, by nie brukać wykreowanego na jej użytek propagandowego mitu.
Od wczoraj brnę mozolnie przez kolejne pliki z upublicznionych akt TW „Tamiza” i w tyle głowy narasta mi przekonanie, że potraktowano nas jak „ciemny lud”, który „kupi” każdą błyskotkę. Jak neokolonialnych Murzynów zarządzanych przez białych mzimu, albo jeszcze lepiej – medialnych szamanów decydujących co i kiedy z tajemnej wiedzy można udostępnić profanom. Na poniedziałkowym (29.09.2014) spotkaniu w Klubie Ronina Sławomir Cenckiewicz powiedział, że o współpracy prof. Kieżuna mówił mu m.in. jeden z dziennikarzy „wSieci”. Z kolei Paweł Lisicki napisał:
„Prawdę powiedziawszy, zdecydowałem się opublikować artykuł po tym, jak usłyszałem, że wiedza o agenturalnej przeszłości profesora jest w kręgach niektórych historyków i publicystów powszechna, ale – jak tłumaczył mi to jeden znawca – lud prawicowy potrzebuje mitów oraz legend, dlatego nie należy mu zbyt wiele mówić. Skoro jest zapotrzebowanie społeczne na symbol, to trzeba się z tym pogodzić, choćby prowadziło to do sytuacji, w której wzorcem postawy patriotycznej i antykomunistycznej może być współpracownik SB.
Już po opublikowaniu artykułu doszedłem do wniosku, że tak właśnie myślano. Kilku znaczących historyków kojarzonych z prawicą przyznało, że o problemie uwikłania Kieżuna wiedziało. Uznawali widać, że inna ma być prawda dla wybrańców, a inna dla mas, które można karmić bajkami.” (wytłuszczenia moje – GG)
II. Zmowa milczenia
Nasuwa się tu kilka pytań:
1) Czy w redakcji „wSieci” wiedziano o przeszłości prof. Kieżuna, gdy wywieszano go na sztandarach jako podręczny autorytet do pacyfikowania rewizjonizmu historycznego spod znaku „zychowszczyzny”?
2) Czy wiedziano o tym w „Do Rzeczy”, gdy w tygodniku zamieszczano wywiady z prof. Kieżunem?
3) Czy wiedziano o tym w pozostałych mediach publikujących artykuły oraz inne materiały w których prof. Kieżun wypowiadał się na szereg tematów – począwszy od fachowej, krytycznej analizy transformacji
ustrojowej, a skończywszy na kwestiach patriotyczno-tożsamościowych?
Zwróćmy uwagę: Piotr Woyciechowski w Roninie wyznał, że o TW „Tamizie” dowiedział się na jesieni ubiegłego roku, mniej więcej w podobnym czasie Cenckiewicz dowiedział się o sprawie od kogoś z „wSieci”, a jeszcze w 2014 „Do Rzeczy” jak gdyby nigdy nic udostępniało swe łamy prof. Kieżunowi. Od 13 maja 2014 Woyciechowski spotyka się z prof. Kieżunem w sprawie artykułu, od końca czerwca dołącza jego opiekun naukowy, czyli Sławomir Cenckiewicz, w międzyczasie natomiast trwa w najlepsze „wojna o pamięć” między środowiskiem braci Karnowskich, a „Do Rzeczy” w której profesor Kieżun wystawiany jest przez Karnowskich na pierwszej linii frontu... Został potraktowany w cyniczny, instrumentalny sposób. Inna sprawa, że sam profesor ochoczo w to wszedł. Liczył, że nikt nie ośmieli się wyciągnąć na niego papierów? Że ma aż tak szczelną osłonę medialną? Czy dlatego stanął w pierwszym szeregu rozgrzanego do czerwoności sporu publicznego?
III. „Nasi” jak michnikowszczyzna
Sprawa profesora Kieżuna śmierdzi i to śmierdzi z każdej strony, jak by jej nie obrócić. Dotyczy to zarówno uwikłań TW „Tamizy”, jak i ośrodków opinii lansujących profesora w charakterze autorytetu od wszystkiego. Uznano, że głód symboli jest tak dojmujący, że z braku laku należy publiczności podsunąć symbol z upudrowaną skazą w życiorysie. Innymi słowy, potraktowano nas w podobny sposób jak michnikowszczyzna traktuje swoich lemingów stręcząc im różnych idoli mętnej proweniencji. To jest pogarda w czystej postaci – tam, na parnasach rozsiedli się różni guru i liderzy opinii, którzy będą dawkować nam wiedzę wedle uznania, a jeśli coś ujawnią, to tylko wtedy, gdy będzie wynikało to z wewnętrznej logiki aktualnych sporów i przepychanek.
Wygląda więc na to, że również „nasze” media należy czytać jak „Gazetę Wyborczą” - sprawdzając po trzy razy każdą informację, czytając między wierszami i przede wszystkim - badając co nam mówią, a czego według nich w żadnym wypadku mówić nam nie należy...
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
pozdr.
GG
Ani na GW się też nie przerzucę w akcie desperacji :)
Być może, jeśli się ostatecznie okaże, że "DoRzeczy" dopuściło się manipulacji w sprawie profesora Kieżuna, to zrobię wyjątek dla nich, zwłaszcza, że pisze tam red. Zychowicz, który budzi we mnie niechęć z racji swojego "Obłędu '44".
Grzybie - nie tylko Ty.
Ja też, tyle, że z ww powodów ja przestałem kupować naprawdę WSZYSTKIE - z Gazetą Polską włącznie, a byłem ich konsumentem z gatunku "heavy user".
Myli się Pan. Szans nie ma obóz w tym stanie w jakim jest teraz, ale to nie znaczy, że nie ma szans w ogóle. Zwycięstwo PiS nie zmieni systemu, ale może - nie musi - uruchomić zmiany w świadomości, ruch oddolny, który ten zdemoralizowany PiS pochłonie. Należy odróżnić propagandą defetystyczną - nie róbmy nic, siedźmy, módlmy się i czekajmy bo masoni/Ruscy/Niemcy/żydzi (zestaw endecki) knują i chcą nas w swej grze wykorzystać i cokolwiek zrobimy, zostaniemy wykorzystani, od realnego spojrzenia na rzeczywistość. Poza tym nie możemy przewidzieć wszystkich czynników, które jeszcze wejdą do gry. Dlatego wynik ostateczny nie jest przewidywalny.
Uwagi o PiS... przykre to, ale też niestety prawdziwe. Obserwuję to na szczeblu samorządowym i faktycznie jest niedobrze.
Prawda jest taka, że absolutnie każdy podlega krytyce. W zasadzie każdy może w pewnym momencie zdradzić... Absolutnie wszystkich, którym ufamy, musimy - kiedy to możliwe - sprawdzać. Nie jest to nic niezwykłego.
Piszę to wszystko nie bez pewnej dozy szyderczej przyjemności. Od dawna bowiem niepomiernie wkurza mnie fakt, że Polakom - z rozmaitych stron ideologicznych barykad - po prostu się nie chce myśleć. To, że techniki psychomanipulacji i socjotechnika działają - no cóż... po to zostały wymyślone. Ale działają zbyt łatwo!
Więc może potrzeba jeszcze kilku Kieżunów, aby "polski ciemny lud" zmienił się wreszcie w Samorządne Demokratyczne Społeczeństwo, zdolne sprawować kontrolę nad powoływaną przez siebie "władzą do". Trudno: będziemy kopani po tyłkach tak długo, aż sami nie wstaniemy, nauczywszy się wreszcie samorządności.
Na razie daleko jeszcze do tego, ale optymizmem napawa mnie fakt, że właśnie my tutaj na prawicy dostajemy dobrą szkołę pod tym względem :) i w pewnym stopniu rokujemy na prekursorów takiego społeczeństwa (nie chcę używać słowa "elita", bo mi się źle kojarzy).
Brnij zatem dalej, Grzybie, innej drogi nie ma: trzeba zgromadzić informacje i zbadać sprawę: stanowi ona dobry sprawdzian dla "naszych" dziennikarzy.
pozdr.
GG
Wiedzieli, bo ich współpracownik ostrzegał pewną instytucję społeczną z naszej strony, gdyż jako pierwszy 3 lata temu czytał akta, a związany jest z Karnowskimi. Nie mógł im nie powiedzieć. Tu musicie Państwo mi wierzyć na słowo.
A zatem - niefrasobliwość, przekonanie, że nikt nie będzie śmiał i można użyć prof. Kieżunia jako symbolu Powstania i postawy walki, jaką popieram (zychowszczznę uważam za nieszczęście, niszczenie tożsamości narodu i drogę donikąd chyba że to wykonywane zadanie) i uderzyć - słusznie - w zychowszczyznę. Tylko trzeba było załadować moździerz innym nabojem.
Gorszy wariant - to ktoś podjął taką decyzję. Zwracam uwagę, że Karnowscy nie są samodzielni, oni jedynie wykonują polecenia, które idą z góry. A zatem jaki był plan rozgrywającego, o ile istniał. żywioł też istnieje, nie można kontrolować wszystkiego itp.
O Tamizie dowiedziałem się wiosną 2013 jeśli nie wcześniej o 2-3 miesiące, na pewno przed Woyciechoskim. Dostęp do IPN uzyskałem około maja 2013 i zacząłem szukać by wyrobić sobie zdanie. żadnego Kieżuna nie znalazłem, więc myślałem, że mnie ktoś robi w konia. Jesienią, podyskusjach, wpadłem, że trzeba szukać Kieżuń. Znalazłem, ale nie od razu wszystko się wyświetliło. Zamówiłem. Jest kartoteka OCK. mniejsza teczuszka i ta najważniejsza /według sygnatur) oraz książka. Gdy zacząłem ją kartkowaść byłem zszokowany komunistycznymi pomysłami. Wiosną tego roku wreszcie dostałem najważniejszą teczkę w formie zdygitalizowanej. Sprawę odłożyłem, bo muszę wykonać swoje obecne obowiązki.
W pełni się zgadzam z oceną zychowszczyzny, to "opcja niemiecka" na prawicy, tak jak na przeciwnym biegunie jest opcja rosyjska.
pozdr.
GG
Bierecki to jednostka z ambicjami, ale on ma sztab, a gdzie jest sztab, jest wielu ludzi, a każdy może być gdzieś jeszcze podwiązany. Trzeba sprawdzić kto u niego w sztabie odpowiedzialny jest za media (chyba, ale nie jestem pewny, Orzeł ten od TV, NIE od Ronina, - sprawdzić życiorys, decyzje gdy był w TV, powiązania). To on wydaje polecenia Karnowskiemu (drugi brat niewiele rozumie z gry), a ten je przenosi dalej w dół.
To wszystko może byś żywioł i przypadek, ale może to byś też gra wielostopniowa, gdzie każdy myśli, że jest samodzielny, a nie wie lub nie chce wiedzieć, że jest tylko pionkiem w rękach pionka górnego.
pozdr.
GG
czas na dekomunizacje po prawej stronie..... pozdrówka
pozdr.
GG
W tym przypadku ma zatem znaczenie jak - co do szczegółów - przebiegała "gra" profesora i jakie były jej rzeczywiste efekty. Sam tylko fakt prowadzenia takiej gry jeszcze go nie dyskredytuje.
Red. Cenckiewicz natomiast w swoim artykule nie opublikował dokumentów, które byłyby przynajmniej sygnowane przez Kieżuna pseudonimem "Tamiza" a także takich, które mogłyby potwierdzać sugerowany przez Cenckiewicza obraz profesora Kieżuna jako kapusia wykazującego inicjatywę i dobrą wolę w kontaktach z SB (będącego - de facto - po jej stronie).
Informacje typu "Zachowała się zresztą teczka z rozpracowania Senkiera przez kontrwywiad, w której znaleźliśmy doniesienia TW Tamizy" w tej sprawie nie wystarczą.
Na koniec: już słyszę rechot Salonu, jeżeli środowisko prawicowe skoczy sobie - z powodu sprawy profesora Kieżuna - do gardeł. Trzeba nade wszystko zachować zimną krew i rozwagę w tej sprawie. To jest - jak pisałem - sprawdzian dla dziennikarzy, ale dla nas - zwykłych ludzi - także niezły trening :)
Warto by może również rozdzielić kwestię krytyki "zychowszczyzny" od oceny profesora (te sprawy - może wbrew pozorom - są niezależne).
A co warto powtarzać przy każdej okazji: tak to się właśnie dzieje w kraju, w którym lustracja nie została przeprowadzona (jedynym pod tym względem z całego postsowieckiego bloku).
pozdr.
GG
pozdr.
GG
pozdr.
GG