Dziś w południe byłem na zorganizowanym dla VIP-ów i objętym patronatem Prezydenta RP oficjalnym otwarciu nowej Cricoteki Tadeusza Kantora w Krakowie. Jak się tam znalazłem bez zaproszenia? To już tajemnica "śledczego blogera".
Na wszelki wypadek podaję do wiadomości młodych internautów, że Tadeusz Kantor to awangardowy twórca, malarz, rysownik, teoretyk sztuki, scenograf i reżyser – wybitny reformator teatru XX wieku i jedna z najważniejszych postaci życia artystycznego w Polsce, bez którego Kraków nie byłby za PRL-u „miastem na niepogodę” i swoistą oazą artystycznej wolności. Rewolucjonista współczesnego teatru, wprowadzający nas swoimi spektaklami w materialny świat historii sztuk plastycznych”.
Tadeusz kantor tak pisał w tekście Klasa Szkolna o momencie, w którym zrodziła się myśl jego wybitnego spektaklu „Umarła klasa”:
„Rok 1971 lub 72. Nad morzem. W małej mieścinie. Prawie wieś. Jedna ulica. Małe biedne parterowe domki. I jeden chyba najbiedniejszy: szkoła. Było lato i wakacje. Szkoła była pusta i opuszczona. Miała tylko jedną klasę. Można ją było oglądać przez zakurzone szyby dwu małych nędznych okien, umieszczonych nisko tuż nad trotuarem. Robiło to wrażenie, że szkoła się zapadła poniżej poziomu ulicy. Przylepiłem twarz do szyby. Bardzo długo zaglądałem w głąb ciemną i zmąconą mojej pamięci. Byłem znowu małym chłopcem, siedziałem w biednej wiejskiej klasie, w ławce pokaleczonej kozikami, poplamionymi atramentem palcami śliniąc kartki elementarza, deski podłogi miały od ciągłego szorowania głęboko wytarte słoje, bose nogi wiejskich chłopaków jakoś z tą podłogą dobrze korespondowały. Bielone ściany, tynk odpadający dołem, na ścianie czarny krzyż”.
A jeśli chcecie zrozumieć na czym polegał niepowtarzalny i ponadczasowy geniusz Tadeusza Kantora kliknijcie na pierwsze zdjęcie nad notką przedstawiające moją klasę licealną, a za chwilę na zdjęcie drugie z niezapomnianego spektaklu „Umarła klasa”.
A teraz do rzeczy.
Ponieważ dzień był piękny i przewidywałem suty poczęstunek okraszony nie mniej obfitym napitkiem postanowiłem pojechać tramwajem, czego wcale nie żałuję, bo po drodze zobaczyłem, jak zadziwiająco wypiękniało moje ukochane miasto, a szczególnie jego niegdyś obskurna prawobrzeżna wiślana strona.
Idąc od Placu Wolnica zahaczyłem o skąpany w słońcu Kazimierz, a Wisłę przekroczyłem baśniową Kładką "Bernatka", gdzie zakochani zapinają kłódki by uwiecznić swoją miłość.
Już z oddali zoczyłem niewymownie fascynującą bryłę osobliwej budowli w kształcie stołu tak ogromnego, że ukryta pod nim zabytkowa Elektrownia Podgórska zdaje się być domkiem z kart. Ów wizjonerski projekt genialnie wkomponowany w nadwiślański pejzaż tak mnie zauroczył, że mi dech zaparło i wierzcie mi, choć dużo jeździłem po świecie mało takich architektonicznych perełek widziałem. Wielofunkcyjny obiekt łączy w sobie zabytkowe zabudowania dawnej elektrowni i zawieszoną nad nią gigantyczną galerię, której spodnią stronę wyłożono wielką lustrzaną taflą odbijającą dachy przycupniętej pod nią elektrowni i kawałek krakowskiego Paryża, jakim są wiślane bulwary zbudowane jeszcze przez Jego wysokość Franciszka Józefa I z Bożej łaski cesarza Austrii, apostolskiego króla Węgier, króla Czech, Dalmacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii, Ilyrii, króla Jerozolimy etc, etc...
Uroczystość zaczęła się odtworzeniem świetnej audycji pt. „Lord Kantor” osadzonej w estetyce gier komputerowych lat 80. XX w. i scen science fiction. Wielkie brawo dla Radia Kraków, które to fascynujące słuchowisko zrealizowało.
Po tej prezentacji rozpoczęła się część artystyczna, w której wystąpili już zupełnie inni „lordowie”, czyli "elita elit", albo jak ktoś woli niepoliczeni ministrowie, marszałkowie, prezesi, dyrektorzy i inni notable, którzy przygotowali spektakl okolicznościowy pt. „Wiecznie rozgadane towarzystwo wzajemnego zachwytu nad samymi sobą”. I choć, co trzeba sprawiedliwie przyznać, jak najbardziej słusznym podziękowaniom i pochwałom nie było końca, chęć uszczknięcia czegoś dla siebie samego była tak przemożna, iż w oceanie wymienionych nazwisk zabrakło jednego, a mianowicie nazwiska Ojca owego wizjonerskiego pomysłu architektonicznego pana doktora inżyniera Stanisława Deńko, który jak widać używając słów jednego z chłopów "Indyka" Sławomira Mrożka: "musi był w szyi za słaby", żeby się w blasku reflektorów znaleźć. Ot, jeszcze jeden przykład grubiańskiego zawłaszczenia wartości intelektualnych. Na końcu poproszono na scenę "maskotki", czyli zespół aktorski teatru Cricot 2, lecz nikomu nie przyszło do głowy by tych prawdziwych twórców celebrowanego sukcesu z imienia i nazwiska przedstawić. No cóż, taka właśnie jest ta nasza Polska.
Zaś przyczynę tej przykrej wtopy pojąłem na okazjonalnym raucie. Francja elegancja i bajery na cztery fajery. Ale jak się baczniej rozejrzałem po twarzach zaproszonych gości odniosłem wrażenie, że obecnie w Polsce dostęp do kultury ma tylko jedna opcja polityczna, która sobie zastrzegła prawo wyłączności – nie ciągnę dalej tego wątku w obawie, że za dużo chlapnę. Powiem tylko, że miałem niezły ubaw, jak moi niegdysiejsi Przyjaciele z czasu zanim się opowiedziałem po niepoprawnej politycznie stronie prychali na mój widok, a w ich oczach jarzyło się nienawistne pytanie: „Jakim prawem on się tutaj znalazł!!!???”.
Do domu też wracałem tramwajem.
Aż trudno uwierzyć, ale zobaczyłem, że kilka miejsc dalej siedzi Mama mojej Przyjaciółki Ewy Janickiej – nomen omen aktorki teatru Cricot 2 Tadeusza Kantora, żony mojego kolegi Wacka, jednego z bliźniaków będących dla mnie symbolicznym ornamentem tej „trupy” teatralnej.
Podszedłem tedy do niej zaaferowany, żeby jej obwieścić, iż właśnie wracam z oficjalnego otwarcia nowej Cricoteki w imponującym obiekcie za ponad 43 miliony. A ona spojrzała na mnie smutno i wyznała z niezdarnie skrywanym żalem: „Wie Pan, nie poszłam, bo jestem trochę zła, że od lat na Wszystkich Świętych, jak idziemy na Cmentarz Rakowicki na grób Tadeusza (Kantora) widzę jaki ten grób zaniedbany, a gdyby Ewa z Wackiem i Leszkiem nie zapalili świeczek, to by tam nie zaglądnął pies z kulawą nogą.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
Dzisiaj w mieście, gdy wpadłem na kawę do „Dymu”, jedna Pani zwróciła mi na głos uwagę, że, cytuję: „była na otwarciu Cricoteki i wcale nie odniosła wrażenia, że byli tam ludzie tylko jednej opcji politycznej, jak napisałem w notce”.
Więc jej wyjaśniłem, że w tym samym dniu w Krakowie były dwa otwarcia nowej Cricoteki.
Ogłaszane w mediach „Otwarcie otwarte” bez zaproszeń - o godzinie 18-tej - dla wszystkich chętnych Krakowian by mogli podziwiać przed wyborami samorządowymi jak i dzięki komu Kraków znów się zbliżył do Europy - na którym była owa pani,
oraz,
opisane w mojej notce „Otwarcie zamknięte” za starannie wyselekcjonowanymi i uważnie sprawdzanymi przy wejściu zaproszeniami (odfajkowanie na liście) - o godzinie 12-tej – zorganizowane li tylko i wyłącznie dla tych, co w Krakowie przyznają zaszczyty i dzielą konfitury.
Czytaj także:
UMARŁA KLASA
http://salonowcy.salon24…
KRAKÓW, MOJA MIŁOŚĆ
http://salonowcy.salon24…
Szymborska, rajski ogród sztuki i komandos prawicowy
http://salonowcy.salon24…
Bal żebraczy
http://salonowcy.salon24…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6303
".......przewidywałem suty poczęstunek okraszony nie mniej obfitym napitkiem postanowiłem pojechać tramwajem,.........."
Dalej pisze Pan, że równocześnie tramwajem Pan wracał.Widocznie poczęstunek nie był okraszony napitkiem obfitym, bo gdyby był to powrót powinien nastąpić taksówką..."
---------------------------------
Odpowiadam.
Był! Był! I to jeszcze jak obfity! Ale mam zasadę, że bez zaproszenia "na krzywy ryj" nie piję.
Serdecznie pozdrawiam Panie Bolesławie!!!
-----------------------
Nie ma większej nagrody dla piszącego, jak wiadomość, że ludzie go czytają.
Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam.
----------------
Pan jeszcze przed, czy już po zebraniu kółka różańcowego?
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Wie Pan czego najbardziej się boję w PIS-ie? Ludzi, którzy kogoś kto napisze w najlepszej wierze, że czasem idzie sobie zrobić drinka mają za alkoholika. Domyślam się, że Pan pija dla kurażu wodę święconą. Czy dobrze zgaduję???
Najpierw się zmroziłem: "Dziś w południe byłem na zorganizowanym dla VIP-ów...". Sz.P. Krzysztof vipem w majchrowskim krakówku?
Drugie zdanie i uffff...... odetchnąłem: "Jak się tam znalazłem bez zaproszenia?".
W Gdańsku PO-wskie swołocze, nie zaprosiły mojego przyjaciela, fakt - rewolucjonistę i anarchistę, na odsłonięcie tablicy pamiątkowej jego własnego ojca!!!
Wot, kulturnyj narod!
Serdeczności
Spoko! Wczoraj było już widać jak na dłoni, że to towarzystwo wzajemnego zachwytu nad samymi sobą to skansen, który już prawie nikogo nie obchodzi. Jeszcze trochę cierpliwości i myślę, że damy radę.
Słonecznego weekendu życzę!