Otrzymane komantarze

Do wpisu: Zawód: rzeźnik z Ukrainy
Data Autor
Ryszard Surmacz
Straszne to. Ale trzeba powiedzieć jedną rzecz, że każdemu różne projekty robić wolno. Giedroyć był wychowany w II RP i tamtymi kategoriami myślał. Za to, że wykorzystywana jest jego doktryna, nie wolno obwiniać Giedroycia, lecz tych, którzy wyciągnęli ją i zastosowali do innej konfiguracji geopolitycznej. Jak mówi Szeremietiew, Polska doktryny wojennej nie ma, i to jest niewybaczalny błąd. Według jakiego klucza jest formowana polska armia?  Stosunek Polski do Ukrainy wynika z polityki amerykańskiej. Przykład B. Szydło, który Pan podaje, jest bardzo symptomatyczny. Ponadto ma Pan też rację, że polskie zachowania można w dużej mierze położyć na karb katolickiego wychowania.  
Do wpisu: WOŁYŃSKIE LARUM
Data Autor
Zygmunt Korus
dokładnie tak: cała TV to tylko przekaziory polskojęzyczne. Ja wywaliłem "pudło z okienkiem" dawno z mieszkania, żeby nie fundować sobie codziennej dawki indoktrynującej trucizny...  Dziękuję za wpis. Pozdrawiam.
Do wpisu: Reżim Tfuska - herr Podletza: anagram Rój Hyży
Data Autor
xena2012
Poparcie może nawet bedzie miał niezłe ,bo Merkelowa,Jouncker,Schultz białego konia dadzą mu w prezencie żeby poszedł w cholerę. Sypną nieco euro na ,,potrzeby'' zwolenników.poklepią po plecach i adios amigo.....
Zygmunt Korus
Wie Pan... nie jest powiedziane, bo często takie agenturalne ścierwa jak "Oscar" mocodawcy, jeśli zajdzie potrzeba, rzucają ludowi na pożarcie. Merkel i Putin nie są wieczni. Wystarczy, że się nieco zmieni geopolityczna polaryzacja. A to może być nawet za chwilę. Już skute lodem archiwa popuszczają - widać odwilż. Nareszcie. W każdym bądź razie jest nadzieja...
Do wpisu: Scenka z jałmużną
Data Autor
Zygmunt Korus
@ paparazzi "Bo ryba plotka to komunizm." Z uwagi na brak na klawiaturze polskich znaków diaktrycznych (ryba-płotka) fajnie wyszło, że można dojść do konkluzji: Komunizm opiera się na plotce o dobrobycie.
Zygmunt Korus
Zastanawiałem się, co przeczytam w 2. części, po słowie "krzyż"...? Teraz się wyjaśniło. Dzięki. Nie na darmo mamy nasze "Dziady", które niosą tyle rozmaitych konotacji - polskich, narodowych właśnie. Ukłony.  
Anonymous
Słuszna uwaga.
paparazzi
Panie Marku jeden taki, są rożne filozofie. Wszystkie organizacje humanitarne pożerają datki na koszty. Z tego co wiem Caritas, Polski Czerwony Krzyż maja niezły stosunek do kosztów. Sa tez organizacje ci nawet nie chcą się edytować jak pan Owsiak. W USA muszą. Dając do reki, mów co chcesz pomagasz w 100% osobie czy to takiej czy siakiej. Nie chodzi o ego, chodzi o zwykłą pomoc dla ludzi nie przystosowanych do życia. Potem jest walka polityków co dadzą wędkę dla tych ludzi a nie rybę. Bo ryba plotka to komunizm.
Teutonick
Krzyż zwykły, drewniany, przydrożny, nie z tych, które stawia się ku pamięci ofiar wypadków drogowych. Taki jakie często spotyka się na wsiach i terenach podmiejskich. Jednak znam jedynie dwa takie krzyże ustawione w samym środku blokowiska - jeden to właśnie ten, który mijam żegnając się (i dając zarazem tym sposobem świadectwo wiary wyznawanej przez tyle pokoleń moich przodków, choć marny raczej ze mnie katolik) ilekroć wyjeżdżam od siebie z osiedla do głównej drogi. Drugi, dla odmiany kamienny stoi na bliźniaczo-symetrycznie zlokalizowanym wobec mojego blokowiska względem tejże głównej drogi starym, górniczym, położonym bezpośrednio przy zlikwidowanej kopalni osiedlu, dla odmiany pozbawionym wieżowców, osiedlu, z którego wywodzi się zresztą po kądzieli część rodziny mojej małżonki. I teraz pora na refleksje, które naszły mnie już w trakcie pisania tego przydługiego nieco komentarza. Jakieś 1,5 tygodnia wcześniej w odległości już chyba jedynie kilku metrów od tego drewnianego krzyża jadąc z własną rodziną napotkaliśmy pod jeszcze innym zbiorowiskiem kontenerów (tym razem przeznaczonych dla odpadów posegregowanych) śpiącego na słońcu siedząc na wózku inwalidzkim jegomościa. Dla pewności, że faktycznie śpi, nie tylko wycofałem, ale wysiadłem i sprawdziłem, że nic poza zamroczeniem alkoholowym mu nie dolega i co nieco przesunąłem mu wózek żeby nie wystawał na ulicę. Chłop otworzył oczy i wydał z siebie jakiś dźwięk, świadczący o tym, że żyje choć niekoniecznie kontaktuje, małżonka poznała w nim lokatora któregoś z pobliskich bloków, a jako że do godziny mieliśmy szykować się do powrotu, uznaliśmy wspólnie, że wracając, jeśli zastaniemy delikwenta w tym samym miejscu, zdecydujemy co dalej. Nie zastaliśmy. Za to w kontekście ówczesnych sejmowych okupantek, zdobyliśmy się na refleksję co do tego czy tenże osobnik poparłby ów protest.Druga refleksja dotyczy niedoszłego podwiezionego i faktu, że mimo oferowanej pomocy ze strony bliźnich ostatecznie każdy z nas jest zmuszony samodzielnie dźwigać swój krzyż by na szczycie Golgoty spotkać się ze Stwórcą, w który to szczęśliwy wielu chciałoby wierzyć. Trzecia, która naszła mnie najpóźniej, a która najbardziej zahacza o abstrakcję, dotyczyć może dwóch krzyży umiejscowionych w skupiskach ludzkich po dwóch stronach trasy wielopasmowej niczym położone na dwóch biegunach organizmy ludzkie, Wenus i Mars, kobieta wywodząca swoje pochodzenie z bezpośredniego sąsiedztwa jednego z nich i facet dobrze czujący się w otoczeniu drugiego, przede wszystkim chyba ze względu na wspomnianą ilość zieleni (po latach dotarło do mnie, że lepiej mi tam gdzie mogę przynajmniej częściowo skryć się przed ciekawskimi spojrzeniami pod osłoną drzew, które swego czasu do tego stopnia umiłował mój śp. Ojciec, że podczas wspólnych spacerów potrafił przytulać się do brzóz, a nieco później wziął się za nielegalne przesadzanie drzewek z młodników na przydrożne miejskie trawniki). No i ta trasa, która ich rozdziela:)
Anonymous
Jałmużna jest jak socjal gdy dajemy ją nieznanym osobom. Trafia tam gdzie nie powinna, a do potrzebujących nie trafia. Dlatego wolę pośrednictwo instytucji charytatywnych, chociaż Caritas mnie w ub. roku odstręczył wydając pieniądze na "aplikacje na smartfony" żeby rzekomi uchodźcy mieli łatwiej. Sam też nie jestem w porządku skoro zdarzyło mi się dać piątkę małej cygance na dworcu w Warszawie. To oczywista słabość, w dodatku kosztem dziecka. Lepiej już dać pijaczkowi na klina z sympatii dla próżniaczego trybu życia i za tytułowanie "Panem inżynierem", zwłaszcza z perspektywy własnego zabiegania. Od Caritasu oczekuję więcej i zwykle się nie zawodzę. Oczywiście na Owsiaka nie dałem grosza. a w niejednoznacznych sytuacjach wolę kupić bułkę. Ciekawe jak rozstrzygają te sprawy muzułmanie - ci prawdziwi a nie migranci-okupanci - mają przykazanie o dawaniu jałmużny. Nie widziałem większej ilości żebrzących niż u nas. Sądzę, że częściej mamy w życiu do czynienia z sytuacją gdy pomoc nie ma charakteru jałmużny, ale żeby nie zlekceważyć leżącego lub upadającego. Czasem niewiele trzeba się wysilić by pomóc w potrzebie.
Teutonick
Miałem napisać krótko, że jak dawać, to w naturze (i dla uściślenia nie miało to stanowić powielenia motta życiowego żadnych czarnych panter czy innych gawłowopodobnych lokatorek), ale skoro jest okazja do wymiany słów paru, to już w trakcie pisania tego tutaj komentarza przypomniało mi się zdarzenie sprzed kilku dni. W obrębie osiedla, na którym obecnie rezyduję koczuje okresowo kilku wykolejonych (bo tak nazywam tych, których na jakimś etapie życia pogrążył nałóg, dziękując zarazem Opatrzności za każdym razem gdy ich mijam za to, że pozwoliła mi podobnego losu oszczędzić). Warunki mają znakomite: dużo zieleni, pobliski lasek z kilkoma wymarzonymi do konsumpcji pod chmurką zakątkami osłoniętymi przed wścibskim okiem przejeżdżających z rzadka chłopców-patrolowców. Umiejscowiony na osiedlu MOPS oraz niedaleki skup dopełniają obrazu wymarzonej lokalizacji, jedynie pewne oddalenie od centrum może komplikować codzienną egzystencję. Jeśli mowa zaś o fedrunku kontenerowym, to przy tejże czynności można już przyłapać nieco pełniejszym przekrój społeczny. Na osiedlu, na którym się wychowałem w śmietnikach miała w zwyczaju grzebać na ten przykład nasza była dozorczyni, bynajmniej nie wykolejona, pobierająca emeryturę i nie zaniedbywana przez rodzinę. Moja prywatna teoria jest taka, że po prostu spodziewała się tam któregoś pięknego dnia znaleźć coś wartościowego. Z wyjątkiem kilku dni zeszłego lata, kiedy korzystając z zadaszenia za jednym z kontenerów rozłożył się na jakiś czas pośród roju os i much jeden z bardziej zdesperowanych (lub po prostu wygodnickich) wykolejeńców, zazwyczaj spotykając kogoś przy śmietniku nawet przy dokładnym zlustrowaniu sylwetki, można się częstokroć pomylić co do tego czy ma się do czynienia z wyrzucającym czy wręcz przeciwnie - z wrzucającym sobie znalezione dobra na wózek czy też na garba. Parę dni temu idąc do samochodu spotkałem człowieka, który mógł stanowić jakiś etap pośredni pomiędzy wykolejonym i zwykłym poszukiwaczem. Facet szedł od strony cmentarza mimo upału w dresie, był zarośnięty (choć to chyba jeszcze żaden wyznacznik upadku, sam nie raz taki bywam:), lekko zaczerwieniony, choć chyba bardziej od słońca niż od spożytych trunków. Mijając się skrzyżowaliśmy na sekundę spojrzenia. To co go wyróżniało, to fakt, że utykał. Przemknęło mi przez głowę, że pewnie zmierza w kierunku śmietnika. Jednak gdy chwilę później mijałem go po raz drugi jadąc jedną z "prostych psychologicznych" prowadzących przez moje osiedle do głównej drogi, okazało się, że mimo bycia kulawym zdążył już przejść kawał drogi, a więc do umiejscowionego po drodze śmietnika nie zajrzał. Przypomniało mi się jak jeszcze nie tak dawno sam po wypadku kuśtykałem o kulach. Podjechałem na wstecznym. Zapytałem czy go gdzieś podwieźć. Podziękował, ale odmówił. Rzekł tylko, że krzywo stawia nogę bo go boli, co samo w sobie nie stanowiło raczej zaskoczenia. Pojechałem dalej mijając w odległości kilkunastu metrów krzyż. Koniec cz.1:)
Zygmunt Korus
Polska wieś była zaradna, wiedziała, że ziemia rodzi i żywi. W moim domu w Zagnańsku przygarnięto uciekającą rodzinę po Powstaniu Warszawskim, gdy zauważono, że zbierają na miedzy pogubione podczas zwózki zboża kłosy żyta. Po latach dowiedziałem się od babci, że piękny portret kobiecy, wiszący na ścianie w naszej wiejskiej chacie, pasujący raczej do muzeum, to jest dar wdzięczności od tych państwa za pomoc w przetrwaniu w tak dla nich wówczas ciężkim momencie życia. Kłaniam się, Pani Anno. Serdeczności!  
Zygmunt Korus
Dziękują za konkretne postawienie sprawy. Po prostu dawać. Cytuję: "Traktuję to jak wspomaganie ludzi nieprzystosowanych do tempa życia. [...] Myślę, że trzeba rozumieć to inaczej. [...]  Nie wchodzić w szczegóły, unikać rozterek moralnych." Ukłony.
Zygmunt Korus
Ciekawe studium kloszardyzmu możemy znaleźć w powieści Stefana Chwina "Złoty Pelikan". Generalnie żebrzący kreują psychodramy. Wydaje się jednak, że wdzięczność potrzebujących, którzy czyjejś pomocy doznali, winna być dla naszego serca najważniejszym imperatywem, nawet gdy czasem ktoś nas podejdzie z pełnym cynizmem. Można przecież sobie wyobrazić samego siebie nagle w roli wołającego o wsparcie. Los, jak wiemy, jest nieprzewidywalny. Dzięki za opis Pani doświadczenia. Pozdrawiam.
xena2012
Pod naszym kościołem co niedziela stał żebrak.Bardzo grzeczny , dość młody choć widać że chory,stale z jakąś książką w ręku.Niektórzy mu nawet książki dawali.Potem przestał przychodzić i wielu sądziło że nie żyje.Po pół roku spotkałam go na ulicy i opowiedział swoją historię.Żebrał bo stracił pracę chorując,a chciał mieć też fundusze na operację.Tę przeszedł pomyślnie i po rehabilitacji znalazł pracę.Nie zapomnę jego podziekowań,że w czasie kiedy żebrał od wielu wiernych i koscioła miał wsparcie i dobre slowo.
Pani Anna
No cóż, pewnie wyjdę na naiwną, ale w Polsce niemal zawsze coś daję, w Niemczech, przy tak rozwiniętym socjalu, kiedy naprawdę, co by nie powiedzieć o szwabach, o ludzi tutaj się dba i trzeba bardzo się "postarać", aby znaleźć się na dnie - już nie. Czyste sumienie jest więcej warte, niż 5 zł, nie obchodzi mnie, na co zostanie wydane. Jak dla mnie, jest pan w porządku. Tak na marginesie, może zostało mi to po moich dziadkach, gospodarzach. Z domu mojej babci nigdy, żaden gość, żaden największy nawet, jak to mówiono "dziad" nie wyszedł głodny, nawet w najgorszych czasach, choćby to była tylko kromka chleba i szklanka mleka.
paparazzi
Ja gdy widzę na skrzyżowaniu żebrzących, czasami z pieskiem lub kotkiem, w parze chłopak dziewczyna z kartka "I will work for food" daje dolarka lub dwa. Traktuje to jak wspomaganie ludzi nieprzystosowanych do tempa życia. Raz zapytałem chłopaka jak tam business leci. On mi mówi słabo bo w Vermont było lepiej. Ot taki styl lecz sa najbardziej potrzebujący co są niewidoczni. Raz w Bostonie nie dałem to miałem podle uczucie. Myślę ze trzeba rozumieć to inaczej. Ludzie są nieprzystosowani, niezaradni, leniwi a i potrzebujący zwykłego chleba.  Nie wchodzić w szczegóły, unikać rozterek moralnych. Na koniec, kiedyś kupowałem piwo ale przed wejściem widziałem starego człowieka chyba miejscowego alkoholika. Kupiłem mu duzą puszkę piwa i podarowałem. Kurcze do dziś pamiętam jego uśmiech na zoranej twarzy i oczy.
Do wpisu: DAKOWSKI, MACIEREWICZ I MASKIROWKA
Data Autor
jazgdyni
Witaj Świetne zagranie, z takim przypomnieniem i odnowieniem tematu po paru latach. I popatrzmy: - gdzie jest dzisiaj Macierewicz. Przywara nie żyje. Mirek Dakowski na szczęście nadal aktywny. Tomek Parol poszedł w biznes - poradztwo prawne. A my, przez te kolejne lata, jaki w tej sprawie postęp poczyniliśmy? ... Krótka uwaga - nie mamy zasadniczych dowodów, newralgiczne procedury zostały zaprzepaszczone. Nawet teren wypadku został przez ruskich zabetonowany. Istnieje pewien promyk światła - to nauka i metody komputerowego modelowania. Tym można bardzo dużo, z wysokim prawdopodobieństwem wyjaśnić ... tylko ... jak się chce. A czy państwo polskie chce? A może zmuszono nas byśmy nie chcieli? Jeśli komuś się wydaje, że już jesteśmy silni i suwerenni, to jest naiwnym żartownisiem. Serdeczności
Zygmunt Korus
należy poskładać zarówno pod względem dowodów materialnych jak i poszlak wg zasady dedukcji. Ponieważ nie mamy w ręku wraku i innych elementów z pobojowiska (albo wydaje nam się, że coś mamy, a to zapewne ruskie fałszywki), to pozostaje nam najzwyczajniej analiza zdarzeń, wypowiedzi, faktów, domysłów co do celu mataczeń itp, itd. Z ogromnym opóźnieniem wywalczono zaledwie wgląd do niektórych mogił, które dają już sporo podstaw do spekulacji, nie zawsze zgodnych z dotychczasowymi wykładniami (spierających się stron w śledztwie). Zwornikiem gromadzenia wszelkich informacji z Siewiernego i okołosmoleńskich jest z pewnością pan poseł AM, ale niepokoje, poparte jednak trudnymi pytaniami blogerów jemu nieprzychylnych, nie należy spychać w niebyt, gdyż tłamsi to debatę. Takie jest moje stanowisko, ponieważ Kacapom, Szwabom i staliniątkom-judeopolonistom nie wierzę, by po 10.04.2010, widząc ich zachowania (oraz korzyści, jakie odnieśli), dało się rozwiązanie tej międzynarodowej łamigłówki osiągnąć legalistycznie. Moim zdaniem musi dopiero nastąpić tąpnięcie geopolityczne, by nowy układ sił na świecie puścił farbę na temat tego, co intuicyjnie czujemy, żeby nazywać  Katyniem II.   
Do wpisu: Italia – nauczka z Polski
Data Autor
Ryszard Surmacz
Chciałbym, aby tak było, jak Pan pisze, ale w Polsce zbyt dużo praw a zbyt mało obowiązków. Nie chcę krakać, ale podobnie było przed upadkiem I RP. Możemy pocieszać się tylko tym, że w całej E. jest podobnie. 
Pacz pan ,miliony kobiet mieszka na południowo-zachodnich rubieżach i dane było surmaczowi spotkać tylko kobiety co pracowały we Włoszech jako barmanki i pacz pan jak to spasowało do notki. Surmacz ty już nawet w myślach nie ruszaj się na zwiedzanie naszego pięknego kraju to i mniej wstydu przyniesiesz swojemu siołu o trzech numerach ,co prawda droga piaszczysta ale ograniczenie szybkości jest!
Zygmunt Korus
Italia jest już bankrutem. A biedakowi najmniej szkodzi dalsza strata. Szansą dla niego jest odbicie się od dna, co Włosi, jako naród rzutki i liczny, znakomicie potrafią. Tylko muszą uciec z brukselskiego kołchozu. Już jest nad Tybrem powyżej 50% zwolenników tej planowanej ucieczki. Martwią się o swoje "dojarki" i ssawki rozmaici oligarchowie, dobrze zamaskowani. Napisałem, że Polacy powinni wyciągać mądre wnioski. Więc o Polskę po rozpadzie Unii się nie trapię. Wzrost gospodarczy bez tego gorsetu, narzucanego wolnym ludziom przez biurokratycznych kretynów socjotechnicznych, czeka nas wówczas skokowy. Hasło winno brzmieć: tylko stawianie - przy dużych państwach - na popyt wewnętrzny, daje rozwój gospodarczy kraju! Pieprzenie, że eksport za wszelką cenę! (dla drugiego zabójczy import) - to mydlenie ludziom oczu. Dlatego o wzroście wsobnej ekonomii od dziesiątków lat cisza. Nie daje Wam to do myślenia? Polak nagle nie umie zrobić śrubki czy łożyska, nawet wideł - ale kupi je, bo musi - pięknie zapakowane w celofan, po cenie jednostkowej niby do przyjęcia, ale po zsumowaniu zapotrzebowania - kosmicznej. Ale będzie cicho siedział i potulnie słuchał jak mu cwani gęgacze z trybun perorują o eksporcie - przy nędzy przemysłowego otoczenia (świadomie zdewastowanego przez ideologów-kombinatorów), chyba tylko świeżego powietrza... Ale eksport polski rośnie i rośnie, tylko wokół świat się wali. Statystyki się zgadzają, ale pod ich fałszywą podszewkę nikt nie zagląda. I to by było na tyle.
Zygmunt Korus
We Włoszech młodzi ludzie nie korzystają z wakacji tak jak Polacy - tylko w granatowych spodniach i spódniczkach oraz białych koszulach i bluzkach od rana do zmroku zasuwają na różnych, zazwyczaj odpowiedzialnych stanowiskach, bo to kraj turystyczny i zarabiać w sezonie na chleb trzeba. A to Polki właśnie słyną na świecie z tego, że najbardziej kwoczą nad swoimi pisklętami-pociechami (dane z kolonii, szkół językowych, obozów dla dzieci etc; broń Boże nie wolno dawać telefonów kontaktowych do organizatorów, bo mamuśki zamęczą...). Staczanie się Italii to wynik brukselskiego gorsetu - biurokratycznego zespołu ogłupiających dyrektyw, które altruistyczni Włosi sprowadzili na siebie wymyślając Unię na swoją zgubę, praktycznie dla dominacji w Europie Berlina. A potem już była tylko równia pochyła. Dla Polski też - od 2004 roku. Więcej nam zaszkodzono/wyłudzono/ukradziono, niżeśmy zyskali.
" Italia - co pewnie wielu Polaków czuje - jest najwłaściwszym punktem odniesienia dla nas. Brać co dobre, a unikać raf. " -------------------------------------------------------------------- Szanowny Panie Korus, Italia jest na najlepszej drodze do bankructwa. Padna Wlochy, padnie euro ( strefa euro ), padnie strefa euro, rozsypie sie UE i co wtedy stanie sie z Polska ??? Chetnie przeczytam Pana odpowiedz. Pozdrawiam zyczac przyjemnego dnia Anakonda.
Zygmunt Korus
O Italii i jej mieszkańcach, a także przemianach na gorsze po wejściu tego kraju do Unii (i runięciu w dół po przyjęciu euro) mógłbym gadać bez przerwy przez tydzień, ale pisać mi się zwyczajnie nie chce. Zwykłe lenistwo. Wiem jedno: Polacy mają mieć świadomość, że przed nami droga odwrotna: ku słońcu (bo zmienia się nad Wisłą klimat na cieplejszy, a i u nas gleba lepsza i samo niebo plony podlewa) i prospericie (bo nasz kraj terytorialnie większy, w dodatku z surowcami). Jak Włosi beznadziejnie się staczali, tak my mamy stanąć szybko tam (na wysokości), skąd oni runęli w dół. Jest to możliwe nawet za pół roku. Tylko rządzący muszą mieć tego świadomość i naprawdę chcieć. A nie udawać. Pan premier Morawiecki chyba to wie i ma takie zamiary. Bacznie go obserwuję. Z nadzieją. Italia - co pewnie wielu Polaków czuje - jest najwłaściwszym punktem odniesienia dla nas. Brać co dobre, a unikać raf. Tyle i aż tyle. Inne kraje i wzorce stamtąd oraz ichnie błędy olewać. Polacy i Włosi to dwie nacje tak charakterologicznie podobne, że nawet węch tu niepotrzebny, by się po samym zapachu skumać. Kto głębiej dotknął Italii, ten podzieli moje zdanie. Jedno jabłko z dwu niby różnych połówek. Dla obu nacji smaczne.