Otrzymane komantarze

Do wpisu: Zadziwia mnie frajerstwo lekarzy
Data Autor
NASZ_HENRY
lekarze nie są osamotnieni ;-)
Krzysztof Pasierbiewicz
Drogi Panie Ryszardzie, Pisze Pan w komentarzu: "Panie Krzysztofie, Polacy nawet nie wiedzą co się w tej chwili dzieje w tzw. Służbie Zdrowia. Podam Panu tylko dwie informacje o których się nie mówi: - żeby zostać pełnoprawnym lekarzem trzeba mieć specjalizację. Specjalizację zdobywa się będąc tzw. „rezydentem” w szpitalu, tzn. pracuje się w szpitalu, pensje płaci Ministerstwo Zdrowia z pieniędzy pochodzących z Funduszu Pracy. Co roku w Polsce specjalizację w Polsce robiło około 4 tysiące lekarzy. W tym roku Ministerstwo Zdrowia, jak na razie, przeznaczyło na ten cel środki dla 444. „rezydentów”, tłumaczą się oczywiście brakiem pieniędzy..." Odpowiadam: Część Polaków faktycznie nie wie tego, o czym Pan pisze. Ale to jeszcze pół biedy. Najagorsze jest to, że nie mniejsza część tego nie chce wiedzieć, bo się dali nabrać Michnikowi na strzaszenie PISem i Jarosławem Kaczyńskim. Dalej Pan pisze: "- od momentu wejścia do UE około 10 tys. lekarzy wyjechało do pracy za granicę Jak długo trzeba czekać na wizytę u specjalisty nie będę pisał, to wiemy. Sytuacja staje się dramatyczna, zwijają Polskę totalnie...". Odpowiadam: Nie mogę Panu odpowiedzieć na to, bo musiałbym użyć słów, które nie przystoją szarmanckiej formule mojego blogu. Ale proszę się nie martwić. Polacy już niedługo się przebudzą. Teraz tym draniom się jeszcze pod przykrywką Euro 2012. Potem będą wakacje. Ale od września zaczną się dla Tuska schody. I to takie strome, że sobie połamie zęby. Bo oszwabione przez rząd grupy zawodowe już czekają w kolejce. I kończy Pan komentarz słowami: "Zapraszam, któregoś dnia na kawę, porozmawiamy. Goool, Jak na razie Włosi prowadzą 2:0 z Niemcami, to dzisiaj jedyna dobra informacja, dlatego przerywam i cieszę się ze wszystkimi Polakami i całą Europą. Odpowiadam: No widzi Pan. A jednak nie wszystko się układa po myśli europejskiego lewactwa. Parę miesięcy wstecz Francuzi pokazali koleżce Donalda Sarkozy'emu gest Kozakiewicza. Putin też nie zbije interesu na Euro 2012. A przed chwilą Włosi dali do wiwatu pani kanclerz Merkel. Tusk ma przechlapane. Bo któż go teraz poklepie po plecach??? A zaproszenie na kawę oczywiście przyjmuję. Bo jest o czym pogadać! Chyba na jednej kawie się nie skończy. Pozdrawiam jak zawsze serdecznie, Krzysztof Pasiuerbiewicz
niemiec
że Niemcy przegrali 1:2 .... wyjadą i nie zostawią w Polsce już ani jednego centa a była ich pokaźna liczba.
Ryszard Kapuściński
Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Calibri","sans-serif"; mso-bidi-font-family:"Times New Roman";} Panie Krzysztofie, Polacy nawet nie wiedzą co się w tej chwili dzieje w tzw. Służbie Zdrowia. Podam Panu tylko dwie informacje o których się nie mówi: - żeby zostać pełnoprawnym lekarzem trzeba mieć specjalizację. Specjalizację zdobywa się będąc tzw. „rezydentem” w szpitalu, tzn. pracuje się w szpitalu, pensje płaci Ministerstwo Zdrowia z pieniędzy pochodzących z Funduszu Pracy. Co roku w Polsce specjalizację w Polsce robiło około 4 tysiące lekarzy. W tym roku Ministerstwo Zdrowia, jak na razie, przeznaczyło na ten cel środki dla 444. „rezydentów”, tłumaczą się oczywiście brakiem pieniędzy. - od momentu wejścia do UE około 10 tys. lekarzy wyjechało do pracy za granicę Jak długo trzeba czekać na wizytę u specjalisty nie będę pisał, to wiemy. Sytuacja staje się dramatyczna, zwijają Polskę totalnie. Zapraszam, któregoś dnia na kawę, porozmawiamy. Goool, Jak na razie Włosi prowadzą 2:0 z Niemcami, to dzisiaj jedyna dobra informacja, dlatego przerywam i cieszę się ze wszystkimi Polakami i całą Europą. Pozdrawiam, Ryszard Kapuściński  
Do wpisu: Odczepcie się teraz od Dody !!!
Data Autor
Gdyby ta "artystka" o tym wiedziała, ma Pan w Krakowie , no, powiedzmy, "ścisły post"! Ale poza tym - jest między nami wszystko na piątkę! Za te serdeczne - baaardzo dziękuję. Moje były też serdeczne, tylko trochę przekorne!
Krzysztof Pasierbiewicz
Już sam tytuł Pańskiego komentarza zaświadcza, że właściwie Pan odebrał przekaz mojej notki. Jest lato i żeby nie zwariować trzeba od od czasu do czasu odłożyć tony martyrologiczno-cierpiętnicze na półkę. W notce pt. Awans społeczny bis" pisałem: "Trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla uczciwych dziennikarzy. I należy zapomnieć o dumnej zasadzie nie zniżania się do poziomu przeciwnika, bo w ten sposób zostawiamy drugiej stronie monopol na bezkarność i jedynie słuszną rację. Samą dumą nigdy się nie wygra. Trzeba uaktywnić błyskotliwych dziennikarzy i dowcipnych satyryków, a także pisarzy. Odpowiednio wycelowana drwina daje częstokroć więcej niż długie, poważne wywody, szczególnie teraz, gdy młodzież prawie nic nie czyta. Trzeba odkłamać zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków (oszołomionych upadkiem komuny i wchodzeniem do Europy) toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemniactwo; normy etyczne to atak na wolności demokratyczne; skromność to nieudaczność; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm; „PIS to obciach; Jarosław Kaczyński to chodząca nienawiść i tak dalej. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość. Wiem to z obserwacji swoich studentów. Myślę że warto się nad tym zastanowić. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz 
Krzysztof Pasierbiewicz
Szanowna Pani / Szanowny Panie, Panią Szamankę znam z jej wspaniałych komentarzy i dlatego jestem Pewien, że się nie poczuła obrażoną. A Pani / Panu mogę tylko powiedzieć, że Oscar Wilde kiedyś powiedział, iż największym nieszczęściem, jakie może spotkać człowieka jest brak poczucia humoru. Najserdeczniej Panią / Pana pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Wie Pani dobrze, że Doda jest tylko tłem głównego przekazu mojej notki. Dziękuję za przekorne pozdrowienia, a z mojej strony przesyłam najserdeczniejsze, prosto z serca, Krzysztof Pasierbiewicz
Cóż...Ma Pan dużo racji Panie profesorze, choć zestawienie przez Pana (w komentarzu do wpisu) Dody z Frankiem Sinatrą uznać można za spore nadużycie. Doda jest w dużej mierze wytworem własnej fantazji i szeroko pojętych mass mediów. Jest osobą, która od początku miała na siebie pomysł, a jej bezkompromisowa i niekiedy wulgarna postawa, stała się pożywką dla wszelkiego rodzaju tabloidów. A Pan Sinatra...nie był kryształowym człowiekiem, ale na swoją pozycję pracował latami. I to głównie talent, a nie jego "medialna prezencja" zadecydowały o późniejszym sukcesie. Jeśli zaś chodzi o sam tekst. W mojej ocenie Doda wraz z całym swoim wizerunkiem odzwierciedla pewien poziom intelektualny naszego społeczeństwa. Postrzegam ją bowiem jako wyrafinowaną bizneswoman, która potrafi wykorzystywać ogólne tendencje. Obserwuje publiczność i wie jakie są jej potrzeby. Potrafi dać to czego się od niej oczekuje – rozrywkę, kontrowersję. W obecnych czasach nie jest to zresztą aż tak trudnym zadaniem. Żyjemy w świecie, w którym sensacyjne doniesienia sprzedają się najlepiej. Media karmią nas kolejnymi newsami, które choć przez moment zajmują naszą uwagę. Doda wykorzystuje taki stan rzeczy do własnych potrzeb. Czy świadczy to o naszej głupocie? W jakimś stopniu na pewno. Choć dla wielu to postawa Dody uznawana jest za wyznacznik normalności.
Ale to nie znaczy, iż ja się dam przekonać, że "dodowanie" zakończy się jakimś wynikiem na plus! Ja mam jeszcze tyle do poznania, czasu zabraknie. Gdyby ona była Beatles, nawet dziś, nie w moim dzieciństwie, pewnie byłabym na kolanach! Ale ona chyba nie jest, co? A Sinatra... Śpiewanie, owszem. I tylko śpiewanie! Pozdrawiam przekornie! S.
nie mam w domu telewizora, nie wiem jak wyglada pani Doda, teraz juz wiem, ze mam sie tego wstydzic, do poprzedniego tygodnia nie slyszalem o panu Figurskim, o panu Wojewodzkim tez wiem bardzo malo, nie wiem czy pani Szamanka udaje, mysle, ze nie, moze Pan ja zna i wie, ze jest klamczucha, ale obawiam sie, ze majac znikome przeslanki obrazil ja Pan, smutne to
Krzysztof Pasierbiewicz
Pisze Pani w komentarzu: "Panie Krzysztofie! Ale już półuśmieszek musi mi Pan wybaczyć. I to ze mnie! Bo ja nawet nie wiem,jak taka Doda wygląda, Więc, czy ja jestem z tego powodu zaścianek, ciemnota i obciach?...". Odpowiadam: Nie, to nie jest ani zaścianek, ani ciemnota, ani obciach. Ale ktoś, kto nie wie, lub co gorsza udaje, że nie wie, jak wygląda Doda, to tak jakby w latach siedemdziesiątych ktoś mówił, że nie wie kim jest Frank Sinatra.  Dlatego bie wierzę, że Pani nie wie. Ale rozumiem przekorę kobiecą. Pamiętam, że moja mama, za co mi strasznie podpadła, nienawidziła Beatlesów bo nosili długie włosy.. Pozdrawiam Panią jak zawsze ciepło i serdecznie, Krzysztof Pasierrbiewicz
Panie Krzysztofie! Ale już półuśmieszek musi mi Pan wybaczyć. I to ze mnie! Bo ja nawet nie wiem,jak taka Doda wygląda, Więc, czy ja jestem z tego powodu zaścianek, ciemnota i obciach? I czy muszę koniecznie się dokształcić? Wynika bowiem, z tego, że ominęła mnie epidemia zamiany mózgu na kiełbaski grillowe. Takich ludzi częściej boli głowa, niż brzuch! A taki obrót spraw uznaję za pozytywny! Pozdrawiam Pana!
Krzysztof Pasierbiewicz
Bardzo mi miło, że się Pan ze mną zgadza. Ale chyba się Pan ze mną również zgodzi, iż to wcale nie jest do smiechu. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
"to nie panią Dodę należało postawić przed sądem, lecz „reformatorów” życia publicznego, którzy poprzeczkę intelektualną Polaków zniżyli ostatnimi laty do granicy debilnego absolutu," Zgadzam się z tym w pełni.
Do wpisu: Nowy Rektor AGH i pewien szczęśliwy przesąd
Data Autor
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję i gorąco pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
No to odpowiadam, ale tak zawiła ta aluzja, że nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Serdecznosci Panie Krzysztofie.
Do wpisu: A jednak miał rację śp. profesor Jan Tadeusz Stanisławski !
Data Autor
Krzysztof Pasierbiewicz
Jeśli by było tak jak Pan mówi to już tylko można się pochlastać. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Też Panią / Pana serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
:-))))) Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Oisze Pan między innymi: "Wracajac do meczow kiedys wiedzialem ze jest wygrana, remis, porazka. Teraz dowiaduje sie ze jest wygrany remis, porazka z moralnym zwyciestwem :):):) coz, dostaje czasem BULU glowy sluchajac dzisiejszych wiadomosci...". Odpowiadam: Odpowiem Panu fragmentem z mojej powieści pt. „Magia namiętności”, którą w zeszłym roku wydały „ARCANA”. Zaznaczam, że powieść oparta jest na wydarzeniach autentycznych. W latach siedemdziesiątych piękna Polka wyjeżdża z belgijskim dyplomatą do Brazylii gdzie się zderza z etosem pozytywnego myślenia i poprawności politycznej, cytuję: Wczesnym rankiem Bernard jak zwykle pojechał do Ambasady. Ewa kończyła z dzieciakami śniadanie w ogrodowym patio. – Bom Dia! – rozległo się chóralne powitanie. Do ogrodu wchodziła właśnie grupa czarnoskórych mężczyzn, taszczących ogrodowe narzędzia. – To nasi ogrodnicy – wyjaśniła Lusesita, kalecząc angielski. – Pedro zajmuje się sprawdzaniem, czy do basenu nie wlazły nocą jakieś gady, a także wyławianiem liści – wskazała najwyższego, z długą tyczką w dłoni. – Jesus pielęgnuje trawy niskie – poklepała po plecach kurdupla z sekatorem. – Palladino podcina trawy wysokie – spojrzała w kierunku wspartego o drabinę wyrośniętego chudzielca. – Diego zajmuje się kwiatami – uśmiechnęła się do rubasznego grubasa. – A Mario.... – Dosyć! Już dosyć! Bo i tak nie spamiętam – złapała się za głowę Ewa. Słońce wspinało się coraz wyżej i zaczynało się robić upalnie. Dryblas coś meldował po portugalsku. – O co chodzi? – zapytała Ewa. – Pedro mówi, że przeglądnął basen i można się kąpać. – Huraaa! – uradowały się dzieci. – Proszę nie wchodzić beze mnie do wody! – napomniała Ewa. – Jak tylko się przebiorę, poływamy razem. Pływała do utraty sił, nie spuszczając oka z dzieci. W końcu znudzona monotonnym pokonywaniem basenu wte i wewte, przysiadła na brzegu, przyglądając się rozbawionym brzdącom. Nie była do końca pewna, czy Pedro wystarczająco spenetrował basen. – Chryste! Ale nuda! – westchnęła, i znów wskoczyła do wody. Próbowała się opalać, lecz słońce prażyło zbyt mocno. Znowu dała nurka. Pływam jak foka w zoo – pomyślała ze złością. – Hello! Hello! Good morning! – piały, szczerząc zęby sąsiadki, żony dyplomatów, które, zgodnie z obietnicą, przyszły pograć w kometkę. – Good morning Mary! Good morning Kate! – ucieszyła się gospodyni. – Jak się czujesz? – zapytały chórem. – Strasznie mi się nudzi – wyznała szczerze Ewa. – A wy? – Wspaniale! – zaszczebiotała Mary. – Fantastycznie! – zapiszczała infantylnym głosikiem Kate. Nestor przyniósł rakietki i rozciągnął siatkę w zacienionej części ogrodu. – Piękny dzień! Nieprawdaż? – spytały sąsiadki chórem. – Tak, ale straszny upał! – zgasiła je Ewa. Boisko było gotowe do gry. Sąsiadki grały przeciw pani domu. Mary zaserwowała tak beznadziejnie, że lotka ledwie, co przeleciała za siatkę. – Wow!!! Ależ fantastyczne uderzenie! – zapiała z podziwu Kate. – Jeśli to był dobry serw, to ja jestem mistrzynią Wimbledonu – pomyślała Ewa. Po serwisie pani domu, lotkę odbiła pokracznie Kate. – Wow!!! Super!!! Cóż za fenomenalny return! – zachwyciła się Mary. No nie! Odbiła jak ostatnia łajza, a tamta ją chwali! Po krótkiej wymianie Kate wpakowała lotkę w siatkę. – Prawie idealnie! Cudowne zagranie! – Mary znowu chwaliła partnerkę. To chyba jakieś kretynki!, mruknęła do siebie pod nosem Ewa i celowo zepsuła serwis. – Wow!!! Kapitalnie!!! Prawie as! – wykrzyknęły chórem sąsiadki. Gdy po raz któryś z rzędu, po ewidentnym błędzie, zapiały z zachwytu, Ewę ogarnęła furia. Jak jeszcze raz wpadną w podziw po jakimś szmatławym zagraniu, to mnie krew zaleje i powiem tym dziumdziom, co o nich myślę! – przygryzła ze złości wargi. Kate wywaliła lotkę na dwumetrowy aut. – Ależ cudowne zagranie po linii!!! Prawie boisko! – cmoknęła z uznaniem Mary. Ewa nie wytrzymała: – Jak to fenomenalne? Przecież to był ewidentny aut! Sąsiadki spojrzały wymownie po sobie, zgorszone jej reakcją. – Ewa! No, może był aut! Ale jakie uderzenie! Pamiętaj! Zawsze trzeba myśleć pozytywnie! – tłumaczyły jedna przez drugą. Nie wiem! Być może przesadzam! Ale to jakieś kompletne przygłupy – pomyślała Ewa, składając się do serwisu. Grały jeszcze z dziesięć minut i w tym czasie padło więcej pochwał, wyrazów podziwu, uznania, olśnienia i fascynacji niż na wimbledonie. – Fantastycznie sobie pograłyśmy, nieprawdaż?! – uznały zgodnie rozanielone sąsiadki, odsłaniając zęby w hollywoodzkim uśmiechu. Ewa zbyła je milczeniem, pomyślawszy skrycie: Jeśli mam z nimi grywać, co rano, to chyba poproszę Bernarda by mi kupił bilet powrotny do Polski. – Bay, bay, darling! Jutro znów zagramy! – trajkotały na odchodnym..., koniec cytatu. Tak było w Brazylii w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. A teraz den debilizm przywędrował do Polski. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Do wpisu: Dwóch największych przegranych na Euro 2012
Data Autor
Krzysztof Pasierbiewicz
Pisze Pani / Pan w komentarzu: "Bzdury Czegoś równie bezsensownego już dawno nie czytałem. Nasza reprezentacja grała po prostu fatalnie i nawet każdy laik to widział. Puenta o Putinie i Tusku godna piewcy J. Kaczyńskiego idącego przez życie z klapkami na oczach. W jęzku potocznym taki toś nazywany jest lemingiem i z Pana jest leming wręcz modelowy...". Odpowiadam: Oj! Widzę, ża  się nam na Niezależną zapędził jakiś przedstawiciel salonu III RP. Pozwoli Pan / Pani, że określę bliżej kogo Pani / Pan Reprezentuje. Salon III RP to obiekt kultowego uwielbienia ortodoksów Platformy.   A tak między nami Polakami, grono dętych kabotynów zmutowane z popłuczyn komuszej wierchuszki w okresie gruntownej przepierki polskich mózgów nazwanym patetyczne Trzecią Rzeczypospolitą.   Ów z pozoru spolegliwy gatunek rodzaju Homo Sovieticus na  pierwszy rzut oka zdaje się być nad wyraz przyjazny naturze. Lecz, jak nie daj Boże usłyszy nazwisko Jarosław Kaczyński wybałusza gały, krztusi się, złorzeczy, bluzga obelgami, prycha, warczy, szczerzy kły i tocząc pianę kąsa, co i gdzie popadnie.      Rzucająca się w oczy cofka umysłowa tej nowofalowej „elity” stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja od małpy człekokształtnej postępuje do dzisiaj w trendzie rozwojowym.   Nie znane dotąd nauce odwrócenie tego trendu wynika w tym przypadku z ślepej uległości wobec generowanego przez Michnika ciśnienia mutacyjnego tak zwanej „poprawności salonowej”. W efekcie, bezkrytyczna wiara w złote myśli redaktora z Czerskiej pozbawiła na amen to zabawne bractwo zdolności trzeźwego myślenia.      Salon III RP odnalazł nad Wisłą nader mu przyjazne środowisko powszechnego omamienia wizją wiecznie zielonej wyspy. W tej ekologicznej niszy masowego zidiocenia salon poczuł się na tyle swojsko, iż zaczął z niepojętym dla nauki powodzeniem ewoluować do tyłu, mówiąc jaśniej od form mózgu resztkowego do bliskiej debilnego absolutu postaci całkowicie odmóżdżonej.   A niezbite dowody na odkorowanie salonowych „elit” to kłapanie na okrągło, że jest cudnie, dziecięca ufność w zapewnienia Jacka Rostowskiego, że Polskę ominie kryzys, a także infantylna wiara w cuda, jakie obiecywał Premier. Przysłowiową „kropkę nad i” postawiła ufność w dobrą wolę Rosji w sprawie wyjaśnienia śledztwa smoleńskiego.   Ta tragikomiczna inwolucja w pierwszym rzucie ogarnęła egzotyczną menażerię pań profesorowych, ministrowych, mecenasowych, doktorowych... et consortes, a także kurzo-mózgie flamy nadwiślańskich biznesmenów. I nie długo trzeba było czekać by ich śladem podążyli ich partnerzy, którzy zawsze wiedzą lepiej (ang. ego trip).   Salon III RP żywi się przeświadczeniem o własnej doskonałości, bezgranicznym uwielbieniem generalissimusa Tuska, polityką miłości, tańcami na lodzie i „Szkłem Kontaktowym” nazywanym pieszczotliwie  „szkiełkiem”.   Wzorem wiecznie naćpanych niedźwiadków Coala, pogrążona w permanentnym błogostanie populacja salonowa wegetuje podług niezmiennego od lat biorytmu: „ranna kupa – południowa kawa w mieście – papu – szkiełko – siusiu – lulu”. Do szczęścia zaś starcza jej przeświadczenie, że „zawsze wie lepiej”.   Nie wierzy w nic poza tym, co głosi Adam Michnik i robi tylko to, co Adam Michnik nakazuje, a z otoczeniem komunikuje się za pomocą gładko przyswajalnych frazesów wyczytanych w „Gazecie Wyborczej”. Dlatego też, w politycznych rozmowach przerywa chamsko w pół zdania bo się boi, że zapomni. Na co dzień trzyma się kodeksu Palikota, który jej służy za biblię.   „Autorytety” salonu III RP – o ironio! – zwane „moralnymi”, podobnie jak nigdy niczym nie zrażeni domokrążcy od Świadków Jehowy, niestrudzenie się włóczą po tak zwanych mediach mainstreamowych mędząc upierdliwie, że już czas najwyższy by wrosłą w polską duszę dewizę „BÓG, HONOR i OJCZYZNA podmienić rymującym się sloganem „TUSK, WIERNOPODDAŃSTWO i UEROPAŃSZCZYZNA”.        Modelowy salonowiec ubiera się wyłącznie w najdroższych butikach, co zwykle skutkuje wrażeniem jakby nie miał lustra w domu.     Rutynowo grywa w golfa żeby zaszpanować wysokością składki przed takimi samymi jak on kretynami. I choć z trudem odróżnia drivera od cepa, pozbawiony poczucia obciachu, za odpowiednią opłatą startuje we wszystkich turniejach.   W salonowym towarzystwie dobrze widziany jest rodowodowy pies rasowy, wszystko jedno jaki - byle drogi. W dobrym tonie jest również służąca, najchętniej podupadła księżna lub hrabina z Ukrainy.   Od czasu do czasu Salon III RP zbiera się na tarle w miejscach „elitarnych”, gdzie się chełpi ilością hotelowych gwiazdek na wyspach skąd właśnie powrócił, obfitością kafelków Versace w domowej łazience i mocą silników świeżo zakupionych audic i beemek.   W modzie są również ekskluzywne „babskie party”, czyli spędy co znaczniejszych snobek w mieście, gdzie w straszliwym harmidrze i aurze spowitej dymem z drogich papierosów, wszystkie mówią na raz, przy czym żadna żadnej kompletnie nie słucha.   Przynajmniej raz w roku salon bywa na wystawnych balach nazywanych charytatywnymi, gdzie z bombastycznym rozmachem rzuca ostentacyjnie na tacę stówę przeświadczony, że się raz na zawsze wyzbył wyrzutów sumienia.   Jest zawsze obecny na organizowanych (na koszt podatnika) dla podobnych mu bufonów galach i festiwalach, gdzie wciśnięty w nie chcące na nim za cholerę leżeć stroje wieczorowe skrycie marzy, że może go złapie kamera, bądź przynajmniej o nim wspomni w VIVIE na ostatniej stronie świeżo zwerbowany jawny współpracownik „Szkła Kontaktowego”, nieco wypłowiały salonowiec nad salonowcami, niejaki Jerzy Iwaszkiewicz.     Logo gatunkowe tej pociesznej menażerii to przebrany w gang od Armatniego butny kretyn z markowym cygarem w zębach, nie odróżniający aromatu Cochiby od swądu skisłego ogórka.   Nieodłącznym przymiotem rasowych salonowców nowej generacji jest nabyty cichcem na bazarze sygnet z herbem, noszony na małym palcu, by wszyscy widzieli.   Nie mniej charakterystyczny jest zakodowany w genach totalny deficyt wszelkiej wrażliwości, poczucia estetyki oraz słuchu muzycznego, co mu jednak nie przeszkadza bywać na wszystkich bez wyjątku koncertach galowych i premierach w filharmonii i operze.   Symptomatyczne jest również obwieszanie się brylantami i złotem w najtęższe upały, a także, paradowanie w długich po kostki drogocennych futrach przez okrągły rok kalendarzowy.   Co ciekawsze okazy można sobie obejrzeć w porze południowej w warszawskim „Pędzącym Króliku” i krakowskiej „Loży”, gdzie w trosce o fryzurę i kosztowne efekty chirurgii plastycznej salonowe eksponaty tkwią w żółwim bezruchu, co turyści bardzo często biorą za lokalną ekspozycję gabinetu figur woskowych.  „Najzabawniejsze” jest jednak, że niczym nie zrażony salon III RP tkwi w najświętszym przekonaniu, iż jest rzeczywiście Salonem Rzeczypospolitej. Myślę, że na początek wystarczy. Pozdrawiam Panią / Pana, Krzysztof Pasierbiewicz
Do wpisu: No i powiódł się perfidny plan cara Władimira
Data Autor
Gasipies
coby nie zaśmiecać podaję link do obrazka (https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/540676_400019876701403_187775002_n.jpg)  Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, można zobaczyć kto za kim stoi i czego się trzyma. Targowiczanie czasu swego jednak byli bardziej przebiegli chyba :(, oczywiście nie tęsknie, ale jeśli komuś zależy na Polsce to już chyba na tych ..., co to się tym listem odkryli,  nie zagłosuje.
Do wpisu: Do dziś nienawidzę grysiku ! Przestroga dla premiera Tuska
Data Autor
Krzysztof Pasierbiewicz
Pisze Pan: "Uznałem Pana tekst za prowokację i niniejszym tekstem poniżej odpisuję! Może jedzenie grzeczne tegoż grysiku nauczyło by Pana "jakiejś pokory",a tak to nic, tylko czytam Pana oportunistyczne teksty wobec "miłościwie nam panujoncej formacji". Nadmieniam:mam przewrócone w głowie i z tego powodu uważam, że komunizm jest największym złem, jakie przytrafiło ludzkości się. "s" poważaniem, jak wyżej podpisany...". Odpowiadam: Ma pan rację. Pamiętam ze szkoły i ze studiów, że ci układni, pilni i pokornie wykonujący polecenia to obecny elektorat Tuska. Czyli, byle mieć święty spokój i pełną lodówkę. A takie przymioty jak umiejętność samodzielnego myślenia, honor i duma narodowa to już teraz nikomu do niczego nie potrzebne. W tego typu ludziach cała nadzieja Tuska i sekret wysokich notowań Platformy. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz