Wielki wyjazd na Węgry 15 marca z okazji rocznicy Wiosny Ludów 1848-49, gdy to Madziarzy (wraz z emigrantami-Polakami) postanowili wybić się na niepodległość, okazał się przeżyciem tak mocnym i wstrząsającym, że doprawdy niełatwo jest się tymi emocjami podzielić z czytelnikami, ciekawymi jak to nam w tym Budapeszcie poszło.
Jechałem autokarem ze Śląska, w którym znaleźli się przedstawiciele 23 miast aglomeracji; inicjatorem skrzyknięcia się członków działających w Strefie Wolnego Słowa był Rajmund Rusin z Knurowa, szef klubu "Gazety Polskiej Ziemi Gliwickiej", do którego zgłosili się inni współorganizatorzy – m.in. Solidarni 2010, związkowcy NSZZ "Solidarność" z Siemianowic i wiele innych podmiotów patriotycznych. Po drodze do Budapesztu mieliśmy stały kontakt z grupą z Wilna (pomogli nam dowieźć uczestnika, gdy zabrakło miejsca w naszym autobusie), którzy wzięli udział w tym przedsięwzięciu na zaproszenie Solidarności Walczącej (Wydział Wschodni) z Katowic.
Do autobusu przytaszczyłem z lękiem, czy się w którymś luku zmieści, jeszcze lepiący się od niedoschniętej farby, spory baner zawieszony na długaśnych kijach bambusowych, zrobiony z wielkiej mapy Polski. Umieściłem napis "Hungary Bravo!" na kartograficznym awersie oraz hasło na odwrocie: Magyar barátok veletek vagyunk (co tłumaczy się "Bracia Węgrzy jesteśmy z Wami") na tle różnych symboli mających oznaczać proces odzyskiwania tożsamości: w tle tekstu kolory węgierskiej flagi (czerwono-biało-zielonej) pigment amarantowy podmywał seledyn i na odwrót, a biel nie była klarownie czysta. Ponadto techniką wcierki wydobyłem z tła symetrycznie odwrócone znaki waluty euro, którą się gra z narodami niby marchewką i kijem.
Kiedy rano, niemal na ostatnią chwilę, znaleźliśmy się na miejscu zbiórki, gdzie o godz. 9,00 miały się zacząć poranne uroczystości, 16 węgierskich autokarów już stało pustych; zdążyło z nich wysiąść ponad 800. pasażerów, naszych najwierniejszych czytelników, których dowieziono z dworca Nyugati, gdzie przybyli specjalnym warszawskim pociągiem PKP Intercity. Las dwujęzycznych transparentów, narodowych flag i tablic z symbolami odwołującymi się do aspiracji wolnościowych narodów z Europy Wschodniej zapierał dech, gdy wpuszczono nas do ogrodu przed gmachem Muzeum Narodowego w stolicy Węgier.
Do zgromadzonych mieszkańców i przyjezdnych z Polski (w sumie przybyło nas ok. 5000 osób) przemawiał Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej" oraz burmistrz Budapesztu. Podkreślali wspólne tradycje niepodległościowe i walory historycznej bezkonfliktowej unii (ze wskazaniem także na powiewające na placu flagi Litwinów). Gospodarze zaprezentowali ponadto wzniosły program artystyczny o wydźwięku patriotycznym.
Potem uformowano polski pochód, który manifestacyjnie ruszył przez pół miasta w kierunku Wzgórza Zamkowego, skąd miał się rozpocząć popołudniowy główny przemarsz pod parlament, zaplanowany w ramach oficjalnych uroczystości państwowych. Szliśmy bez uczestników z pociągu, których w tym czasie odwożono do hoteli; spojrzałem za siebie i nie mogłem uwierzyć własnym oczom: kilkusetmetrowa białoczerwona rzeka ludzi i materii w centrum Budapesztu miała prawo gospodarzy (ale i nas samych) emocjonalnie zdetonować.
Ten pierwszy kondukt był dla polskich uczestników szokiem – a to dopiero było preludium do przeżyć, jakie czekały nas potem. Liczne oklaski ze strony przechodniów, głośne owacje łamaną polszczyzną i okrzyki znanej rymowanki o naszej tradycyjnej zażyłości: Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki ( Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát) z otwartych okien na piętrach, uśmiechnięte twarze policjantów pilnujących porządku (jakże odbiegające od gęb naszych buców spod pałacu prezydenckiego w Warszawie) – to naprawdę robiło wielkie wrażenie, że droga obrana przez Węgrów i ich przywódcę, Viktora Orbana, choć niebezpieczna, bo bezpardonowo atakowana i wyszydzana przez eurokratowską bolszewię, jest właściwa i słuszna, gdyż cieszy się takim zrozumieniem u patriotycznej części przybyłych nad Dunaj znad Wisły.
Około godz.13.30, kiedy śpiewaliśmy "I Kadrową" a związkowcy z "Solidarności Górniczej" wznieśli malowniczy las flag na bardzo wysokich teleskopowych wędkach, zaproszono właśnie nasz śląski autokar do otwarcia pochodu. Maszerowaliśmy dumnie i godnie tuż za reprezentacyjnymi wojami na koniach, hajdukach w historycznych strojach, w rytm bębnów i muzyki odwołującej się do dziejów wielkiego oręża Madziarów z czasów swej świetności rozciągającej się od Bałkanów po Bałtyk.
Piękne słoneczne, niemal upalne popołudnie nad Dunajem, widoki zapierające dech w piersiach, zwłaszcza przy przemarszu przez urzekający most łańuchowy nad rzeką, entuzjazm gospodarzy, okrzyki przechodniów "Boże błogosław Polsce" i nasze "God bless Hungary", naturalnie wyrażane gestami i mimiką bezpieczeństwo zagwarantowane przez służby porządkowe – miałem wrażenie, że uczestniczę w spektaklu, gdy czas nagle upływa na wolniejszych obrotach, bo musi wpisać w swój bieg niepojęte zjawisko retardacji i retrospekcji; że jestem pośród jakiejś historycznej rekonstrukcji nawiązującej do skrzykiwania się ku wolności narodów w czasach Wiosny Ludów i atmosfery zgromadzeń podczas pielgrzymek Jana Pawła II.
Co chwilę ktoś z nas dostawał jakiś prezent, drobiazg, pamiątkę – a to monetę z długowiecznym bohaterskim Kossuthem (1802-1894), to znów ozdobnie emaliowaną odznakę z patriotycznymi emblematami, maskotki dla dzieci, rozmaite kotyliony, czy też najzwyczajniej kanapki, napoje, ciasteczka, cukierki, a nawet zdarzyły nam się kilkakrotne zaproszenia (u bratanków nobles oblige) do napicia się sznapsa mocnej palinki z metalowych piersiówek.
Spotykane po drodze babcie z wnuczkami u boku płakały – ten liczny i stale powtarzający się obraz wzruszonych do łez mijanych Węgierek, zapewne do dziś boleśnie pamiętających rodzinne ofiary komunistycznego mordu w 1956 roku, dławił krtań każdego, nawet największego przybyłego z Polski twardziela. Najbardziej spektakularnym prezentem, jaki otrzymał nasz autokar od jakiejś ważnej persony (chciała być anonimowa) to symboliczny chleb uformowany na kształt krzyża.
Premier Węgier w przemówieniu na placu Kossutha pod parlamentem powiedział do swoich oraz Polaków i Litwinów: rządy i państwa zachodnie nie będą naszych narodów uczyć, co to jest wolność. Orban przypomniał hasło sprzed 150. lat: A mi és a ti szabadságotokért! - Za naszą wolność i Waszą! i dodał, że Węgry nigdy nie będą kolonią Unii Europejskiej [...] bo moi rodacy są bojownikami o niepodległość. Dziesiątki tysięcy ludzi stłoczonych na placu i w okolicznych uliczkach reagowało spontanicznie na każdą, poruszaną ze swadą, kwestię przez swego przywódcę - od śmiechu po gromkie brawa. Polacy wznosili okrzyki: Orban zamiast Tuska!
Wracaliśmy do kraju następnego dnia – po drodze rzuciliśmy okiem na ichni naddunajski Kazimierz Dolny, urocze miasteczko o proweniencji serbskiej noszące nazwę Szentendre (Święty Andrzej). Potem, zgodnie z apelem "Gazety Polskiej Codziennie", ekonomicznego wspierania bratanków, nakupiliśmy win (tokaj i egri bikaver obowiązkowo), dorzuciliśmy do koszyków paprykę jabłkową faszerowaną kwaszoną kapustą, papryczkowe sosy, salami, miody akacjowe z puszty, "mimetyczne" (kopiujące rzeczy) marcepany... Podczas jazdy śpiewaliśmy i nuciliśmy patriotyczne pieśni puszczane z płyt przez organizatora... Ale tak w głębi ducha mieliśmy emocjonalny mętlik w głowach: czy potrafimy pojąć jakiej rangi wydarzenie miało w Budapeszcie miejsce przy naszym współudziale?
Ewidentnie władze węgierskie wyznaczyły nam długie, labiryntowe przemarsze przez duże kwartały miejskie – obolałymi stopami dawaliśmy świadectwo wsparcia dla nieco gasnącego liczebnie elektoratu Wiktora Orbana, borykającego się z szambem pozostawionym przez komunistycznych szubrawców. Z drugiej jednak strony ruszył pierwszy strumyk międzynarodowej solidarności ludzi sprzeciwiających się umacnianiu się jewrosojuza w kołchozowym stylu, który może wytrącić kamyk i sprokurować lawinę. Oby.
Trzy nacje pamiętające dobry jagiellonizm, wzniosłą tradycję wspólnej unii personalno-historycznej, mimo języków praktycznie nieprzenikalnych wzajemnie, spotykają się teraz transgranicznie, by bez trudu odnaleźć się w zrozumiałym i klarownym komunikowaniu się za pomocą symboli: z przesłaniem chrześcijańskim, niedestrukcyjną tolerancją (odwrotną do głupoty tzw. poprawności politycznej), powrotem do uniwersalnych wartości opartych na prawdzie i dostrzeżeniu własnych korzeni.
Dla Hunów z Brukseli to najpewniej groźny znak, a dla zdrajców i agentury rządzącej w Warszawie to już teraz duży problem, bo na nasze listopadowe obchody Święta Niepodległości mogą przyjechać w rewanżu patriotyczni Madziarowie – a wtedy sterowane odgórnie ewentualne prowokacje germanofilskiej antify nie da się łatwiutko i bezkarnie zamieść pod korzec bez międzynarodowego oddźwięku.
Ech te języki z Wieży Babel i ich użytkownicy kochający wolność: zaprośmy więc do nas na 11.11 b.r. Greków i np. Estończyków - jak już zaczęliśmy na Węgrzech współczesną Wiosnę Ludów, to idźmy dalej i spóbujmy odnowy w Europie z zamysłem, że może to być Jesień (przynajmniej niektórych) Narodów.
film: http://www.youtube.com/watch?v=vukLXpMTOpc&feature=share
pieśń: http://www.youtube.com/watch?v=LkRv4-qQRTw&feature=related
album: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.400907786605183.104801.100000578944765&type=1&l=20878ee49a
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7575
Czytałam z wypiekami na twarzy.
Wrażenia pojedynczych uczestników Wyjazdu, takie jak tu, to są dla mnie najciekawsze relacje.
Niezależne media pokazały głównie tłum , radość, entuzjazm i trochę zaskoczenie Węgrów siłą wyrazu naszej wspaniałej grupy delegatow. Delegatów, bo ja, jak i zapewne wielu tu z nas, nie mogło pojechać z różnych przyczyn.
Mam nadzieję, że Węgrzy się dowiedzieli od Was, że Wasza wspaniała grupa na ulicach Budapesztu to najlepsza reprezentacja wielu milionów Polaków wspierająca Ich Wielki Naród. :)
Pięknie Pan porównał atmosferę i ducha dnia Święta Węgier z tą, jaka miała miejsce podczas pielgrzymek błogosławionego Jana Pawła II do Polski.
Myślę, że tak jak podczas pielgrzymek Papieża, tak i teraz w duszy Wegrów znów urośnie nadzieja, że się nie poddamy. Bo My i Oni nie jesteśmy sami.
A łączy nas Bóg, Honor i Ojczyzna oraz wspólna historia oparta na tych trzech filarach.
I na koniec: bardzo bym chciała zobaczyć nasz 11 listopada z Węgrami, Litwinami, Grekami i wszystkimi, którym miła jest wspólnota prawdziwie wolnych i dumnych narodów.
Dziękuję !
Wczoraj , na gorąco, na facebooku rozmawiałam z węgierską studentką, która powiedziała mi, że nie mogła powstrzymać łez, gdy zobaczyła pierwszego Polaka , pózniej następnego i następnego i .... a oni szli i szli i szli, wtedy ona zrozumiała ,że Węgrzy nie są osamotnieni , -płakała - i zrozumiała dopiero wczoraj co to jest ;Polak, Węgier dwa bratanki..."Ja także jej powiedziałam ,że było nam miło i że życzymy IM wytrwałośći w dążeniu do prawdziwie wolnego i silnego państwa europejskiego.
'I COULD NOT HOLD BACK MY TEARS OF JOY ANY LONGER AS THE POLES ARRIVED TO THE BRIDGEHEAD OF CHAIN-BRIDGE ON THE PEST-SIDE WITH THEIR WONDERFUL FLAGS, THEIR LAUGHTER AND SHINY FACES AND KEPT COMING AND COMING ENDLESSLY. I FELT LIKE I AM NOT ALONE, WE HUNGARIANS ARE NOT ALONE. I WILL NEVER FORGET IT! I FINALLY UNDERSTOOD WHAT "POLAK WEGIER DWA BRATANKI" REALLY STANDS FOR. I CRIED AND AS I LOOKED AROUND MANY HUNGARIANS WERE CRYING TOO. THIS HAPPENS ONLY ONCE IN A LIFETIME'
Anna Kővári, 24
Czytałam tę relację z ogromnym wzruszeniem( spod okularów spływały łzy) i wielką dumą,że mogę żyć wśród tak pięknych ludzi.Tak, ma Pan wspaniały pomysł, aby zaprosić na nasze Święto braci Węgrów,Słowaków,Greków....
G.Polska,czy ktoś inny,mozna zoorganizować akcję-kupować węgierskie produkty,zamiast wydawać na wloskie,etc.etc.wina,przecież węgierskie są równie dobre,jeśli nie lepsze,Węgrzy mogliby kupowac polska wódkę,itd.
pieniadze zostają w naszych krajach,zamiast na zachodzie.
i tez sami,małe sklepy,mali importerzy/eksporterzy,możemy to zoorganizować,założyć polsko-wegierską stronę int./forum...
bo te wielkie supermarkety,itd.to nie co liczyć
pozdrawiam.
W tym roku podczas wakacji z całą rodziną wyjadę na Węgry na całe 2 tygodnie , a może i dłużej. Zamiast się szlejać Bóg wie gdzie wyjeżdżajmy na Węgry , musimy im pomagać .Pomyślałam także że Gazeta Polska i jej Kluby zrobiły kawał dobrej roboty, w jeden dzień wypromowały Polskę, wzbudzając pozytywne emocje wśród braci Węgrów. Czyż nie takiego ambasadora nam trzeba jak PAN REDAKTOR TOMASZ SAKIEWICZ? A choćby i ministra Spraw Zagranicznych ?
Jest to wspanialy pomysl, na drugie wakacje tez mozna wyjechac do Grecji.
Zależy jaką polską wódkę. Kupując żołądkową wspierasz Palikota.
Dziękuję serdecznie za tą relacje ;-)
Węgrzy płakali, Polacy również.
Mimo bariery językowej można było przekazywać swoje odczucia. W Budapeszcie jest duża Polonia, tłumaczyli nasze słowa Węgrom i węgierskie nam. Językiem "migowym" wspaniale można było nawzajem dawać sobie serca. Gdzie mogłam, przez tłumaczy, mówiłam, że przyjechałoby nas więcej, ale tak jak u nich, i w naszym kraju jest wielu ludzi cierpiących niedostatek, nie stać ich było na ten wyjazd.
Tych budapeszteńskich, wolnościowych wrażeń nie da się zapomnieć. Nigdy.
Jadwiga Chmielowska:
To było prawdziwe Święto. Wspominali Węgrzy udział Polaków w ich powstaniu w 1846r. Wymieniali nazwiska naszych generałów. O wielu nawet my nie słyszeliśmy, bo historia jest w Polsce marginalizowana. Wspinano też naszą pomoc dla walczących Węgrów w 1956r. Dziękowali nam, Polakom za krew i materiały opatrunkowe dla rannych w wyniku sowieckiej interwencji. Pamiętano, że tylko my Polacy pomagaliśmy! My z kolei dziękowaliśmy za broń i amunicję w wojnie z bolszewikami w 1920r. Odmówili nam wszyscy w całej Europie. Nawet Francja przyjazna nam odpowiedziała, że nie może pomóc. Jedynie Węgrzy posłali nam cały swój zapas amunicji i cały przemysł wojskowy pracował na potrzeby polskiej armii. Regularnie szły do Polski dostawy. TEGO SIĘ NIE ZAPOMINA! Dziękowaliśmy też Węgrom za pomoc okazywaną Polakom w II Wojnie Światowej. To przez Węgry przedostawali się nasi dziadkowie i ojcowie do formującej się polskiej armii we Francji. Gdy dowiedziano się, że jestem ze Śląska to przypomniano Henryka Sławika – Ślązaka z Jastrzębia Zdroju, który we wrześniu 1939r. znalazł się na Węgrzech i stanął na czele Komitetu Obywatelskiego ds. Opieki nad Uchodźcami Polskimi. Dzięki pomocy delegata węgierskiego rządu Józefa Antallema wystawiał on uchodźcom dokumenty, które wielu z nich – zwłaszcza Żydom – uratowały życie. Ocalił ok. 30 tys. osób w tym 5 tys. Żydów.
http://www.niepoprawni.p…
Wpis na Niepoprawni.pl
byłam, wróciłam naładowana pozytywną patriotyczną energią !
demonica, 18 marca, 2012 - 11:34
Podstawiane autokary do przewozu polskiej masy ludzkiej, dla każdego suchy prowiant od rana (Muzeum), po Manifestacji wspaniały smaczny obiad, przejazdy wszystkimi środkami komunikacji publicznej przez dwa dni pobytu - dla Polaków darmowe, ale słyszałam tez o podwożeniu taksówkami, bez opłaty.Obniżone ceny w hotelach, noclegi w prywatnych domach.
A sympatia - wielka, wdzięczność - ogromna, te oklaski, ciasteczka, słodycze, serca na dłoniach, wymiana flag, całowanie naszych flag przez Węgrów! Tego słowa nie wyrażą, to trzeba przeżyć, uczestniczyć w tym wydarzeniu. I to w sercach i pamięci pozostanie na zawsze.
Chciałabym abyśmy my Polacy dorównali organizacyjne Węgrom, kiedy oni do nas zjadą. A zjadą z pewnością !
Jestem pod wrażeniem przeżytego wielkiego dnia.Jestem pod wrażeniem sposobu odśpiewania hymnu przez Węgrów,to był "chór" ,słowa i melodia jednocześnie zaczynały się i kończyły we wszystkich zaułkach przyległych ulic i przed Parlamentem jak za sprawą batuty dyrygenta,pieśń patriotyczna- rodzaj Roty także.Dopiero na manifestacji spostrzegłem,że Węgrzy "mówią" w naszym języku,zażenowany byłem i jestem,że do wyjazdu organizator nie zwrócił na to uwagi,a ja sam o tym nie pomyślałem,Wyciskającymi łzy były "rozmowy" ze starcami na ulicy, którzy uściskiem dłoni i przygarnięciem do ciała fizycznie pokazywali "co im gra w duszy".Souveniy,kotyliony,wyroby chałupnicze, uściski dłoni i serdeczności "misiami" ,po0zdrowienia z okien i balkonów - tym wszystkim chciałbym się IM odwdzięczyć na naszym święcie. Nauczmy się śpiewać by nasza manifestacja w przyszłości nie wypadła jak spiew grupy podchmielonych po libacji w remizie .Oby dobry Bóg dał mi taką okazje do łez.
Wpis na niepoprawni.pl
Liczymy konkretnie Polaków w Budapeszcie
insurekcjapl, 18 marca, 2012 - 12:42
Podczas martwych sezonów turystycznych Jan Paweł II (Święty Papież)organizował zloty młodzieży katolickiej, które dawały pracę przewoźnikom, kierowcom i pilotom wycieczek. Byłem kiedyś na specjalnym spotkaniu z Ojcem Świętym w kościele bazylikowym Matki Boskiej Śnieżnej w Rzymie, gdzie nas policzono - prowadzących pielgrzymki - konkretnie: 150 autokarów.
Jeśli do Budapesztu wjechał pociąg z Polski, z którego odebrano pasażerów 16. autobusami po 50 foteli w jednym, tzn. że przyjechało nim ok. 800 osób. Ok. 20 innych autokarów naliczyłem po drodze i na parkingach węgierskiej stolicy. Było także sporo mini-busów "dziewiątek", "dwunastek" i "osiemnastek" i mnóstwo aut prywatnych, np. klub "Gazety Polskiej" z Wiednia przybył 4. autami dzień wcześniej.
Jednak największą wskazówką frekwencji był pierwszy przemarsz spod Muzeum na Wzgórze Zamkowe: nie brali w nim udzialu pasażerowie PKP Intercity, bo ich odwiezionio do hoteli, a dwukilometrowy kondukt w ogóle tego braku nie odczuł. Rzeka ludzi i flag zaparła mi dech - ok. 100 autokarów po 50 pasażerów nie wiem czy zdolaloby te masy pomieścić. Dlatego na moje oko podać można ok. 5000 przyjezdnych znad Wisły.
podzielam podziw dla uczestników Wielkiego Wyjazdu na Węgry i okazane poparcie dla premiera Orbana, doceniam pomysł i poświęcenie tysiąca Polaków,
a jednak serce boli ,że takiego poparcia tłumów nie dostał Jarosław Kaczyński w Polsce- Warszawie! Tylko WIELKIE poparcie da temu politykowi placet do odważnego działania, a to że jest skutecznym politykiem już dowiódł.
Podpisuje sie pod tym apelem biema rekami.
Dziekuje wszystkim szlachetnym Patriotom ze Slaska!
To wspaniale, ze jest nas tak wielu,
ktorzy potrafia cieszyc sie zwyciestwem Wegrow,
wspierac ich w obronie niezaleznosci i prawdy!
Pozdrawiam szczegolnie wszystkich Patriotow i czlonkow
Klubu GP w Chorzowie!
BYŁEM UCZESTNICZYŁEM POCZUŁEM
Mam nadzieję, że coraz więcej moich bliskich (którzy mają oczy ale nie widzą), moich znajomych (którzy mają uszy ale nie słyszą), moich współpracowników (którzy mają rozum - ale go nie używają), ZROZUMIE
V
ja jacek
PKP wagon 9
że moi bliscy i znajomi cokolwiek zrozumieją nawet jak zobaczą i usłyszą.
...na wyjazd na Węgry ale obejrzałem relacje filmowe i oto trafiłem na relację Zygmunta. Relację płynącą z głębi serca, autentyczną. Zresztą taką
samą jak pozostałe na Niezalezna.pl.
Jak widać naród prowadzi już samodzielną politykę zagraniczną, samodzielnie też się leczy i oszczędza na emerytury. Szkoły społeczne, niezależne media - ciekawe, kiedy cały naród zobaczy, że smętna zgraja nie jest już do niczego potrzebna, bo i tak wszystko robimy sami. Dziękuję za to piękne świadectwo.