Pośród emocjonalnego pobudzenia ludzi mało wyrobionych, które obraca się wokół tematu „niechybnej klęski Tuska”, rychłego zwycięstwa „naszych” i pogonienia POpaprańców, zadaję tytułowe pytanie. Wiem, że w zalewie powszechnego optymizmu lansowanego w mediach i na blogach, pytanie to brzmi niedorzecznie. Zapraszam jednak do prostej analizy sytuacji.
Jarosław Kaczyński miał swoje „pięć minut”, gry wraz z bratem dzierżył stery państwa. Nie wykorzystał jednak tego czasu do ostatecznej rozprawy z Układem, co w nieubłaganej konsekwencji polityki oznaczało, że to jego środowisko stanie się niebawem jej ofiarą. Gdy tłumy Polaków wyszły na ulice po tragicznym poranku 10 kwietnia 2010, nie stanął na ich czele domagając się natychmiastowej dymisji rządu odpowiedzialnego za katastrofę nad Smoleńskiem. Potem kilkakrotnie próbował naprawić błędy i nadrobić stracony czas siląc się na radykalizm, ale już było za późno. Po serii klęsk wyborczych JK bez przekonania mówi nam jeszcze o „drugim Budapeszcie nad Wisłą”, ale nie może nie dostrzegać faktu, że metodami demokratycznymi nie ma szans na przejęcie władzy. Może co najwyżej zwierać szeregi wiernej sobie opozycji i trwać, czekając na jakąś odmianę geopolityczną.
Tak było do czasu, gdy przeciwko niemu nie wystąpił episkopat. Abp Michalik, uchodzący za „naszego”, nie pozostawił złudzeń, po której stronie stoi polski kościół w walce o prawdę o największej tragedii narodowej:
„(…) osoby, które opierają swoje analizy na przesłankach i teoriach szkodzą nie tylko katastrofie, ale także samemu sobie. (…) dopóki nie ma się pewności, co do zdarzeń spod Katynia sprzed dwóch lat, nie powinno się używać zbyt ostrych słów, które to sprowadzają myślenie narodu na niewłaściwy tor. (…) W tej sprawie trzeba lać oliwę na wzburzone morze, nie zaś dolewać ją do ognia.”
W tej sytuacji Kaczyński został sam na placu boju. Miał do wyboru, rozpocząć walkę ze zdradzieckimi biskupami, albo prosić obóz moskiewski o warunki pokoju. Na wojnę z kościołem żaden powojenny polityk (w odróżnieniu od np. Marszałka Piłsudskiego) obozu patriotycznego się nie odważył. Kaczyński również uznał to zadanie za niewykonalne. Pozostała więc druga opcja…
Przesłanek do tego, że realizowany jest scenariusz ugody z Komorowskim, jest kilka:
- brak zdecydowanej reakcji Kaczyńskiego na „pojednanie z Putinem” (podobnie wstrzemięźliwie zachowały się „nasze media”)
- wzrost notowań PiS w sondażach skorelowany z podpisaniem „pojednania” (na początku sierpnia notowania PiS były na poziomie 27%)
- medialna nagonka na Tuska w połączeniu z lansowaniem koncepcji rządu fachowców
- odsuniecie na boczny tor posłów zajmujących się Smoleńskiem i nie nagłaśnianie skandali z nim związanych, a wprowadzanie w to miejsce tematów neutralnych
- zadziwiająca deklaracja Kaczyńskiego „On (prof. Gliński – przyp. mój) może skończyć tę tragiczną wojnę polsko-polską”
Podobne ugody z silniejszymi obóz Kaczyńskich ma już na swoim koncie – porozumienie z komunistami w 89’, wspieranie Wałęsy, o którego przeszłości wiedziano już w kręgach solidarnościowych na długo przed opublikowaniem „listy Macierewicz”, wolta podczas referendum akcesyjnego do UE. Tym razem jednak liczyliśmy, że po Smoleńsku nie będzie więcej paktowania ze zdrajcami. Polityczny realizm, czy raczej pseudorealizm, jednak zwycięża.
Wchodząc w grę Komorowskiego, Kaczyński liczy zapewne, że jest to najlepsze wyjście z sytuacji, dające mu szansę na przetrwanie, a może nawet na jakąś ofensywę. Nie wiem, czy zatracił instynkt samozachowawczy, czy też kreci i głupcy mają na niego tak silny wpływ psychologiczny.
Już nawet z pobieżnego oglądu sytuacji widać, że jeśli stan finansów państwa jest tak dramatyczny, jak się nam pokazuje i rzeczywiście wzbiera niezadowolenie społeczne, pod żadnym pozorem nie można przykładać ręki do władzy. Rząd fachowców z PiS-em, nawet jeśli powstanie, przejmie cały bałagan po Tusku i z pewnością go nie posprząta (do tego potrzebna by była władza z siłą parlamentarną węgierskiego Fideszu, a nie chwiejnego rządu nieznanego szerzej premiera). Obóz moskiewski może sobie pozwolić na poświęcenie i skompromitowanie Tuska, by umyć ręce od odpowiedzialności, ale kto uwierzy, że premier Gliński nie reprezentuje PiS-u? Przecież sam Kaczyński go zgłosił!?
Zamiast wiec czekać spokojnie na zawalenie się budżetu i jednocześnie stale nagłaśniać karygodne zaniedbania i przestępstwa obozu władzy w sprawie Smoleńska, Kaczyński wiąże się z Komorowskim i chce przejąć na siebie współodpowiedzialność za kryzys państwa. Nie da się tego zrozumieć bez nałożenia na ten obraz kontekstu zdrady polskich biskupów. Kaczyński musiał uznać, że w takim układzie nie ma szans na zwycięstwo w perspektywie nawet kilku lat – chyba, że znowu wybuchnie wojna światowa…
PS
Mój dzisiejszy wpis z Twittera - https://twitter.com/Pawe… :
PiS w rządzie fachowców to zmarnowana szansa na powrót do władzy. Nie będzie tłumaczenia, że "jesteśmy w opozycji". JK odpowie za błędy DT.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9931
Greg Makowski - 08.10.2012 19:33
kasia - 08.10.2012 18:27
nusatez - 08.10.2012 17:51
Jęzory Pasiukowski - 08.10.2012 15:37
wicenigga - 08.10.2012 19:04
NASZ_HENRY - 08.10.2012 13:20
Ja nie miałem siły tego komentować. Niemal każde zdanie to brednia. Panie Pawle, bardzo ładnie punktuje Pan postępowanie z Braunem, Gruzję i wiele innych tematów, ale tu odpłynął Pan całkowicie. Niech Pan łaskawie przemyśli powyższe komentarze.
Część z Państwa zwraca uwagę na to, że jestem pastorem. Przypomnę przy tej okazji, że biblijnym zadaniem pasterzy jest widzieć więcej i dalej. W polityce przynajmniej na kilka kroków do przodu. Mam więc nadzieję, że jeśli moje przewidywania się spełnia przynajmniej niektórzy z państwa zdobędą się na jakieś słowo uznania, że jednak nie czytaliście tu Państwo bzdur ale, że byliście za ... hm, za mało zorientowani w temacie.
I w kwestii zasadniczej, o popieraniu przez JK opcji prezydenckiej nie piszę tylko ja, ale i gospodarz tego portalu:
"Jest to zagranie propagandowe, gra. Tu nie chodzi o zdobycie Pana czy mnie ale rzesz półidiotów. (…) Nie obalimy Donka, jeśli będziemy atakowali Komoruskiego jednocześnie (…).
Myślę, że Kaczyński postanowił wykorzystać walkę Komoruskiego z Donkiem. Oczywiście w ten sposób wzmacnia Komoruskiego, osłabiając Kondonka, ale - jak Pan myśli - czy Kania w 1980 roku zdecydowałby się na stymulowanie ruchu strajkowego gdyby nie był przekonany, że dla systemu jest on bezpieczny i opanuje go dzięki agenturze? (Bolcio, Kolumb i ten trzeci)
Widzę taktykę tak, że dajemy poczucie ludziom kręcącym Komoruskim, że nas ograją, inaczej nie zdecydują się i wierzę w dynamikę społeczną, która nie wyzwoli się sama, konieczna jest jako zapalnik walka wewnątrz agentury.
Bez walki Puławian z Natolinem nie ma dla nas szans, ale przegramy, jeśli będziemy TYLKO narzędziem jednych czy drugich. W tej chwili ruska agentura, raczej wojskowa chce wykończyć zużyte kukiełki, być może służb cywilnych. Czekam na nowe Pomożemy i potępienie okresu błędów i wypaczeń Tuska, ten się broni i oby jak najbardziej zacięcie." Józef Darski, tu
Jeszcze raz wszystkim dziękuję, miłośników intelektualnych wyzwań zapraszam ponownie, a konsumentów kaszki manny żegnam.
Paweł Chojecki
Pozdrawiam
Paweł Chojecki