Ostatnimi dniami polską debatę publiczną zalała fala komentarzy i nagłaśnianych do granic możliwości analiz dotyczących propozycji prezydenta Karola Nawrockiego, wygłoszonych na Uniwersytecie Karola w Pradze.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że politycy PiS-u potraktowali to przemówienie jak objawienie, nową gwiazdę betlejemską, która ma zaprowadzić Europę na ścieżkę „prawdziwej suwerenności”.
Gdyby można było zbierać punkty lojalnościowe za zachwyty nad tym wystąpieniem, część polityków już dawno mogłaby wymienić je na złoty puchar „Obrońcy Narodów Europy Przed Brukselą”.
Problem w tym, że całe to wielkie poruszenie przypomina trochę reklamowanie parasoli tuż po tym, jak ulewa już przeszła. Albo, żeby użyć bardziej swojskiego powiedzonka, to musztarda po obiedzie, i to jeszcze taka, która na dodatek została na talerzu po wczorajszym grillu.
Dlaczego?
Bo wszystkie te postulaty o „cofnięciu Unii do czasów prawdziwej suwerenności państw”, o powrocie do starego systemu prezydencji, o jednym komisarzu na państwo, o likwidacji stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej, byłyby może ciekawe… gdyby nie fakt, że to właśnie PiS pomógł wprowadzić zasady, które dziś uniemożliwiają realizację jakiegokolwiek z tych marzeń.
Tak, dokładnie tak:
po 2007 roku to właśnie rząd PiS i prezydent Lech Kaczyński forsowali Traktat Lizboński. Ten sam, który dziś w publicystyce PiS-u urósł do rangi dokumentu apokaliptycznego, odbierającego narodową tożsamość, suwerenność i święte prawo do robienia wszystkiego po swojemu.
Ironia? Nie. To już wyższy stopień wtajemniczenia, coś na pograniczu kabaretu i auto-parodii.
To trochę tak, jakby ktoś przez lata opowiadał, że zamawianie Big Maca jest absolutnie w porządku, po czym nagle odkrył weganizm i oskarżył wszystkich wokół, że to oni go zmusili do jedzenia mięsa.
PiS podpisał dokument, a teraz udaje, że zrobił to kto inny, może jacyś tajemniczy „oni”, może Tusk, a może Bruksela podszywająca się pod Lecha Kaczyńskiego?
Kto wie — teoria goni teorię.
Przejdźmy jednak do sedna: dlaczego żaden z postulatów Nawrockiego nie ma dziś najmniejszych szans na realizację?
Likwidacja stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej
Brzmi dumnie: wróćmy do „rotacyjnej prezydencji”, niech znów każde państwo przez pół roku kieruje Unią.
Ale… to właśnie Traktat Lizboński, który PiS poparł i podpisał, stworzył urząd przewodniczącego Rady Europejskiej i przypisał mu kluczowe kompetencje.
A żeby to zmienić, trzeba by zmienić cały traktat, a do tego potrzebna jest:
- jednomyślność wszystkich państw UE,
- procedura ratyfikacji w każdym kraju,
- zgoda parlamentów lub referendów.
Innymi słowy — niewykonalne. Tak po prostu.
„Jeden kraj – jeden komisarz”
Polska narracja: „Bruksela chce odebrać Polakom komisarza! Skandal!”.
Rzeczywistość: system już działa inaczej i państwa zaakceptowały, że w dużej Unii nie da się utrzymać logiki, w której każdy kraj ma swoje własne krzesło przy stole.
A nawet gdyby chcieć przywrócić to rozwiązanie…
Tak, zgadłeś, znowu trzeba zmienić Traktat Lizboński.
Powrót do zasady jednomyślności zamiast głosowania większościowego
To jest szczególnie zabawny punkt. PiS przez lata przekonywał, że Unia odbiera Polsce prawo weta. Tymczasem to właśnie Traktat Lizboński, popierany przez PiS, rozszerzył stosowanie głosowania większościowego. To trochę tak, jakby najpierw sprzedać własny dom, a potem stać przed płotem i żądać kluczy, bo „przecież zawsze tu mieszkaliśmy”.
Przywrócenie zasady jednomyślności w sprawach, w których jej nie ma?
Niemożliwe.
Musiałby zgodzić się każdy kraj a większość już dawno powiedziała „nie”.
Ochrona suwerenności narodowej przed „federalizacją UE”
Brzmi bojowo.
Ale suwerenność państw została zdefiniowana w traktatach — znów w Lizbonie.
Unia ma kompetencje tylko tam, gdzie państwa jej je przekazały!!!
Żeby cofnąć te kompetencje?
Zgadujesz już prawidłowo, tak, zmiana traktatów, czyli polityczne science-fiction.
Cofnięcie integracji do modelu „Unii Ojczyzn”
Marzenie części polityków prawicy w całej Europie: „wróćmy do czasów sprzed Maastricht, sprzed wspólnej waluty, sprzed wszystkiego”.
Problem?
Europa żyje w 2025 roku, nie w 1992. A żeby cofnąć integrację, potrzebna jest…
Jednomyślna zgoda państw.
Nikt jej nie da.
Zwłaszcza że kraje bałtyckie, Skandynawia, Niemcy czy Hiszpania mają absolutnie przeciwstawne interesy.
I na koniec — kilka słów o hipokryzji
W całej tej sytuacji najbardziej uderza nie tyle sam nierealny charakter planu Nawrockiego, ile polityczna amnezja PiS-u.
Bo jeśli ktoś szuka winnego obecnego modelu UE, tego „złego Brukselskiego Lewiatana”, to wystarczy spojrzeć na zdjęcia z podpisania Traktatu Lizbońskiego.
Nie ma tam Tuska.
Nie ma tam Trzaskowskiego.
Nie ma tam żadnego komisarza z niebieską flagą.
Jest Lech Kaczyński.
Jest rząd PiS-u.
Są uściski dłoni i deklaracje: „Ten traktat jest dobry dla Polski”.
Dziś ci sami ludzie krzyczą, że ten sam traktat „zdradza Polskę”.
To trochę tak, jakby ktoś najpierw sam odkręcił kran, potem się wkurzył, że leci woda, a na końcu oskarżył innych, że to oni mu wmówili, że powinien myć ręce.
Dlatego cały obecny spektakl wokół „reformy UE według Nawrockiego” jest polityczną operą komiczną.
PiS próbuje zmienić zasady gry, które… sam współtworzył.
Domaga się cofnięcia zmian, które… sam popierał.
I krzyczy o utraconą suwerenność, którą… sam przekazał w ramach unijnych traktatów.
A wszystko to można by skwitować jednym zdaniem:
„Najgłośniej o suwerenności krzyczą ci, którzy najpierw ją oddali, a teraz próbują udawać, że ktoś im ją ukradł.”
Idealne motto całej tej historii.
Prezydent zagrał wariant A - który nie da się zrealizować a wtedy
nadejdzie czas na wariant B - wiadomo jaki ;-)
Za kilka dni się okaże co zrobi Nawrocki z wiadomymi świecami, to będzie test na to czy rzeczywiście chce (może?) coś dla Polski zrobić, czy też "ruki po szwam" (ידיים על התפרים) i zapali....
Podczas nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu 1 kwietnia 2008 r. posłowie przegłosowali projekt ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego
W głosowaniu wzięło udział 452 posłów. Wymagana do uchwalenia ustawy większość 2/3 głosów wynosiła 302 głosy. Za - głosowało 384 posłów, przeciw - 56 posłów – wszyscy z PiS, 12 wstrzymało się. Marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski, premierem Donald Tusk.
I jeszcze Demagog: https://demagog.org.pl/wypowiedzi/traktat-lizbonski-kiedy-zostal-podpisany-przez-polske/
To prawda, że podczas głosowania 1 kwietnia 2008 r. większość sejmowa, głównie PO i PSL, poparła ustawę umożliwiającą ratyfikację Traktatu Lizbońskiego.
Ale kluczową rolę miał w tym procesie Prezydent RP, bo to on ostatecznie traktat ratyfikuje.
I tu warto przypomnieć fakty, które dziś politycy PiS starają się przemilczeć:
Lech Kaczyński ostatecznie podpisał Traktat Lizboński 10 października 2009 r.
Gdyby chciał, mógł odmówić, tak jak długo robił to prezydent Czech Václav Klaus.
Klaus publicznie namawiał Kaczyńskiego, by nie podpisywał traktatu.
Wstrzymywał swój podpis do samego końca, a gdy zobaczył, że Kaczyński ratyfikował, powiedział dyplomatycznie, że został „pozostawiony sam”, czyli de facto: bez wsparcia Kaczyńskiego, na którego liczył.
Czyli wyglądało to tak:
- Czeski prezydent walczył o zatrzymanie Traktatu.
- Kaczyński wahał się, ale finalnie go podpisał.
- I dopiero wtedy Klaus, widząc brak sprzeciwu Polski, złożył swój podpis.
Dlatego dziś, gdy niektórzy politycy PiS udają, że Traktat Lizboński „przyszedł znikąd”, warto przypominać:
Bez podpisu Lecha Kaczyńskiego Polska NIE byłaby stroną tego traktatu.
I to właśnie ta decyzja otworzyła drogę do obecnego systemu głosowania w UE oraz wzmocnienia instytucji unijnych.
Fakty są uparte niestety.
Prawda! Klaus czekał...Kaczyński dopiero zadzwonił na Hradczany i spytał: Podpisujemy?
Jak ty podpiszesz,to będe też musiał.
Wtedy by były dopiero jaja jakby obaj nie podpisali....jest gdzieś w sieci spis tych nieszczęść?:-)))
Krew Panu oczy zalewa i dlatego niewiele Pan widzi. Traktat został podpisany przez Tuska i Sikorskiego, przegłosowany ogromną większością w Sejmie, a PiS (jako jedyny klub) podzielił się w tej sprawie po połowie. Przy tak miażdżącym poparciu, odmowa odmowa podpisu przez Lecha Kaczyńskiego, skończyłaby się Trybunałem Stanu, albo przyśpieszonym Smoleńskiem. A Komorowski podpisałby nawet akcesję do ZBiR-u. Pan w ogóle nie bierze pod uwagę kontekstu politycznego i uwarunkowań historycznych. UE i prawo? Respektowanie traktatów? Jeszcze Pan bierze to serio?
Bez podpisu Prezydenta traktat nie wszedłby w życie. Źle zrobił i nie da się tego obronić tezą, że musiał stanąć tam gdzie Tusk.
"Ale kluczową rolę miał w tym procesie Prezydent RP, bo to on ostatecznie traktat ratyfikuje." Za traktatem głosowało 384/460 co jest większe od 2/3, co odrzuca weto prezydenckie.
@mjk1 jest uparty jak krowa na miedzy niestety😡
Po co obrażać logikę? Posłowie nie mieli co odrzucać, bo weta nie było. Poniżej jak głosowali poszczególni posłowie PiS w tym Jarosław Kaczyński.
Jak głosował 1.04.2008r. w tej sprawie PiS:
https://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/InfoForPPID?OpenAgent&29466&PiS
i wszystkie partie:
https://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/glosowania?OpenAgent&6&12&4
Bez PiS nie byłoby wymaganej liczy 302 głosów (2/3), a zagłosowała większość posłów PiS.
Jak wyglądała rzeczywistość w sprawie Traktatu Lizbońskiego
Ratyfikacja — prawda numer 1
- Ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego uchwalił Sejm w 2008 r. większością KOALICYJNĄ PO–PSL oraz Lewicy.
Jak głosowało PiS i sam Jarosław Kaczyński podał Pan Marek Michalski, wiec każdy może sprawdzić.
Ratyfikacja — prawda numer 2 (kluczowa)
- Prezydentem był Lech Kaczyński (PiS).
- To on ostatecznie podpisał Traktat Lizboński 10 października 2009 r.
- A więc: bez podpisu prezydenta Traktat NIE wszedłby w życie w Polsce.
Prawda numer 3
PiS politycznie i medialnie przez cały okres 2007–2009:
- publicznie popierał przystąpienie do Traktatu,
- chwalili jego zapisy (zwłaszcza „Nicea albo śmierć”, czyli słynny kompromis z Joaniną, który dzisiaj w programie Rachonia przypomniał Jan Filip Libicki a który był w praktyce polityczną fikcją), a po latach zaczęli twierdzić, że Traktat to „federalizacja UE”, jakby nie mieli z nim nic wspólnego.
I tu właśnie leży hipokryzja.
Czy PiS popierał Traktat?
- formalnie Traktat był negocjowany i podpisany przez rząd PO–PSL,
- ale… PiS: popierał przyjęcie TL jako kierunek dla Polski, zbudował pod to narrację w 2007–2009, Kaczyński oficjalnie pochwalił TL jako sukces polskiej dyplomacji, a jego podpis był ostatecznym, kluczowym elementem ratyfikacji.
Czyli: PO–PSL doprowadziło do głosowania i uchwalenia ustawy ratyfikacyjnej PiS dał polityczne zielone światło i dostarczył podpis, bez którego TL nie obowiązywałby w Polsce
W efekcie: Traktat Lizboński istnieje w Polsce dzięki DWÓM stronom: większości sejmowej (PO–PSL–Lewica) zgodzie większości członków PiS w tym Jarosława Kaczyńskiego oraz podpisowi prezydenta z PiS.
to co @kolegen wypisujesz, to manipulacja połączona z konfabulacją, czyli tuskologia.
Sprawa podstawowa, odbyło się referendum, Naród zdecydował, potem było głosowanie.
Prawda jest taka, podobna jak z obecnym rządem, obiecany był "raj na Ziemi", początkowo tak to wyglądało, do czasu jak do władzy dorwało się lewactwo i mamy co mamy.
Jakby UE przestrzegała podpisane traktaty, nie byłoby tego bajzlu gospodarczego, ideologicznego itd. UE by rosła gospodarczo.