Dwudniowa konwencja PiS w Katowicach jak zapowiadali politycy największej opozycyjnej partii była preludium przed wielką jesienną ofensywą. Jednak jak wiadomo polityką rządzą dzisiaj przede wszystkim emocje i nikogo nie powinno dziwić, że transmitowane na kanale YouTube dyskusje podczas trwających od rana do późnej nocy paneli tematycznych (było ich ponad sto) nie ciszyły się wśród internautów wielkim powodzeniem. Można nawet powiedzieć, że zainteresowanie było marne. No, ale w dzisiejszym świecie nie powinno to za bardzo dziwić. Media, także te społecznościowe stały się czymś co przypomina gigantyczne globalne Koloseum, na arenie którego podsuwa się zgromadzonej gawiedzi treści hołdujące najniższym gustom i uruchamiające najniższe instynkty. Jak śpiewała grupa „Pod Budą”:
Wow talk show
Ktoś przed kamerą spodnie zdjął
Powiedział ile razy może
I z kim od wczoraj dzieli łoże
Europejczyk a nie jakiś koł
Wow talk show
Zobaczymy jak ta PiS-owska ofensywa będzie wyglądała, ale mam nadzieję, że nie pójdzie ona w kierunku, który na podstawie wypowiedzi wielu ważnych polityków tej partii można podsumować jednym hasłem: Tylko samodzielne rządy PiS-u. Wykluczanie z góry koalicyjnych rządów i ta niezachwiana wiara w samodzielne zwycięstwo może zadziałać jak kroplówka podtrzymująca Tuska przy życiu. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że agresywna, napastliwa i wręcz wroga postawa Mentzena, może zniechęcać, ale przecież Mentzen to nie jest cała Konfederacja.
Wracając do paneli tematycznych to muszę przyznać, że bardzo ciekawe informacje podczas jednego z nich przekazał poseł PiS, Dariusz Stefaniuk. Wiele na łamach „Warszawskiej Gazety” pisaliśmy o potrzebie repolonizacji mediów. Bardzo krytycznie zareagowaliśmy na weto prezydenta Andrzeja Dudy dotyczące nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji zmieniające zasady przyznawania koncesji zagranicznym koncernom medialnym. Według Dariusza Stefaniuka: „Andrzej Duda by tego nie zrobił, gdyby Mosbacher do niego nie zadzwoniła. On by się na to nie zgodził. Mówmy wprost: ambasador amerykański zadzwonił do polskiego prezydenta”.
Podobnie miało być z ustawą znaną jako „lex Czarnek”. Jak stwierdził Stefaniuk:
„Dokładnie tak samo się to odbywało. Ambasador amerykański też zadzwonił do polskiego prezydenta i powiedział: „Wiesz, ale tu jednak środowiska LGBT źle będą traktowane w tej ustawie”. Takie było tło tego wetowania”.
Warto Jeszce przypomnieć pewną koincydencję zdarzeń. W 2017 r. prezydent Andrzej Duda, mówiąc kolokwialnie, uwalił reformę sądownictwa wetując ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS. Nastąpiło to niedługo po jego rozmowie telefonicznej z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Kancelaria Prezydenta tłumaczyła wtedy, że Merkel zadzwoniła do prezydenta Dudy z gratulacjami za sukces Szczytu Trójmorza. Jednak strona niemiecka w komunikacie opublikowanym przez rzecznika prasowego rządu Niemiec podała: „Podczas wczorajszej (18.07.17 ) rozmowy telefonicznej między kanclerz Angelą Merkel i prezydentem Andrzejem Dudą poruszono także sprawy stanu praworządności w Polsce”.
Jak się okazuje prezydent Duda, który z taką charyzmą mówił zawsze w swoich wystąpieniach o patriotyzmie i walce o niepodległość i suwerenność Polski oraz swojej nieugiętej woli reformowania sądownictwa, sam wetował potrzebne Polsce ustawy po naciskach płynących z obcych stolic. To chyba wystarczająco tłumaczy rozmijanie się jego bogoojczyźnianych przemówień z czynami. Trudno utrzymać propolski tor jazdy mając wbite w plecy aż trzy kierownice: amerykańską, żydowską i niemiecką. Nic nam nie pozostaje, jak tylko mieć nadzieję, że prezydent Karol Nawrocki nieustępujący, a nawet przewyższający prezydenta Andrzeja Dudę w patriotycznym zapale nie da sobie wbić w plecy żadnej obcej kierownicy, a o jego decyzjach nigdy nie będą przesądzały telefony od ambasadorów obcych państw.
Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
Ale jak tu jechać samochodem bez kierownicy? Myślę jednak,że dla prezydenta tą kierownicą jest naród.co jest motorem jego działań i w ten sposób samochód ruszy.
A ile to Droga Danusiu tego naroda jest: jeden, dwóch, albo wszyscy troje?
Prezes jednoznacznie opowiedział się za amerykańską kierownicą w swojej deklaracji, którą Sławomir Mentzen odrzucił. Tym skończyło się zawieszenie broni. Niech se teraz samodzielnie rządzi.
Qui pro quo polega na tym, że owszem 24 października, ale nie wg kalendarza juliańskiego tylko gregoriańskiego, nie w Piotrogrodzie tylko w dawnym Stalinogrodzie, nie rewolucja, tylko plenum, a i myśl przewodnia też inna, bo zamiast „Mówimy Lenin, w domyśle partia” jest „Myślimy Polska, w domyśle partia. A czyn? Czyn prędzej przez instytucje.