Javier Milei to makiawelista, a Janusz Korwin-Mikke to tylko overtonista — to czyni między nimi kolosalną różnicę, mimo że są podobnymi wolnościowcami.

Niektórzy, szczególnie zwolennicy Grzegorza Brauna, przekreślają Milei za rzekomą uległość Żydom, za to, że Milei czyni wobec nich przyjazne gesty, a wręcz adoruje ich. A zatem jakoby jest z nimi zblatowany, to niby ta sama klika, ten sam światowy spisek. Nawet sam Korwin-Mikke nie ufa mu, mimo że Milei jest wielokroć lepszym, mądrzejszym i sprawniejszym wolnościowcem. Moim zdaniem nie mają racji.
Milei jest głównie technokratą, inżynierem wolnego rynku. Jego jedyną ideologią jest szkoła austriacka – Mises, Hayek, Rothbard – a cała reszta to polityczny teatr niezbędny do przetrwania w świecie, który rozumie tylko emocje i symbole. Ideologicznie Milei to libertarianin, a politycznie to makiawelista. Dlatego ma milion razy większe sukcesy polityczne niż Korwin, który jest tylko overtonistą i niczym więcej.
Spotkania z rabinami, menora dla Zełenskiego, przyjaźń z Trumpem – wszystko to gesty o wartości zerowej w złocie, ale bezcenne w polityce. Milei nie modli się do nich, tylko używa ich jak monet w grze o czas i przychylność potęg, które nie będą mu przeszkadzać we wprowadzaniu reform. Korwin zawsze robił na odwrót — wszystkie jego gesty, bon-moty, aforyzmy, powiedzonka służyły temu, by jak najwięcej ludzi i wpływowych środowisk do siebie zrazić.
Celem Milei nie jest pobożność, popularność, zarabianie na felietonach czy zasięgach w mediach społecznościowych, tylko kapitalistyczna rekonstrukcja Argentyny – eksperyment austriackiej szkoły w kraju zniszczonym przez sto lat socjalizmu i peronizmu. Wie, że żeby zbudować wolny rynek, musi najpierw kupić spokój. A żeby wdrożyć wolność, trzeba chwilowo udawać pokorę wobec wielkich tego świata — jako to mówi Michalkiewicz: wobec starszych i mądrzejszych, a nawet najstarszych i najmądrzejszych.
Dla libertarianina lojalność ma sens tylko wobec zasad ekonomicznych. Reszta – religia, sojusze, gesty – to narzędzia. Milei nie buduje kultu, tylko warunki, w których prawa Misesa staną się bardziej realne niż przykazania Mojżesza.
Podróż do Brooklynu, spotkanie z rabinami, wręczenie menory etc. to koszt symboliczny, a efekt to zmniejszenie niechęci wpływowych środowisk, otwarcie kanałów komunikacji i dostęp do darczyńców oraz elity finansowej rozproszonej po świecie. To polityka: „po co palić mosty, skoro wystarczy zasznurować buty?”.
Społeczności diasporalne, instytucje międzynarodowe, think-tanki, fundacje, lobby — to realne źródła wpływu i pieniędzy: fundraising, kontakty, inwestycje. Utrzymywanie z nimi poprawnych stosunków to element geopolitycznej i gospodarczej gry. To nie kapitulacja wartości, to pragmatyka państwowa.
Historia jest pełna przykładów sprawnych polityków, którzy dla niskiego kosztu robili puste gesty, zyskując dużo — od zaproszeń, po wsparcie mediów i darowizny. To stara szkoła makiawelicznej realpolitik.
Grzegorz GPS Świderski
https://t.me/KanalBlogeraGPS
https://Twitter.com/gps65
Ale o co chodzi z tą "uległością żydom" - pan Milei jest przecież żydem...
Nie, jest katolikiem.
Pomijając już sporność zagadnienia - tak trochę offtopic - dlaczego p. Świderski pisze "katolikiem" z małej litery a "Żydom" z wielkiej ???
Mam nadzieję że nie klęczy też przed klawiaturą...
@r102 rus
Ty się dziwisz mając korzenie sowieckie i komusze. Klęczysz przed sierpem i młotem jak na młota przystało.
Wyobraź sobie Tezeuszku że np taki tow. Stalin nie wymagał jednak klęczenia w swej obecności - starczyło mu np 15 minut oklasków zebranych...
Nic o Żydach (narodowość) czy żydach (religia) w komentarzu nie napisałem. Napisałem tylko to, że Milei (nazwisko) jest katolikiem (religia). Argentyńczycy (narodowość) są w większości katolikami (70%).
Bardzo dobry wpis. Dzięki!
Pozdrawiam serdecznie, Jerzy Ciruk z Dowspudy
PS Różnica między Milei a Mikke, to ta że Milei skutecznie rządzi, Mikke świetnie gra w brydża, ale w polityce na razie za dużo nie znaczy :)
Pytanie powinno brzmieć: Czym różni się Milei od Balcerowicza?
Po raz kolejny przedstawia Pan plany reformy gospodarczej Argentyny niemal jak zapowiedź cudu, więc postanowiłem się zainteresować. Z tego co znalazłem w Internecie, jeżeli jest inaczej proszę sprostować, sytuacja ma się tak.
Plan Milei, to wg mnie argentyńska wersja planu Balcerowicza, czyli klasyczna terapia szokowa inspirowana doktryną liberalizmu gospodarczego z końca XX wieku. Można wręcz powiedzieć, że to „Plan Balcerowicz + Chile”, czyli mieszanka polskiej terapii szokowej z elementami reform Pinocheta.
Milei identyfikują się wprawdzie z austriacką szkołą ekonomii, ale bardziej w narracji politycznej niż w teorii. Krótko wyjaśnię dlaczego. W czystej wersji szkoły austriackiej, państwo nie powinno w ogóle sterować gospodarką, reformy powinny być oddolne, waluta powinna być konkurencyjna (np. złoto, nie dolar z USA). Milei natomiast, używa władzy państwowej, by zniszczyć samo państwo, czyli to paradoks: „autorytarny libertarianizm”, chce wprowadzić dolaryzację, czyli zastąpić lokalną walutę cudzą, co też jest formą interwencji, prowadzi centralnie sterowane cięcia, co stoi w sprzeczności z ideą spontanicznego ładu rynkowego Hayeka. Można powiedzieć, że inspiracja jest austriacka, ale realizacja jest bardziej technokratyczno-liberalna niż czysto austriacka. Reasumując, Milei mówi jak Rothbard, ale działa raczej jak Friedman z Pinochetem, czyli nie anarchokapitalizm w praktyce, tylko twardy liberalizm państwowy. Reformy Mileia czerpią wprost z austriackiej szkoły ekonomii, ale tylko na poziomie retoryki - wolność jednostki, minimum państwa, nienawiść do inflacji. W praktyce jednak stosuje hybrydę austriacko-monetarystyczną, bo żadna realna gospodarka nie da się prowadzić wyłącznie według czystych zasad Misesa i Hayeka.
Osobiście życzę Argentyńczykom jak najlepiej, ale trzeba uczciwie napisać, że może się nie udać, bo, jak pisałem na wstępie, to taki plan Balcerowicza w wersji argentyńskiej, ale w sytuacji, większego zadłużenia, mniejszego zaufania, słabszych instytucji, i dużo bardziej zmęczonego społeczeństwa. Dlatego sukces Mileia wymaga nie tylko „twardej ręki”, ale przede wszystkim cudu zaufania a tego żaden dekret nie gwarantuje. Dlaczego? Argentyńczycy od dekad żyją w cyklu dewaluacji, więc nie wierzą, że reforma się uda. Alternatywą ma być dolar a społeczeństwo już dawno „uciekło” do dolara, więc waluta krajowa ma bardzo słabą legitymację. Dodatkowo Milei ma mniejszość w Kongresie a Balcerowicz miał pełne wsparcie Mazowieckiego, Sejmu kontraktowego i społeczeństwa, które miało dość poprzedniego ustroju.
I na koniec, nie jest to w żaden sposób krytyka pańskiego wpisu, tylko moja analiza planów gospodarczych Milei na podstawie informacji znalezionych w Internecie. Jeżeli jakieś informacje są nieprawdziwe, proszę sprostować.
"Osobiście życzę Argentyńczykom jak najlepiej, ale trzeba uczciwie napisać, że może się nie udać"
Zawsze jakieś ryzyko jest, ale jak jest źle to trzeba radykalnych miar. To zastosował Milei i ... mu się udało. To są proste sprawy :)
Na razie, to Milei nic się jeszcze nie udało, reforma jest rozciągnięta do 2028 r, a twarde cięcia są planowane aż do 2027. Obawiam się, że argentyńskie społeczeństwo tego nie wytrzyma, ale to tylko moja opinia.
"Milei nic się jeszcze nie udało"
Baju, baju, baj. Skąd takie pridurki jak ty się biorą?
Pozdrawiam serdecznie, Jerzy Ciruk z Dowspudy :)
To proszę napisać, co się Milei udało docencie?
"docencie?"
Bez przesadyzmu, jestem skromniutkim magistrem inżynierem z PW w Warszawie. Żaden ze mnie bohatyr aka batyr. My name is Jerzy Ciruk from Dowspuda.
PS. Are You ready to die, Mortals? "Hexen" Jerzy Ciruk from Dowspuda.
I nie dowiedziałem się, co Milei się udało.
"co Milei się udało"
Osiągnął nieśmiertelność. To są proste sprawy:)
Pozdrawiam, Jerzy Ciruk z Dowspudy.
Mieliście poziom na tej PW. Można pozazdrościć.
Milei deklaruje radykalne reformy gospodarcze, wzorowane na twardym liberalizmie, jednak na razie jego możliwości wdrażania tych planów są mocno ograniczone przez brak większości w legislaturze.
Obecnie można analizować głównie same intencje i deklaracje Mileia, a nie realne skutki jego polityki. Dopiero gdy zdobędzie on szersze wsparcie w Kongresie lub zbuduje koalicje, będzie można rzetelnie oceniać efektywność i rzeczywistą realizację jego programu. A jego plany wymagają zmiany prawa.
W argentyńskich realiach, przy silnych podziałach politycznych i ograniczonym zaufaniu społecznym, nawet najlepszy plan reform musi być poparty polityczną większością, by go skutecznie wdrożyć. To bardzo ważny kontekst przy ocenie zarówno planów Mileia, jak i porównań do Balcerowicza w Polsce. Balcerowicz miał wsparcie większości parlamentarnej i mógł zrobić szybkie reformy. Milei wdraża swoje plany dużo wolniej, to jest rozłożone na kilka, a nawet kilkanaście lat.
Zatem dziś najwłaściwsza jest ostrożna analiza: można oceniać koncepcje, ale praktycznych skutków planów Milei nie poznamy, dopóki nie zyska realnego wpływu na proces legislacyjny.