Atmosfera, którą kojarzymy z blogosferą sprzed lat trzech, a nawet jeszcze dwóch już nie wróci. Nie ma się co łudzić. Będzie już tylko gorzej ponieważ czynnik, który tę atmosferę tworzył, czyli prawdziwi autorzy, został wyautowany. To zaś co zostało jest tylko zastępnikiem sformatowanym według najlepszych komunistycznych wzorów. W proporcjach wygląda to tak: 70 procent entuzjazmu 30 procent kłamstwa. Recepta ta jest stosowana już wszędzie i nie ma jak zaraz udowodnimy miejsca, w której by się nie zabrano za jej realizację. O salonie nawet nie chce mi się pisać. Od czasu kiedy Cenckiewicz wystąpił razem z Siemiątkowskim w dyskusji o Wałęsie uważam, że zabieranie głosu w sprawach tak zwanej internetowej telewizji nie ma sensu.
Przypomnę tylko, że Zbigniew Siemiątkowski to jest ten facet, który jako minister spraw wewnętrznych chciał otwierać na poczcie cudze listy. Taką tajną kamerę chciał założyć. Pamiętam nawet jak dziennikarka Kwiatkowska broniła go w jakimś programie publicystycznym mówiąc, że on to robi po to, by walczyć z mafią. No więc mieliśmy ministra, który chciał walczyć z mafią czytając cudze listy. Dzisiaj zaś pan ów występuje razem z najwybitniejszym historykiem młodego pokolenia i obaj roztrząsają kwestię – czy Wałęsa była agentem czy nie. Jakby tego było mało, dziś o 11, w Hybrydach, będzie kolejna odsłona idiotycznej wprost dyskusji o tym skąd wziąć polskie elity. Weźmie w niej udział prócz sław z naszej ławki, także wspomniany Zbigniew Siemiątkowski. Nie jest to zapewne bez znaczenia i myślę, że szykuje się jakiś transfer, nie wiadomo tylko kto do kogo przejdzie i na jakich warunkach. Jestem tym zdziwiony, ponieważ należę tu do nielicznej grupy autorów, którzy wprost i bez ceregieli domagają się szacunku i uwagi czytelników i komentatorów, za to co piszą i za to co robią. I nawet jeśli miałem kiedyś chęć zapisania się do tego stowarzyszenia „Twórcy dla Rzeczpospolitej” oraz dostawałem takie propozycje, to wobec tego, że mamy tam człowieka publicznie deklarującego kiedyś chęć czytania na poczcie listów obywateli, odkładam tę swoją chęć na bok i z zaproszenia nie skorzystam. Obecność Zbigniewa Siemiątkowskiego na imprezie poświęconej elitom kraju uważam wprost za kuriozum, podobnie zresztą jak całą tę dyskusję. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego powtórzę – elita musi wyrosnąć, a żeby wyrosła władza musi chcieć mieć państwo. To warunek konieczny. Elity nie można wychować, mianować, zrobić. To brednie. W dodatku szkodliwe. Obecność Siemiątkowskiego tylko to potwierdza. Tajniak nie może dyskutować o tworzeniu elit. Po prostu.
Podrzucono mi do skrzynki wiadomość o tym, że radio Wnet tworzy jakąś spółdzielnię. To ciekawa inicjatywa i ja się tym zainteresowałem. Nigdy nie wchodziłem na stronę tego radia, ale teraz tam zajrzałem. Najpierw moją uwagę zwrócił blog Aleksandra Gudzowatego, który napisał coś o biednej suni znalezionej w rowie ze skrępowanymi nogami. Była to jakaś metafora, ale nie wiem jaka, bo jej słabość zmęczyła mnie już na samym początku. Znalazłem tam również blog Czesława Bieleckiego, który tradycyjnie zachęca nas do poprawiania demokracji. Są tam jeszcze blogi Marka Króla, Marka Jurka i jakichś znanych w środowiskach osób, które są mi całkowicie obce, ale cieszą się widocznie popularnością.
Nie mogę zrozumieć złożoności wszystkich idei lansowanych na tej stronie, ale jedno mnie uderzyło. Skowroński coś tam pisze o republikanizmie. Właściwie nie rozumiem dlaczego, bo republikanizm właśnie się kończy. On jednak pisze i namawia do wstępowania do jakichś struktur, do jakiejś akademii, w której ktoś kogoś będzie uczył posługiwania się dyktafonem, długopisem i kartką papieru. Myślę, że chodzi po prostu o darmowe pozyskanie treści na stronę radia. Najlepsze są jednak dwa sformułowania użyte w tym krótkim tekście. Cytuję fragment, w którym się one znajdują:
Aby się dostać do Akademii Radia Wnet trzeba stać się Republikaninem, publikować materiały w swoim eterze (@R) i być czytanym.
Jeśli osiągnie się tajną liczbę odsłon system poinformuje nas, że jesteśmy zaproszeni do Akademii. Oczywiście propozycję można odrzucić.
Akademię traktujemy poważnie. Tak jak każdą zabawę.
Mamy tajny sposób rekrutacji republikanów i mamy zabawę. Otóż w mojej ocenie, a wierzcie mi, że w ocenach swoich opuszczam się bardzo głęboko, nie można łączyć tajności z zabawą. Myślę, że te dwie kwestie wręcz się wykluczają. Ktoś kto lubi grać w ślepą babkę może myśleć inaczej, ale ja akurat nie lubię. Mamy więc – powtarzam – tajny sposób rekrutacji wybrańców. A jeśli tajny to użycie przez Krzysztofa Skowrońskiego słowa system zakrawa wprost na drwinę. No i mamy zabawę. To jest szalenie ważna rzecz, bo zabawa dotyczy tylko republikanów, a nie dotyczy systemu. System się nie bawi, on informuje. Republikanin wybrany przez system może odrzucić propozycję, ale pewnie nie odrzuci, bo kto by chciał rezygnować z wybraństwa. Z wybraństwa? Wybraństwa? Nie proszę Państwa, wybraństwo jest jawne. Pasowanie na rycerza to jest wybraństwo, które podnosi rangę człowieka w nagrodę za czyny bohaterskie i jawne. Tutaj mamy do czynienia z mianowaniem właściwie nie wiadomo za co. Nie wiadome jest to dla mianowanego, ale dla systemu już nie. System doskonale wie dlaczego mianuje i do czego mianowany jest mu potrzebny.
Ponieważ prawdziwe wybraństwo to jest takie jakiego między innymi doświadczyłem ja i mój kolega toyah, gromadząc na swoich blogach mnóstwo entuzjastycznie nastawionych czytelników, nie mogę się zgodzić na lansowanie tego rodzaju treści. Ponieważ likwidacja blogosfery i wolności zaczyna się właśnie od tego – od zanegowania wybraństwa i popularności ludzi, którzy są czytani, że się tak wyrażę, z serca, a wstawieniu na ich miejsce mianowańców wybranych w tajnej procedurze przez system, uważam, że trzeba o tym pisać. Bo to jest koniec wolności. Ja już przetrwałem tyle szyderstw w związku z moją postawą, że doprawdy poradzę sobie i z tymi, które pojawią się pod tym tekstem. Spokojnie.
To tak właśnie działa – na zasadzie jakiegoś pedalskiego lansu – taki jestem skromny i wrażliwy, może ktoś mnie doceni? I system docenia. W wyniku niejawnej procedury, którą firmują swoimi twarzami Gudzowaty, Bielecki, Król i reszta. I wtedy zaczyna się najlepsza część, czyli wędrówka po szczeblach drabiny aspiracji, która jest niezawodną i konieczną dekoracją w każdym oszukanym systemie. Nie wygrałeś bracie nagrody, ale za to możesz przejść do następnego etapu. To jest właśnie ta zabawa, o której pisze Skowroński i ta satysfakcja.
Zebrałem się w końcu i zacząłem słuchać o tej całej spółdzielni. I to już jest coś wprost wstrząsającego. Przez osiemnaście minut i nieznaną mi liczbę sekund trwa prezentacja członków zarządu tej spółdzielni. Kiedy zacząłem się już niecierpliwić, pojawił się w końcu facet, który zaczął mówić o pieniądzach. I właśnie w tym momencie zgasło światło. To znaczy włączyła się reklama radia Wnet i puszczono jakąś piosenkę. Na kilka sekund przed końcem nagrania znów powróciliśmy na salę gdzie dokonywał się ten lans i wysłuchaliśmy ostatniego zdania z tego przemówienia o pieniądzach. I tyle. I nie mówcie mi, że to jest coś przypadkowego, albo coś co może w jakiś sposób obudzić zaufanie do tej całej spółdzielni. Nie wiem czy to prawda, ale ponoć w zakładanie tej spółdzielni ma się włączyć ten tajemniczy bank z Bangladeszu, który daje kredyty biednym analfabetom? To prawda? Jeśli tak, to dziękuję bardzo. Siemiątkowski o elitach, a facet łupiący biedotę o spółdzielniach. Nasi, po prostu nasi.
Ja oczywiście będę konsekwentny i jak zwykle zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki i książki Toyaha, a także płyty z polską muzyką ludową. Książki te są także dostępne w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, w sklepie FOTO-MAG przy stacji metra Stokłosy i w księgarni Karmelitów przy Działowej 25 w Poznaniu. Można je także kupić w księgarni polskiej w Londynie mieszczącej się w budynku POSK.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14753
Pani Falzmann robi, co chce, i nikomu nie wytyka, a Pan wytyka innym. Nie wytykajcie, bo będzie wam wytknięte. Miałam to setki razy, ale zrozumiałam zależność jednego od drugiego, staram się i ostatnio udało mi się pary razy uniknąć postępowania, rodzącego wytykanie.
Na panelu nie byłam z powodu pracy, choć chętnie posłuchałabym prof. Glińskiego i BFR, a w moim zaproszeniu nie było ani słowa o Siemiątkowskim.
Poza tym ja nie cierpię i nie trawię takich mieszanek. A mam za dużo lat, żeby mi się to zmieniło. Dlatego w pewnych miejscach mnie nie ma i nie będzie, choć teoretycznie nic nie stałoby na przeszkodzie.
czy mój ogród pod miastem wystarcza Pana zdaniem jako własność ziemska? cena nieustannie rośnie, bo miasto zbliża się do nas wielkimi krokami.
Natomiast problemem jest bezpieczeństwo, choć nic się nie stało, raz tylko ukradli mi samochód (małego Fiata), bo myśleli że nowy, od tej pory zawsze zostawiam sporo zadrapań na aucie, to zniechęca. W tym celu uśpili nas i psa (tak orzekła policja), mogliśmy się nie obudzić. To było w 1997 roku.
W zeszłym roku przyjechała policja i kazała mi nie przywozić tam samochodu i nie zostawiać go w krzakach, bo są na niego zakusy, o czym dostali wiadomość. Trochę wydało mi się to dziwne, bo jak raz wezwałam policję z powodu drobnego włamania do szopy (w 2001 roku), to pozwolili po 4 dniach zlożyć meldunek. A tu taka troska.