Szanowni Państwo, ponieważ blog mój został zdominowany przez troli, którzy uniemożliwiają jakąkolwiek dyskusję. Ich działalność zaś spotyka się z przychylną postawą administracji i samego pana Darskiego, co z kolei objawia się poprzez usuwanie moich komentarzy z bloga i pozostawianie na nim komentarzy agresywnych troli, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić państwa na moją stronę www.coryllus.pl
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 29694
Na koniec : praszczaj ..nie..skuczaj..! :)
Piękna Marina Golczenko - polecam : http://www.youtube.com/watch?v=SxYqcdmDFLg&list=RD02q3MRBMgENAc
"Gabryś, blogów słońce,
właśnie dlatego że Bobkowskiego czytałem (...) wiem że ojciec bohatera urodził się i zmarł w Krakowie, tam też ukończył Szkołę Kadetów (wtedy w Łobzowie, dziś w granicach miasta). Podczas służby wojskowej w Austrii mieszkał (m.in.) w Novym Meste na Morave, Wiener Neustadt, gdzie przyszedł na świat Dziuk, a także w Bruck i Traiskirchen. (...) Nie był więc żadnym "wiedeńczykiem".
Potwierdza to zresztą sam Andrzej Bobkowski:
"byłem jedynakiem, zrodzonym z najbardziej nieprawdopodobnego małżeństwa delikatnej, oczytanej, obracającej się ciągle w towarzystwie pisarzy (Żeromski, Kasprowicz, Przybyszewski etc.), grającej, śpiewającej, - słowem orchidei „z Wilna” panny Malinowskiej z żołdakiem austriackiej armii (57 –y bośniacki pułk w Sarajewie, potem instruktor szermierki i profesor języka
chorwackiego w „Terezianische Akademie” w Wiener Neustadt). Wychowanie było staranne i najbardziej zwariowane.""
Dla jasności, warto zauważyć, że sam Coryllus wymyślił ten chybiony argument naprędce (co i widać), w poprzednim komentarzu powoływał się blaskomiotnie na fakt przynależności tak Wiednia, jak i Krakowa do Austro-Węgier. Przy takim ujęciu, to wspólczesny mieszkaniec Pacanowa, Rovaniemi albo Zimnej Wódki mógłby podawać się za brukselczyka, w końcu to ta sama Unia, czyż nie?
(...)
Pan tymczasem uznał, że gościna portali społecznościowych nie jest już potrzebna, że zdobył pozycję pozwalającą zamknąć się we własnej twierdzy i z niej strącać śmiałków próbujących pokonać jej baśniową moc. Widowiskowość rozdzierającego krzyku, jaki pan tu wydobył z siebie jest całkowicie zgodna z marketingiem. Byłbym pod wrażeniem, gdyby okazało się, że "wesoły troll wania" to również pan. Przewrotność pożegnalnego wpisu w kontekście dyskusji z "wesołym trollem wanią" zdaje się na to wskazywać. Byłoby to zagranie godne mistrzów, a nawet sztukmistrzów.