Dotychczasowy podział na lewicę i prawicę zamazuje obraz rzeczywistości i oddaje inicjatywę polityce bez hamulców, zwalnia również polityków od odpowiedzialności przed narodem. Lewica odwołuje się do tradycji, której już nie ma, prawica wykarmiona na lewicowym chlebie nie zmieniła kryteriów i nadal jest wartościowana według starych obowiązujących norm. Reszta, dobijając się do swoich racji i prawd pozostaje bez głosu odstawiona na boczny tor. Nie wiadomo też do jakiej kategorii zaliczyć PiS, bo pozostali nie pasują już do żadnej. Polska scena polityczna oparta jest na jednym człowieku, który chce lecieć do Smoleńska na dziesiątą rocznicę katastrofy i dziesiątą śmierci brata, a społeczeństwo nie zostało poinformowane o priorytetach ani państwa, ani kultury. Hasła dobrobytu już się skończyły. W takim stanie ducha i interpretacji nie mamy szans na wprowadzenie żadnej stabilizacji i jakiegokolwiek porządku.
Brak racjonalnego podziału utrudnia reanimację starych polskich, sprawdzonych pojęć, blokuje nie tylko kreatywne myślenie i zdroworozsądkowe podejście, ale również utrzymuje bełkot prawie na każdym poziomie. Na tym tle głosowanie musi stać się bezrozumnym plebiscytem – bez względu na to, co dzieje się na świecie.
Po prostu, nie jesteśmy przygotowani do zmian, jakie narzuca nowy czas. Z uporem maniaka zamknęliśmy się w okresie powojennym (delikatne określenie) i nadal myślimy, że budujemy jakąś nową rzeczywistość. Zapominamy, że ta sama rzeczywistość wymaga sięgnięcia do własnych korzeni, do biblioteki naszych doświadczeń dziejowych, do patriotyzmu – naszego tysiącletniego kręgosłupa i odpowiedzialności za wszystko co nasze, prywatne i wspólne, a my zapędzeni w kozi róg toczymy jakieś bezsensowne i oderwane od rzeczywistości debaty i boje. Formacja, która sprzedała polską gospodarkę nadal jest głównym rywalem o władzę i ma 1/3 poparcia społecznego. No, chyba nikt o zdrowych zmysłach tej sytuacji nie uzna za normalną. Rzecz jednak w tym, że nie jest to tylko nasza specjalność, lecz specyfika naszej upadającej cywilizacji, która nadal nie może dostrzec przyczyn swojej klęski. To niefrasobliwość! Człowieka doprowadziła ona do obojętności, ale natura tę działalność oceniła inaczej, nie była już w stanie dłużej tego znieść i zbuntowała się. Wychodzi na to, że nie wytrzymał też sam Pan Bóg. Ale widocznie jeszcze zbyt mało ludzi zadusił koronawirus, aby te oczywistości stałe się oczywistością.
Wszyscy mamy już dosyć kampanii wyborczej i tego beznadziejnego poziomu dyskusji, tego nieustannego powtarzania starych, wytartych argumentów, tej duszności i smrodu. Ale podstawowa prawda, że, w obliczu nadchodzącego kryzysu, trzeba jak najszybciej przeprowadzić wybory, nie może przebić się do naszej świadomości. Nie ma refleksji, że ani my, ani nasze państwo takiego stanu dłużej nie wytrzymamy. Niewielu też chce przyjąć do wiadomości, że za taki stan płaci się złotą walutą oraz że to z naszych społecznych kasy finansujemy tę wyborczą hucpę. Tak, my, związani razem w pęczek.
***
Jeżeli nie otworzymy ksiąg swojej historii, swojej myśli i swojej godności, bram do swojego świata i nie dopuścimy do płuc odpowiedniej ilości tlenu, udusimy się nie brakiem marzeń o dobrobycie, który właśnie pryska, lecz udławią nas cudze mrzonki i ludowa nadzieja o batożku z pomponikiem. Gdzie są dziś celebryci, dotychczasowi mędrcy? Nie ma ich. Pozostali jeszcze ci, którzy dotąd krzyczeli, że państwo jest zbyteczne i gotowi byli je zniszczyć. Pozostali tylko po to, aby wyciągać rękę domagając się jego pomocy – zapominając, że gdyby była inna władza, dostaliby g… i jeszcze musieliby za nie podziękować. W chwilach ważnych poznikali wszyscy, pochowali się w lasach, zakuli w maseczki i czekają na powrót starych dobrych czasów, które już nigdy nie nadejdą. Pokazali się natomiast ci ludzie, którzy dotąd byli poniżani, wyśmiewani, albo bezimienni. To oni ryzykują własnym zdrowiem, a nawet życiem. Ci ludzie pokazali, jak wygląda ludzka twarz, jak ręka podana drugiemu człowiekowi i co to znaczy poczucie odpowiedzialności. Ale czy oni będą domagać się apanaży, wyróżnień, czy będą posłować lub mędrkować?... Tak wygląda dzisiejsza rzeczywistość.
W swojej historii wiele razy wychodziliśmy z podobnych opresji, owszem z dużymi stratami, ale pomimo to, nie wypuszczaliśmy z rąk sterów. PRL zniszczył nam klasę myślącą, kulturotwórczą, odpowiedzialną za losy narodu i państwa, zniszczył sterowność, zakłócił kulturowy błędnik, zawiązał oczy i wypuścił na głęboką wodę. I w taki sposób znaleźliśmy się w bezczasie pozbawieni właściwych obszarów odniesienia i własnej moralności. Dziś nie mamy do czynienia ani z własną kulturą, ani z prawdziwą naszą historią, lecz z cwaniakami, którzy gonią za pieniędzmi i tymi, którym wydaje się, że mają do czynienia ze stadem głupków. I tak byłoby dalej, gdyby nie bunt w niebie. Dopiero on – bunt, jest w stanie wyrównać narosłe dysproporcje, jawną niesprawiedliwość i przesyt kłamstwa, które przelewa się uszami, bo usta blokuje poprawność polityczna… Tylko jeszcze nikt nie wie jaki koszt pociągnie za sobą ta operacja specjalna. Kryteria bowiem, jakie przykładamy do oceny naszej najbliższej przeszłości wciąż mogą się podobać tylko diabłu. Zbyt wiele jest takich dziedzin, które śmierdzą albo siarką, albo trupem. Podział musi być jasny: na to co polskie i antypolskie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3656
Świat się zatrzymał, widocznie tylko krok dzielił nas od przepaści.
Bo Bog kocha, prawo i sprawiedliwość.
Jestem zaskoczony: I TY Brutusie? To stary numer lewicy by zamazać wartości.
"Prawica wykarmiona na lewicowym chlebie" to trafne określenie, ale "nie zmieniła kryteriów"? Zmieniła na te od chlebodawcy.
Waszmość, co to ostatnio się słucha?
Gdy rozpoczynaliśmy naukę, w tamtym czasie szukałem kodu - nazwijmy go uniwersalnym kodem ziemi. Czułem, że jest on zapisany tylko w muzyce, której nie sposób spacyfikować lub zakuć w kajdany. Poświęcił Pan mi sporo czasu na jej tłumaczenie. Dzięki.
Wchodząc w to, po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że bez umiejętności grania na czymkolwiek, muzykę zawsze będę traktował w sposób teoretyczny i to, co ważniejsze zawsze będzie mi umykać, a szanse dotarcia do kodu są dla mnie zerowe. Ale zacząłem się uczyć na pianinie (gitara nie wchodziła w grę). Szybko jednak zobaczyłem, że nauka pochłania mi zbyt dużo czasu i zaczyna pochłaniać zbyt dużo pieniędzy. Musiałem się wycofać. Swoją wrażliwość poszerzyłem, ale dziś wydaje mi się, że naciągałem ją jak gumę i swój organizm przyzwyczajałem do zaakceptowania większych drgań - na zasadzie membrany. Owszem, miałem wyniki, ale był to wówczas jedyny punkt zaczepienia i jedyny bodziec do kontynuowania wysiłku... Gdybym zaczął kilka lat wcześniej, byłoby inaczej. Na końcu wszystko się zawaliło, bo wiele spraw się spiętrzyło i nie mogłem już pozwolić sobie na odejście od moich podstawowych zajęć.
Tak więc na pewno coś pozostało, ale generalnie wróciłem chyba do punktu wyjścia. Dlaczego? Dlatego, że w muzyce szukałem i widzę, że nadal szukam, przestrzeni - dużej przestrzeni, światła i powiem bardzo niewyraźnie - czegoś w rodzaju tlenu. Może nie mam sprecyzowanego gustu, bo nie zwracam uwagi na style, lecz wpadają mi w ucho poszczególne utwory, czasami nawet tych zespołów, których nie znoszę. Takie podejście wprowadza duży bałagan w klasyfikacji i burzy pejzaż wyboru. W odbiorze muzyki jestem chimeryczny, ale generalna zasada, jw. jest niezmienna. Trudno mi się też ustosunkować do poszczególnych kawałków, ale chętnie je przesłucham. Dziś mam trochę więcej czasu. Pozdrawiam
Madis (p. 4) początek znakomity, pobudzający i budzący, ale potem już męczący. "Świergolenia" jest już zapowiedzą utraty ciekawości.
Mongoł jest ciekawy, ale ciekawy na zasadzie nowości.
Ostatni punkt - ta podeuropeizowana Mongolia może dać ciekawe propozycje. Kiedyś miałem tam jechać, ale wyprawa nie doszła do skutku. Szkoda.
"Podział musi być jasny: na to co polskie i antypolskie." To jedno z kryteriów podziału na prawicę i lewicę.
Wcześniej było pół żartem pół serio.
Pozdrawiam