Wczoraj (26.03.20) na TVN24 (Fakty po Faktach) wysłuchałem rozmowę z prof. Marcinem Królem… Niestety, mamy jeszcze zbyt wielu ludzi, którym łatwiej przychodzi obrona starego, niż wczuwanie się w nowe trendy; którym łatwiej bronić upadłego legalizmu systemowego, niż interpretować nadchodzącą przyszłość. Nie rozumieją oni też, że ich wielka opowieść, podniesiona do roli Biblii, jest już przeszłością, a mówienie o jakimś nowym oświeceniu, w okresie, gdy poziom uczelni ustawicznie spada, a cała humanistyka wymaga gruntownej odbudowy, jest już nieporozumieniem. Idee mają swoje konsekwencje - nadeszły więc czasy weryfikacji, czasy prawdy, których nie można ani okłamać, ani oszukać, ani nawet przekupić. Bardzo przykro było patrzeć na człowieka, który ma niewątpliwe zasługi dla polskiej kultury, jak popełnia harakiri. Pewność siebie Profesora była zadziwiająca.
Co dotarło
Do ludzi dotarła naturalna hierarchia rzeczy. Nastąpił przełom i od tej pory zaczyna się sanacja wypaczonej interpretacji i sztucznie wykreowanej rzeczywistości. Rzeczy duże okazały się ważniejsze od małych. I to jest prawdziwe Oświecenie. Dla jasności, jego parametry, warto wymienić je w punktach, choć sformułowanie ich będzie jeszcze dość pobieżnie. A więc zdaliśmy sobie sprawę:
- że koronawirus wyzwolił ludzkie odruchy i zachowania, które dotychczas zanikały,
- że natura upomniała się o swoje prawa, a to oznacza, że kobieta musi rodzic, mężczyzna walczyć a rodzina wychowywać,
- że odkryła epokę zupełnie innego myślenia przyjazną dla nowych autorytetów – kto szybciej zagospodaruje tę przestrzeń, zdobędzie prym,
- że natura żyje i nie jest lokajem człowieka, lecz odwrotnie, człowiek jest jej maleńką jej cząsteczką,
- że nie zysk za wszelką cenę i dewastacja struktur kulturowych słabszego, lecz szacunek dla kultur, za pomocą których człowiek zorganizował sobie ziemskie życie i określił swoje potrzeby,
- że globalizacja nie oznacza walki „o ogień” i kolonialny zysk, lecz konieczność uznania wielu prawd kulturowych, ale jednocześnie jednej, wspólnej dla wszystkich, prawdy boskiej,
- że dobrobyt pozbawiony celu i zasad jest złem,
- że jeżeli nie istniej Bóg, to istnieje siła formacyjna, której człowiek nie pojmuje, a która go reprezentuje,
- że poza światem materii istniej świat ducha i że bez niego nie ma życia,
- że nie „balowanie” świadczy o standardzie życie, lecz wiedza – im szersza i głębsza, tym lepsza; nie jest ona ani sztucznie lewicowa, ani życzeniowo prawicowa, lecz obiektywna,
- że istnieje siła niezależna od woli człowieka, która pogodzi nas według własnego uznania,
- że UE nie zdała egzaminu i że do spraw kryzysowych potrzebna jest kompetencja państw narodowych,
- że zło nie jest ciekawsze od dobra,
- że głupocie nie można ulegać,
- że wiemy, iż jeszcze niewiele wiemy,
Co blokuje
Zbyt mało osób uświadomiło sobie, że zawalidrogą na szlaku prowadzącym do odzyskania wolności i niepodległości myślenia jest system, w który zakuto kilka ostatnich naszych pokoleń, a który wytworzył złe przyzwyczajenia, odebrał młodym przyszłość, a starym spokojną i refleksyjną starość. Nie uświadomiono też sobie, że odsłonięcie wielkiej perspektywy, wymaga charakteru, wielkich ludzi, szerokich horyzontów i walki z małością. Niestety, rzeczy mniejsze nadal wydają się ważniejsze od większych. Co więc nam przeszkadza?
- polityka, która rodzi fałsz i zło, zawłaszcza naszym życiem i uniemożliwia wzajemne porozumienie,
- filozofia zysku za wszelką,
- dominacja materii nad duchem,
- buta i przesadna ufność w zdobytą umowną wiedzę,
- dominacja zła nad dobrem,
- imperialny i niewolniczy sposób myślenia,
- wiara w boskość możliwości człowieka,
- odwrócenie się od własnych nakazów kulturowych, rozmycie znaczenia słów i pojęcia Boga,
- zapominanie, że jesteśmy niekonieczną częścią przyrody,
- kundlizm, wyuczona głupota, bylejakość,
- system nauczania, wychowania i zniszczona moralność,
- beztroska i brak poczucia odpowiedzialności,
- zniszczenia zdrowych zasad współżycia międzyludzkiego,
- brak szacunku dla pracy, potrzeb kulturowych i odpowiedzialnej wiedzy,
- przyzwolenie dla dominacji zła nad dobrem.
Podsumowanie
Z powyższego zestawienia wynika, że nowy czas postawił przed nami nowe zadania, bez podjęcia których nie będziemy w stanie opanować nadchodzących klęsk. Neologizm dotyczący „tyranii większości” przypomina pretensje starego systemu do robotników o podjęte przez nich strajków. W polskich warunkach obrona legalizmu systemowego kojarzy się z obroną konstytucji Aleksandra I i dyskryminacją własnej – Trzeciomajowej. Wiedza to faktografia, mądrość, to interpretacja. Nowe oświecenie nie nadejdzie, bo z pustego nawet Salomon nie naleje. Mała epoka produkuje małych ludzi, wielka – wielkich. Fałszywy czas, fałszywi prorocy. Upadająca epoka przygotowuje terem pod lepszą, ale jakim kosztem ta przemiana się odbędzie, zazwyczaj decyduje poziom elit odchodzących. W razie bezkrytycznego oporu, ich dorobek zostanie zniszczony przez nich samych, natomiast gdy nieuchronne przemiany zaakceptują i potraktują je w sposób naturalny i płynny, najwybitniejsze osiągnięcia zostaną włączone w ponaddziejowy dyskurs kulturowy. Takie są nieprzemijające zasady w procesie dochodzenia do prawdy.
Nadchodząca epoka już stała się wyzwaniem dla każdego z nas – chcemy czy też nie, stawia ona człowieka na pierwszej linii frontu w walce o przetrwanie. To nie ludzki geniusz decyduje o kierunku rozwoju cywilizacji, lecz warunki narzuca natura, lub jak kto woli – Bóg. Człowiek musi się dostosować. Najlepszym tego przykładem jest koronawirus. Czymże jest on wobec osiągnięć naszej cywilizacji – a jednak, z jakąż łatwością przewraca ją do góry nogami, przy okazji prostując fałszywe ścieżki.
Dewiza dziejowa mówi, że wszystko musi mieć swoje proporcje i swój umiar. Tragedią człowieka jest to, że nie zna i nie jest w stanie poznać ani tych proporcji, ani celu swojego istnienia; nie wie po co i w jakim celu znalazł się na ziemi; nie wie skąd przyszedł i dokąd zmierza. Ten brak wiedzy o sobie samym rozbija mu poczucie tożsamości, budzi jego niepewność i panikę. Umrzeć muszą wszyscy.
Konkluzja: po co brać udział w wyścigu szczurów, w którym nagrodą jest kłamstwo i bezsens? Czy nie lepiej połączyć siły i pozwolić nowemu rozkwitnąć – po to, by nie tłoczyć złej krwi, którą żywi się zło, lub jak kto woli – diabeł? W tym celu pierwszą rzeczą, jaką wszyscy możemy zrobić, jest zmiana punktów odniesienia. Gdy to zrobimy, natychmiast powiększy się perspektywa myślenia, każdy znajdzie się w większej przestrzeni, a co się z tym wiąże otrzyma większą ilość tlenu, i czasu na refleksję. Bo świat będzie takim, jakimi będziemy my sami.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6248
Nadchodząca epoka [...] stawia ona człowieka na pierwszej linii frontu w walce o przetrwanie. – Brzmi złowieszczo, zważywszy, ile zła wyrządzili humaniści.
Najlepszym tego przykładem jest koronawirus. [...] z jakąż łatwością przewraca ją [naszą cywilizację] do góry nogami, przy okazji prostując fałszywe ścieżki. – Hmm. Nie sądzę, żeby koronawirus przewracał, tylko pandemia.
pierwszą rzeczą, jaką wszyscy możemy zrobić, jest zmiana punktów odniesienia. Gdy to zrobimy, natychmiast powiększy się perspektywa myślenia, każdy znajdzie się w większej przestrzeni, a co się z tym wiąże otrzyma większą ilość tlenu, i czasu na refleksję. – Pan wybaczy, ale to górnolotna paplanina.
Nie wiem co będzie po wirusie i o co w tym wszystkim chodzi( na pewno nie o obronę życia ) ale jeśli to potrwa z rok to ci co przeżyją znajdą sie w innej rzeczywistości. Pzdr
Waszmość, z Tobą zawsze się dobrze rozmawia. Pamiętam
1. enklawy. Ja nigdy nie byłem przeciwny "enklawom", bo są one takim rezerwuarem, zdrowej siły. Miałem jednak okazję obserwować jak one działają. Pierwszą taką enklawą jest Śląsk. On rzeczywiście przechował swoją specyfikę i swój niezmienialny rdzeń, ale jednocześnie jego specyfika nie pozwala mu wyjść poza poziom chłopski. Takie uwarunkowanie pozwala im trwać, ale do końca świata będą tymi pokrzywdzonymi i jęczącymi. Członkowie Związku Polaków w Niemczech chcieli to zmienić, ale nie udało się - z wielu przyczyn. Dziś Ślązacy mogą przetrwać tylko w Polsce, ale krótkowzroczne ich rachuby mogą doprowadzić do podzielenia się losem z Połabianami.
Drugą enklawą są kresowianie. To jest grupa, która straciła wszystko - wszystko i za to po wojnie została dodatkowo jeszcze wyśmiana i sponiewierana. Ta enklawa jest nadal duszona w sposób bolszewicki i bezprzykładnie głupi. Może ona tylko umrzeć śmiercią naturalną. Dawniej likwidowała ją komuna, dziś ich potencjał dobijają postkomunistyczne nawyki. W ich działaniach przewijają się nostalgia i strach. Kolejną enklawą jest stara inteligencja, która ostatkami sił pragnie kultywować swój etos, ale nikt jej nie słucha. Ginie troczona albo patologią, albo ubóstwem i brakiem odbioru. Kolejna jest kościół, który też się rozpada. Najgorsze jest jednak to, że miedzy tymi enklawami nie ma porozumienia i nie będzie. Dlaczego? Bo dzieli nas komuna i wszczepiona bolszewia. Wychowani na lewackim chlebie i czerwonych cukierkach, nie jesteśmy w stanie racjonalnie myśleć. Enklawy muszą się odżywiać swoją kulturowością, ekonomia musi być jej wypadkową, bo inaczej też splajtuje. Może koronawirus to zmieni, ale jeżeli sami ręcznie nie przełożymy tej przysłowiowej wajchy w sobie, pomóc będzie mógł tylko bat. I to solidny, czyli śmierć wielu ofiar. Człowiek jest również zwierzęciem, i jeżeli nie używa rozumu, zmienić go może tylko tresura. Tak to brutalnie wygląda. Wszystko zależy od świadomości. Tę, którą nosimy w sobie nie nadaje się do niczego. Na początku ma energię do głoszenia wzniosłych haseł, ale szybko kończy tam, skąd wyszła. Analogie amerykańskie do nas nie pasuję zupełnie.
Moim zdaniem my Polacy nie mamy innego wyboru, jak tylko powrót do źródeł, a więc do II RP, bo nadal jest ona zakazana i siłą bezwładności mordowana; bo tam się narodziło wszystko co ważne i jeszcze nie umarło. Tak więc dobrze, że enklawy pozostają, bo stanowią jakiś potencjał początkowy, ale jeżeli nie ożywi ich zdrowy duch, uduszą się z braku tlenu.
Pozdrawiam
Kolego, już nagadaliśmy się tyle na ten temat, że odsyłam do poprzednich komentarzy. Tyle mogę zrobić. Pan wybaczy, ale nie mam ochoty prowadzić dyskusji z komunistycznym sposobem myślenia.
Kilku Blogerów i jedna Blogerka tłumaczyło, tu na Naszych Blogach, na czym polegało owo komunistyczne myślenie. Otóż komuniści po wojnie, II Światowej, jak doszli w Polsce do władzy, oparli się na ludziach z najniższych warstw społecznych. Przeważnie ściągali do miast bezrolnych parobków, chłopskich i folwarcznych. Im w miastach dawali zatrudnienie i budowali bloki mieszkalne z dwuizbowymi mieszkaniami i wychodkiem na półpiętrze. Dla nich to były pałace, więc z wdzięczności robili wszystko, co władza im kazała. Po każdym takim wpisie zadawałem tym Blogerom i jednej Blogerce, tylko jedno pytanie. Jakie warunki zatrudnienia i egzystencji stworzyła im ta wspaniała Rzeczpospolita z numerem dwa, że pokój z kuchnią i za przeproszeniem sraczem na półpiętrze, był dla nich pałacem i za nic w Świecie nie chcieli wracać do wcześniejszych „luksusów”? Nie odpowiedział nikt, do dzisiejszego dnia. Może Pan spróbuje?
PS. Gdyby chciał Pan porównać osiągnięcia tego dziadowskiego PRL-u z tą wspaniałą II-gą RP, czy choćby jej obecną kontynuacją – chętnie podyskutuję. Uczciwie ostrzegam jednak, że będzie bolało.
Pańskie poglądy już znamy. Wybaczy Pan, ale dyskusja z Panem nie przekracza poziomu sracza. A więc nie ma sensu. Nie mam ochoty wysłuchiwać perelowskiego bełkotu. Nie wiem, jak dalej zachowa się koronawirus, ale miejmy nadzieję, że przynajmniej nauczy myśleć i odróżniać epoki. Na koniec podpowiedź, za kilka lat doczeka się Pan renesansu II RP, i wówczas może cokolwiek Pan zrozumie. I proszę nie pisać, że bałem się dyskusji, że brakuje mi argumentów itd. Na ten temat kilkakrotnie już pisałem, i wystarczy.
Ponieważ Ci, którzy nigdy nie zniżą się do tak niskiego poziomu, jaki ja reprezentuję i przeważnie na końcu zdania zapominają to, co było na jego początku, pozwolicie, że przypomnę pytanie: jak to wszystko było możliwe bez jakichkolwiek pożyczek i kredytów?
Jako przeciwwagę przedstawicie zapewne sztandarowe osiągniecie drugiej RP, czyli Port w Gdyni o którym sam jej twórca i budowniczy powiedział, że „…pożyczyliśmy pieniądze na dwie Gdynie, a stoi tylko jedna”.
No widzi Pan, miałerm rację... A zastanowił się Pan nad tym, jak mogła powstać II RP, jak Pan pisze, to "dziadowskie" , z niczego? Pożyczek wówczas nam odmawiano. Jak można było w ciągu 20 lat zbudować jednolite państwo z trzech różnych zaborów i trzech różnych świadomości? I jeszcze jedno - państwo to nie stocznia. Odpowiedzi już nie będzie, bo wyobraźni nie staje. I tak to jest na Śląsku.
Mnie nie chodziło o poziom sracza, lecz o koronny argument, jaki spotyka się na Śląsku: wy chodziliście srać za stodołę, a my mieliśmy swoje na półpiętrach. I proszę nie wyciągać swoich śląskich żalów, bo są one przyniesione jeszcze z Niemiec i do dziś siedzą wyłącznie w Waszych głowach. Powojenną odbudowę Polski, tak czy siak, finansowała cała Polska. Takie są zasady na całym świecie - obywatele odbudowują swój kraj i swoją stolicę. To tyle. Bez odbioru
Ta wspaniała II RP powstała z niczego, dokładnie tak samo, jak z niczego powstały pozostałe państwa w ówczesnej Europie, które otrzymały niepodległość w wyniku pokoju wersalskiego. Proszę porównać poziom rozwoju choćby Łotwy, Estonii, czy Finlandii w ciągu tych samych dwudziestu lat z tym sanacyjnym dziadostwem. Wyśmiewani przez nas Czesi gospodarczo prześcignęli Austrię, odwiecznego zaborcę. Tylko II RP, do końca swoich dni, nie osiągnęła poziomu rozwoju z okresu zaborów i to w żadnym z zaborów. Jeżeli chodzi o Śląsk, to otrzymaliśmy prawie cały przemysł. Niemcom przypadły, Gliwice, Zabrze i część Bytomia. I dzięki wspaniałemu sanacyjnemu zarządzaniu doprowadziliśmy do tego, że w 1938 roku eksodus, na ten skrawek niemieckiego Śląska, był większy jak za pierwszej Solidarności na zachód. Jak wyglądało budownictwo mieszkaniowe w dwudziestoleciu międzywojennym, po obu stronach granicy może Pan zobaczyć i porównać nawet dziś. Jeżeli jest Pan zainteresowany mogę oprowadzić.
Zadałem pytanie proste jak budowa szpadla. Odpowiedział Pan enigmatycznie, że cała Polska finansowała odbudowę. W jaki jednak sposób? O ile wiem, to towarzysz Wiesław zastawił dodatnie saldo w kasie. Gierek zadłużył wprawdzie PRL na gigantyczne 25 miliardów dolarów. Jednak coś za te pieniążki wybudował, choć wtajemniczeni twierdzą, że większość tej kwoty zabrał nas ówczesny najważniejszy sojusznik. Jeżeli nie wie Pan co, chętnie pokażę i oprowadzę. Tym razem jednak nie tylko po Śląsku. Wydaje mi się też, choć mogę się mylić, że jakby dać dzisiaj równowartość tych 25 miliardów dolarów, to najlepszy w galaktyce rząd, nawet fabryki domów nie wybuduje. Po 1989 roku ta rekonstrukcja sanacji zadłużyła nas już na bilion złotych pieniążków a nie kto inny, tylko politycy PiS-u, jak nie rządzili, przekonywali, że ukryty dług to trzy bilony złotych. I co za to wybudowali? Nawet ani jednej montowni, którymi się tak chwalą. Jeżeli rekonstrukcja sanacji doprowadziła nas do takiego stanu, to na co będzie stać jej pełną replikę? Aż strach się bać.
A..., jeżeli tak, to oczywiście. Takim przykładem są choćby grupy rekonstrukcyjne, poszczególne redakcje i ich tematyka książkowa itd. Jak najbardziej, z tym jednak zastrzeżeniem, że nie mogą one budować V kolumny, czy być wylęgarnią głupoty.
Ja matematyki nie dyskryminuje, w rodzinie mam ich kilku. Ale podkreślałem, że swój wektor życiowy można oprzeć nie tylko na matematyce, ale również na historii, na literaturze, religii itd - byle nie na instynkcie i głupocie. Każdy z przedstawicieli tych kierunków ma swoją metodologię i swoje racje, które gdzieś się zawsze spotykają i uzupełniają. Warunek - musi je łączyć jeden wspólny cel. Dziś w dobie pleniącej się zarazy, jest to szczególnie potrzebne.
Co do przekroczenia limitu abonamentowego jestem innego zdania. Dostęp do kultury, jeżeli ma się rozwijać, musi być bezpłatny. Zrobiłem film i na jego przykładzie przetestowałem absurdalność przepisów dotyczących praw autorskich. To diabelski pomysł i kaganiec rozwoju. Wielu ludzi kultury swoje życie poświęca dla niej i żyje na bardzo niskim poziomie ekonomicznym. Jeżeli zaczniemy się limitować, udusimy ją, a przy okazji zabijemy tego ducha, bez którego nie będzie swobodnie żyła. Enklawy powinny mieć niezależne finansowanie z zasobów rządowych, a więc ze wspólnej kasy - oczywiście z wyłączeniem dewiacji. Pytanie, jak wyłaniać talenty? Talenty widać jak na dłoni - są po prostu ciekawe i nie budzą niesmaku. Pobudzają, interesują, coś wnoszą . Jeżeli przekraczają konwenans, to w sposób estetyczny i do przyjęcia. Ale dziś, w świecie beztalencia, dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo natychmiast przerodzi się w protest stada wróbli.
Ogólnie, enklawy to ciekawa rzecz. Niebezpieczeństwo tkwi w indywidualizmie Polaków. Coś takiego proponował kiedyś Zybertowicz, ale ucichło. Enklawy mają sens wówczas, gdy istnieje pomiędzy nimi jakaś komunikacja. Ja odwołam się do końcowego okresu zaborów, kiedy wszystkie trzy dzielnice (enklawy), demoralizowane przez pięć pokoleń, doszły do wniosku, że skoro wywodzimy się z jednego pnia, rozmawiamy tym samym językiem i mam wspólną kulturę, to razem musimy budować swoją przyszłość. Banki w Warszawie finansowały ruch organicznikowski w Poznańskiem, a Wielkopolska budowała nową alternatywę. Gdy przyszła niepodległość, administrację zasilili "galileusze" i wszyscy ten egzamin zdali. I to było coś za co - bez żadnych warunków.
Pozdrawiam
Jak sobie przypominam, ten sam plan opisywał Pan rok/dwa temu. Ta sieć musi być zbudowana w oparciu o ludzkie zachowania i odruchy, a właściwie o model polskiej mentalności. Trudna to rzecz. Pasowałby bardziej do społeczeństwa II RP, niż naszego - dlatego, że tamci ludzie operowali większą perspektywą i wiedzieli co to jest niepodległości i niewola. Ta wiedza ogromnie pomaga w każdej organizacji. Ale warto przeprowadzić jakąś symulację na ten temat. Może ona np. wykazać, że to właśnie komputer i jego zasady działania są tym zrozumiałym polem działania, na podstawie którego cała myśl konstrukcyjna enklaw okaże się zupełnie jasna i przystosowana do działania.
Ale jest jedna rzecz, której nie sposób wyeliminować, a przynajmniej nie na tym etapie (skutki koronawirusa), to rola państwa. Państwo jest dla obywatela, ale będzie ono takie, jacy będą Polacy. I tu się niczego nie da zmienić. Nadzwyczajna kasta broni się jak oblężona twierdza. Ona broni swojego świata, który jest już przeżytkiem. I to jest cała myśl konstrukcyjna - to budowa cepa.
I mała dywagacja: większość Polaków nadal kieruje się postkomunistycznymi odruchami i w swoich ocenach nie posiada żadnego punktu odniesienia. Oczywiście prócz własnego. Generalnie, Polacy musza w coś lub kogoś (!) uwierzyć, muszą zobaczyć jakiś sensowny plan na przyszłość. Powstała w ten sposób nadzieja otworzy potrzebę współdziałania i zamknie potrzebę wzajemnej blokady. Jesteśmy bowiem strasznie sklinczowani.
Ale generalnie coś takiego powinno powstać, jako propozycja. Być może zaiskrzy i zostanie rozwinięta. Niemcy nieustannie robią jakieś projekty - wszystkiego. Potem je modyfikują lub rozwijają. I to jest droga, która pokazuje perspektywę i wyłania możliwości. U nas nie ma takiej tradycji.
Pozdrawiam
To nie wirus wywraca nasz świat do góry nogami, tylko my wywracamy ten świat, chcąc go obronić przed nowym. Nie da się.
Nowe polega na tym, że eliminuje z życia ludzi starszych i schorowanych, a ci starzy, którzy będą chcieli w nim w ogóle biologicznie żyć, to jako jednostki odizolowane od społeczeństwa i siebie nawzajem. Nic z ich życia wynikać nie będzie.
Nowe polega np. na tym, że z tysiąca niemieckich emerytów ze statku "Deutschland" zostanie połowa żywych, a druga połowa wyląduje w kostnicy wprost z kotwicowiska, co jest akurat dobre, bo takie statki są do niczego.
Nowe polega na tym, że za trzy miesiące z polskiej gospodarki zostaną strzępy, bo spłaszczenie krzywej zachorowania tylko ją wydłuży (całka z tej funkcji to całkowita liczba chorych i wynika ona włącznie z podatności na zachorowanie czyli jest cechą społeczną, a system ochrony zdrowia jedynie modyfikuje jej kształt) czyli ci, co dzisiaj jeszcze zipią, jutro będą zdychać, a zdechną za pół roku w całości. Jest to także na rękę wszystkim tym, którzy chcą mieć z Polsce rezerwuar taniej siły roboczej więc nasza izolacja od Unii ("nie dała ani centa na wirusa") jest tym bardziej na rękę.
Nowe polega także na tym, że niewygodnego, myślącego inaczej obywatela zamkniętego w swoim domu zabierze Zieleń Miejska jako długi pakunek, a sąsiedzi odczują wyłącznie ulgę, jeśli się dowiedzą czym był on "zakażony".
Bądźmy realistami. Nowy wirus nie zniknie tak jak nie zniknął wirus starej, zwykłej grypy. Lekarstwa też nie będzie, jak nie ma na grypę: chorujemy milionami, umieramy setkami, a nowy wirus tylko zmieni skalę. Inaczej mówiąc: trzeba się dostosować do nowych warunków, które polegają wyłącznie - w mojej ocenie - na akceptowalnej nowej liczbie zgonów.
Panie, co pan tu jeszcze robi? Nie jest Pan w stanie odczytać intencji moich artykułów. Nie można czytać po polsku a rozumieć po niemiecku. Proszę się wyłączyć, bo będę nieprzyjemny i potraktuje Pana, tak, jak zapowiadał Pan traktować innych w swoim kąciku personalnym.
Zatem wyłączam się wedle prośby. Pozwolę sobie jedynie na powrót do tego tematu za rok.
Rok wystarczy...
Oczywiście, że mężczyzna na szczęście nie musi rodzić,a także rzadko kiedy walczyć o przetrwanie swoje i rodziny,ale kobieta oprócz tego "obowiązku" chyba może jeszcze coś w życiu dla siebie i społeczeństwa robić? Obawiam się, że autor z rozpędu sam popełnia harakiri...
Spodziewałem się, że to sformułowanie wywoła kontrowersje. Ja piszę nie o kobiecie, lecz prawach natury. Kobieta jest osobą wolną i może robić co chce, nawet uprawiać najpopularniejszy zawód, ale wszyscy musimy wiedzieć, że wynaturzenia zawsze były prostowane, jak nie ręką człowieka, to siłami natury. Zaświadcza o tym historia. Jeżeli ktoś nie jest w stanie uwierzyć, to wytłumaczy mu koronawirus... I tu niestety, muszę zastrzec, że nie jest to ani fatalizm, ani fanatyzm, lecz konstatacja. Proszę uważniej czytać.