Tytuł mojej notki, jak wszyscy wiedzą, pochodzi z „Traktatu moralnego” Miłosza.
Miłosz naraził się wielu między innymi tym, że splugawił celę Konrada u Bazylianów w Wilnie odbywając w niej stosunek homoseksualny z Jarosławem Iwaszkiewiczem, który to stosunek Iwaszkiewicz- jak to pisarz- opisał w swoich dziennikach. Mnie wyjątkowo zraziło, że opisując ten incydent Iwaszkiewicz użył słowa „chędożyć” („mogłem w maju 1936 chędożyć Czesia Miłosza..”).
Jak Vladimir Nabokov cierpię na synestezję. Słowa mają dla mnie barwę i kształt. „Chędożyć” jest brudno zielone. Wygląda jak wyrzygana przez mego psa trawa.
Miłosz był często oskarżany o wewnętrzne zakłamanie. Akurat ten zarzut nie jest do końca słuszny. Zdarzało się, że patrzył na siebie wyjątkowo przenikliwie:
„ i wiem, że we mnie pycha, pożądanie i okrucieństwo i ziarno pogardy dla snu martwego splatają posłanie, a kłamstwa mego najpiękniejsze farby zakryły prawdę..”.
To fragment jego młodzieńczego wiersza „Obłoki”.
Czy mówiąc o lawinie Miłosz ma na myśli komunizm? Czy z właściwą dla swego środowiska pychą nie usiłuje twierdzić, że to on był jednym z głazów, o które rozbiła się komunistyczna błotna lawina?
A przecież to on był w głównym nurcie tej lawiny.
Kamieniami natomiast byliśmy my wszyscy. Kamieniami głęboko osadzonymi w gruncie.
Niewątpliwie lawina zmieniła swój bieg. Miłosz wybrał wolność, a na łożu śmierci podobno nawet się nawrócił. Anna Kamieńska zaczęła kierować do Matki Boskiej identyczne w formie, jak wcześniej do Stalina, inwokacje. Stanisław Jerzy Lec w „Myślach nieuczesanych” potrafił w skrótowej formie zawrzeć przenikliwą diagnozę czasów w których żył, tworzył i które niestety współtworzył. Niektórzy przypisują sobie teraz ziemiańskie pochodzenie albo podziemną działalność, choć kiedyś prześladowali zarówno ziemian jak i opozycję.
Mamy ochotę skreślić ich wszystkich razem i każdego z osobna. Za uzurpowany przez nich monopol na rząd dusz. Za pogardę z jaką zamykali usta wszystkim nie wywodzącym się z ich koterii. Za ich oportunizm i sprzedajność.
Nie mamy przecież wątpliwości, że nie wolno korzystać z badań doktora Mengele.
Ale czy należy rozwalić piramidę Cheopsa dlatego, że przy jej budowie zginęły- jak się szacuje- setki tysięcy ludzi?
Czy słynne słowa Martina Heidegera: „ Wola Fuhrera jest jedynym prawem”, unieważniają wszystko to, co potem napisał?
A Mircea Eliade? A Knut Hamsun, Louis- Ferdinand Celine, Ezra Pound.?
Kilka lat temu namówiłam młodego znajomego, żeby na maturze, jako temat prezentacji wybrał socrealizm. Pożyczyłam mu kilka książek, w tym „Czerwoną mszę” Urbankowskiego, oraz plakaty z tych czasów.
Chłopak postarał się: z głośnika puścił „Budujemy nowy dom” na ścianach powiesił zdjęcia plakatów, rozdał komisji ksero kilku wierszy, w tym wiersza Szymborskiej o Stalinie.
Młoda polonistka recenzując jego wystąpienie powiedziała: „ szkoda tylko, że nie odróżniasz pastiszu od innych form, przecież wiersz Szymborskiej to jest ewidentny pastisz”.
Na szczęście wtrąciła się dyrektorka i chłopak dostał 20/20 za swoją prezentację.
Jestem małostkowa i niekonsekwentna. Uwiera mnie gdy słyszę, że Ważyk był sumieniem polskiej odwilży, a Szymborska i Miłosz to najwięksi polscy poeci. Jednocześnie nie chcę odrzucić fraszek Leca, w pełnej świadomości tego, co wyrabiał on we Lwowie i jak obrzydliwe wiersze pisał zanim zmienił okulary.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9776
Zgadzam się. Zawsze jednak mnie zastanawia "literatura źle obecna". Cóż z niej zostanie przy takim monopolu? A co mogłoby powstać gdyby nie Ważyk, nie Putrament, nie Szymborska, nie Miłosz i ich partyjni koledzy.?
Podobno, tłumaczenie Księgi Psalmów Miłosza jest najlepsze, nawet wg. wielu księży. Tak, był jednak poetą. Wolałbym, żeby wybrał inne transgresje, ale co zrobić. Kiedyś oddzielałem chirurgicznie wartość czyjegoś dzieła od życiorysu, wartość artystyczną od wątpliwych (lub podłych) implikacji historycznych literatury itd. (to już nie koniecznie o Miłoszu). Dzisiaj mi trudniej. Ale wciąż cenię Gombrowicza, za inteligencję, i jednak, pewien profetyzm. Ziściła się jego wizja świata - mamy (sk**wy)synczyznę, wywyższenie niższości, młodości itd. Pisał o tych sprawach, gdy były widoczne trendy, ale nie było to jeszcze spełnione. Wracając do tematu - trudno powiedzieć, co mogłoby powstać, gdyby nie... Ale ja bym wolał by powstało, bo przy założeniu, że by to powstało, historia musiałaby się inaczej potoczyć.
"niekoniecznie"
odmienna opinie o tlumaczeniach biblijnych ma biblista ks. prof. Waldemar Chrostowski,a w tej materii On jest dla mnie autorytetem. leda
Teraz za to Miłosz zajmuje 3/4 każdego szkolnego podręcznika. Kosztem m. in. Słowackiego. I Norwida, bo za trudny, a Miłosz taki łatwiutki i śliczny. Tak jest lepiej?
Przestudiowałem, to znaczy przeleciałem homoseksualizm w necie. Bardzo chciałem coś wydumać, cytaty powiedzą za siebie. Na serio, szukałem medycznego określenia, którego urzył pewien doktor nauk medycznych (dwóch specjalizacji (między innymi ginekolog praktyk)na..., wdług mojej pamięci określił seksualne kontakty fizyczne między mężczyznami na poziomie 2-4%. Pseudonauka określa 15% jako homoseksualnie zadeklarowanych, nauka na 1,5-3% rzeczywiście. A mnie się zdawało że słyszę fakty (bo ten doktor prowadził badania naukowe, w komputrze miał 20 000 pacjentek opisanych, w celu przeprowadzenia jakiegoś dowodu) bo z tych 1,5% - 15% populacji, tylko 2-4% kopuluje (nie robią tego co pies z Pani trawą, albo Pani (lub gminna) trawa z psem)) . A dane te wyrwałem od doktora , po jego naukowy wywodzie o treści: „….coś tam, coś tam przecież jesteśmy w 98% katolickim społeczeństwem” , wtedy wstałem i zarzuciłem szanownemu doktorowi demagogię bo praktykujący katolicy to 19-26% polskiego społeczeństwa, może kontynuować wywód odnosząc się do faktów. Nie kontynuował bo nie znał faktów. Ja ze słowami to mam taką przypadłość.
A teraz cytaty o Miłoszu:
„Ten ostatni nauczyciel [Stanisław Jarocki]: artystowska postać w pelerynie i kapeluszu z piórem, a zarazem opiekun drużyny harcerskiej, był też bodaj pierwszym poznanym przez Miłosza homoseksualistą: „krótkotrwała miłość do niego (co czwartek urządzał u siebie herbatki, na których udzielał lekcji fechtunku i rozmawiał z wybrańcami o sztuce) zakończyła się tego popołudnia, kiedy siadł obok mnie na kanapie, położył rękę na genitaliach i zaczął się trząść. Odtąd odnosił się do mnie z nienawiścią” [Rodzinna Europa, Kraków 2001, s. 76, Franaszek s. 62]”
„milieu porozumiewało się sobie tylko wiadomymi sposobami, w śródmieściu za główne punkty oparcia wybrawszy pisuar na placu Napoleona [obecnie Plac Powstańców Warszawy – WSZ] i łaźnie miejskie – do łaźni chodziłem czasem z B. i dostarczał mi niezłego przedstawienia przez sam sposób zawierania znajomości z różnymi chłopcami”. Ów b. to poznany podczas paryskiego stypendium chemik Bolesław Bochwic, przyjaciel także Jerzego Andrzejewskiego. [Franaszek, s. 167]”
„Listy Miłosz-Bochwic znajdują się w Beinecke Library. Ich opublikowanie mogłoby rzucić więcej światła nie tyle na homoseksualizm Miłosza, którego raczej „nie udowodnimy” i udowadniać go nie powinniśmy [zabrniemy na manowce], ale na postać Bolesława Bochwica, późniejszego kierownika Katedry Chemii Organicznej Politechniki Łódzkiej, profesora, przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Chemicznego i przewodnika Czesława Miłosza po warszawskich pikietach.”
Zajefajna zbieżność nazwisk.
Nie zamierzałam dowodzić homoseksualizmu Miłosza ( Iwaszkiewicza nie wymaga dowodu). Chodziło mi o co innego. Bodajże Goethe powiedział, że artyści - jak góry- są poza dobrem i złem. Na ogół oznacza to, że mamy być bezwarunkowo wdzięczni za to co nam dali. Mnie dręczy pytanie- czy czasem nie jest tak, że więcej zabrali niż dali. To pytanie dotyczy przede wszystkim artystów funkcjonujących w czasach dwóch totalitaryzmów. Nie obchodzą mnie wybryki - na przykład-Witkiewicza. Nie jestem damą klasową na pensji. Ale poparcie jakiego udzielił Iwaszkiewicz zbrodniczemu systemowi, nie może nie obchodzić.
Mam dla Pani zagadkę: jeżeli rzucimy kością do gry (sześcianem z numerami na każdej ścianie od 1-6) 1000 razy, ile razy (na tysiąc prób) wyrzucimy dwa takie same wyniki (od 1 do 6) pod rząd (rząd to 2,3 i więcej wylosowanych po sobie tych samych cyfr). Po Pani odpowiedzi postaram się kontynuować wywód, o Miłoszu, który "wychędożył" z naszej świadomości zdolniejszych od siebie. Mój pierwotny pomysł ulatuje w eter, jak połączyć zagadkę, Pani odpowiedź i Miłosza w logiczną całość. Ciekawe czy dam radę, całość zamknę Forexem.
Pozdrawienia od zmierzchu do świtu.
Już drugi raz zadaje mi Pan to zadanie. Muszę je przemyśleć. Odpowiem. Pozdrawiam.
Pani Izabelo,do tego miloszowego ogrodka dorzuce jeszcze jedn kamyczek z jego zyciorysu. Przeczytalam ostatnio dwie ksiazki ks. Krolikowskiego,ktory opiekowal sie sybirackimi sierotami,ktore szczesliwie wraz z Nim dotarly do Kanady.Otoz, Milosz jako PRLowski czynownik wraz z grupa podobnych jemu bandziorow juz u brzegow Kanady chcial zmusic te obolale poturbowane przez zycie dzieci do powrotu do komunistycznej Polski.Jestem niezmiernie szczesliwa,ze nasz Prezydent Sp. Lech Kaczynski zdazyl jeszcze odznaczyc tego dzielnego kaplana,zreszta tego samego dnia co Sp.A.Walentynowicz. Leda
Radziłbym Panu zamontować sobie [włączyć] speller w przeglądarce. Pisownia "urzył" nastraja negatywnie do wszystkiego, co jest później napisane. Nawet takiego dyslektyka jak ja. Nie lubię internetowych ortografów (co to zawsze coś wynajdą) ale są jakieś granice. Tak w ogóle, to tekst nie był o tym, czy Miłosz był pedkiem, czy nie. Znam (właściwie - znałem) człowieka, który kiedyś zżarł g*wno, bo "chciał wszystkiego spróbować", a nie był koprofagiem.
Też to zauważyłem po naciśnięciu "ENTER" prise, ale ja mieszam najlepszy porter z pilsem premium po połowie, i tak to wychodzi. Ja nigdy nie czytałem Miłosza, w imię solidarności z tymi, których "wychedożył" z naszej świadomości. Przeczytałem Jego jeden artykuł w prasie (pamiętam wrażenia, nie pamiętam artykułu) bardzo plastyczny opis od szczególików przechodził do syntezy i z powrotem, lekki i przestrzenny. Spodobał mi się, bo wiedziałem że to Miłosz napisał, ha.
Jeśli zdefiniujemy praktykującego katolika jako osobę, która w każdą lub prawie każdą niedzielę chodzi do kościoła, to jest ich trochę ponad 40%. Tyle wychodzi z liczenia obecnych w kościele w jedną z niedziel listopadowych, kiedy nie wypada żadne szczególne święto. Sądzę, że trochę więcej, bo niektórzy pracujący lub wyjeżdżający w niedzielę chodzą na mszę niedzielną w sobotę wieczorem, a tego nikt nie liczy. Ta nieścisłość każe wątpić w prawdziwość całej reszty z cytatami włącznie. I dlatego nie opłaca się kłamać w sprawach drobnych.
Nie mam czasu (mimo że wszyscy mamy tyle samo), jutro załatwiam jedną sprawę w kancelarii parafialnej to zaciągnę języka u źródła.