Wczoraj ujawniono taśmy z właśnie co zdetonowanej afery futbolowej.
„Stachu musi dorzucić bańkę bo Grzesiek nie zaklepie sprawy. Rycho chce dziesięć procent dla Zdzicha...” i tak dalej.
A ja wciąż mam w uszach dialogi z taśm, które odpaliły nieco inną aferę zwaną hazardową. Wypisz wymaluj jak wyżej, tyle, że zamiast Rycha był Zbycho, a Zdzicha niejaki Miro.
I tak sobie myślę, czy to aby nie ta sama szajka? Zresztą wystarczyło popatrzeć na migawki z dzisiejszego zjazdu PNPN. Takich zakapiorów jak żyję nie widziałem. Szczególnie mi zapadł w pamięć burak z doczepioną treską zamiast grzywki. Przy tych zakazanych mordach najkrwawsi gangsterzy rodu Corleone to klub dżentelmenów, a Francis Ford Coppola oddałby fortunę za takich statystów do Ojca Chrzestnego.
Co teraz będzie z Euro 2012 ???!!! - martwią się kibice.
Nic nie będzie. Politycy partii miłości na czele z ubóstwiającym futbol Premierem zdołali ludziom wmówić, że afery hazardowej nie było. Więc to samo zrobią i tym razem.
Niemożliwe!!! – krzyczycie Państwo. Możliwe – odpowiadam. Znowu was Tusk postraszy PISem, a potem weźmie na lep przynależności do „elit” Trzeciej Rzeczypospolitej.
A najlepszym dowodem na to, że w Polsce pod rządami Tuska niemożliwe stało się możliwym niech będzie choćby wypuszczenie na wolność pana generała Czempińskiego za "symboliczną" kaucją.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również:
http://salonowcy.salon24…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5274
Ma Pan rację. Teraz może nas uratować tylko instynkt (samozachowawczy).
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Nie na darmo w domach wariatów nie ma klamek, o co dopiero młotków.
Pozdrawiam Pana serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Przypomniała mi Pani tego koszmarnego typa, który przemawiał do krzeseł i znowu nie zasnę.
Pozdrawiam gorąco,
Krzysztof Pasierbiewizc
Ale musi Pan przyznać, że tandem Lato - Krzesina chyba jednak przebił Tyma z Himilsbachem.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Napisała Pani w komentarzu:
"A tam, w lożach, będą siedzieć,(zamiast w kiciu) elity, zasłużeni działacze, czekając na honory, prezydenckie ordery i finansowe uznanie za organizację mistrzostw...".
Odpowiadam:
W mojej książce pt. "Podaj hasło!" nap[isałem kiedyś, cytuję:
"Gdy orzeczenia kolegium zaczęły mi zagrażać wyrzuceniem z pracy, a ilość odbytych rozpraw stawiała w jednym rzędzie z recydywistami, postanowili mi pomóc miejscowi prawnicy, których w ówczesnym Krakowie znałem prawie wszystkich. Akcję wziął w swoje ręce prawdziwy tuz tamtych czasów Stanisław Warcholik, ówczesny dziekan Izby Adwokackiej, który mnie bardzo lubił jak myślę, dlatego, że często u mnie bywał z jego piękną żoną. Po serii szczodrze zakrapianych narad postanowiono wykonać wielkie wejście smoka, w oparciu, o jak się zdawało, niepodważalne zeznania świadków wybranych starannie z grona najbardziej szanowanych krakowskich prawników.
Na nadchodzącej rozprawie miałem mieć tedy za świadków, oprócz dziekana Izby Adwokackiej, tak wielkich oligarchów ówczesnej palestry jak super mecenas od spraw kryminalnych, śp. profesor Karol Buczyński, i znany cywilista, śp. profesor Franciszek Studnicki. I jeszcze na dobitkę wzięliśmy na świadka ówczesnego szefa Katedry Marksizmu, pana profesora Marka Waldenberga, o którym złośliwi mówili, że był ostatnim kochankiem Róży Luksemburg, gdyż jej poświęcił multum rozpraw naukowych.
Wszyscy, a jakże by inaczej, z Jagiellońskiej Wszechnicy. Musicie Państwo przyznać, że jak na sprawę w kolegium mocne uderzenie.
W końcu nadszedł pamiętny dzień mojej rozprawy mającej się rozpocząć równo o trzynastej. Moi zacni świadkowie, ludzie nader solidni i obowiązkowi, przybyli punktualnie.
Po godzinie czekania w mrocznym korytarzu, profesor Studnicki senior odważył się spytać jak długo jeszcze mamy tak bez sensu siedzieć, co zostało uznane za bezczelny wybryk, a sekretarz kolegium kazał nam czekać za karę o godzinę dłużej.
Wreszcie mnie wywołano. Zgodnie z zaplanowanym wcześniej scenariuszem, mój osobisty adwokat śp. mecenas Parzyński poprosił Wysokie Kolegium, żeby przesłuchało zgłoszonych świadków obrony. Na to przewodniczący składu orzekającego, który oczywiście nie wiedział, z kim ma do czynienia, obrzucił moich świadków wzgardliwym spojrzeniem i odpowiedział krótko, że go nie obchodzą kłamliwe zeznania, jak się wtedy wyraził, cytuję: „przygodnych obywateli zebranych z ulicy”.
Tego mecenas Buczyński nie był w stanie zdzierżyć i zgłosił formalny protest, na co przewodniczący kolegium, bez uzasadnienia, nakazał moim świadkom opuszczenie sali. A gdy się zaczęli sprzeciwiać, poprawił się w siodle i władczym tonem zagroził, że jeśli natychmiast nie wyjdą zawezwie milicję.
I wtenczas nastąpiła rzecz niewiarygodna. Otóż moi świadkowie, profesorowie prawa i mężowie stanu, przywykli do brylowania w najznamienitszych świątyniach Palestry, zbili się w stadko przestraszonych ludzi, którzy bez szemrania opuścili salę, jak grupa niesfornych uczniów wyrzuconych z lekcji.
W tym dniu, którego nie zapomnę aż do samej śmierci, kiedy na moich oczach prostacki ormowiec wyrzucił za drzwi grono profesorów i zacnych prawników, życie mi pokazało, że żyję w krainie absurdu żywcem z Franza Kafki", koniec cytatu.
Od tamtego czasu minęło około 40 lat.
I co? Nic się nie zmieniło. Ewidentni przestępcy wyszli na wolność za kaucją, która w porównianiu z tym, co przekręcili, zdaje się symboliczną.
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz