Stosowna fotografia patrz: http://salonowcy.salon24…
Polacy stanęli przed dziejowo ważnym wyborem. Bez wątpienia najważniejszym w historii Polski posierpniowej.
Bowiem 10 października zbudzimy się albo w Rzeczypospolitej Polskiej, albo w „Polsce Doświadczalnej” zarządzanej przez Donalda Tuska i jego drużynę.
Zrobiłem więc chłodną analizę sytuacji.
Polskę pod rządami Platformy mają ciągnąć trzy lokomotywy:
Tusk – Sikorski – Rostowski
Gdy się zastanowiłem głębiej nad tym egzotycznym trio, rzuciła mi się w oczy wyraźna paralela. Otóż wszystkich trzech panów łączy, jeżeli nie niechętny, to w najlepszym razie obojętny stosunek do polskich tradycji chrześcijańsko narodowych.
Powiem więcej, na tle specyfiki polskiego parlamentaryzmu wszystkich trzech panów określiłbym jako zagadkowych spadochroniarzy zmierzających znikąd do nikąd.
Pana Tuska charakteryzują najlepiej jego własne słowa, cytuję:
„Pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą, Dzikie Pola i Jasna Góra... Polskość to nienormalność... Polskość nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu.Sama jest mitem...” (Donald Tusk, Polak przełamany, Znak, 11/1987).
Pan Sikorski znalazł się w Polsce de facto nie wiadomo skąd. Wiem tylko, że studiował za granicą, potem ponoć walczył w Afganistanie nie bardzo wiadomo dla kogo, aż nagle jak królik z kapelusza pojawił się nad Wisłą. Służalczy wobec każdej władzy (niegdyś PIS, a obecnie Platforma), chwalący się szerokimi koneksjami, wygadany, ulizany picuś brylujący na snobistycznych salonach w dwurzędowych garniturach i skrojonych z angielska tużurkach. Gdybym go miał scharakteryzować filmowo powiedziałbym, broń Boże niczego nie imputując, że to krzyżówka filmów „Zawód Szpieg” z „Nikodemem Dyzmą”. Dla mnie to urodzony szarlatan. I nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale ja bym mu nie powierzał tajemnic państwowych.
Pan Rostowski również przybył do nas znikąd. Ni Brytyjczyk, ni Polak. Profesor i nie profesor. Bankowiec i nie bankowiec. Nigdy nie patrzący prosto w oczy, obnoszący się w tweedowych marynarkach i flauszowych kapeluszach właściciel kilku paszportów, który bez wahania wyznał w Parlamencie Europejskim, że jak to wszystko pierdyknie, on załatwi sobie i rodzinie zieloną kartę i zwieje do Stanów. A jeśli nawet nie zwieje, to intuicja mi podpowiada, że wzorem „Greka Zorby” zrobi nam nad Wisłą taką katastrofę, jakiej świat nie widział.
Reasumując, gołym okiem widać, że ten triumwirat jakoś tak nie do końca zainteresowany dobrem Rzeczypospolitej. Więcej, mam nieodparte przeczucie, że gdyby Polska nie daj Panie Boże znalazła się w biedzie, owi hochsztaplerzy nie o Ojczyźnie pomyślą, lecz o sobie.
Bo przecież zgodnym chórem od lat klepią w kółko: Co tam Polska. Co tam Bóg, Honor, Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam zasady moralno etyczne. Liczą się tylko układy, władza i pieniądze.
Za trzy dni wybory. Każdy zagłosuje jak zechce. Mamy demokrację.
Lecz myślę, że warto się zastanowić, czy można losy ponad tysiącletniej Rzeczypospolitej oddać lekkomyślnie w ręce tych trzech „dżentelmenów”.
Dlatego, wzorem Bila Clintona powiesiłem sobie na lodówce notkę "PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ GŁUPCZE!!!
Krzysztof Pasierbiewicz
(bezpartyjny nauczyciel akademicki)