Trzeba sobie powiedzieć jasno, że to, co się obecnie dzieje w Polsce to nie jest, jak pokrętnie wmawia się Polakom walka nowej opozycji z błędami nowej władzy, lecz frontalny i bezpardonowy atak na rząd PIS-u i Prezydenta Dudę stymulowany przez lewackie media, post-komunistyczny Trybunał Konstytucyjny, a także urażone w swej dumie i bucie uniwersyteckie „elity” podwawelskiego Krakówka i mazowieckiej Warszawki, do których zaczynają dołączać satelickie uczelnie w całym kraju. Chodzi mi o reakcję psychologiczną „elit” III RP na traumę spowodowaną szokującym dla nich wynikiem wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
W tym noszącym znamiona zamachu stanu uderzeniu w nowy rząd i nowego Prezydenta postanowiono wykorzystać uniwersytety, gdzie pod osłoną uczelnianej autonomii opracowuje się mechanizm tego zamachu, a do realizacji tego puczu zdecydowano się także spożytkować etos niezawisłości i niepodważalności orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.
Otóż moim zdaniem jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą przyczyną tego histerycznego ataku na nową władzę jest trauma „elit” III RP mająca swe psychologiczne podłoże w zabiegu socjotechnicznym, który na swój prywatny użytek zwykłem nazywać „awansem społecznym bis”.
Już tłumaczę, o co chodzi.
Jak starsi pamiętają, a znakomita większość ludzi młodych o tym niestety nie wie, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano tych bez charakteru, gdyż prawdziwy chłop miał swoją godność i ziemi nie chciał opuścić.
W miastach, zazwyczaj w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich nowe dzielnice, a w nich bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych i temu podobnych ośrodkach krzewienia kultury masowej przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut "ojców resortowych" zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa.
W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż w znakomitej większości przypadków, co nie znaczy, że nie było chlubnych wyjątków, nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to te właśnie „resortowe dzieci” poparły a jeszcze żyjące nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego, jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano.
Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Niestety proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez Gazetę Wyborczą wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast. W tym przypadku, ten genetycznie służalczy, tym razem wobec post-komuny, materiał ludzki został wykorzystany przez media post-komunistyczne. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu awansu społecznego.
Mechanizm psychologiczny tej chytrej sztuczki był stosunkowo prosty. Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy. Jeśli szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie uwierzenia w tę oczywistą nieprawdę. Podobnych przykładów można mnożyć wiele.
O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i niewykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.
Konstruktorzy wspomnianego zabiegu socjotechnicznego doskonale znali odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Wiedzieli, że jak takiemu powiedzieć, iż przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę.
I tu moim zdaniem leży przyczyna histerycznego rozwycia się dzisiejszej opozycji złożonej z takich właśnie ludzi panicznie się lękających, że nowa władza przeprowadzi weryfikacją elit. Ludzi, którzy wciąż przeżywają traumę po ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych, które obaliły mit wiekuistości „elit” III RP. I nie ma się, co dziwić gdyż psychologia uczy, że objawami traumy są między innymi: niekontrolowane wybuchy gniewu i agresji; popadanie w przestrach i ataki paniki; lękliwość bez żadnej widocznej przyczyny; obsesyjna podejrzliwość; oskarżanie wszystkich tylko nie siebie; gotowość do czynów nieodpowiedzialnych; i tak dalej.
Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże społecznie dyskryminować, bowiem jest to grupa niekwestionowanej inteligencji.
Co zatem robić, by uzdrowić sytuację?
Po pierwsze trzeba zreformować media. Powtarzam zreformować, a nie przejąć jak straszą post-komunistyczne demony.
Zaś naczelną rolą takich zreformowanych mediów powinno być wytłumaczenie nowej inteligencji, że choć jest grupą ludzi całkiem nieźle wykształconych to są jednak inteligencją szeregową, a nie żadną elitą narodu, co im doktrynerzy III RP pokrętnie wmówili. Więcej, trzeba ich przekonać, że utrata bądź wyrzeczenie się ich nieuprawnionego statusu przynależności do narodowej elity to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tym pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się już musieli już bać o utratę nienależnego statusu. Że nie będą już musieli brnąć w zakłamanie. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty.
Myślę, że to właśnie tędy wiedzie droga do porozumienia się ze sobą śmiertelnie zwaśnionych Polaków. A do jakiego stopnia zwaśnionych pokazały sobotni „Marsz Komitetu Obrony Demokracji” i niedzielny „Marsz Wolności i Solidarności”. I zwracam uwagę, że żarty się kończą i dalsze szczucie Polaków na Polaków przez obłąkanych z nienawiści do nowej władzy i ogarniętych traumą po utracie władzy szaleńców typu: Nowacka, Petru, Neuman, Kosiniak i wolny najmita Kijowski – może się skończyć tym, że krew się poleje.
Rodzi się, więc pytanie, jak temu zapobiec?
Otóż uważam, że kluczowo ważnym zadaniem zreformowanych mediów powinno być uczciwe przedstawienie społeczeństwu rzeczywistej jakości post-komunistycznych „elit” III RP. Trzeba w uczciwy sposób zdemaskować ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Ale co ważne bez agresji i chęci odwetu, nadmiernego patosu i nut przesadnie martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych.
Zreformowane media powinny odkłamać fałszywy mit, że to wyłącznie Jarosław Kaczyński dzieli Polaków i uświadomić ludziom, że Polaków podzielili już w roku 1995 Adam Michnik z Włodzimierzem Cimoszewiczem pisząc na łamach Gazety Wyborczej słynną odezwę do narodu, czego efektem był wybór prezydentem Aleksandra Kwaśniewskiego i postawienie post-komunistów u władzy de facto do dnia dzisiejszego. Bo to wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną, na której do dzisiaj pozostają.
Ale jak to praktycznie zrobić? – zapytacie.
Odpowiadam. Trzeba wreszcie zacząć pisać PRAWDĘ! Pisać! Pisać! I jeszcze raz, pisać! Śmiało, dziesiątki, setki artykułów nie bacząc, na wycie i wredną intrygę zdychających post-komuszych elit. Ale, co bardzo ważne zachowując obiektywizm i krytykując błędy i wady zarówno partii rządzącej, jak i partii opozycyjnych.
Wielu komentatorów zastanawia się nad przyczyną szerzącej się w Polsce plagi nienawiści, przybierającej ostatnio formy wręcz wynaturzone. Wciąż lewackie media konsekwentnie oskarżają o ten stan rzeczy obóz prawicowy. A prawda jest taka, że od czasu wyborów tę nienawiść sieją ci, którzy się panicznie boją, że zostaną zdemaskowani. Bowiem zdają sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński jest na tyle zdolny i odważny, iż może tego dokonać. Stąd ich patologicznie nienawistna agresja – vide ociekające iście zwierzęcą nienawiścią przemówienia reanimatorów starego porządku post-palikociego Petru, neo-bolszewickiej Nowackiej, pogrobowca Unii Demokratycznej Neumanna i obrotowego Kosiniaka na niedawnym „Marszu Komitetu Obrony Demokracji”, których forma nasuwa najgorsze z najgorszych skojarzenia. Bo oni się tak darli nie z troski o Polskę, lecz ze strachu przed politycznym unicestwieniem. Tego samego strachu, który niegdyś wywołał zaciekły opór przeciwko lustracji i dekomunizacji, a obecnie stymuluje zamach na nową władzę wybraną z demokratycznej woli narodu.
Co zatem robić?
Nowa władza powinna jak najszybciej zreformować media, które ostatecznie odkłamią wylansowany przez propagandzistów III RP stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach” oraz zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków oszołomionych upadkiem komuny i wejściem do Europy toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemniactwo; normy etyczne to atak na wolności demokratyczne; skromność to nieudaczność; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm; i tak dalej.
A to, co się teraz w Polsce dzieje to nie żaden skok nowej władzy na demokrację, tylko misternie zaplanowana przez ogarniętych traumą i gotowych na wszystko siewców starego porządku desperacka próba zamachu na wybraną z woli narodu nową władzę, która przy pomocy zreformowanych mediów jest w stanie raz na zawsze skończyć z hegemonią post-komuny.
Zaś ostatnie wybory pokazały, że większość Polaków zrozumiała, jak się dała zrobić w konia Platformie Obywatelskiej, a tak naprawdę to na sobotnim „Marszu Komitetu Obrony Demokracji” było kilkudziesięciu post-komunistycznych działaczy broniących starego porządku i kilka tysięcy tych, którzy jeszcze nie pojęli, jak są nadal nabijani w butelkę.
Czy nowa władza potrafi wyprowadzić Polskę na prostą?
Nie wiem, bo daleko jej jeszcze do ideału.
Ale trzeba jej dać szansę, bo na szczęście Andrzejowi Rzeplińskiemu daleko jeszcze do maestrii politycznej tureckiego prezydenta.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
O tym co wyżej pisałem już w styczniu 2011 vide: ( http://salonowcy.salon24…; ), ale jak widzę za wcześnie, żeby wówczas zostać zrozumianym.
Post Post Scriptum
Wszystkim, którzy poczuli się urażeni fragmentem o przerzucaniu Polaków ze wsi do miast pozwalam sobie zwrócić uwagę, iż nie dość dokładnie przeczytali moją notkę i zapraszam do ponownego przeczytania jej fragmentu, cytuję:
„Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano tych bez charakteru, gdyż prawdziwy chłop miał swoją godność i ziemi nie chciał opuścić…”, koniec cytatu.
Pisząc ten tekst ważyłem każde słowo proszę Państwa. Ale rozumiem tych którzy przeoczyli ten fragment w dosyć długim wywodzie.
Czytaj także:
Różowy matecznik
http://salonowcy.salon24…
Ludzie!!! Nie zmarnujcie tej szansy!
http://salonowcy.salon24…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12398
Ufff przebrnalem ... ten belkot !!! ... juz na wstepie , co ma ten tytul do tresci ?! bo dalej to juz tylko ... "Jezusicku" , za co.
Wyjaśnienie jest proste. Odpowiedź na pytanie, co łączy prezydenta Turcji z niejakim Rzeplińskim jest prosta, mianowicie "Niejaki Pasierbiewicz". Jak zamienić "Co" na "Kto" będzie równie śmiesznie. A może panu dr inż. KP chodzi o to, że obu rzeczonych łączy aresztowanie sędziego sądu konstytucyjnego, tego samego zresztą. Takowe objaśnienie byłoby na miarę wnikliwości niejakiego Pasierbiewicza.
Pan dr inż. KP przeprowadził nader wnikliwa analizę czasów powojennych w Polsce. Wszelako przeoczył przynajmniej jeden niebanalny szczegół. Otóż, w tych czasach często zatrudniano nie wedle posiadanych kompetencji, ale na telefon od sekretarza partii. Zdarzało się to także w wyższych uczelniach, a jeden takowy przypadek p. dr. inż. KP zna z autopsji, ba nawet sam go opisał.
Jan Woleński
@janhenryk
Już Panu pisałem. Pan jest zerem Panie Woleński.
Pisał Pan też, przez 3 lata miał Pan osiem lat. Oba te komunikaty mają podobną wartość.
Jan Woleński
Pan dr inż. KP wspomina o sobie ("Magia namiętności"):
"Na poczcie zobaczył na kopercie pieczątkę Przedsiębiorstwa Geologicznego, skąd w czasie studiów pobierał stypendium fundowane. Dyrekcja informowała o nakazie pracy, celem spłacenia owej zapomogi, w terminie natychmiastowym.
[...]
Przerażony, nerwowo szukał sensownego wyjścia z życiowej pułapki.
I raptem sobie przypomniał, że jedynym sposobem obejścia nakazu pracy jest podjęcie pracy naukowej na uczelni, co mu proponował niedawno na obozie sportowym AZS-u szef Studium Wychowania Fizycznego piastujący funkcję sekretarza partii na jego uczelni. Przypomniał sobie także, że jak wyjeżdżał do Stanów sekretarz dał mu grawerowane oczko do herbowego sygnetu, z prośbą, by je zawiózł jego bratu, który był w Chicago walczącym antykomunistą, za co pan sekretarz bardzo mu dziękował nadmieniając jednocześnie, że chciałby mu się za tą grzeczność zrewanżować.
Na umówionym spotkaniu z sekretarzem opowiedział mu otwarcie o swoim problemie. Chwyciło. Wystarczył jeden Telefon i dostał od ręki etat uczelniany."
Czyżby było inaczej?
Jan Woleński
@janhenryk (Jan Woleński)
"Czyżby było inaczej?..."
----------------
Kto, jak kto, ale Pan powinien wiedzieć, że w tamtych czasach nikt nie mógł być przyjęty na uczelnię bez rekomendacji sekretarza partii.
Ale dziwnym trafem zapomniał Pan dodać w swoim komentarzu, że tenże sekretarz, gdy próbował mnie namówić bym wstąpił do partii, dostał ode mnie stanowczą rekuzę - vide moja mowa pożegnalna z uczelnią https://www.youtube.com/… wygłoszona w obecności obecnego Rektora AGH profesora Tadeusza Słomki, a szczególnie jej fragment o rzeczonym sekretarzu partii - patrz część filmu od 2'14'' do 3'02''.
A Pan, Panie Woleński był przez całe lata zaangażowanym aktywistą pezetpeerowskim na Uniwersytecie Jagiellońskim.
I to są te Pańskie insynuacje i pomówienia, o których pisał pan doktor Gontarczyk.
Część I.
Kto, jak kto, ale Pan powinien wiedzieć, że w tamtych czasach nikt nie mógł być przyjęty na uczelnię bez rekomendacji sekretarza partii.
* Ja, jak ja wiem, że jest Pan w błędzie. Bez rekomendacji zostali przyjęci, m. in. (wymieniam tylko Pańskich znajomych z Wydziału Prawa (w porządku alfabetycznym: Zbigniew Ćwiąkalski, Tomasz Gizbert-Studnicki, Jan Hertrich-Woleński, Aleksander Lichorowicz, Krzysztof Pałecki, Krzysztof Płeszka, Grażyna Skąpska, Piotr Sztompka. Nadto myli Pan dwie rzeczy: (a) ewentualną opinię partyjną (ta bywała niezbędna, ale była wystawiana bez wiedzy zainteresowanego); (b) proszenie, tak jak Pan to uczynił, sekretarza partii, aby załatwił pracę na uczelni. Wszystkie w/w osoby zostały zatrudnione z uwagi na ich osiągnięcia w czasie studiów, a nie jak Pan z powodu zawiezienia prezentu dla koggoś mieszkającego w USA.
--------------------------------------
Ale dziwnym trafem zapomniał Pan dodać w swoim komentarzu, że tenże sekretarz, gdy próbował mnie namówić bym wstąpił do partii, dostał ode mnie stanowczą rekuzę - vide moja mowa pożegnalna z uczelnią https://www.youtube.com/… wygłoszona w obecności obecnego Rektora AGH profesora Tadeusza Słomki, a szczególnie jej fragment o rzeczonym sekretarzu partii - patrz część filmu od 2'14'' do 3'02''.
* To nie ma nic do rzeczy Panie Pasierbiewicz w sprawie ekstraordynaryjnego trybu zatrudnienia Pańskiej osoby, ,
nie mówiąc już o tym, że mowa, do której Pan odwołuje się miała miejsce jakieś 30 lat później i nie jest żadnym dowodem w sprawie, o której mowa. Jakoś Pan nie szczycił się przed 1989 r. swoją stanowczą rekuzą.
I aby było jasne. Rzecz nawet nie w tym, że skorzystał Pan z protekcji, bo to było dość powszechne w owym czasie, ale, że obecnie zgrywa Pan moralnego Katona, tyle, że na nocniku de facto.
Jan Woleński
Część II
A Pan, Panie Woleński był przez całe lata zaangażowanym aktywistą pezetpeerowskim na Uniwersytecie Jagiellońskim.
--------------------------------------------------------------------
* I znowu wykazał Pan brak znajomości rzeczy, bo zapomniał Pan o Politechnice Wrocławskiej. A powinien Pan pamiętać, bo dawałem Panu korepetycje z filozofii przed Pańskim egzaminem doktorskim, pracując już we Wrocławiu. Taka była Pańska uroda polityczna, że wtenczas (to Pańskie ulubione słowo) nie stronił Pan od partyjnych i ich pomocy (nie tylko z mojej strony), aczkolwiek teraz stanowczo Pan utrzymuje, że zawsze odżegnywał się od komuchów. Nawiasem mówiąc, sprawdziłem u Pańskich byłych kolegów i okazuje się, że chadzał Pan w pochodach pierwszomajowych. Zgoda, trzeba było, ale, gdzie Pańska przesławna i spiżowa opozycyjność żywiona od dziecka. Nawiasem mówiąc, ma Pan pecha, bo nie ma świadków Pańskich bohaterskich czynów w latach 1981-1989. A to, co ja wtedy robiłem (żadne tam nadzwyczajności) jest dobrze poświadczone.
------------------------------------------------------------------------------
I to są te Pańskie insynuacje i pomówienia, o których pisał pan doktor Gontarczyk.
* Pańska nieporównana składnia sugeruje, że zdanie „A Pan, Panie Woleński był przez całe lata zaangażowanym aktywistą pezetpeerowskim na Uniwersytecie Jagiellońskim” jest moimi pomówieniami i insynuacjami, o których pisał pan doktor (dlaczego Pan go zdegradował z profesury?). Dobre!
Jan Woleński.
@janhenryk
"Nawiasem mówiąc, sprawdziłem u Pańskich byłych kolegów i okazuje się, że chadzał Pan w pochodach pierwszomajowych..."
----------
Zapomniał Pan jeszcze napisać, że w przedszkolu sikałem w majtki, w podstawówce dłubałem w nosie, a przed maturą miałem pryszcze.
Wystarczy, że Pan to już ujawnił, co najmniej kilkanaście razy. Nie dziwota, bo to chyba jedne z poważniejszych Pańskich osiągnięć życiowych Panie dr. inż. KP.
Jan Woleński
PS. I znowu Pan zapomniał o swoim solennym postanowieniu "I to moja ostatnia odpowiedź do Pana". Jak będzie?
Rozumiem , ten koment. to dla "kumatych" jak pan niejednokrotnie adresuje swoje wpisy ... ale tak merytorycznie ... jak to bylo z ta przesylka do Ameryki i protekcja dotyczaca zatrudnienia na uczelni ?!.
Pełna i wielokrotnie powtarzana informacja p. dr inż. KP o tym, jakie przypadłości go ongiś trapiły jest taka:
"Zapomniał Pan napisać, że w przedszkolu sikałem w majtki, w podstawówce dłubałem w nosie, a przed maturą miałem pryszcze. Nie napiszę Panu, co miałem po maturze, bo mogłoby Panu niebezpiecznie skoczyć tętno, a nie chciałbym mieć Pana na sumieniu."
Prawdziwy altruizm przebija z tego wyznania.\
Jan Woleński
@janhenryk (Jan Woleński)
Niech mnie Pan nie rozśmiesza! Panie Woleński.
Nie ma powodu, jest Pan już wystarczająco zabawny.
Jan Woleński
@HenrykHenry
Ja już tej kawiarnianej paplaniny jaką na okragło serwuje "publicysta" Pasierbiewicz dość dawno nie czytam. Zaglądam tylko czasem dla rozrywki, bo jest jej na tym blogu pod dostatkiem. Wystarczy więc tylko tu i ówdzie spojrzeć i efekt gwarantowany. I ten punkt widzenia na panakrzysiową "publicystyczną" wytwórczość bardzo polecam.
Pozdrawiam serdecznie.
"Nie czytam a świetnie się bawię i polecam". Pan się sam komentuje.
Czyżby? Jest Pan pewien?
@HenrykHenry
"Ufff..."
----------------
Oj! Widzę, że trafiłem w splot słoneczny!
Czasem to się zastanawiam czy właściwie nie należy Pana pożałowac. Nawet zawsze mam takie myśli po pojawieniu sie pana "tfurczosci"
Chodzą mi po głowie ostatnio takie oto myśli. Mówi się zwykle - "Obalenie komunizmu". Ale nie było obalenia komunizmu. We wszystkich środowiskach , po obu stronach, byli zwolennicy, po prostu, zliberalizowania komunizmu. Komunizm się zliberalizował. I zliberalizowany komunizm w 3 RP stara się przekonać , że właśnie liberalizacja wszystkiego jest tym największym epokowym osiągnięciem Polski. Zabawa w "wolność". Wolność jako zabawka.
To wszystko jest takie proste (?).
Jeżeli jest konflikt to dlatego , że zliberalizowany komunizm (z argumentem transformacji i 25 lat wolności ) jest nadal w sporze z polskością.
@Ptr
Dziękuję za dopełnienie przekazu mojej notki.
Co ich łączy ? Obaj są ajatollahami !
Diagnoza - trafna aż do bólu ("buló"), ale recepta - cóż, nie takie to proste, aby recepta, jakakolwiek, uzdrowiła od razu - to proces na pokolenia i potrzeba cierpliwego działania szarych mrówek (blogerów) raczej, niż herosów od jednej niedzieli.
Mam nadzieje ze Admin nie odetnie od komentarzy J.Wolenskiego lub nie daj Bog po raz kolejny nie da mu bana.
Mozna nie lubic lub wrecz zwalczac Wolenskiego , ale prosze to robic na argumenty a nie zamykac mu mozliwosci wypowiedzi. Wolenski opisuje , ukazuje bardzo ciekawe watki z zyciorysu p.Pasierbiewicza. Nie pisze tego dlatego zebym lubial Wolenskiego nie wrecz przeciwnie ... ale tak jak pisalem pokazuje i opisuje kto dzis zatruwa "oboz" tzw. dobrej zmiany.
Opisuje co za osobnicy ustawiaja sie obok nas i "legenduja" swoj zyciorys , dokonania by zdobyc zaufanie nas wszystkich. Nas oczekujacych na naprawe Polski. Porownac sobie prosze zyciorysy ... innych zabiegajacych ... wszyscy oni byli w opozycji , walczyli z komuna , przesladowani ... takie "bajki" snuja , opowiesci , opowiadaja , by miec legitymacje ...
Wolenski jest ciekawym zrodlem wiedzy ...
@HenrykHerny
"Nie pisze tego dlatego zebym lubial Wolenskiego nie, wrecz przeciwnie..."
------------------
Niech nas Pan nie rozśmiesza...
"Woleński jest ciekawym źrodłem wiedzy ..."
--------------
Ma Pan po stokroć rację! Pisał o tym były Dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej pan Piotr Gontarczyk, cytuję za Gontarczykiem:
"(...) Jana Woleńskiego wyraźnie dotknęła moja uwaga, że jego książka jest dowodem „wyraźnej degradacji statusu profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego(...)Używając terminu „degradacja statusu profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego” miałem na myśli także odległość, jaka dzieli Lustrację jako zwierciadło od fundamentalnych standardów etycznych obowiązujących w świecie nauki ..., koniec cytatu.
i dalej:
(...) Ale te, niestety, podobne ataki na obu wspomnianych polityków korespondują z lekkością, z jaką Autor (Jan Woleński)posługuje się w przestrzeni publicznej insynuacjami i pomówieniami. Z jakimi niewyszukanymi pobudkami i wątpliwymi metodami mamy do czynienia w przypadku pisarstwa Jana Woleńskiego świadczy fakt, że wspomniany sięgnął po insynuacje nawet w sprawie tak trzeciorzędnej jak polemika ze mną...", koniec cytatu. (czytaj - GLAUKOPIS Nr 28, a.d. 2013.)
Ale cóż dla niejakiego Woleńskiego znaczy opinia dyrektora Instytutu Pamięci Narodowej.
Myślę, że powinno wystarczyć.