W dawnych czasach, czyli jakieś ćwierć wieku temu, kiedy to między Wisłą a Odrą mówiono jeszcze po polsku, były powszechnie znane i używane pewne pojęcia - wymienię je po kolei tudzież przetłumaczę :
- debata : wymiana poglądów dotycząca spraw bardzo poważnych, mająca charakter rytuału toczącego się wg ściśle ustalonych reguł. Nie służyła czemukolwiek poza oficjalnym pokazaniem stron i głównych stanowisk,
- dyskusja : wymiana poglądów na poziomie rzeczywistym, tzn. w celu poznania stanowiska uczestników oraz ewentualnie znalezienia wspólnych rozwiązań, uzgodnienia zasad działania lub uzgodnienia/poznania rozbieżności na zadany temat,
- rozmowa : wymiana poglądów j.w, ale bez zadanego tematu, swobodna wymiana myśli, nie zobowiązująca,
- pyskówka : rodzaj rozmowy lub dyskusji, którego jedynym celem jest zdyskredytowanie partnera/przeciwnika, argumenty pozamerytoryczne, niegrzeczne zachowanie itp.
Dawne czasy odeszły w przeszłość, a władze nad słowem w Polsce zdobył Wielki Szaman i oto pojawiły się słowa coraz bardziej „znaczące”, np dyskurs. Diabli wiedzą, co to znaczy, kiedyś to był zamiennik dyskusji, dzisiaj mamy rzeczywistość dyskursywną, czyli tłumacząc z dzisiejszego, szeleszczącego slangu ćwierćinteligenta z powrotem na polski – rzeczywistość wykreowaną przy pomocy opowieści/mitu, a nie tę faktyczną/materialną. Modne zrobiło się także słówko dysputa - a przecież to znowu tylko zamiennik dyskusji. Itp., itd.
I tak oto przy pomocy wciskania niedouczonej masie półgłówków słówek im nieznanych, których znaczenia sprawdzić nie mogli, bo nie znają źródła, czyli łaciny – nowy postmodernistyczny język (który zdominował nauki humanistyczne) wciśnięto powoli w przestrzeń publiczną, a niektórym słowom nadano znaczenie wręcz magiczne, a w każdym razie rytualne.
I wszyscy to kupili!
Cała rzekomo konserwatywna część naszych, pożal się Boże, elit też. Używają pojęć i słów owego bełkotu, stali się niewolnikami językowego matrixa. Dlatego, sorry, ale nie pomoże ani Kurski, ani TV Narodowa, ani żadne inne pomysły – zamieniono bełkot komunistyczny na rzecz bełkotu postmodernistycznego i nie był to przypadek, a celowy zabieg na mózgach naiwnych, ambitnych przygłupów.
Jak tragiczne skutki dla umysłów zdawałoby się wolnych, a nawet wybitnych ma ten język, to widać na przykładzie prof. Staniszkis – jako socjolog musiała zacząć używać nowego języka, bo inaczej wypadłaby z zawodu, efekt – sama wpadła w rzeczywistość narracyjną, czyli znowu tłumacząc na polski – tkwi w urojeniach własnego umysłu, nie będąc w stanie zauważyć faktów. Sorry, nie jest moim celem znęcanie się nad Staniszkis, którą zawsze wysoko ceniłam - po prostu obserwowałam przez lata, jak powoli zmieniała swój język naukowy i jak ten nowy język w końcu nią zawładnął (a szkoda..).
Dawno temu dzieci uczono poprawnej wymowy przy pomocy różnorakich wierszyków i piosenek, a kanon lektur od wczesnego dzieciństwa pozwalał na zachowanie ciągłości języka, rozumienie tradycji i możliwość swobodnego porozumiewania się miedzy pokoleniami. Dzisiaj mamy hermetyczne języki zawodowe, zniszczony kanon języka polskiego, straszną wymowę, bezdźwięczną, bez melodii samogłosek i właściwego akcentowania oraz totalne pomieszanie pojęć - wieża Babel się kłania, niestety.
I dlatego w ramach demokratycznego dyskursu, obowiązkowo dopuszczającego na równi wszelkie, najbardziej nawet idiotyczne i zakłamane poglądy i pojęcia oraz podłe zachowania jako osobistą ekspresję - wszystkie te debaty i dysputy zamieniły się w zwykłe pyskówki. Woda z mózgu, moi drodzy, woda z mózgu – oto cel!
Niestety, moda na bełkot objęła już wszelkie środowiska, łącznie z kościelnymi i słabo widzę wyjście z tej sytuacji.
Tu mały przykład > kiedy sławetna Komisja Europejska, posługując się właśnie owym opisanym wyżej bełkotem, przedstawiła swój pomysł na finansowanie emigrantów, minister Waszczykowski zareagował rewelacyjnie, powiedział – „to chyba prima aprilis”. Użył starej, dobrej polszczyzny dla dosadnego określenia poziomu i charakteru propozycji KE. I co? Obserwujcie reakcje na to prima aprilis, będziecie wiedzieli, kto jeszcze mówi normalnie, a kto już tylko używa bełkotu.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4578
W/g mnie, jedną z przyczyn opisanego zjawiska jest matura dla każdego. Swego czasu urzędnicy musieli "uzupełnić" wykształcenie. Potrzeba rodzi produkt. Wyprodukowano więc maturzystów i magistrów w szkołach, których poziom z trudem dorównuje dobrym podstawówkom sprzed pół wieku. W ten sposob dorobiliśmy się nowych elit.
To prawda i było to działanie absolutnie celowe.
min. Gowin zdawał maturę w moim Lic. Kr. st. Leszczyńskiego, więc nauczył się wysławiać jak Pan Bóg przykazał, ale w Sejmie pewnie się zbajerował i mówi o "państwowcach", zamiast o patriotach ... Ergo, nie szkoła winna, ale nabyta mowa-trawa (nawet śp. kard Glemp powtarzał za Gierkiem "na odcinku sakramentów, mamy to a tamto").
Polska w Europie - łacina w szkole!
Tekst dr. Rafała Toczki:
http://bit.ly/23oXiHr
Dziękuję Autorce za ważny artykuł. Sam jestem po trosze ofiarą opisanego wyżej zjawiska. Kilkanaście lat temu byłem, jak podejrzewam, w dużo lepszej formie intelektualnej niż dziś. Teraz miewam poważne problemy z precyzyjnym wyrażaniem swoich myśli - za dużo prasy, za mało starych książek.
Jakże trafna ta obserwacja!
Mam nadzieję, że technicy wymyślą coś w rodzaju przyłbicy dla gadających głów TVN i in., w których jakiś mechanizm będzie 1) korygował wymowę, 2) tłumaczył na bieżąco idiotyzmy-makaronizmy (coś jak MSWord - pisownię) i, gdzie się da, 3) przywracał sens lub 4) zastępował elektrowstrząsem, gdy się nie da. Ale najskuteczniejszym sposobem byłoby wyłączenie odbiornika, a otwarcie książki; wszakże nie za bardzo współczesnej, bo tam nadmiar łaciny - `kuchennej'.
Obserwacja pewnie trafna, ale czy to jest tylko znamię naszych czasów? O ile sobie przypominam to Schoppenhauer utyskiwał że większość ludzi to ludzie głupi a ci dyskutują nie po to by czegoś się dowiedzieć ale po to by pokazać ze mają rację. A pisał nie w naszych czasach i nie odnosił się do Polaków.
Inna sprawa że jeżeli chce się zrozumieć kogoś innego to potrzebna jest pewna wiedza ogólna, no i trzeba uważać na demagogów.
Ładny wykład mądre uzasadnienia a wszystko razem cudo malinow i tak powinno być.
Powinno ale nie jest i to w wykonaniu samej Autorki,dyskusja,wymiana wszystko to bierze w łeb gdy na kolanach nie pieje sie z zachwytu nad tym co wpadło do głowy Autorce i puściła w blogo sferę,koniec dyskusji ,wymiany ,koniec wszystkiego,epitety a o zasadach dyskusji ano paszły won bo ego ważniejsze.
Dlatego na wykład najlepszy jest przykład,nieprawdaż...!?
Śłowo"dyskurs" to patent niejakiego hartmana ,słowo mówione czy pisane staniszkis to czystej wody język nienawiści ale specjalnie dla niej nikt ustawy z sejmu nie wypuści.