Główni fajterzy opcji rekomendującej przyklaskiwanie i podkulanie ogona wobec władcy Imperium Wszechsłowiańskiego czyli nasi ulubieńcy, Korwin-Mikke, Michalkiewicz, czy ks. Isakowicz-Zaleski, wzbudzają ambiwalentne emocje, gdyż z jednej strony mienią się narodowcami (patriotami), tak jak i my, a z drugiej strony wygadują straszne bzdury dotyczące naszej polityki wschodniej, czym z jednej strony są bardzo denerwujący, a z drugiej, wydaje się że podkopują społeczne zaufanie do idei narodowej, która w gruncie rzeczy, jest jedyną alternatywą dla kosmopolitycznego, lewackiego euro-entuzjazmu, czy rodzimej postkomunistycznej, wiernopoddańczej mentalności.
Dlatego zamiast obrzucać się inwektywami, lepiej rzeczowo wykazać błędy tkwiące w narodowo-rusofilskim (samo to zestawienie niejako semantycznie „zżera” już pierwiastek narodowy) rozumowaniu naszych ulubieńców.
Głównym argumentem w tej dyskusji jest domniemana dominacja elementów banderowskich w ukraińskim nacjonalizmie, co sprawi iż jeśli owi banderowcy-faszyści przejmą władzę, zaowocuje to szalejącym antypolonizmem i groźbą ponownych pogromów i czystek etnicznych, analogicznie do rzezi wołyńskiej z 43. roku.
Ale czy obawy, że taki scenariusz może się powtórzyć są rozumowaniem trafnym? Historycznie rzecz biorąc Rosjanie w swojej ludobójczej zaciekłości wymordowali kilkadziesiąt razy więcej Polaków, a Niemcy – kilkaset. Więc nawet z perspektywy nieufności, czy ograniczonego zaufania, dużo bardziej należałoby obawiać się Rosjan i Niemców, niż Ukraińców.
Ponadto, w tym rozumowaniu znajdujemy drugie dno, które już całkowicie kompromituje taki sposób myślenia. Otóż, banderowcy i UPA, jak również nacjonaliści ukraińscy służący w 14 dywizji SS Galizien kierowali się zasadami real-politik, czyli przewodniej koncepcji politycznej, która obecnie popycha polskich narodowców w ramiona Putina. W 41 roku, Ukraińcy ocenili, że wojnę wygrają Niemcy, więc związali się z przyszłymi władcami, licząc, że w ten sposób uwolnią się spod hegemonii Moskwy i stworzą Wielką Ukrainę.
Tym samym, głównym elementem ich strategii geopolitycznej przestały być interesy narodowe Ukrainy. Podporządkowali się teutońskiemu prawu pięści, które mówi, że kto ma akcje, ten ma racje.
I właśnie racje wyższego rzędu, czyli wartości poza siłowe, są przyczyną częstych kpin i zarzutów naiwniactwa politycznego formułowanych przez realistów. Posuwają się oni nawet do tego, że tworząc wizje historii alternatywnej sugerują, że Polska w 39. lepiej wyszłaby na geopolityce zakładającej ścisłe przymierze z III Rzeszą i walką u jej boku. Zapominają tylko, że w praktyce walka ta polegałaby również na wysyłaniu Żydów do gazu, którą to cenę zapłacili Francuzi za swoją Vichy - real-politk. A idąc dalej tym tropem, to przecież banderowcy i UPA również całkiem racjonalnie przeprowadzili czystki etniczne na spornych terenach, przygotowując miejsce pod ukraińskie osadnictwo. Czy nie jest więc wewnętrzną sprzecznością rezygnując z wartości w polityce, potępiać jednocześnie stosowanie takiej okaleczonej i okaleczającej, bo zdehumanizowanej, formy polityki?
Realiści zapominają, bądź celowo ignorują fakt, że upływ trzech pokoleń może niejedno zmienić, i współcześni Ukraińcy często wyrażają żal i skruchę wspominając te niechlubne karty swojej historii. Obecnie raczej jest tak, że podobnie jak współczesnego Niemca nie ma podstaw aby nazywać nazistą, współczesnego Ukraińca nie podstaw nazywać banderowcem. Chyba że zastosujemy chwytliwy paralogizm chętnie dzisiaj nadużywany, że wszyscy kibice, to zbrodnicza banda kiboli – ale to kolejny błąd logiczny – nic więcej.
Podobnie ułomną politykę realną serwuje się nam dzisiaj, zupełnie nie dostrzegając, że pomijana jest w ten sposób notoryczna maniera Moskwy uprzedmiotawiająca całe narody, że pośrednio akceptuje się taki sposób prowadzenia polityki międzynarodowej – co logicznie zmusi wyznawców tej doktryny do poparcia Rosji, nawet gdyby zdecydowała się uderzyć na Polskę – aby pozostać wiernym samym sobie będą musieli mantrować dalej: „to zupełnie naturalne że weszli do Polski, przecież są silniejsi”, „trzeba zrozumieć Rosję – to wielkie imperium które musi walczyć o swoją strefę wpływów” itd.
To tylko kilka z grubych błędów obozu pro-rosyjskiego, ale osnową wszystkich jest refleksja, że zrozumienie czyjegoś punktu widzenia, nie powinno oznaczać akceptacji.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8518
Dowodem jest wewnętrzna sprzeczność postawy realistów którzy sobie i Rosji przyznają stosowanie polityki realnej, a jednocześnie potępiają stosowanie tejże przez banderowców.
Trzeba się na coś zdecydować - albo jesteśmy realistami i na sejmie akceptujemy kolejne rozbiory, albo jesteśmy idealistami i nie podpisujemy aktu kapitulacji, organizujemy zbrojne podziemie i robimy powstania.
A w skrócie chodzi o WARTOŚCI - jeśli zaakceptujemy narrację realistów, że polityka to tylko siła - stracimy wszystko.