Jak Pan przyjął decyzję syna o wejściu na ring? To pierwszy przypadek, gdy były poseł, a obecnie radny sejmiku weźmie udział we freakfightach.
Ryszard Czarnecki: Zawsze stoję murem za swoimi dziećmi i trzymam za nie kciuki. Choć nie ukrywam, że wolałbym, aby Przemek walczył w szermierce słownej, uprawiał jogging czy pływanie, niż ścierał się fizycznie w sportach walki.
Odradzał mu pan ten pomysł?
Mój syn jest dorosłym człowiekiem. Nie przeżyję za niego życia. Przemek sam dokonuje wyborów.
A co pan sądzi o samej formule walki w oktagonie?
Cóż, widzę, że coraz więcej znanych osób, celebrytów, którzy dotychczas trzymali się od tego z daleka, przełamuje się. Przemek jest pierwszym politykiem, który zawalczy w klatce, co jest bez wątpienia znakiem naszych czasów. Ja w jego wieku zasiadałem już w Parlamencie Eropejskim, pisałem książki i takie formy ekspresji nie mieściły mi się w głowie. Ale świat się zmienia. Może okaże się w tej swojej strategii skuteczny i zyska większą rozpoznawalność. Już jest bardziej popularny w mediach społecznościowych ode mnie.
Pan również jest kojarzony z aktywnością fizyczną. Zaraził pan dzieci sportową pasją?
Sport towarzyszy mi niemal każdego dnia – wczoraj i dzisiaj pływałem na basenie, jutro też się wybieram. W domu korzystam z rowerka i wioślarza. Synowie też poszli w tę stronę. Najmłodszy bije mnie już nie tylko w szachach i jest ode mnie znacznie sprawniejszy fizycznie,bo uprawiał hokej na lodzie i tenis.. Drugi syn grał w rugby i zdobywał tytuły w tym sporcie,jak miał kilkanaście lat. Teraz Przemek trenuje bardzo regularnie. Miał co prawda kontuzję podczas przygotowań, ale jest już po wszystkim. Ma w sobie ducha walki. Przemek, jak każdy Czarnecki, zna słowa dramaturga Karola Huberta Rostworowskiego: „Życie jest walką” i jak widać na swój sposób wziął je sobie do serca.
Będzie pan kibicował synowi w styczniowej walce?
Akurat będę służbowo poza Europą, więc nie pojawię się na trybunach, ale na pewno sprawdzę wynik w internecie i zadzwonię do Przemysława po walce.
Skoro o walce mowa – w sondażach widać coraz silniejszą pozycję Grzegorza Brauna. To trwały trend czy chwilowa anomalia?
To trend, który może się utrzymać przez najbliższe miesiące, a nawet dłużej. Formacja Brauna zyskuje dzięki konsekwencji lidera. Można się z nim nie zgadzać, ale nikt mu nie zarzuci braku politycznej wyrazistości. Jako pierwszy mówił krytycznie o skali pomocy dla Ukrainy, co z czasem zaczęło podzielać coraz więcej osób. Zyskuje na tematach, które obchodzą ludzi na co dzień.
Ale Braun kwestionuje też fakty historyczne, choćby te dotyczące Holokaustu. To nie jest dla Pana szokujące?
Jako człowiek znający historię, chętnie porozmawiałbym z nim na ten temat. Moja rodzina, zarówno ze strony ojca, jak i matki, przechowywała Żydów. Rodzony brat mojej babci ze strony mamy Walery Zbijewski został pośmiertnie odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata wraz z babcią Marylą. Moi dziadkowie Czarneccy medalu nie dostali, mimo że w ich warszawskim mieszkaniu przy Wareckiej 9 ukrywano żydowskie dzieci wyrwane z getta. To pokazuje gigantyczny wysiłek Polaków na rzecz naszych wspolobywateli żydowskiego pochodzenia. Nie słyszałem jednak, Pani Redaktor, by Grzegorz Braun negował to bohaterowie naszych rodaków.
Czy PiS widzi w nim potencjalnego koalicjanta? Niektórzy politycy, jak Jacek Sasin, sugerowali, że bliżej im do Brauna niż do Tuska. A panu do kogo bliżej?
Od Donalda Tuska dzielą mnie lata świetlne. Jednak mówienie o koalicjach na dwa lata przed wyborami jest mało sensowne. Dotyczy to i PiS ,ale i formacji Grzegorza Brauna. Trzeba walczyć o własne „szable” w parlamencie. Deklarowanie koalicji przedwcześnie może zniechęcić część wyborców, którzy pomyślą: „i tak będziecie razem, więc nie muszę na Was głosować”.
A co z wewnętrznymi tarciami w PiS? Spory między Jackiem Kurskim a Mateuszem Morawieckim nie pomagają w walce o wyborcę, który ucieka do Brauna.
Oczywiście demonstrowanie braku jedności i ataki wewnętrzne powodują, że wyborcy odchodzą do formacji antysystemowych, głównie do Korony Brauna. To fundamentalne wyzwanie dla kierownictwa PiS. Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w nowej sytuacji: po prawej stronie wyrosły dwie partie z dwucyfrowym wynikiem. Przez lata Jarosław Kaczyński pilnował zasady Helmuta Kohla, że "na prawo od nas jest tylko ściana". Dziś te ściany zostały przesunięte.
Czy prezes zapanuje nad tymi frakcjami? Niektórzy wydają się już nie słuchać jego apeli o jedność.
To wyzwanie dla całego ugrupowania. Niektórzy chcą zaznaczyć swoją odrębność, by wywalczyć lepszą pozycję startową przed układaniem list wyborczych. To taka walka o „pole position”, jak w Formule 1. Jednak ta niepokorność może skutkować nieoczekiwanymi decyzjami przy przydzielaniu miejsc na listach. Zobaczymy, co przyniesie rok 2027. Na razie to nie bitwa, a poligon. Szkoda tylko,że sporo strzałów pada na nim z tyłu, do własnych żołnierzy.
Wywiad ukazał się we "Wprost"