Opowieść wigilijna
Pewien starszy pan z naszej kamienicy poważnie zachorował. Miał wylew. Spędził przeszło miesiąc w szpitalu na Banacha. Ponieważ jest samotny szpital zawiadomił MOPS przy ulicy Żurawiej, że pacjent będzie wymagał stałej opieki. Natychmiast zgłosiły się dwie miłe panie i oświadczyły, że za usługę polegającą na robieniu zakupów i przynoszeniu obiadu z baru mlecznego sąsiad będzie płacił 24 złote dziennie- 12 złotych za godzinę. Na uwagę, że jest to w przybliżeniu cena rynkowa sprzątania i za te pieniądze emeryt- gdyby go było na to stać – mógłby zatrudnić dozorczynię odparły, że MOPS zleca prowadzenie opieki nad osobami niedołężnymi fundacji Zdrowie, a fundacja zatrudnia firmę zewnętrzną. Sąsiedzi starszego pana pogonili panie z Ośrodka Pomocy Społecznej i podzielili obowiązki. Jedna z sąsiadek robi zastrzyki z insuliny i daje – za darmo- obiady, znajomi emeryta załatwiają zakupy i różne inne niezbędne sprawy. Oczywiście wszyscy działają zupełnie bezinteresownie.
Nasuwają się pytania:
Za co starszy dziś pan płacił przez całe życie składkę ubezpieczeniową?
Jeżeli tak zwana „pomoc społeczna” pobiera rynkowe ceny za swoje usługi, po co podatnik utrzymuje tą zbiurokratyzowaną strukturę, która w dodatku nie jest w stanie sama zorganizować opieki i poprzez system pośrednictwa futruje inne firmy i fundacje?
I jeszcze jeden problem. Sąsiedzi mają nadzieję, że fiskus zlituje się nad niezamożnym emerytem i nie opodatkuje ich usług. Wracam do tego w związku z informacją, że fiskus ma zamiar rozliczyć polityka Grasia za bezpłatne użytkowanie domu pewnego Niemca. Pomimo, że pan Graś nie budzi mojej sympatii i nie podoba mi się jego uzależnienie od kogokolwiek( jako prominentnego polityka), jeszcze bardziej nie podoba mi się ściganie go przez urząd skarbowy. Takie poszerzanie fiskalnego drenażu obywateli to praktyka niebezpieczna dla nas wszystkich.
Jak świat światem ludzie świadczyli sobie nieodpłatnie różne usługi i fiskus do tego się nie wtrącał. Przecież każdą formę bezinteresownej pomocy: udostępnienie mieszkania ubogiemu krewnemu, pożyczenie maszyny rolniczej czy konia, napisanie za kogoś podania, rozwiązanie zadania dla dziecka sąsiadów można wycenić i opodatkować. Sprowadzając rzecz do absurdu- usługi seksualne też mają wymierną cenę. Może fiskus zajmie się ściganiem współżyjących bez formalnego związku. Podatek powinny płacić obydwie strony, bo chyba obydwie zyskują.
Rządzący twierdzą, że muszą walczyć z poszerzającą się szarą strefą. Niech zastanowią się, dlaczego ludzie nie chcą płacić podatków. Przede wszystkim, dlatego, że mają przeświadczenie, że są to pieniądze wrzucone w błoto. Idą na utrzymywanie ogromnej biurokracji, na podróże i bankiety polityków, na kampanie wyborcze, na stypendia dla różnych niewydarzonych „ twórców”, na bezsensowne, pseudo społeczne akcje. A gdy człowiek- jak nasz sąsiad- jest w potrzebie, zdany jest na łaskę obcych osób i jeszcze, być może, za tę łaskę zostanie opodatkowany.