Syndromem Piotrusia Pana psychologowie nazywają postawę mężczyzny, który nie chce dorosnąć. Jest uroczy, wykształcony, bywały w świecie, koneser, bon vivant, uwielbiany przez kobiety. Nie jest zdolny do trwałych związków, nie znosi bachorów.
Taką rolę gra Hugh Grant w filmie „Był sobie chłopiec” ( „About a Boy”)
Bohater „About a Boy” Will to uroczy, zamożny, nieodpowiedzialny samotnik. Doskonale opanował trudną sztukę nic nie robienia, czyli jak mówią psychologowie strukturyzacji czasu. Swój czas Will dzieli na jednostki. Wizyta w sklepie z płytami pochłania jednostkę, przeglądanie stron internetowych – dwie jednostki. Cały dzień jest w ten sposób wypełniony.
Sprawy męsko damskie Will traktuje bez zobowiązań. Właśnie dzięki poszukiwaniu niezobowiązujących romansów w kole samotnych matek, w jego życie wkracza Marcus.
Źle ubrany, biedny, opiekujący się nieodpowiedzialną, depresyjną matką ze skłonnościami samobójczymi.
Klasyczna szkolna ofiara- prześladowany za wygląd, za fryzurę, za sposób ubierania się, za to jak śpiewa.
Will chcąc nie chcąc próbuje chłopcu pomóc. „Staraj się być niewidzialny”- poucza go. Kupuje mu nawet modne buty zapinane na rzepy, żeby nie wyróżniał się w tłumie. Sam nie może pojąć dlaczego zajmuje się smarkaczem „ skoro nawet nie ma ochoty puknąć jego mamy”.
Przypadkowa i niechciana znajomość z matką rozwija się też nie bez zgrzytów.
”Tępa hipisko, pozbędę się was z ulgą”- przemawia Will do Fiony podczas awantury w kawiarni. „Ty samolubny draniu”- rewanżuje się Fiona.
Zamiast spędzić Święta „ chlejąc i oglądając filmy” Will nie wiadomo dlaczego decyduje się spędzić je „ z niedoszłą samobójczynią i jej pomiotem”. Oraz biologicznym ojcem tego pomiotu, jego nową dziewczyną i teściową.
Święta jak wiadomo są koszmarem singli. Nieudane prezenty, ciekawskie ciocie, głupawe rozmowy, obrzydliwe potrawy( „ pieczeń orzechowa w sosie z rzodkiewek”.)
Problemy innych, które nas zupełnie nie obchodzą. Marzenie o własnym łóżeczku i dobrej muzyce.
A jednak wspólne święta odegrały tu rolę catharsis .
„Jestem nijaki, umiem wybrać tenisówki i płytę- to wszystko” - stwierdza samokrytycznie Will.
Marcus jest bardziej dosadny w ocenie przyjaciela: „jesteś głupkiem, który kupuje rzeczy, masz w dupie wszystkich i wszyscy mają w dupie ciebie” – wykrzykuje.
Aby zrobić przyjemność mamie Marcus decyduje się zaśpiewać dla niej na szkolnym koncercie sentymentalna piosenkę. Will jest przerażony. „ Rozszarpią go, zabiją go śmiechem”. Akompaniator Marcusa wycofuje się ze strachu i chłopak samotnie staje przed rechoczącą salą. Aby go ratować Will wbiega na scenę z gitarą i śpiewając z Marcusem odwraca od niego nieuchronną klęskę.
Tego samego Hugh Granta ( inaczej się nazywa ale gra przecież, jak zawsze, samego siebie) leczy w innym filmie z syndromu Piotrusia Pana, fascynacja głupawą i pechową bulimiczką, Bridget Jones . (Przyznam, że trochę trudno uwierzyć, że aż tak rajcowały go jej ohydne ciepłe majtki i niepowodzenia kulinarne.)
Jeszcze innego Piotrusia Pana wyrywa z jego izolacji dziewczynka, która w wypadku jeździeckim straciła nogę, a raczej koń dziewczynki, która w wypadku jeździeckim straciła nogę, a raczej właścicielka konia i matka dziewczynki, która w wypadku jeździeckim straciła nogę. Brawurowo gra go Robert Redford w filmie „Zaklinacz koni”.
We wszystkich tych filmach Piotrusia Pana leczy z izolacji spotkanie z drugim człowiekiem. Atuty Piotrusia to bogactwo, wdzięk, elegancja. Osoba pełniąca rolę lekarstwa jest na ogół nieelegancka, niezbyt mądra, niezamożna. Ale jest to pierwsza osoba, w której Piotruś Pan z jakiś przyczyn dostrzega człowieka, a nie obiekt seksualny, czy zdobycz do kolekcji.
Marcus zakochuje się w koleżance. „Czy chciałbyś ją dotykać?”- pyta uważający się za eksperta Will. „ Nie chodzi o dotykanie, chciałbym być dla niej ważny” odpowiada dojrzale 12 latek. On pomału staje się mentorem dorosłego przyjaciela.
Każdy z nas zna kilku takich Piotrusiów. Fascynujących mężczyzn skutecznie opędzających się od zakochanych kobiet.
Potem ich kolejne dziewczyny stają się coraz młodsze, coraz bardziej wymagające, coraz bardziej okrutne. Czasami czeka ich całkowita samotność.
Takim Piotrusiem był mój sąsiad, stary kawaler. Przez jego mieszkanie przewalały się tłumy pań. Całe życie był samotna wyspą. Gdy się rozchorował skazany został na pomoc sąsiedzką.
„Nie dotknęłabym go nawet szczotką od kibla”- oświadczyła moja najmłodsza pociecha. Nie było to zwykłe okrucieństwo młodości wobec starości. To rewanż za przedmiotowe traktowanie. Gdy podawała herbatę, 80 letni Don Juan, leżąc w pampersie, czynił jej słowne awanse.
Po jego śmierci brat wyrzucił na śmietnik stosy listów od dużo młodszych kochanek. Żadnej nie było na pogrzebie.
Książki oddaliśmy do antykwariatu za darmo ( to nie jest łatwo oddać książkę w dobre ręce). Eleganckie garnitury poszły do domu opieki społecznej. Krawatów nikt nie chciał, wyrzuciliśmy je na śmietnik.
Czy uwierzycie, że facet uzbierał 60 litrowy wór krawatów?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9704
Jego awanse były raczej dowodem, że chce się czuć facetem. To smarkula poczuła się urażona. Ja byłam zasmucona tym, że prawie nikt nie pojechał na jego pogrzeb.
Jego krawaty mnie nie bolą. To tylko symbol. A że młoda nie jest grzeczna? Została potraktowana też mało elegancko. Starszego pana tłumaczy demencja. A młodzi teraz potrafią się bronić. Są asertywni. Opiekowaliśmy się nim bezinteresownie po chrześcijańsku cały rok. Nie musimy lukrować rzeczywistości.
Samiec - jak to samiec- musiał próbować i musiał się liczyć, że oberwie. Jak mój pies gryziony przez małe suczki, którym nie przypadł do gustu. Odwraca tylko głowę.To dotyczy również staruszków. Próbuje - musi się liczyć z adekwatną( słowną ) reakcją.
Adoratorowi nie groziła sprawa sądowa, na przykład za komplement.
Obecnie egzaminy na uczelniach odbywają się przy drzwiach otwartych, bo profesor boi się, że jakaś wariatka oskarży go o molestowanie. Można trafić do sądu za życzliwe słowa pod adresem jakiejś feministki.
Podsumowując. Staruszkom nie grozi sprawa sądowa ze strony mojej córki. Wychowana ( jak ja) w stajni jest wystarczająco bezceremonialna ( modne słowo -asertywna), żeby bronić się sama. Nie potrzebuje instytucji, żeby powiedzieć co myśli o niewczesnych zalotach nie pasującego jej z jakiś przyczyn egzemplarza przeciwnej płci.
Trudno zrozumieć o co im chodziło.Zapewne dziewczynka też chciała odwrócić złość rodziców i nazmyślała. Tu prawda jest trudniejsza do ustalenia- były to rzekomo "inne czynności".