Ryby gadają przez sen

Wywód trzeba zacząć od niejakiego ‘Masy’. Nie, to nie ten od MMA, czy innych walk w kisielu. To gangster, a na dodatek zmurszały. Albo skruszony... właśnie, skruszony. Skruszony to taki gangster, który zdecydował się na zmianę zawodu i zamiast rabować anty-systemowo i milczeć zaczyna rabować systemowo (musimy go utrzymać, biedaka) i gadać. Słowem, polityk albo reżimowy dziennikarz niemalże, ale jakby lepszy, bo ciągle może pociągnąć z kopa. Otóż ten skruszony gangster zrobił się taki trochę ‘celebrity’ i udziela wywiadów; ostatnio zdecydował się na wywiad dla tygodnika ‘Wprost’. Ten wywiad jest (powinien być) dla nas ogromnie ważny, chociaż sam fakt, że najważniejsza polityczna wypowiedź ostatnich lat pochodzi od skruszonego gangstera jest tych czasów dobitnym znakiem. Ten człowiek wie więcej o otaczającej nas rzeczywistości niż ktokolwiek z nas; wie więcej niż wie o niej dziewięćdziesiąt dziewięć procent polityków (ten jeden procent nie za wiele wnosi, bo on akurat nie chce nic zmieniać). Poza rzeczywistością pewnej projekcji, w której my wszyscy gramy rolę (jak to wielokrotnie mówił jeden z projektantów projekcji) debilków, którzy biorą to co na ekranie za rzeczywistość, istnieje ten realny świat, ta realna władza, te prawdziwe pieniądze.

Przywołany ‘Masa’ wie o tym świecie, jak się rzekło, całkiem sporo, choć na pewno nie wszystko. Natomiast ma, jak się wydaje, wystarczająco dużo wiedzy i doświadczenia, żeby nie dać się omamić żadnym projekcjom, ale umieć poskładać z tego wszystkiego dosyć spójny obraz rzeczywistości. A jaki on jest? Na pierwszy rzut oka przypomina wizję, którą roztoczył nam kiedyś na filmowym ekranie reżyser Pasikowski, no może z tą różnicą, że nie było ‘szlachetnych ubeków’, a przynajmniej nie w takich ilościach, bo ci którzy byli ‘dobrzy’, jak na przykład major Hodysz z Gdańskiego SB, który współpracował z Solidarnością i odsiedział za tę pomoc ‘swoje’ cztery lata, kończyli źle: ‘Już po przełomie ustrojowym, w 1990 wraca do służby, zostaje szefem gdańskiej delegatury UOP. Okazuje się, że 95 proc. archiwum SB w Gdańsku "wyparowało". Hodysz zatrudnia młodego chłopaka z opozycyjną kartą, by ten odtworzył wszystko co się da. Z pojedynczych kopii dokumentacji powstaje teczka agenta o pseudonimie "Bolek". Rząd Jana Olszewskiego próbuje wykorzystać ją do obalenia prezydenta Wałęsy. Od tego momentu Hodysz jest na cenzurowanym. Najpierw ludzie Wałęsy pozbawiają go funkcji szefa UOP w Gdańsku i przenoszą do Warszawy. Po trzech latach dają propozycję nie do odrzucenia: przejście w stan spoczynku, w randze pułkownika’ (Gazeta Wyborcza, 14.06.2009).

Jednak rzeczywistość nie zamyka się w takiej przyjemniej, bo łatwo przyswajalnej dychotomii: opozycja – ubecja, bo był ‘ten trzeci’. Ten ktoś, kto zaprojektował post-peerel, został i nadal jest jego największym beneficjentem. Tym ‘kimś’ była największa gangrena pozostawiona nam w spadku po peerelu, a więc elwupe (Ludowe Wojsko Polskie); dodajmy: gangrena, której źródła nie zostały ruszone praktycznie do dzisiaj; kosmetyka, na którą po ‘tamtej’ stronie się zgodzono (nie uznano za racjonalne stawianie oporu, chroniąc aktywa i czekając do odpowiedniego czasu na rewanż*, a ten nastapił w etapach od 2007, przez 10 kwietnia 2010, po dzisiaj) to ‘likwidacja WSI’, podobna przecież w swoim zamyśle do ‘upadku Związku Sowieckiego’. ‘Było – ni ma’ jak to się mówi w okolicznościach stosunków agrarnych, a przecież i tak wszyscy wiedzą, że musiała zostać zachowana energia lub materia. WSI nie było przecież w swojej istocie strukturą formalną – te formalne struktury spełniały ważną funkcję, bo dzięki nim udawało się skutecznie paraliżować inne organy państwa pieczątką ‘wywiadu’ – ale była przede wszystkim olbrzymią strukturą nieformalną, z dowództwem ulokowanym i daleko i głęboko poza formalnymi strukturami; z ‘departamentami’ przede wszystkim w biznesie i to biznesie międzynarodowym, bankowości, ale również w mediach i w partiach politycznych. Jak to wyglądało? Masa twierdzi, że na przykład tak:

Według informacji GŁOSU „Masa” miał powiedziane m.in. - Ja oraz „Pershing” mieliśmy włożyć w spółkę po 1 milionie dol. Gawronik dawał firmę i wiedzę na temat interesów. Ze strony Gawronika udziałowcami miał być on, Goryszewski, Modzelewski oraz w niewielkiej części gen. Petelicki i jakiś pułkownik z WSI. Tak mówił Gawronik. Natomiast z naszej strony ja i „Pershing”. (Piotr Bączek, Tygodnik Głos)

Ten powyższy cytat ma ogromne znaczenie. Po pierwsze z czym mamy do czynienia? Z rodzajem spółki celowej (jej struktura jest nieformalna, cele oczywiście przestępcze; ona jedynie wykorzystuje prawo do pojawienia się w obrocie). Ponieważ chodzi już o dużą kasę, więc tutaj ‘Polakom wstęp wzbroniony’. Nie chodzi tutaj o tych genetycznych ani paszportowych, ale tych zwyczajnych, nawóz historii, przynajmniej z perspektywy ‘zarządzania’. I mamy tak: słupa ze świata przestępczego, który dostarcza pieniądze, ale nie własne tylko z systemu bankowego – za 5% ‘prowizji’ dla bankowca. Na ‘Pruszkowie’ i ‘bankowcu’ kończy się ślad przestępstwa polegającego na wyłudzeniu pieniędzy z systemu bankowego. Gawronik – klasyczny słup umocowany w świecie polityki – jest od tego, żeby pójść siedzieć, a Goryszewski i Modzelewski oraz ‘w niewielkiej części generał Petelicki’ gwarantują, że po upadku spółki (bo pieniądze muszą przepłynąć ze spółki do struktur nieformalnych) pójdą siedzieć tylko ci, co mieli pójść siedzieć. Dodatkowo ‘biblioteka’ firmy będzie sporządzona w zgodzie ze wszystkimi wykładniami Ministerstwa Finansów. Jedynym, którego nie jest nam dane poznać z nazwiska jest ‘jakiś pułkownik WSI’, którego ‘whereabouts’ nie zna nawet tak znający się na rzeczy człowiek jak Piotr Bączek.

Stopień poufności udziału w przedsięwzięciu mówi nam w zasadzie wszystko o jego nieformalnej strukturze. I mówi nam również o tym, gdzie trafiły pieniądze. A ten powyższy to przykład to przecież jeden z tysięcy, a i to – umówmy się – nie najbardziej ‘poufny’, bo o najbardziej poufnych nie wiemy wciąż dokładnie nic.

System, w którym wszystkie na prawdę poważne przedsięwzięcia biznesowe polegają na transferze zysków z przestrzeni legalnej fikcji do szarej strefy jest – właśnie na tej płaszczyźnie legalnej, oficjalnej – skrajnie niewydolny i prowadzi do ukształtowania nieuniknionej, kolonialnej struktury społecznej. Ja trochę straciłem wiarę, że najpotężniejszy argument przemawiający za tym, że Polacy od dwudziestu lat żyją w ‘matriksie’ ‘państwa prawa i państwa demokratycznego’ w ogóle jest jeszcze w stanie do kogoś trafić, a przecież on jest oczywisty i niepodważalny. Przestrzeń ekonomiczna, w której ‘prawo do podjęcia pracy bądź rozpoczęcia działalności gospodarczej’ jest zależne od uiszczenia niezwiązanej z wynikami finansowymi (ani czymkolwiek innym, bo czym?) comiesięcznej, przymusowej opłaty w wysokości od trzystu dwudziestu dolarów amerykańskich wzwyż od ‘łepka’, jest systemem, w którym żaden rozwój nie ma obiektywnie szans powodzenia. Dodajmy, że za nieuiszczenie ‘opłaty’ w większości przypadków grozi prokurator. Probierzem uczciwości każdej siły politycznej w Polsce jest podniesienie postulatu natychmiastowego zniesienia tego obowiązku – wszystko inne to albo kolejny fotomontaż albo skrajna ignorancja.
A teraz w zasadzie wypada przejść do istoty mojego wywodu, a więc do ciekawych rozważań związanych po raz kolejny z 10 kwietnia 2010 roku, a zebranych przez Amelkę na jej blogu (http://lamelka222.salon24.pl/). Pytanie, które tam pada jest pytaniem zasadniczym, a jest to pytanie o to, jak czytać na przykład widoczną niechęć legalnych służb państwa polskiego do uczestniczenia choćby w najmniejszym zakresie w działaniach podjętych przez służby rosyjskie 10 kwietnia 2010 roku? Czy to zdrada dyplomatyczna? Czy też może przejaw zdrowego oporu przeciw jakiejkolwiek formie uczestnictwa w oczywistej, wyreżyserowanej, upiornej, kolejnej odsłonie ‘matriksa’ (przy czym tym razem akcja rozgrywa się zagranicą)?
Żeby na to dopowiedzieć, trzeba zdać sobie sprawę z kilku rzeczy. Po pierwsze z takiej oto, że (jak to nie zatytułujemy) Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 roku, to nie wydarzenie nadzwyczajne w takim sensie, że pojawia się bez związku z całą strukturą rzeczywistości, ale typowe. Skala, użyte środki, bezwzględność działania sprawców to jedynie odpowiedź na bodziec. Akcja-reakcja i w sensie logiki przeprowadzonej akcji specjalnej, i w sensie jaki nadały istocie manipulacji społecznej wypracowane w PRL-u metody cybernetyki społecznej.

Z punktu widzenia analizy przedsiewzięcia militarno-polityczno-gospodarczo-społecznego 10 kwietnia 2010 roku nie różni się strukturalnie od przywołanego powyżej przedsięwzięcia czysto gospodarczego cytowanego przez skruszonego gangstera.

Jest ktoś, kto zaangażował środki materialne, bo bez ‘kasy nie ma akcji’. Jest ktoś, kto robi za słupa i jest ktoś, kto okaże się w takim lub innym zakresie winny. Donald Tusk ma na tyle zdrowego rozsądku, że nie chciał w tej sytuacji robić ani za słupa, ani za winnego; po prostu ‘umył ręce’ uznając, że nie jest skonfrontowany z sytuacją międzynarodową (formalnie), ale z poza-formalną i ponadnarodową. Jego odmowa z czysto zdroworozsądkowego punktu widzenia byłą słuszna, natomiast to jakimi pobudkami się kierował jest sprawą być może ważną w przyszłej ocenie premiera Tuska, jako polityka i człowieka, a to mniej jakby mniej interesuje, bo nie interesuje mnie powierzchnia ‘matriksa’. Zastanówmy się (a Tusk miał mało czasu na zastanawianie się) co stałoby się, gdyby Tusk zgodził się (a tak sugerowała strona rosyjska) na ‘wspólne śledztwo’ polskich i rosyjskich prokuratur wojskowych? Jakie miał gwarancje, że w zgodnym przyszłym oświadczeniu nie wskażą one na niego i jego ludzi, jako na spec-komando od brudnej roboty? Żadnych; doskonale wiedział, że dla prawdziwego biznesu jego wartość jest równa wartości Gawronika, o ile nie jest mniejsza.

Skąd miał mieć pewność, że wśród przybyłego do Rosji zespołu prokuratorów wojskowych nie ma trzech ‘jakichś pułkowników WSI’ pod przykryciem? I skąd miał mieć pewność, że skoro on tej pewności nie ma, to takiej pewności nie mają służby rosyjskie, jeśli wiemy, że mają ściągawkę w postaci mikrofilmów generała Buły?

Tak więc, drodzy dyskutanci, każdy może mieć tutaj racje, zależy od perspektywy. Jeśli na zdarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 roku popatrzymy z punktu widzenia ‘rzeczywistości oficjalnej’, to zabito władze (częśc), elity, i sztab wojska niepodległego państwa na terytorium państwa trzeciego, a więc będziemy się w analizach posługiwać ‘ambasadorem’ i jego odpowiedzialnością za działania państwa na obcym terytorium; natomiast jeśli było to zdarzenie z zakresu świata realnego, to jakaś grupa (międzynarodowa, jak sądzę) wykonała akcję specjalną polegającą na likwidacji wybranych przedstawicieli państwa, żeby zniwelować (odsunąć przyszłe) zagrożenia dla biznesu. Tym ‘wytypowanym’ osobom towarzyszyły, niestety, również przypadkowe, z konieczności zrealizowania scenariusza kolejnego odcinka ‘matriksa’.

Żeby zrozumieć zachowania polskiej administracji rządowej 10 kwietnia 2010 roku, trzeba przypomnieć, na czym polegają podstawowe różnice w podejściu do ‘przeplotu’ narracji oficjalnej z rzeczywistą. Grupa Donalda Tuska doszła do władzy w oparciu o kompromis, a więc uznała, że istnieje możliwość sterowania państwem i społeczeństwem, jeśli zaakceptuje się rzeczywistość, taką jaka jest, i będzie się dokonywało pewnych ‘usprawnień’ (bo nie reform) w taki sposób, by nie naruszać interesów rzeczywistego suwerena.
Otoczenie prawa i sprawiedliwości wydaje się miało i ma inną koncepcję – otóż ono nie wyraża zgody na dwuwładzę, ale żąda odebrania władzy mafii i zwrócenia jej państwu.
Przywołując przykład podany przez ‘Masę’: Jarosław Kaczyński chce ujawnić pozorny charakter spółki, jej rzeczywiste cele i strukturę, a Donald Tusk nie wypowiada jej wojny, ale liczy, że jeśli zostawi ją w spokoju to ona stanie się mniej pasożytem, a bardziej symbiontem.

Pierwsza strategia niesie ze sobą zjednoczenie frontu ‘umoczonych’, również w Prawie i Sprawiedliwości, o czym mieliśmy się okazję niejednokrotnie przekonać, i czego kulminacją był 10 kwietnia 2010. Wydaje się również, że podjęty frontalny atak na circa całość polskiego oligarchicznego kapitału skupionego w nielicznych rękach nie był poprzedzony rzetelnym rozpoznaniem skali zjawiska, jego struktury, mapy zagrożeń, oraz instrumentów obronnych (nie twierdzę, że ja wówczas miałem aż taką wiedzę, twierdzę, że jej zdobycie kosztowało nas wszystkich Mirosławiec, Smoleńsk, seryjnego samobójcę i osiem lat stagnacji).

Dodatkowo podjęto ryzyko połączenia ataku na kryminalne środowiska wewnętrzne z jednoczesnym atakiem na niejawne interesy obce w Polsce (nie tylko rosyjskie, również, a może przede wszystkim niemieckie, oraz inne), dodając w jednym czasie wroga zewnętrznego i przyczyniając się do powstania koalicji. Warto pamiętać, że duże interesy prawdziwej polskiej mafii (nie tej ‘trzepakowej’, której radę dał Leszek Miller) są globalne i uderzenie w nie uderza również ‘kontrahentów’ po rosyjskiej, niemieckiej, ale również innych stronach.
Druga strategia, strategia Tuska jest naiwna, bo Donald Tusk i stworzona przez niego atrapa administracji (bez służb) nigdy nie będzie partnerem w dyskusjach z realnymi bytami.
Jeśli polityka ma być pragmatyczna, to wydaje się, że lekcja 10 kwietnia uzmysłowiła głównym graczom polskiej sceny politycznej, że nie mają wystarczających sił na dokonanie przejęcia władzy (inna rzecz, że nie próbują/nie potrafią/ nie chcą ich zwiększyć); stąd dość monotonna (w sensie poznawczym, ale i w sensie planowania strategicznego) dominanta polegająca na odwróceniu uwagi od wewnętrznych problemów polskich i przerzucanie ich ‘byle dalej’ od granic, podobnie jak przekierowanie aktywności i skupienie ich na problemach pozornych i celach z natury rzeczy niemożliwych do osiągnięcia.

A tak już zupełnie na przed-koniec chciałbym się z Państwem podzielić jednym pomysłem reżyserskim i jednym pytaniem do znawców.

Pomysł reżyserski jest taki, żeby zrobić film wspomnieniowy pod tytułem ‘Sześciu Adiutantów’; mam na myśli sześciu adiutantów generalicji: Wiceadmirała Andrzeja Karwety, Generała broni Andrzeja Błasika, Generała Franciszka Gągora, Generała broni Bronisława Kwiatkowskiego, Generała dywizji Tadeusza Potasińskiego, Generała dywizji Tadeusza Buka. Chodzi mi o odtworzenie ostatnich 48 godzin życia i przedostatniej drogi tych zasłużonych ludzi na lotnisko Warszawa-Okęcie, widziane oczami najbliższych współpracowników.
A pytanie do specjalistów jest takie; W stenogramach opracowanych przez fachowców krakowskiego Instytutu Sehna na podstawie analizy zapisu magnetycznego, wybitnej klasy specjaliści odczytali, jako jeden z ostatnich dźwięków przed urwaniem się zapisu, ‘odgłos przesuwanych się przedmiotów’.  Nie może tutaj chodzić o żaden odgłos zewnętrzny, bo przy tej prędkości (wypadkowej prędkości) ewentualne kolizję z gałęziami drzew (gdyby nastąpiły) trwałyby ułamki sekund, a już na pewno nie przypominałyby ‘odgłosu przesuwania się przedmiotów’, bo samolot to nie łódź podwodna, która dostojnie ociera się o algi, chyba, ze na przykład uderzenie kamyka o szybę w czasie jazdy samochodem zwykli Państwo opisywać jako ‘przesuwanie się kamyka po powierzchni szyby’. ‘Przesuwanie się’ (a tak nazwali to specjaliści od fonoskopii) to odgłos powstający wtedy, kiedy jeden przedmiot, pod wpływem działania jakiejś siły zaczyna się przemieszczać w jakimś kierunku z jakimś przyspieszeniem, trąc o nawierzchnię po której się przesuwa. Będę wdzięczny za pomysły, jakie to przedmioty ‘przesuwały’ się w kokpicie bądź w bliskim otoczeniu kokpitu po pokładzie w ostatnich sekundach lotu z 10 kwietnia 2010 roku?

Biblioteczka? Kozetka? Fotele?

A na koniec zapraszam do rzucenia okiem na mój dwujęzyczny (tekst polski po tekstem angielskim) felieton na stronie: Tym razem o sprawach globalnych i dlaczego informację o chemicznym ataku w Syrii wzbudza mój duży i mam nadzieję, że zrozumiały, sceptycyzm.



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika fritz

29-04-2013 [17:46] - fritz | Link:

Jest bledna, symbolem irracjonalnosci jest zalozenie w formie slupa-Tuska.

Obrazek użytkownika Rolex

29-04-2013 [18:00] - Rolex | Link:

Przyjmuję do wiadomości.

Natomiast nie spotkałem się ze mafijną spółką, w której prezesem byłby gangster.

Poza tym możliwości intelektualne...

wiedza, doświadczenie...

Pozdrawiam serdecznie

Obrazek użytkownika Paczula

29-04-2013 [19:00] - Paczula | Link:

"„Gdy buldogi walczą pod dywanem, to widzisz, że coś się rusza, ale kto kogo gryzie – nie wiesz. Co jakiś czas spod dywanu wypada trup” - mówił   Stefan Kisielewski

Ciekawe, że właśnie teraz Masa udzielił wywiadu "Wprost", mówiąc: "Prawdziwa mafia to były Wojskowe Służby Informacyjne".  Ciekawe, ale nie dziwne. 

Szykuje się gorące lato.

 

Obrazek użytkownika Rolex

29-04-2013 [20:27] - Rolex | Link:

Uwielbiam upalne lata ;)

Let it burn!

Serdeczne