Żyje sobie gdzieś spokojnie, we względnym dobrobycie, największy znany mi kapuś naszych czasów – notabene mój kolega ze studiów na krakowskiej polonistyce – Lesław Maleszka. Był aktywnym uczestnikiem studenckiej opozycji antykomunistycznej końca lat 70-ych i jako taki gorliwie donosił na swoich przyjaciół, w tym na śp. Stanisława Pyjasa. Donosił nawet na swoich oficerów prowadzących, że nie wykorzystują wszystkich możliwości inwigilowania środowiska SKS-u. Był donosicielem wybitnym, kreatywnym i niezwykle płodnym, donosicielem literatem. Donosił z zaangażowaniem, ideowo, ale jednocześnie donosił za kasę.
W nowej, pokomunistycznej erze został redaktorem Gazety Wyborczej. Cóż, również kapusie muszą gdzieś pracować. Przecież nie skarzemy człowieka na śmierć głodową za grzechy młodości. Donosicielstwo w czasach PRL nie podpada dziś pod żaden paragraf, we współczesnej Polsce nie idzie się za to do więzienia. Ludzki Adam Michnik zatrudnia więc Maleszkę. Kłopot jednak polega na tym, że nasz fałszywy przyjaciel opozycjonistów robi w latach 90. oszałamiającą wręcz karierę publicystycznego autorytetu moralnego. Wyborcza hojnie udziela mu łamów, a on gromi na tych łamach oszołomów, którzy chcą podpalić Polskę i wrzucają do szamba granat lustracji i dekomunizacji. Sytuacja wypisz wymaluj jak w przysłowiu: „Ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni.”
I pewnie długo jeszcze utrzymywałby się nasz kolega na powierzchni życia publicznego i brylował na salonach, gdyby nie skuteczna akcja denuncjacji agenta przeprowadzona przez Bronisława Wildsteina. Była to akcja zadająca Maleszce śmierć cywilną, na którą ten jak najbardziej zasługiwał. Czy zemsta na Maleszce była nazbyt okrutna? Moim zdaniem nie – i z pewnością nie spotkałaby delikwenta, gdyby siedział jak mysz pod miotłą i nie stroił się w szaty autorytetu moralnego. Mogę zrozumieć, że ktoś w jego położeniu nie potrafi się zdobyć na posypanie głowy popiołem bo jest zakłamanym słabeuszem, ale nikt nie karze zakłamanemu słabeuszowi odgrywać – wobec mnie i wielu innych - roli moralnego przewodnika. Co za dużo, to niezdrowo.
Zarzuca się środowiskom konserwatywno-prawicowym, że nie dajemy innym prawa do grzechu, do słabości, że „wymiar polski” i nasze zajęcie narodowe to tropienie grzechu. Przez to ma się wytwarzać duszna atmosfera podejrzliwości czy wręcz nienawiści. Tymczasem – oceniając rzecz bez emocji – trudno wskazać w perspektywie ostatnich dwudziestu lat niewinne ofiary lustracyjnego sadu kapturowego. Gdzież są ci niewinnie posądzeni? Gdzie dowody na uporczywe tropienie Bogu ducha winnych sprzątaczek zatrudnionych przez UB i SB? Polacy wykazują godną podziwu wyrozumiałość wobec tych, którzy kiedyś wysługiwali się komunistom, ale pozostają dziś osobami prywatnymi i nie pchają się na afisz. Dotyczy to dużej liczby byłych prokuratorów, milicjantów, sekretarzy POP, oficerów LWP itp.
Nie ma w społeczeństwie żądzy zemsty. I właśnie może dlatego niektórzy z tych, co powinni z pokorą przyjąć wyroki losu, czyli przegraną ich ustroju, podnoszą głowy. Próbują bezczelnie nami manipulować i kształtować nasze opinie zgodnie ze swoim interesem. Jakże łatwo zapominają, że nie mają prawa przemawiać do nas z pozycji moralizatorów. To właśnie łączy postaci wymienione w tytule. Sędzia Tuleja, miast wyłączyć się z postępowania w sprawach lustracyjnych, pozwala sobie na oskarżycielskie tyrady i porównuje działania organów RP do stalinizmu. Czy może mieć w tej sytuacji pretensje, że wypomniano mu resortową matkę? Sędziwy gen. Zbigniew Ścibor-Rylski mógłby sobie darować moralne połajanki uczestników obchodów Powstania Warszawskiego skoro sam donosił UB na własną żonę. Gdyby nie pechowe poczucie, że może być autorytetem hołubionym przez panią HGW, dożyłby swoich dni nie obnażony jako TW „Zdzisławski”. Szkoda, zapisał przecież piękną kartę wojenną. I wreszcie Paweł Deresz, wdowiec smoleński, TW „Redaktor” i gwiazda licznych programów TVN-u. Czy ktoś robiłby mu na złość wypominając dawne sprawki, czy ktoś grzebałby w niezbyt chlubnej przeszłości człowieka, który stracił żonę 10.10.2010? Przecież tragedia, która stała się jego udziałem wzbudza dlań ogólną przychylność i sympatię. Ale Paweł Deresz - używany chętnie przez TVN - poczuł wiatr w żagle, przywdział togę Katona i szedł władzy na rękę wyznając: Chciałbym wyjaśnienia przyczyn katastrofy, ale nie to jest najważniejsze. Nie stronił też od insynuacji w rodzaju: Wcześniej czy później zostanie ujawnione nagranie amerykańskich i rosyjskich służb wywiadowczych, które - o czym jestem przekonany - potwierdzi, że w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem Kaczyńskim padło sformułowanie "lądujcie koniecznie w Smoleńsku". Czyż można się dziwić, że tak napompowany Deresz zostanie wcześniej czy później przekłuty niczym odpustowy balonik? Ale – sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Na szczęście nadal w polskim społeczeństwie nie wystarczy być byłym tajnym współpracownikiem, albo dzieckiem resortu, by chodzić w aureoli mędrca.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5669
niezalezni badacze i historycy, ktorzy znajduja te szpile do przebijania nadmuchanych komuszych balonow moralizatorskich,,wielkiE IM dzieki.
Ta komunistyczna 'swołocz' zapewniła sobie bezpieczeństwo i nietykalność podczas ustaleń w Magdalence, do dnia dzisiejszego jak jeden mąż są przeciwni lustracji czym tylko ujawniają swoją przeszłość.
Na palcach jednej ręki można policzyć tych co w sposób uczciwy odcięli się od niechlubnej przeszlości.
Ale co wymagać jak ktoś kto naprawdę mógł być kimś wielkim idzie w 'zaparte' jak TW Bolek robiąc z siebie nędzną kreaturę.
na podstawie publicznych wypowiedzi p. Deresza mam nieodparte wrażenie, że jest on całkiem zadowolony ze śmierci żony pod Smoleńskiem. Zero - jakże naturalnych w takiej sytuacji - wątpliwości co do przebiegu katastrofy. No i to "parcie na szkło", wykorzystywanie okazji do zaistnienia w mediach z "jedynie słuszną" wersją katastrofy!
nie smakują już tak dobrze...I chociaż zapewniacie się nawzajem przebrzydłe UBeki, że bycie qrwą nikomu nie uchybia, to spojrzenie na własne dziecko mówi jednak coś innego! I te splunięcia w waszą stronę...Dobrze, że prawdziwym ludziom uwiera obecność sprzedajnych judaszów.
Czerwona hydra podnosi dumnie leb - efekt braku lustracji i dekomunizacji . Moi czescy znajomi na emigracji (wygnancy po aksamitnej rewolucji), byli komunistyczni decydenci skomentowali polskie przemiany krotko .... " W Polsce to sie udalo" . Zapewne domyslasz sie koteczku co takiego mieli na mysli =))
Mają po prostu elastyczny kręgosłup moralmy.
"kiedyś wysługiwali się komunistom" - to bardzo oględne określenie wysługiwania się zaborcy. Oczywiście nie o szeregowych członków PZPR/SD/ZSL tu chodzi, tylko funkcyjnych wyższych szczebli i funkcjonariuszy SB/WSW oraz TW, którzy choćby na podstawaie zdań jakie im powierzano nie mogli mieć wątpliwości komu służą.