Kombinacja operacyjna „Łażący Łazarz”

„Piotr Bączek jest blogerem Aleksandrem Ściosem, Bączek jest pułkownikiem służb specjalnych i ma zadanie skłócić przed wyborami nie tylko prawicę, ale zniszczyć również rodzące się inicjatywy obywatelskie” – takie i inne „rewelacje” przeczytałem ostatnio na kilku portalach internetowych.

Autorem tych „njusów” był znany bloger „Łażący Łazarz”. Potem przez kilka dni słuchałem pytań: „czy jesteś Ściosem”, „dochrapałeś się pułkownika”?

Zanim odniosę się do kwestii mego „pułkownikostwa”, blogowania pod pseudonimem Aleksander Ścios oraz rozbijania „inicjatyw obywatelskich”, nakreślę od siebie parę słów o tym demonicznym pułkowniku, który niszczy obecnie „inicjatywy obywatelskie” (jak to sformułowanie przypomina słowo wytrych rodem z PRL).

Od dziennikarza do weryfikatora

Prawdą jest, że przez szereg lat byłem dziennikarzem. Jednak pięć lat temu odszedłem z tego zawodu, dlatego wiele osób może nie pamiętać mnie z tamtego okresu. Swoją przygodę z tym zawodem rozpoczynałem pod koniec lat 80. w młodzieżowej, studenckiej i niepodległościowej prasie podziemnej, podkreślam słowo „podziemnej”. Byłem związany ze środowiskiem Federacji Młodzieży Walczącej Mariusza Romana, młodzieżówki Polskiej Partii Niepodległościowej Romualda Szeremietiewa oraz legendarnego MRKS Krzyśka Wolfa i Edka Mizikowskiego (m.in. kolportowałem pismo „CDN” i tam również ukazał się mój pierwszy tekst, chyba w 1986 r. lub 1987 r.). Byliśmy twardą, antysystemową opozycją, protestowaliśmy przeciwko umowom „okrągłego stołu”, wyborom kontraktowym, namaszczeniu przez „konstruktywną opozycję” „Jaruzela” na głowę państwa (czy ktoś jeszcze pamięta ówczesne hasła: „znajdzie się pała, na d… generała”, „PRON cię wzywa”), czy abolicyjnej dla komunistów „grubej kresce” premiera Tadeusza - „siły spokoju” – Mazowieckiego. Na początku 1990 r. demonstrowaliśmy pod Salą Kongresową przeciwko transformacji PZPR w SdRP, a „nasz rząd” wysłał na nas policjo-milicję. Z drugiej strony kształtowaliśmy się w duchu katolickiej nauki społecznej – np. w 1989 r. współorganizowałem w Warszawie pierwszą legalną demonstrację przeciwko obowiązującej wtedy ustawie z 1956 r. o dopuszczalności zabijania dzieci nienarodzonych. Z perspektywy lat stwierdzam, że ten sprzeciw przeciwko „magdalenkowym” umowom i „grubej kresce” uchronił mnie przed „heglowskim ukąszeniem” III RP, nie znalazłem się w „GW”, tym bardziej nie było dla nas miejsca w administracji państwowej. W prasie legalnej debiutowałem w 1991 r. – „Tygodnik Centrum”, „Nowy Świat” – pierwszym w oficjalnym obiegu wywiadem z profesorem Mirosławem Dakowskim o aferze FOZZ. Potem, aż do lipca 2006 r., współpraca i praca w kilku tygodnikach, najważniejsze etapy to „Gazeta Polska” i „Głos”. Moją ulubioną formą była , jak to sam określam, „publicystyka analityczna”. Przy skromnych wtedy źródłach – brak IPN, powstający dopiero internet, źródła dziennikarskie bojące się utraty pracy –starałem się uchwycić problemy III RP. Wzorowałem się na najlepszych autorach tego stylu z lat 80. – Józefie Darskim z podziemnej „Orientacji na prawo”, Ludwiku Dornie z „Głosu”, Józefie Mackiewiczu, ale też ich oponentach z obozu narodowego. Nie wymyśliłem więc żadnego oryginalnego „pióra” czy stylu, języka, sformułowań, które można bez trudu rozpoznać.

Prawdą jest, że znam ministra Antonioniego Macierewicza, i co więcej, o zgrozo dla niektórych, byłem jego pracownikiem. Nie jest żadną tajemnicą, że miałem ten zaszczyt, że byłem jego współpracownikiem, z kilkoma przerwami, od 1996 r. Byłem asystentem, dziennikarzem „Głosu”, redaktorem naczelnym tygodnika „Głos”, a w 2006 r. przez kilka tygodni także rzecznikiem prasowym min. Macierewicza.

Prawdą jest również, że byłem członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Zostałem nim w lipcu 2006 r., wtedy też odszedłem z funkcji szefa działu „IV Rzeczpospolita” Gazety Polskiej. Do dziś pamiętam lipcowe popołudnie, kiedy oznajmiłem zdumionemu T. Sakiewiczowi, że odchodzę z redakcji. Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy na jego pytanie: „Dlaczego? Gdzie?”, odpowiedziałem: „Nie mogę tego teraz powiedzieć”. Komisja Weryfikacyjna starała się bowiem jak najdłużej nie ujawniać personaliów członków. Konsekwencja mojego wyboru było całkowite zerwanie wszelkich kontaktów z „Gazetą Polską”, co przez pewien czas było zagadką dla moich koleżanek i kolegów z redakcji. Niekiedy zastanawiam się, śladem myślenia pisarza Phillipa K. Dicka, co stałoby się, gdybym został w „Gazecie Polskiej” i nie podjął społecznej pracy w Komisji.

W maju 2008 r. w wyniku prowokacji, przeprowadzono w moim domu rewizję. ABW szukała u mnie tzw. „Aneksu do raportu z weryfikacji” oraz dowodów na korupcję w Komisji. Miałem stać swoistymi „drzwiami” służb specjalnych do min. Macierewicza. Prowokacja zakończyłaby się sukcesem, gdybym przechowywał przynajmniej jeden niejawny dokument lub chociaż jego kopię (co w starych służbach było praktyką nagminną i przez przełożonych przyzwalaną). Wtedy można byłoby skompromitować weryfikatorów i oskarżyć ich o wynoszenie tajnych dokumentów i handel nimi. W związku z rewizją w moim domu SKW zawiesiła mi certyfikat dostępu do tajemnic, z tego też powodu musiałem zrezygnować z pracy w sejmowej komisji śledczej ds. nacisków (jednak w czerwcu 2010 r. SKW potwierdziła ważność certyfikatu).

Na marginesie dodam tylko, że nieprawdziwe były również sugestie mediów, że członkowie Komisji otrzymywali pensję w wysokości 20 tysięcy zł miesięcznie, a potem sowite odprawy i posady w najlepszych spółkach. Członkowie Komisji pracowali społecznie, otrzymywali jedynie diety na obiad, ustawodawca nie przewidział bowiem pensji za tę harówę, a po 2007 r. ci „wrogowie rządu miłości i marychy” byli często, jako pierwsi wyrzucani z kolejnych miejsc pracy.

Prawdziwa jest także informacja, że pracowałem w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Od października 2006 r. byłem szefem Zarządu Studiów i Analiz, który trzeba było – tak, jak kilka innych biur SKW – stworzyć od podstaw. Szukaliśmy nowych ludzi, ale staraliśmy się również wykorzystać te pozytywne, niewielkie „promile” ze starych służb, zerwaliśmy z dotychczas panującą zasadą analizy typu „kopiuj, wklej”. O efektach tych zmian niech świadczy fakt, że w grudniu 2010 r. ZSiA, jako jedyny Zarząd SKW, został zlikwidowany, ponieważ nawet po odejściu tylu ważnych osób nie pasował do systemu służby: „czy się stoi, czy się leży kilka tysięcy się należy”. Natomiast ja z SKW zostałem zwolniony w grudniu 2007 r., kiedy nowy szef służby płk Grzegorz Reszka (grał fana Pink Floydów, których także lubię) natychmiast zdymisjonował mnie, razem z grupą kilku dyrektorów, z dotychczasowej funkcji i wręczył wypowiedzenie. Nie otrzymałem żadnej propozycji, z SKW nie wiąże mnie już żadna umowa, oficjalna lub niejawna, podobnie jak z innymi specsłużbami.

Prawdą jest również, że po SKW pracowałem w BBN, a teraz jestem doradcą parlamentarnego zespołu ds. tragedii smoleńskiej.

Na tym jednak prawdziwe enuncjacje niejakiego „Łażącego Łazarza” kończą się.

Kłamstwa niejakiego „Łażącego Łazarza”

Nie jestem i nie byłem pułkownikiem SKW, innych służb mundurowych lub wojska (chociaż wiekowo znajduję się już w grupie generałów).
Nie byłem i nie jestem współpracownikiem specsłużb. W okresie 2006 – 2010 byłem dwukrotnie lustrowany, podlegałem również w tym zakresie postępowaniom sprawdzającym.
Nie prowadzę działalności politycznej, nie jestem posłem.
Nie prowadzę także działalności rozłamowej wśród innych „inicjatyw obywatelskich”.
Nie jestem Aleksandrem Ściosem i nie znam Aleksandra Ściosa.
Nie publikowałem w prasie pod innym pseudonimem, nie prowadziłem nawet bloga, co świadczy raczej o moim zacofaniu cywilizacyjnym niż demonicznej przebiegłości „wpływowego pułkownika służb specjalnych”.

Oczywiście niejaki „Łażący Łazarz” podważy moje oświadczenie. Być może ogłosi nawet, że ten „wpływowy pułkownik Bączek”, dalej manipuluje opinią blogerską, ukrywa swoje prawdziwe oblicze, by zrealizować niecne plany zniszczenia wspomnianych „inicjatyw obywatelskich”, które mogą uratować nasz kraj. Niektórzy zwolennicy niejakiego „Łażącego Łazarza” nawet stwierdzą: „dlaczego mamy wierzyć Baczkowi, który przecież pracował w służbach i tam nauczył się kręcić bączki”. Otóż istnieje wiarygodny i obiektywny dowód – pierwszy wpis na blogu Aleksandra Ściosa pochodzi z 5 grudnia 2007 r. (godzina 8:15). Natomiast płk Grzegorz Reszka (to ten co lubi Pink Floydów) zwolnił mnie z SKW również 5 grudnia 2007 r.. Każda osoba zatrudniona w służbach specjalnych znajduje się pod wnikliwą kontrolą. Kontrola ta staje się bardziej dociekliwa i uporczywa, jeżeli osoba kontrolowana zaczyna stwarzać zagrożenie dla służby, władzy i elity rządzącej. Tymczasem ja jeszcze przez kilka miesięcy znajdowałem się pod tą „opieką” i to nie tylko SKW. Musiałbym być skończonym idiotą, gdybym w tym okresie prowadził antyrządowego bloga. Co więcej, służby specjalne nie wytropiły tej „wrażej” działalności antyrządowej. Przypomnę tylko, że w okresie od grudnia 2007 do przynajmniej lata 2008 byłem bardzo dokładnie inwigilowany przez ABW i SKW w związku z prowadzoną wtedy prowokacją przeciwko Komisji Weryfikacyjnej. Potem byłem sprawdzany przez SKW, która odebrała mi dostęp do informacji niejawnych. Przez 2 lata służba prowadziła postępowanie sprawdzające, które dopiero w czerwcu 2010 r. zakończyło się zwróceniem mi certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. Dlatego rzekoma moja działalność blogerska zostałaby skrzętnie ujawniona przez służby już w tamtym czasie i natychmiast wykorzystana, przynajmniej medialnie (np. „weryfikator-bloger walczy z rządem za państwowe diety – 23 złote”), jeśli nie procesowo.

Pompowanie „łażącego”autorytetu

Dlaczego zajmuję niejakim „Łażącym Łazarzem”, tłumaczę się, wykazuję, że nie jestem „wielbłądem”, tracę czas, wynajduję argumenty, próbuję przekonać innych?

Pogłoski o tym, że jestem postrzegany jako Aleksander Ścios, docierały do mnie od kilku lat, bagatelizowałem je, z zasady nie dementowałem ich, znając regułę „dementi jest potwierdzeniem prawdziwości”. Słowem, miałem inne problemy.

Co stało się takiego, że zdecydowałem się przerwać milczenie?

Bynajmniej nie dlatego, żeby odciąć się od Aleksandra Ściosa, wręcz przeciwnie. Uważam jego „publicystykę analityczną” za bardzo ważną, wypełniającą lukę w spacyfikowanych mediach.

Porównanie mnie do jego osoby nie degraduje mnie ani nie wyróżnia.

Nie czyniłbym tego tak drobiazgowo, nie zajmowałbym się tymi „łażącymi” dywagacjami (dotychczas „Łażący Łazarz”, ani mnie grzał, ani ziębił), gdyby nie kilka spraw – jego kłamstwa są kolejnymi atakami na moją osobą, które wprost odbieram jako pogróżki. Po drugie, „Łażący Łazarz” przez kilka miesięcy stał się opiniotwórczą osobistością, która dąży do tworzenia ruchu społecznego. Jednak każda „inicjatywa obywatelska”, która była budowana na kłamstwie, okazywała się „zamkiem na piasku”. Jestem również jedyną osobą, która pod swoim nazwiskiem może zaświadczyć, że „Łażący Łazarz” ordynarnie kłamie. Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może tak postąpić.

Podejrzewam, że niejaki „Łażący Łazarz” utożsamiając Bączka ze Ściosem miał inny cel. Jaki? Żeby odpowiedzieć na to pytanie przypomnijmy sobie twórczość „Łażącego Łazarza”. O niejakim „Łażącym Łazarzu” usłyszałem w czerwcu 2010 r., po jego dwóch publikacjach na temat tragedii smoleńskiej – „Gruppenführer KAT” oraz „Głowa zdrajcy”. Przypomnę, że „Łażący Łazarz” przeanalizował dostępną dokumentację i wskazywał na winnych największego dramatu powojennej Polski. Dzięki tym i kolejnym „smoleńskim” tekstom niejaki „Łażący Łazarz” stał się gwiazdą blogerską, zyskał rozgłos ponadinternetowy, wręcz autorytet w tej tematyce. Jego publikacje cieszyły się wielką popularnością, chociaż obecnie warto je przeanalizować jeszcze raz, ale pod zupełnie innym kątem, mianowicie jakich wątków zabrakło w tych tekstach?

Dość szybko „Łażący Łazarz” wykorzystał tę popularność – poinformował, że zbiera fundusze na nowy projekt, bardzo szybko dotarł do anonimowych sponsorów, zorganizował nowy portal (Nowy Ekran), skupił wokół siebie społeczność blogerską, twierdził, że dąży do ujawnienia całej prawdy o tragedii smoleńskiej, wysuwał coraz to bardziej śmiałe hipotezy (być może niektóre nawet prawdziwe), by w końcu ogłosić konieczność powstania nowego ruchu, środowiska, które wesprze Prawo i Sprawiedliwość w nadchodzących wyborach. Jednocześnie na Nowym Ekranie ukazał się m.in. wywiad propagujący generała Tadeusza Wileckiego. W ciągu kilku miesięcy stworzono autorytet, którego rzeczywiste cele były nieznane dla ogółu.

W miarę upływu czasu pojawiły się informacje na temat przeszłości i związków sponsorów nowego projektu medialnego. Jednak niejaki „Łażący Łazarz” nie odpowiedział na te informacje w sposób spokojny i wyważony, ale wściekle zaatakował blogerów (szczególnie Aleksandra Ściosa), próbujących dociec, kto stoi za sponsorami i czy mają oni jakieś niejasne powiązania.

Łażące kręcenie „bączka”

W tym momencie zamiast merytorycznej odpowiedzi niejaki „Łażący Łazarz” zakręcił przysłowiowego „bączka” na portalu. Nagle pojawiła się w jego wpisach moja skromna osoba, o której to można było przeczytać w różnych miejscach m.in.:

„Uderzenie nastapiło dość szybko ze strony wpływowego pułkownika Piotra Bączka (podpisującego się jako Ścios) dziennikarza i oficera służb specjalnych, który działając w interesie wąskiej grupy bojącej się naruszenia dwupartyjnego status quo (stawką są miejsca na listach PiS) zrobił z NE to czym niszczył wcześniej ludzi i rozbijał wiele innych inicjatyw - zarzucając agenturalność. To świetny sposób na skłócanie prawicy. (…)
Nie wiem kim Ty jesteś, ale jeżeli słyszę, że bloger A.Ścios to w rzeczywistości pułkownik służb specjalnych Piotr Bączek, zadaniowany [zwracam uwagę na użyte sformułowanie „zadaniowany”, stosując metodę analizy leksykalnej tekstów niejakiego „Łażącego Łazarza” można stwierdzić, że miał on do czynienia ze służbami specjalnymi, gdyż wyrażenie to jest zapożyczone z języka tego środowiska – PB] do rozmontowywania wszelkich inicjatyw obywatelskich za pomocą insynuacji o agenturalność (by po prawej stronie była tylko jedna opcja) to wszystko zaczyna mi sie pięknie składać. Wystarczy zresztą porównać teksty Bączka w Głosie [swoją drogą dlaczego niejaki „Łażący Łazarz zapomniał o moich tekstach w Gazecie Polskiej” – PB] i teksty blogera Ściosa, by mieć jasność, że to to samo pióro. Blogerzy powinni wiedzieć o takich rzeczach. (…)
Sporo tych bączków Ściosa. Składam jak Pan widzi 2 do 2 nie gorzej od samego pana pułkownika. Tyle tylko, że nie atakuję na zamówienie lecz staram się zrozumieć skąd idzie atak na mnie i NE. I dlaczego. (…)
Tu jest inaczej, nieufność powstaje tylko i wyłącznie na bazie insynuacji: najpierw Targalskiego (podpisującego się jako Darski), który po prostu znalazł sobie sposób na zniechęcenie czytelników do NE jako konkurenta Niezalezna.pl po prawej stronie mediów; a następnie insynuacji pułkownika Piotra Bączka podpisującego się jako A. Ścios, który ma zadanie rozbijać każdą inicjatywę obywatelską dziejącą się poza PiS. (…)
Jest [tzn. Bączek] pułkownikiem mianowanym przez Antoniego Macierewicza. Wiem to z pewnych źródeł ale nie będę zdradzał informatorów. Potwierdza to także porównawcza analiza tekstów tych "dwóch" osób, aż 4 notki Ściosa poświęcone personalnie obronie Piotra Bączka (linki podawałem). Ponadto pytania zadawane Ściosowi na temat jego prawdziwej tożsamości najpierw były wykasowywane a potem wywołały bardzo nerwową reakcję. Najsmutniejsze w tym wszystkim że pułkownik Bączek broniący interesów (jak sie okazało) głownie swojej koterii ma wielki krąg wyznawców, którzy wierzą, że mu chodzi o Polskę. (…)
Albo bardzo krótkowzroczny jest Pan Ścios-Bączek, albo programowo działa na szkodę Polski a na rzecz wąskiej grupy polityków pragnących zachowania status quo na listach wyborczych. (…)
Wybacz, ale nie uważamy by pisanie Ściosa/Bączka - działającego w imieniu tylko jednej frakcji PiS - powinno mieć wpływ na projekt, który jeśli sie uda, uważam za ratunek dla Polski i sposób na odsunięcie Tuska od władzy. Masz wyczucie socjologiczne, więc powinnaś wiedzieć, że takie innowacyjne projekty aktywizacyjne mogą dziś sie powieść".

Słowem ten Bączek, według „Łażącego Łazarza”, to jakaś demoniczna postać, „pułkownik trzymający nitki życia politycznego”, niczym dr Jekkyl i pan Hyde współczesnej Polski.

Zadaniowany bloger

Rozpętała się dyskusja na temat Ścios-Bączek, inni blogerzy Nowego Ekranu również doszukiwali się związków pomiędzy Bączkiem i Ściosem. W tekście „Prawda Nas Wyzwoli” stwierdzono m.in.: Niezbędne - w imię prawdy, w imię pełnej jasności intencji i przyjętych celów inicjatyw obywatelskich organizowanych przez NE – wydaje się udzielenie jednoznacznej odpowiedzi, czy wymieniany przez redaktora naczelnego NE Piotr Bączek ps. 'Aleksander Ścios' to ten sam Piotr Bączek - członek Komisji Weryfikacyjnej WSI, wieloletni współpracownik Antoniego Macierewicza, redaktor wydawanego od ponad trzydziestu lat pisma "Głos". (…) Jeśli redaktor naczelny NE miał na myśli zupełnie inną osobę, przypadkowo noszącą takie same imię i nazwisko jak przedstawiony powyżej Piotr Bączek - w imię przywoływanej na wstępie potrzeby prawdy - niezbędne wydaje się szersze przedstawienie tej osoby, dla pełnej wiedzy i jasności, jacy ludzie starają się stanąć na drodze zamierzeniom NE i skupionych wokół niego środowisk.

Także na innych portalach pojawiły się wpisy, powołujące się na „Łażącego Łazarza”, np. „Mnich Zarazy” na blogu Aleksandra Ściosa stwierdził: „Niepokojące jest to, że o naszym gospodarzu mówi się, że nie jest zwykłym blogerem ale osobą zadaniowaną [i znowu to specsłownictwo – PB] do rozbijania nowo powstających ruchów na prawicy. Konkretnie, że pułkownik Piotr Bączek ma wykonywać tą robotę. Mnie osobiście niepokoją takie pogłoski bo często czytam p. Aleksandra Ściosa (choć dawno już nie komentowałem) I nieraz polecałem swoim znajomym”.

Natomiast na portalu niepoprawni.pl niektórzy uczestnicy dyskusji dobrze oceniali publikacje „Łażącego Łazarza” na mój temat – blogerka „Ciri” pisała m.in.: „Jak myślisz, jak Łazarz miał udowodnić, że nie jest wielbłądem? Musiał ujawnić Ściosa, bo niestety - powiem dosadnie - jak ktoś Cię po jajach kopie, to chyba mu nie powiesz - stary tak nie można - tylko mu oddasz :)
Sorry za dosadność. Ale tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Przypominam, że nie jestem facetem :)
(…) I nie dziw się, że reaguje jak reaguje - nie ma nic gorszego, jak mieć czysty plan i intencje (sprawdzone i nie podlane sosem służb) i zostać niesłusznie pomówionym przez swoich. Coś o tym wiem. (…) W samym PiS najprawdopodobniej jeszcze jest agentura, dlaczego więc GP miała być od nich wolna. Pytanie tylko jaka i dokąd prowadzi”.
Natomiast sam „Łażący Łazarz” oświadczył, że dobrze uczynił uosabiając Ściosa z Bączkiem: „powtarzam, oficerów służb specjalnych wprowadzających czytelników w błąd, że są niezależnymi blogerami etykieta nie dotyczy. Należy ich demaskować i tyle. Inaczej zawsze będziemy wszyscy manipulowani”.

Nie znam i nie znałem osobiście „Łażącego Łazarza”, podejrzewam również, że nie miałem nawet wątpliwej przyjemności chwilowego obcowania z tym osobnikiem. Nie komentowałem jego tekstów, w żaden sposób nie odnosiłem się również do jego osoby. Był dla mnie anonimową osobą. Jego atak nie był więc podyktowany osobistymi animozjami. Raczej był to wykalkulowany, wyrafinowany zabieg socjotechniczny, skierowania agresji, nienawiści wobec przedstawiciela określonego środowiska, To, że „obiekt ataku” nie jest osobą powszechnie znaną sprzyjał temu, gdyż wielu czytelników mogło uwierzyć w kłamstwa „Łażącego Łazarza”, że Bączek rozbija prawicę, niszczy „inicjatywy obywatelskie”, że jest „wpływowym” i „zadaniowanym” człowiekiem służb specjalnych. Musi jednak zastanawiać fakt, dlaczego „Łażący Łazarz” zaatakował Aleksandra Ściosa, którego utożsamił ze środowiskiem, które niedawno weryfikowało WSI, a obecnie zajmuje się tragedią smoleńską. Rzekomy związek Bączek - Ścios uznał za dyskwalifikujący dla tego znanego blogera. Stałem się „czarnym ludem”, którym postraszeni zostali czytelnicy „Łażącego Łazarza” – Ścios to Bączek, a Bączek to „zadaniowany” człowiek specsłużb. „Łażący Łazarz” nie wyjaśniał jednak czytelnikom jakie to były służby, pod czyim kierownictwem, w jakim okresie, nie wspominając już o tym, że z tych służb wyleciałem na przysłowiowy bruk, ostro hamując zębami, by nie wpaść w przepaść.

Był to podwójny zabieg „oczernienia” – Aleksandra Ściosa, ale i mnie. Dla mnie „Łażący Łazarz” nie przewidział żadnego prawa do obrony, czy choćby repliki. „Łażący Łazarz” uznał mnie za wroga, nawet nie konkurenta politycznego. Jest to o tyle dziwne, że działam w parlamentarnym zespole ds. tragedii smoleńskiej i wydawałoby się, że autor tekstów o tragedii smoleńskiej nie powinien dobierać argumentów w taki sposób, zohydzać osoby, której nawet nie zna. Taki zabieg mogła zrobić tylko osoba, której zależy na podważeniu prac tego zespołu, nawet poprzez oczernienie Bogu ducha winnego doradcy, który w istocie zajmuje się spinaczami - liczył się tylko efekt końcowy, mniejsza o metody.

Parlamentarny zespół dla „Łażącego Łazarza” stał się takim „czarnym ludem”, widoczne to jest np. w stosunku do posła A. Macierewicza. Dziwnym jak na osobę, która deklaruje, że zajmuje się wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej. Oto z jednej strony publikuje artykuły demaskujące rząd Tuska, tworzy internetowy ruch protestu, ale z drugiej strony promuje generała Tadeusza Wileckiego, atakuje prawicowych blogerów i parlamentarny zespół, nie wspominając już o tajemniczych sponsorach.

Jak wytłumaczyć tę dychotomię i nagły atak „antybączkowych” parkosyzmów tej słownej agresji „Łażącego Łazarza”? Dlaczego kłamał na mój temat? Może brak wiedzy, wzajemne intrygi, dążenie do sławy za wszelką cenę? Inną możliwą odpowiedzią na te pytania jest stwierdzenie, że niejaki „Łażący Łazarz” uczestniczył (może nawet nieświadomie) w swoistej „kombinacji operacyjnej” wpływowych przedstawicieli środowisk biznesu, polityki, mediów, specsłużb. Kombinacji zbliżonej do prowokacji przeciwko Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. Działania te wzorowane, na PRL-owskich grach operacyjnych komunistycznych służb specjalnych, mogły dążyć do wykreowania nowego ruchu politycznego, który w przyszłości mógłby stać się partnerem PiS-u, a nawet zastąpić tę partię. Za taką interpretacją przemawia fakt, że niejaki „Łażący Łazarz” aktywnie uczestniczy, jak podaje infosfera, w oddolnych inicjatywach ruchu smoleńskiego. Może jest tylko przysłowiowym „użytecznym idiotą”, który naiwnie realizował odgórny plan skanalizowania niezadowolenia społecznego w pewnej enklawie, przejęcia społecznego ruchu smoleńskiego i zdyskredytowania innych.

Może…, ale czy tak inteligentna osoba jak „Łażący Łazarz” może postępować tak głupio?

PIOTR BĄCZEK

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Ciekawy

29-05-2011 [10:27] - Ciekawy (niezweryfikowany) | Link:

pana propozycja uczestnictwa wielu ruchów społecznych w wyborach jest nie na te czasy i nie na ten stan “ducha narodu”

Idea by nie stawiać na partie a na człowieka , czyli obwody jedno mandatowe początkowo mi się podobał. Głosuj na człowieka ze swojego terenu, który ma pomysły, osiągnięcia , nie zmienia co chwilę poglądów, jest znany i transparentny w swoim terenie. Ale do tego potrzebny jest “Naród z duszą”.

Niestety od 1939 r ta dusza jest systematycznie wycinana. By ją odbudować trzeba czasu a nasza Oświata z wprowadzanymi co chwilę innymi programami, ciągle obcinanymi godzinami historii i wypieraniem klasyki literatury polskiej jej nie odbuduje.

Przykłady matactwa wyborczego w Wałbrzychu jeszcze bardziej od tego pomysłu odstraszają.

Po roku 1989 mieliśmy już w Sejmie masę małych partii i co z tego wyszło, ano nic. Wprawdzie powstał rząd myślący o Polsce, o pogonieniu agentów, ale nastąpiła “nocna zmiana”, bo niektórzy mali dali się porwać chorej idei “zagrożenia wolności”, a tyczyło to tylko różnych agentów.

Umocnienie się przemalowanego w nowe barwy starego systemu wymaga konsolidacji patriotycznej strony.
Gdyby nowe ruchy społeczne powstawały wcześniej 2-3 lata przed wyborami, trudno by było je podejrzewać o złe zamiary. Cykl ich tworzenia zawsze powtarza się na około pół roku przed wyborami, każe to się zastanawiać dlaczego powstają.

Ostatnie 20 lat mimo, że początkowo powstawały małe partie, które nic nie wniosły w rozwój kraju i naszego parlamentaryzmu, tylko odpowiednio sterowane doprowadziły, że “stare” wróciło w nowej formie.

To że ludzie mają różne poglądy i widza tą samą sprawę z różnych stron jest rzeczą oczywistą. Ale nasza Ojczyzna jest w wielkiej potrzebie co świetnie ujął Pan. P. Grudek w swoim wpisie “Wojna siedmioletnia i strefa Euro” link do tego blogu:

http://niezalezna.pl/10887-woj...

Dlatego te czasy wymagają od osób odpowiedzialnych by jednak powstał wspólny front przed wyborami, pod warunkiem, że będą go tworzyć ludzie mający zdolność honorową, bo inaczej jest to bez sensu i lepiej wtedy głosować na jedną partię która ma w sowim programie najwięcej spraw dotyczących dalszych losów naszej Ojczyzny.

A kiedy wyprowadzimy kraj na prostą, każda z umawiających się stron mogła by zająć się sprawami, które są dla niej najistotniejsze (po losie Ojczyzny), bo statek “Polska” już będzie płynął w odpowiednim kierunku i będzie go można przyozdabiać różnymi rzeczami, pod warunkiem, że realizowanie idee nie będą jego demontażem.

Być może mam klapki na oczach, ale uważam, że patrzę w odpowiednim kierunku. Kiedyś klapki zakładano koniom ciągnącym wozy by nie rozglądały się na boki a szły wytyczoną trasa, a moją trasę wytycza troska o Ojczyznę i dlatego nie ma sensu skręcać na boki.

I tym zdaniem kończę polemikę z Panem

Obrazek użytkownika Ludeczek

29-05-2011 [18:09] - Ludeczek (niezweryfikowany) | Link:

Proszę się nie obawiać. Nie będę próbował poszerzyć Pańskiego pola widzenia. Jak to Pan mówi postępowo: "To nie w te czasy."
Cyk-cy-ryk, zakluk-zakluk :-)

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [18:25] - Piotr Baczek | Link:

Ale "Ciekawy" nie próbował wsadzić wszystkich do "jednego wora", bronił jedynie poglądów, które są bliskie i mi. Co w tym złego?
A Pan nagle wyskoczył z zerwaniem koalicji z LPR i Samoobroną, tak jakby to była koalicja marzeń i zdolna zmienić Polskę. Teraz już wiemy, że nie była koalicja z bajki.
Żyjemy w realnym kraju i realnie trzeba podejmować najważniejsze decyzję. Tymczasem Pan proponuję przeprowadzenie kolejnego eksperymentu, który może zakończyć się tak, jak wybór Henryka Stokłosy do Senatu RP. Polityka to nie programy komputerowe, ale realne życie normalnych ludzi.
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [18:15] - Piotr Baczek | Link:

Widocznie Panu Ludeczkowi przeszkadzają te służby, nie mówiąc już o samodzielności PiS-u i Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego
Pozdrawiam serdecznie
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [18:13] - Piotr Baczek | Link:

Bardzo interesująca teza - dezinformacja w czystym wydaniu - w tym Pana wpisie:
"Propagandziści i agenci wiedzą też doskonale, że o wiele trudniej im będzie tak trzymać rękę na pulsie jak i przekonać większość wyborców do poparcia tylko prezentowanych przez nich opcji politycznych. Nic dziwnego więc, że każdą inicjatywę walą po prostu w czambuł, bo to zagraża ustalonemu przez nich porządkowi. Bracia Kaczyńscy doskonale o tym wiedzieli i dlatego z takim żarem likwidowali oni właśnie nie PO, lecz LPR i Samoobronę"
Chciał Pan upiec dwie pieczenie na naraz - wprost podważyć wiarygodność AŚ, a pośredno również braci Kaczyńskich, a za co? Za wyjście z koalicji z LPR i Samoobroną!
Jestem ciekawy, czy z równą zajadłością krytykuje Pan mec. Romana Giertycha za to, żezostał pełnomocnikiem Radka Sikorskiego i podjął się jego reprezentowania w sporze z kilkoma redakcjami i portalami? Nie wspominam już o wielu ciepłych słowach byłego szefa LPR pod adresem szefa dyplomacji PO.
Proponuję również, żeby nie wypowiadał się Pan w sprawie logiki, gdyż to Pan nie grzeszy tym przymiotem, patrz:
http://niezalezna.pl/11926-obroncom-lazacego-lazarza

Pzdr
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Ludeczek

22-05-2011 [18:54] - Ludeczek (niezweryfikowany) | Link:

Witam p.Piotrze,

Pańska ostatnia wypowiedź zainteresowała mnie, a ponieważ nasuwa mi się co najmniej kilka pytań, więc chętnie skorzystam tu z Pańskiej uprzejmości. Po pierwsze, zapewnia Pan że nie jest Pan Aleksandrem Ściosem, więc nie widzę powodu by to zapewnienie uważać za kłamstwo. Wprost przeciwnie, gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością. No ale wiadomo, że w polityce różne oskarżenia przychodzą ludziom do głowy, jako że walka o władzę potrafi być bezpardonowa i często bardzo mało elegancka. Można by mniemać, że przez te lata winien Pan być na tym polu zaprawiony, tymczasem pisze Pan że Pańskie "przerwanie milczenia" wywołały jego (ŁŁ) kłamstwa, które Pan odbiera jako pogróżki (zagrożenie?). Czy wolno więc spytać o jakie to pogróżki tu chodzi? Fizyczne? Chyba nie. Czy zagrożona jest Pańska praca (np. oficera służb specjalnych w obliczu bycia zdemaskowanym?) Pytam bo to Pańskie stwierdzenie dla przeciętnego czytelnika nie jest jasne. O ile wiem Aleksander Ścios zdobył sobie na tyle zaufania że publikował go i "Nasz Dziennik: i wydawał "Antyk". Udana demaskacja jego osoby jako agenta służb specjalnych byłaby więc dotkliwą stratą dla tych ostatnich i to tłumaczyłoby zagrożenie. Jeżeli nie to, to dlaczego więc wcześniej podobne oskarżenia takimi pogróżkami nie były? To że ŁŁ stał się w Pańskich oczach osobą opiniotwórczą jest po części jakimś tam wytłumaczeniem, ale co ma z tym wspólnego fakt, że usiłuje on stworzyć ruch społeczny? Nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? Dlaczego? Na czym polega tu zagrożenie? Pytam szczególnie z powodu, że uważa Pan, że buduje on swój ruch niczym zamek na piasku.

Po drugie stwierdza Pan że "„Łażący Łazarz” ordynarnie kłamie". Skąd bierze się to Pańskie przekonanie? Rozumiem oczywiście że Pan zapewnia nas że nie jest prawdą to co pisze ŁŁ, ale jego stwierdzenie może wynikać też z błędnego przekonania, a nie z ordynarnego kłamstwa. Ponieważ pyta Pan "Rodaczkę" - A w jaki sposób rozpoznała Pani, że nie jestem tym prawdziwym PB?, więc i ja pytam - w jaki sposób rozpoznał Pan że jest to ordynarne kłamstwo?

Pozwolę już sobie pominąć ten "wściekły atak" ŁŁ na spokojnych i wyważonych blogerów "próbujących dociec, kto stoi za sponsorami i czy mają oni jakieś niejasne powiązania." Ostatecznie każdy może zajrzeć do materiałów źródłowych jeśli tylko chce nabrać własnej opinii. Co mnie zastanawia to dlaczego osobom takim jak Pan czy Aleksander Ścios wolno jest dociekać "niejasnych powiązań", natomiast p.ŁŁ - przynajmniej gdy chodzi o wasze powiązania - już chyba nie? Czy Wasza znajomość czy nieznajomość winny być jakimś tabu dla Polaków? Skąd bierze się Pańska opinia: "Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może tak postąpić." Czyż nieprawdą jest że podważać można każdego, tak anonima jak i osobę jawną? Dlaczego ŁŁ nie może tak postąpić? Rozumiem że chodzi Panu o pozostanie ŁŁ anonimem. Przecież dalej możego Pan podważać jako anonima.

Co więcej, Aleksander Ścios wydaje się być dla Pana postacią pozytywną. ("Porównanie mnie do jego osoby nie degraduje mnie ani nie wyróżnia.") Skoro tak to na czym polega problem? Sam Pan pisze że był Pan w służbach specjalnych (ktoś zapewne tam Pana polecił bo tam nie przyjmują z ulicy). Ściosa oskarżają również o taką profesję, więc na czym polega szkoda, obelga czy pogróżka? Pewnie możecie sobie podać ręce gdyby nie to że się nie znacie, nieprawdaż? Skoro Aleksander Ścios atakuje nowo powstający ruch, a Panu to zupełnie nie przeszkadza, to jak może Pan uważać się za poszkodowanego? Nie ma więc co udawać niewiniątka, czy przypadkowej ofiary. To co Pan tu prezentuje wygląda mi raczej na składny atak na ŁŁ, więc obawiam się że Pański akt Bogu ducha winnego zaatakowanego polskiego patrioty raczej niewielu kupi. Po prostu brak jest w Pańskiej postawie najzwyklejszej neutralności. Będę wdzięczny za odpowiedzi na tych parę pytań.

pozdrawiam

Ludeczek

PS. Proszę wybaczyć moją anonimowość. Z reguły mam o takich ludziach złą opinię.
Tutaj to tylko raczej by nie wychylać się i nie odróżniać od innych forumowiczów.

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

23-05-2011 [21:20] - Piotr Baczek | Link:

Witam Panie Ludeczku,
Na początku proszę przyjąć wyrazy szczerego uznania, bo jako jeden z nielicznych naszych oponentów (tzn. Pana Aleksandra Ściosa i mnie) nie wali Pan od razu cepem, tylko używa umysłu, by powoli wsadzać szpile, ponieważ tej kulturalnej inteligencji używa Pan w celu obrony kłamstwa.
Jednak nawet tak duża sprawność intelektualna nie może ukryć dziur w zaprezentowanym przez Pana rozumowaniu. A dlaczego? Otóż na samym początku wpisu wychodzi Pan od założenia, że PB pisze prawdę i nie kłamie (cytat: „zapewnia Pan że nie jest Pan Aleksandrem Ściosem, więc nie widzę powodu by to zapewnienie uważać za kłamstwo”) i dziękuję za te słowa. Jednak na samym końcu wyraża Pan już diametralnie inną opinię, do której dotrzemy, analizując kolejne Pana kroki.
W skrócie pisząc, rozumowanie Pana zawiera się w następującym schemacie - PB próbuje nas przekonać, że 2+2=4, ale wcale tak nie musi być ,ponieważ równie prawdziwe może być twierdzenie, że 2+2=3. Jak Pan do dochodzi do wyniku 2+2=3? Poprzez zanegowanie części mojego oświadczenia, co doprowadza resztę do absurdu. Jest to bardzo zręczna i stara sztuczka erystyczna, ale nawet ta konstrukcja wali się, jeżeli jeszcze raz przeczyta się mój tekst. W tej sytuacji mógłbym Pana odesłać do ponownej lektury. Jednak nie chcę być niegrzeczny, , więc tym razem odpowiem na te pytania – w schemacie „pytanie- odpowiedz”. Zgoda? Sprzeciwu nie widzę, więc lecimy:
Pytanie Pana Ludeczka: Po pierwsze, zapewnia Pan że nie jest Pan Aleksandrem Ściosem, więc nie widzę powodu by to zapewnienie uważać za kłamstwo. Wprost przeciwnie, gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością. No ale wiadomo, że w polityce różne oskarżenia przychodzą ludziom do głowy, jako że walka o władzę potrafi być bezpardonowa i często bardzo mało elegancka.
Moja odp.: Zgadza się – „walka o władzę potrafi być bezpardonowa i często bardzo mało elegancka”, tak jak robienie kiełbasy.

Pyt.: „Czy wolno więc spytać o jakie to pogróżki tu chodzi? Fizyczne? Chyba nie.
Odp.: Całkowicie zgadzam się z opinią, że „pogróżki” (dopóki nie przekroczyły pewnej granicy) mogą być tylko subiektywnym odczuciem. Jednak fakt, że organa śledcze (znajdujące się pod nadzorem politycznej konkurencji) przyjęły zawiadomienia w tej sprawie i prowadzą czynności, jest obiektywnym stanem.

Pyt.: Czy zagrożona jest Pańska praca (np. oficera służb specjalnych w obliczu bycia zdemaskowanym?)
Odp.: Moja praca „oficera służb specjalnych w obliczu bycia zdemaskowanym” nie może być zagrożona, ponieważ takiej pracy nie wykonuję i nie wykonywałem.

Pyt.: Pytam bo to Pańskie stwierdzenie dla przeciętnego czytelnika nie jest jasne.
Odp. A co tu nie jest jasne i czego Pan nie rozumie? Oświadczyłem, że nie jestem pułkownikiem i Pan uznał to oświadczenie – na początku swojego tekstu - za prawdziwe.

Pyt.: O ile wiem Aleksander Ścios zdobył sobie na tyle zaufania że publikował go i "Nasz Dziennik: i wydawał "Antyk". Udana demaskacja jego osoby jako agenta służb specjalnych byłaby więc dotkliwą stratą dla tych ostatnich i to tłumaczyłoby zagrożenie. Jeżeli nie to, to dlaczego więc wcześniej podobne oskarżenia takimi pogróżkami nie były?
Odp.: Mógłbym odesłać do mojego tekstu, ale jeszcze raz odpowiem, że nie znam p. Aleksandra Ściosa i nie jestem p. AŚ, co zresztą uznał Pan za stwierdzenie prawdziwe. Nie mogła zaistnieć więc, jak Pan sugeruje, strata z powodu tzw. „udanej demaskacji” z dwóch podstawowych powodów – nie jestem p. AŚ i nie jestem funkcjonariuszem/agentem/oficerem specsłużb, co także uznał Pan za stwierdzenie prawdziwe.
Natomiast wcześniejsze próby utożsamiania mnie z p. AŚ były wyrażane w formie neutralnych przypuszczeń, a nie pejoratywnych pomówień wobec mnie i p. AŚ (ja w każdym razie nie spotkałem takich). Obecnie niejaki ŁŁ zaprezentował następujący schemat: p. AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ-płk PB rozbija nowe „inicjatywy społeczne”. Przyzna Pan, że czynność oszukiwania (społeczeństwa lub pojedynczych ludzi) jest powszechnie skategoryzowana, jako czynność negatywna. Nieprawdaż?

Pyt.: To że ŁŁ stał się w Pańskich oczach osobą opiniotwórczą jest po części jakimś tam wytłumaczeniem, ale co ma z tym wspólnego fakt, że usiłuje on stworzyć ruch społeczny? Nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? Dlaczego?
Odp.: A dlaczego zadaje Pan pytania z sugestią mojej odpowiedzi - „Nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? Dlaczego?”. Uważam, że wszystkie „inicjatywy społeczne” powinny być poddane merytorycznej krytyce. Kiedy p. AŚ przedstawił swoje przemyślenia na temat inicjatyw niejakiego ŁŁ, to próbuje się go „intelektualnie sprać”, a niby dlaczego? Że zadał kilka niewygodnych pytań? Dlaczego ze strony niejakiego ŁŁ nie otrzymaliśmy rzeczowej odpowiedzi, tylko jazgot w schemacie: AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ-płk PB rozbija nowe „inicjatywy społeczne”, co jest kłamstwem.

Pyt.: Na czym polega tu zagrożenie? Pytam szczególnie z powodu, że uważa Pan, że buduje on [tzn. ŁŁ- PB] swój ruch niczym zamek na piasku.
Odp.: O aspektach zagrożenia już wspominałem. Proszę cytować mnie dokładnie, napisałem bowiem to: „„Łażący Łazarz” przez kilka miesięcy stał się opiniotwórczą osobistością, która dąży do tworzenia ruchu społecznego. Jednak każda „inicjatywa obywatelska”, która była budowana na kłamstwie, okazywała się „zamkiem na piasku”. To jest zasadnicza różnica, pomiędzy prawdziwym cytatem, a Pana przytoczeniem.

Pyt.: Po drugie stwierdza Pan że "„Łażący Łazarz” ordynarnie kłamie". Skąd bierze się to Pańskie przekonanie? Rozumiem oczywiście że Pan zapewnia nas że nie jest prawdą to co pisze ŁŁ, ale jego stwierdzenie może wynikać też z błędnego przekonania, a nie z ordynarnego kłamstwa. Ponieważ pyta Pan "Rodaczkę" - A w jaki sposób rozpoznała Pani, że nie jestem tym prawdziwym PB?, więc i ja pytam - w jaki sposób rozpoznał Pan że jest to ordynarne kłamstwo?
Odp.: Jeżeli miał „błędne przekonanie” nie powinien formułować ex cathedra takich zarzutów wobec konkretnych osób, czyli mnie i p. AŚ. Jeżeli ktoś mu powiedział, że p. AŚ=PB, to miał złe źródła informacji. Przytoczę tylko jedną opinię: „Jest [tzn. Bączek – dopisek mój, PB] pułkownikiem mianowanym przez Antoniego Macierewicza. Wiem to z pewnych źródeł ale nie będę zdradzał informatorów.” - Łażący Łazarz 13.05.2011 21:42:01, patrz: http://lazacylazarz.nowyekran....
ŁŁ w tej sytuacji powinien ujawnić te „pewne źródła”, ponieważ nie tylko szkalują mnie, p. AŚ, ale również manipulują ŁŁ i innymi blogerami. Jeżeli ktoś pomylił się nieświadomie raz, można zrozumieć i wybaczyć, ale ŁŁ wielokrotnie formułował pejoratywne opinie w celu zdyskredytowania mnie i p. AŚ. Tymczasem w trakcie tej „przywalanki” p. AŚ twierdził, że nie jest mną (tzn. PB). W dodatku ŁŁ mógł zwrócić się do mnie o komentarz, jestem osobą realną.

Pyt.: Co mnie zastanawia to dlaczego osobom takim jak Pan czy Aleksander Ścios wolno jest dociekać "niejasnych powiązań", natomiast p.ŁŁ - przynajmniej gdy chodzi o wasze powiązania - już chyba nie? Czy Wasza znajomość czy nieznajomość winny być jakimś tabu dla Polaków?
Odp.: Nikt nie odmawia ŁŁ takiego dociekania. Oczywiście wszystkim i wszystko wolno dociekać, sprawdzać, komentować, pod warunkiem, że operują prawdziwymi informacjami, a to jest już problem ŁŁ, aby je sprawdzać. Na marginesie dodam, chociaż już to mnie powoli nudzi: nie ma powiązań PB – p. AŚ, nie jestem nim, nie znam go, itd. I powtórzę za Panem Ludeczkiem: „gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością”.
Oczywiście nasza „znajomość czy nieznajomość”, tzn. p. AŚ i moja, nie powinny być tematem tabu dla Polaków. I oświadczam, jak tylko poznam p. AŚ, to poinformuję o tym opinię publiczną, chociaż na marginesie dodam, że nie sądzę jednak, żeby Polacy pasjonowali się problemem, czy „Ścios to Bączek” itd. Mają większe problemy – finansowe, gospodarcze, polityczne, jak choćby ostatnio rewelacje Pana Ministra Mariusza Kamińskiego na temat wpływu świata przestępczego na polityków, a co Pan o nich sądzi?

Pyt.: Skąd bierze się Pańska opinia: "Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może tak postąpić." Czyż nieprawdą jest że podważać można każdego, tak anonima jak i osobę jawną?
Odp.: Pan AŚ chce pozostać anonimowy, ponieważ nie ujawnia się, i ma do tego prawo. Prawda, że tak? Można podważać każdego, ale osobę rzeczywistą jest łatwiej zweryfikować. Prawda, że tak? Ja jestem osobą realną, którą bardzo łatwo można sprawdzić, chociaż Pani Rodaczka nie chce tego zrobić.

Pyt.: Dlaczego ŁŁ nie może tak postąpić? Rozumiem że chodzi Panu o pozostanie ŁŁ anonimem. Przecież dalej możego Pan podważać jako anonima.
Odp.: A kto odmawia ŁŁ pozostanie anonimem? Ja? Kiedy? W którym miejscu? Ja sprzeciwiłem się tylko używania kłamstwa w debacie publicznej. Mogę „podważać” i przecież to czynię.

Pyt.: Co więcej, Aleksander Ścios wydaje się być dla Pana postacią pozytywną. ("Porównanie mnie do jego osoby nie degraduje mnie ani nie wyróżnia.") Skoro tak to na czym polega problem? Sam Pan pisze że był Pan w służbach specjalnych (ktoś zapewne tam Pana polecił bo tam nie przyjmują z ulicy). Ściosa oskarżają również o taką profesję, więc na czym polega szkoda, obelga czy pogróżka?
Odp.: Tak, uważam publicystykę p. AŚ za bardzo pozytywną. Czy w tym stwierdzeniu jest coś złego? Pan AŚ w swoich tekstach porusza wiele, aktualnych problemów Polski, które do tej pory były przemilczane przez największe media. Jednocześnie dużą wiedze łączy z wielkim talentem erudycyjno-literackim. Ma duży potencjał rozwoju i szansę, jeżeli nie zmieni się, zostać współczesnym Józefem Mackiewiczem.
Problem i obelga polegają, co powtarzam do znudzenia, na następującej, podwójnej manipulacji, zastosowanej przez ŁŁ: „p. AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ (a w istocie tzn. płk PB) ukrycie rozbija nowe „inicjatywy społeczne”. Taka opinia zniesławia, zarówno mnie, jak i p. AŚ.
Tak pracowałem w SKW, nie wstydzę się tego. Ale najpierw, w lipcu 2006 r. zostałem z nominacji Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego członkiem Komisji Weryfikacyjnej, po kilku tygodniach rozpocząłem pracę w SKW. Wcześniej nie miałem związków ze spec służbami, wierzy Pan?

Pyt.: Pewnie możecie sobie podać ręce gdyby nie to że się nie znacie, nieprawdaż?
Odp.: Prawdaż. I tak zrobię, jak poznam p. AŚ.

Pyt.: Skoro Aleksander Ścios atakuje nowo powstający ruch, a Panu to zupełnie nie przeszkadza, to jak może Pan uważać się za poszkodowanego? Nie ma więc co udawać niewiniątka, czy przypadkowej ofiary. To co Pan tu prezentuje wygląda mi raczej na składny atak na ŁŁ, więc obawiam się że Pański akt Bogu ducha winnego zaatakowanego polskiego patrioty raczej niewielu kupi. Po prostu brak jest w Pańskiej postawie najzwyklejszej neutralności. Będę wdzięczny za odpowiedzi na tych parę pytań.
Odp.: Panie Ludeczku, ale pojechał Pan tutaj po przysłowiowej „bandzie”. Pana erystyczna architektura runęła, jak ten przysłowiowy „zamek na piasku”. Na samym początku swojego tekstu stwierdził Pan, cytat: „zapewnia Pan że nie jest Pan Aleksandrem Ściosem, więc nie widzę powodu by to zapewnienie uważać za kłamstwo. Wprost przeciwnie, gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością”. Natomiast na końcu pisze, znowu cytat: „Nie ma więc co udawać niewiniątka, czy przypadkowej ofiary. To co Pan tu prezentuje wygląda mi raczej na składny atak na ŁŁ” – koniec cytatu.
To nie był atak na niejakiego ŁŁ, ale obrona przed kłamstwami na nasz (tzn. p. AŚ i mój) temat. Celem mojego tekstu nie było „sprzedanie” mnie, jak Pan sugeruje, ale odpowiedz na kłamstwa wpływowego blogera. Nie posiadając własnego portalu stałem się, podobnie jak p. AŚ, celem nie tylko ataku, ale i manipulacji, kłamstwa. To był mój protest przeciwko prowadzeniu takiej dyskusji przez ŁŁ i rozpowszechnianiu w necie kłamstw.
pzdr

Ps. I ostania sprawa: dlaczego insynuuje Pan tytułem swojego wpisu, że Pan Aleksander Ścios jest agentem - "Czy Aleksander Ścios to agent?" Dlaczego sugeruje Pan - tak jak ŁŁ -  związki ze specsłużbami? Czy tak wygląda Pana neutralność? Dlaczego takie osoby, jak ja lub p. AŚ, przeszkadzają?
Anonimowość wybaczam, manipulacje trudniej - spierajmy się na argumenty, ale nie cepami.

Obrazek użytkownika Syrena

25-05-2011 [00:36] - Syrena (niezweryfikowany) | Link:

Ludeczek wygląda mi bardzo na Łażącego Łazarza.
I albo mu głupio, że dał się wpuścić w maliny albo...

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

26-05-2011 [22:32] - Piotr Baczek | Link:

Pani Syreno (jaki ładny nick), nie szkoda pióra, ponieważ po to tutaj jesteśmy, aby uzywac tego pióra.
Zapraszam częściej
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Ludeczek

27-05-2011 [03:53] - Ludeczek (niezweryfikowany) | Link:

Witam p.Piotrze i dziękuję za tą dość obszerną odpowiedź. Na pewno to doceniam. To sugeruje w pewnym stopniu że na serio traktuje Pan zarzuty sobie postawione. Jedno jednak na samym początku chciałbym zastrzec: bardzo proszę nie powtarzać się że nie jest Pan "wielbłądem" czyli w tym wypadku p.AŚ. Takie podejście jest nudne, bo wiadomo że samo powtarzanie niczego nie zmieni, a wierzę że dla Pana jest to pewnie i mocno uciążliwe. W wielu mediach uważają że ileś tam razy powtórzone kłamstwo staje się prawdą, Ja nie. Mi najczęściej wystarczy powiedzieć raz. Nie znaczy to oczywiście że wszystko co od kogoś usłyszę przyjmuję za prawdę. Jednak z reguły, choć z pewną rezerwą, staram się ludziom wierzyć. No chyba że mnie wyraźnie zawiodą czy widzę że kręcą.

To jedno. Druga rzecz: stawia mi Pan w niejednym miejscu pewne zarzuty jak chociażby przypisuje mi obronę kłamstwa, insynuacje wobec AŚ czy t.p. Ja z reguły wyznaję zasadę że każdemu wolno jest mieć swoją opinię o mnie i moim postępowaniu, więc tam gdzie nie ma Pan bezpośrednich pytań do mnie, generalnie staram się unikać podnoszenia nowego tematu, bo gdybym każdego miał wyprowadzać z błędu, to zajęło by mi to pewnie nie jedno moje życie. Poza tym chodzi mi również o to by trzymać się raz podjętego tematu. A zaznaczam to tylko po to, by nie zakładał Pan że zgadzam się z Panem w jakiejś Pańskiej opinii skoro się czemuś nie przeciwstawiłem.

No ale do tematu. Tam gdzie uznałem to za warte dyskusji to do zestawionych przez Pana pytań i odpowiedzi dodałem swój własny komentarz (KomL).

> Pyt.: „Czy wolno więc spytać o jakie to pogróżki tu chodzi? Fizyczne? Chyba nie.
> Odp.: Całkowicie zgadzam się z opinią, że „pogróżki” (dopóki nie przekroczyły pewnej granicy) mogą być tylko subiektywnym odczuciem. Jednak fakt, że organa śledcze (znajdujące się pod nadzorem politycznej konkurencji) przyjęły zawiadomienia w tej sprawie i prowadzą czynności, jest obiektywnym stanem.

KomL: Odpowiedź bardzo wymijająca, bo mi ona nic nie mówi. Ja nic nie wspominałem czy są one subiektywne czy obiektywne. Ja pytałem o to jakie one są. Jeżeli doszedł Pan do wniosku że są one na tyle subiektywne że kogoś mogą wprost rozśmieszyć, więc nie ma co opowiadać nam o organach śledczych. Jak wiadomo takie organa mogą prowadzić czynności przeciw internaucie ośmielającym się skrytykować osobę ze znajomościami (jak to robi chociażby sam obecny prezydent), a mogą też o zadrapanie czyjegoś lakieru na samochodzie. Jednym słowem chyba nie dowiemy się co Pan odebrał w "kłamstwach ŁŁ" jako pogróżki. Tylko w takim razie po co o owych pogróżkach wspominał Pan w swojej wypowiedzi? By podgrzać umysły czytelnika przeciw ŁŁ? Czy usprawiedliwić swój atak na niego?.

> Pyt.: Czy zagrożona jest Pańska praca (np. oficera służb specjalnych w obliczu bycia zdemaskowanym?)
> Odp.: Moja praca „oficera służb specjalnych w obliczu bycia zdemaskowanym” nie może być zagrożona, ponieważ takiej pracy nie wykonuję i nie wykonywałem.

KomL: Jedna rzecz warta z góry wyjaśnienia, bo widzę że stosujemy różne rozumienie w odniesieniu do tego samego pojęcia. W swojej wypowiedzi pisze Pan m.in. "byłem członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI", "pracowałem w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego". Dla mnie (i niestety dla wielu osób) obie te prace, a już na pewno ta druga należy do służb specjalnych, a to dlatego że osoby takie mają dostęp do informacji niejawnych. Jeżeli istnieją jakieś prawne czy rządowe klasyfikacje które tych rzeczy tak nie traktują, to warto żeby Pan zdał sobie sprawę, że w opinii publicznej definicja "agenta" rozumiana jest inaczej. Agent SS to po prostu osoba pełniąca jakieś bardziej czy mniej oficjalne, skryte funkcje.

> Pyt.: Pytam bo to Pańskie stwierdzenie dla przeciętnego czytelnika nie jest jasne.
> Odp. A co tu nie jest jasne i czego Pan nie rozumie? Oświadczyłem, że nie jestem pułkownikiem i Pan uznał to oświadczenie – na początku swojego tekstu - za prawdziwe.

KomL: Nie jest dla mnie jasne co w "kłamstwach ŁŁ" jest niby owym dla Pana zagrożeniem (pogróżką).

> Pyt.: O ile wiem Aleksander Ścios zdobył sobie na tyle zaufania że publikował go i "Nasz Dziennik: i wydawał "Antyk". Udana demaskacja jego osoby jako agenta służb specjalnych byłaby więc dotkliwą stratą dla tych ostatnich i to tłumaczyłoby zagrożenie. Jeżeli nie to, to dlaczego więc wcześniej podobne oskarżenia takimi pogróżkami nie były?
> Odp.: Mógłbym odesłać do mojego tekstu, ale jeszcze raz odpowiem, że nie znam p. Aleksandra Ściosa i nie jestem p. AŚ, co zresztą uznał Pan za stwierdzenie prawdziwe. Nie mogła zaistnieć więc, jak Pan sugeruje, strata z powodu tzw. „udanej demaskacji” z dwóch podstawowych powodów – nie jestem p. AŚ i nie jestem funkcjonariuszem/agentem/oficerem specsłużb, co także uznał Pan za stwierdzenie prawdziwe.

KomL: Ponieważ lubię z ludźmi być szczery więc tylko jedna korekta na początek. Pisze Pan powyżej chyba dwukrotnie: "co z resztą uznał Pan za stwierdzenie prawdziwe". Proszę tak nigdy nie wnioskować, bo się Pan może niejednokrotnie na tym srogo zawieść. Dlaczego? Bowiem ja nie mogę uznać czegokolwiek za prawdziwe czego faktycznie nie wiem. Mogę co najwyżej w swej dobrej woli przyjąć coś za prawdę, ale dla mnie to będzie tylko przesłanka (założenie) a nie stwierdzenie (uznanie). To wynika z zastosowania prostej zasady ograniczonego zaufania którą przenoszę z ruchu drogowego na "ruch" dyskusyjny. :-)

> Natomiast wcześniejsze próby utożsamiania mnie z p. AŚ były wyrażane w formie neutralnych przypuszczeń, a nie pejoratywnych pomówień wobec mnie i p. AŚ (ja w każdym razie nie spotkałem takich). Obecnie niejaki ŁŁ zaprezentował następujący schemat: p. AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ-płk PB rozbija nowe „inicjatywy społeczne”.

KomL: A czy mógłby mi Pan podać konkretne przykłady (cytaty) co dla Pana było wtedy "neutralnym przypuszczeniem" by móc lepiej odróżnić je od obecnych "pejoratywnych pomówień" (tu winno być chyba "z pogróżkami", nie?) Czy już z tych jego pogróżek Pan zrezygnuje?

> Przyzna Pan, że czynność oszukiwania (społeczeństwa lub pojedynczych ludzi) jest powszechnie skategoryzowana, jako czynność negatywna. Nieprawdaż?

KomL: Co do negatywnej oceny czyjejś manipulacji i oszustwa to zgadzam się ze słusznością takiej oceny całkowicie.
W Pańskim powyższym podejściu jest jednak pewna sprzeczność, albowiem albo uważa Pan że AŚ manipuluje i oszukuje, i wtedy jest Pan słusznie oburzony za przyrównanie Pana do niego, albo uważa Pan że AŚ to chodząca uczciwość i nie ma wówczas powodu do oburzenia czy obrazy za przyrównanie do niego. Pan zdaje się że przyjął to drugie podejście, a przynajmniej do niego usiłuje przekonać Pan czytelnika. Jednakże swoim demonstrowanym oburzeniem zachowuje się Pan tak jakby to pierwsze było prawdą. Ba, niemalże tak jakby Pan i AŚ to jedno, tj. co jego obraża to i Pana obraża. Co Pan powie na takie rozumowanie?

> Pyt.: To że ŁŁ stał się w Pańskich oczach osobą opiniotwórczą jest po części jakimś tam wytłumaczeniem, ale co ma z tym wspólnego fakt, że usiłuje on stworzyć ruch społeczny? Nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? Dlaczego?
> Odp.: A dlaczego zadaje Pan pytania z sugestią mojej odpowiedzi - „Nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? Dlaczego?”.

KomL: Przepraszam, ale najwyraźniej nie wyraziłem się dostatecznie jasno. Pytanie "dlaczego?" dotyczy Pańskiego opisu że ŁŁ usiłował stworzyć ruch społeczny. Dlaczego Pan o tym wspomina i jakie to ma znaczenie w tym że czuje się Pan obrażony za przyrównanie Pańskiej osoby do AŚ? Czy mógłby mi Pan na to odpowiedzieć?
(Może dodam że gdyby owo pytanie "dlaczego?" miało dotyczyć mojego pytania "nie lubi Pan jak ktoś robi takie rzeczy? (tj. tworzy ruch społeczny)" to bym napisał raczej warunkowe "jeżeli tak, to dlaczego?" No ale Pan może tego nie wiedzieć.)

> Uważam, że wszystkie „inicjatywy społeczne” powinny być poddane merytorycznej krytyce.

KomL: Jestem skłonny przynajmniej po części zgodzić się z tym stwierdzeniem. A piszę po części, ponieważ nie wspomina Pan kto to powinien robić. Jak piszemy np. że ludzie nie powinni być głodni, to wypadałoby wskazać kto ich powinien nakarmić. Nie wypada bowiem wysuwać postulatów bez rozsądnego wskazania kto je powinien wykonać, bo takowe są stwierdzeniami bez pokrycia. Ja po prostu powiedziałbym że wszystko (a nie tylko "inicjatywy" społeczne") może (a nie "powinno") być poddawane merytorycznej krytyce przez osobę która ma takie życzenie. Ale to tylko taki drobiazg.
Czy mam więc rozumieć że wspomina Pan o tej próbie stworzenia ruchu społecznego by zrealizować ten swój powyższy postulat?

> Kiedy p. AŚ przedstawił swoje przemyślenia na temat inicjatyw niejakiego ŁŁ, to próbuje się go „intelektualnie sprać”, a niby dlaczego? Że zadał kilka niewygodnych pytań? Dlaczego ze strony niejakiego ŁŁ nie otrzymaliśmy rzeczowej odpowiedzi, tylko jazgot w schemacie: AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ-płk PB rozbija nowe „inicjatywy społeczne”, co jest kłamstwem.

KomL: Tu byśmy wchodzili już w sprawy AŚ, a ja przynajmniej na razie wolałbym tego uniknąć. Pozostańmy więc przy Panu.
Skąd Pan wie że AŚ nie oszukuje i nie manipuluje opinią publiczną, no i że nie stara się rozbić nowych inicjatyw społecznych? Przecież Pan twierdzi że nim nie jest? Mało tego, Pan go ponoć nawet nie zna!
Czy tylko dlatego że Pan sam nigdy tych manipulacji nie zauważył? To by nie był żaden dowód.

> Pyt.: Na czym polega tu zagrożenie? Pytam szczególnie z powodu, że uważa Pan, że buduje on [tzn. ŁŁ- PB] swój ruch niczym zamek na piasku.
> Odp.: O aspektach zagrożenia już wspominałem.

KomL: Ja bym powiedział że przynajmniej jak na razie to wykręcił się Pan sianem na czym owe zagrożenia polegają, a nie wspomniał nam o jego aspektach.

> Proszę cytować mnie dokładnie, napisałem bowiem to: „„Łażący Łazarz” przez kilka miesięcy stał się opiniotwórczą osobistością, która dąży do tworzenia ruchu społecznego. Jednak każda „inicjatywa obywatelska”, która była budowana na kłamstwie, okazywała się „zamkiem na piasku”. To jest zasadnicza różnica, pomiędzy prawdziwym cytatem, a Pana przytoczeniem.

KomL: Co do cytatu to ja nie dostrzegam istotnej różnicy w rozumieniu mojego skróconego sformułowania od Pańskiego niby pełnego. Że pomijam że była to "inicjatywa obywatelska"? Czy Pan tylko w swojej uprzejmości chciał przypomnieć czytelnikowi ową przestrogę (że nie należy budować na kłamstwie), ale nie ma ona związku z postępowaniem p.ŁŁ? Dla mnie istotnym jest jednak to o co pytam, tj dlaczego Pan o tym tworzeniu ruchu w ogóle wspomina jakby w tym było coś złego?

> Pyt.: Po drugie stwierdza Pan że "„Łażący Łazarz” ordynarnie kłamie". Skąd bierze się to Pańskie przekonanie? Rozumiem oczywiście że Pan zapewnia nas że nie jest prawdą to co pisze ŁŁ, ale jego stwierdzenie może wynikać też z błędnego przekonania, a nie z ordynarnego kłamstwa. Ponieważ pyta Pan "Rodaczkę" - A w jaki sposób rozpoznała Pani, że nie jestem tym prawdziwym PB?, więc i ja pytam - w jaki sposób rozpoznał Pan że jest to ordynarne kłamstwo?
> Odp.: Jeżeli miał „błędne przekonanie” nie powinien formułować ex cathedra takich zarzutów wobec konkretnych osób, czyli mnie i p. AŚ.

KomL: Ależ to jest niedorzeczność! Załóżmy bowiem, że Pan ma błędne przekonanie o AŚ. Że faktycznie jest to oszust i manipulator SS. Z Pańskiego sposobu myślenia wynikałoby zatem, że ktoś mógłby uważać że Pan nie powinien o nim pisać pozytywnie. Tylko w jaki sposób Pan mógłby spełnić to życzenie i o nim nigdy dobrze nie pisać, skoro w istocie Pan nie wie że ma Pan błędne przekonanie. Dostrzega Pan swój błąd logiczny? Błędne przekonanie polega na tym, że my nie wiemy że ono jest błędne, nie możemy zatem na podstawie naszych przekonań podejmować decyzji czy powinniśmy o czymś pisać czy nie.

> Jeżeli ktoś mu powiedział, że p. AŚ=PB, to miał złe źródła informacji.

KomL: Może i miał, ale złe źródła niestety nie uprzedzają - my jesteśmy złym źródłem. Wprost przeciwnie, najczęściej zapewniają o sobie że są źródłem "najczystszej prawdy". :-)

> Przytoczę tylko jedną opinię: „Jest [tzn. Bączek – dopisek mój, PB] pułkownikiem mianowanym przez Antoniego Macierewicza. Wiem to z pewnych źródeł ale nie będę zdradzał informatorów.” - Łażący Łazarz 13.05.2011 21:42:01, patrz: http://lazacylazarz.nowyekran.......
ŁŁ w tej sytuacji powinien ujawnić te „pewne źródła”, ponieważ nie tylko szkalują mnie, p. AŚ, ale również manipulują ŁŁ i innymi blogerami.

KomL: A jakby on je ujawnił to by Pan mu wtedy uwierzył że jest Pan p.AŚ? :-) Czy też jeżeli to Pan kłamie to raczej uszczelnilibyście przeciek? Tylko skoro aż takie wymagania stawia Pan przed ŁŁ, to dlaczego Pan sam, skoro wspomniał nam wszystkim publicznie że "odebrał kłamstwa ŁŁ jako pogróżki" to czy nie powinien Pan nam teraz ujawnić na czym te pogróżki polegały? Czy wobec braku tego ujawnienia ja też powinienem dojść do wniosku i ogłosić wszem że Pan "ordynarnie kłamie"?

> Jeżeli ktoś pomylił się nieświadomie raz, można zrozumieć i wybaczyć, ale ŁŁ wielokrotnie formułował pejoratywne opinie w celu zdyskredytowania mnie i p. AŚ. Tymczasem w trakcie tej „przywalanki” p. AŚ twierdził, że nie jest mną (tzn. PB).

KomL: Niestety p. Piotrze, ale to jest raczej głupie uzasadnienie, bowiem nie ma czegoś takiego jak świadomych pomyłek. Pomyłki polegają na tym że nie zdajemy sobie sprawy, że się mylimy. Kłamca czy oszust co najwyżej może sobie świadomie planować że w przypadku wpadki powie że się pomylił. Jednokrotne popełnienie błędu tj. przyjęcie czegoś za prawdę, potrafi się mścić w wielu różnych sytuacjach, ale źródłem tych dalszych błędów może być ciągle jedna i ta sama pomyłka. Pan tu pisze jakby ŁŁ świadomie kłamał o wielu różnych rzeczach, nie daje nam na to jednak najmniejszego nawet przykładu. To co Pan tu pisze jest kolejnym wykrętem, a nie uzasadnieniem. Czy Pan kiedykolwiek pisał do niego i próbował wyprowadzić go z jego błędu (dalej przyjmuję że Pan nie jest AŚ), czy tylko spodziewał się tego tylko po nim? (patrz niżej) Ewentualnie zasłania się Pan że robił to już AŚ. Ale Pańskie relacje z ŁŁ nie koniecznie musiałyby odzwierciedlać te jakie sobie wypracował z tą osobą AŚ. Może to Pan sobie wyobrazić? Czy po prostu nie chce?
Co do Pańskich czy AŚ relacji z ŁŁ to niestety, ale nie zamierzam być ani sędzią, ani mediatorem między Wami. Mnie zainteresował tu tylko Pański, powiedziałbym że bardzo zaślepiony sposób myślenia i wnioskowania.

> W dodatku ŁŁ mógł zwrócić się do mnie o komentarz, jestem osobą realną.

KomL: Oczywiście że mógł. Ale gdyby Pan dostał poufną, "pewną" informację że p.ŁŁ to nie kto inny ale np. gen.Z, to czy pisałby Pan do niego list z zapytaniem w nadziei że tenże się do tego przyzna? Czy to nie byłoby raczej naiwnym podejściem? Znacznie częściej ludzie preferują konfrontacje na gorąco w takich sytuacjach, a to w nadziei że w ten sposób coś więcej wyjdzie na jaw. A czy zadał Pan sobie kiedykolwiek pytanie że to Pan właśnie mógł napisać do niego list po to by zdementować jego doniesienie i poprosić o korektę? Jeżeli ŁŁ odrzuciłby taką informację to już jego sprawa, ale Pan nie byłby osobą w sytuacji która wszystkiego spodziewa się po innych czy domaga się od innych, a nic od siebie. Pan zdaje się być zaślepiony osobą p.AŚ i dlatego tak łatwo przejmuje jego konflikt z ŁŁ na siebie. Czy p.AŚ znalazł sobie w Panu jedynie naiwnego pomocnika? Czy faktycznie obydwoje pracujecie na jedną bramkę? Takie i podobne pytania muszą przychodzić do głowy krytycznej osobie, nawet jak nie ma na nie obecnie odpowiedzi. A zadawać pytania należy, bo tylko jak się je zadaje, to mogą gdzieś, kiedyś, często w zupełnie nieoczekiwanych sytuacjach pojawić się na nie odpowiedzi.

> Pyt.: Co mnie zastanawia to dlaczego osobom takim jak Pan czy Aleksander Ścios wolno jest dociekać "niejasnych powiązań", natomiast p.ŁŁ - przynajmniej gdy chodzi o wasze powiązania - już chyba nie? Czy Wasza znajomość czy nieznajomość winny być jakimś tabu dla Polaków?
> Odp.: Nikt nie odmawia ŁŁ takiego dociekania. Oczywiście wszystkim i wszystko wolno dociekać, sprawdzać, komentować, pod warunkiem, że operują prawdziwymi informacjami, a to jest już problem ŁŁ, aby je sprawdzać.

KomL: A Pan _wie_ że operuje Pan prawdziwymi informacjami o AŚ? Czy to tylko jest takie Pańskie przekonanie? Rzeczywiście, każdy z nas (media, Pan , ja czy AŚ), a nie tylko ŁŁ winien dołożyć wszelkich starań by tylko prawda (jakkolwiek nie koniecznie każda prawda) wychodziła z nas. Czy wobec takiego stwierdzenia myśli Pan że powiedzenie o drugiej osobie że "ordynarnie kłamie" w sytuacji gdy nawet my sami nie potrafimy tego niczym uzasadnić, jest prawdą?
Niestety nie tylko oszustwa, ale i pomyłki się zdarzały, zdarzają i będą zdarzały, bo nie jesteśmy wszechwiedzącymi. Często też grają nami emocje nad którymi nie umiemy zapanować. W takim wypadku warto jest mieć odrobinę dobrej woli wobec bliźniego by wykazać mu zrozumienie. Co Pan o tym myśli?

> Na marginesie dodam, chociaż już to mnie powoli nudzi: nie ma powiązań PB – p. AŚ, nie jestem nim, nie znam go, itd. I powtórzę za Panem Ludeczkiem: „gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością”.
Oczywiście nasza „znajomość czy nieznajomość”, tzn. p. AŚ i moja, nie powinny być tematem tabu dla Polaków. I oświadczam, jak tylko poznam p. AŚ, to poinformuję o tym opinię publiczną, chociaż na marginesie dodam, że nie sądzę jednak, żeby Polacy pasjonowali się problemem, czy „Ścios to Bączek” itd. Mają większe problemy – finansowe, gospodarcze, polityczne, jak choćby ostatnio rewelacje Pana Ministra Mariusza Kamińskiego na temat wpływu świata przestępczego na polityków, a co Pan o nich sądzi?

KomL: Co do Pańskiego pytania to niestety sądzę niewiele. Trzy proste stwierdzenia:
1. Jacy nauczyciele (zdemoralizowane i egoistyczne media) tacy uczniowie (społeczeństwo).
2. Jakie społeczeństwo (ogłupione i zepsute) tacy jego przedstawiciele (rząd).
3. Jaki jest rząd (egoistyczny, skorumpowany i marionetkowy) to media widzą i ... to wykorzystują.
Kto zatem rządzi? Gdzie leżą przyczyny wszelkiego zła?
Pozostawiam to już do własnych przemyśleń. Mówi się że ryba psuje się od głowy.
Któż więc jest ową "głową" we współczesnym świecie? podpowiem:
Kogo masy słuchają? Kto kształtuje ich opinie?

> Pyt.: Skąd bierze się Pańska opinia: "Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może tak postąpić." Czyż nieprawdą jest że podważać można każdego, tak anonima jak i osobę jawną?
> Odp.: Pan AŚ chce pozostać anonimowy, ponieważ nie ujawnia się, i ma do tego prawo. Prawda, że tak?

KomL: Nie jestem prawnikiem, ale chyba tak. Przynajmniej takie postawy się dość powszechnie spotyka. Inna sprawa gdy patrzymy na te rzeczy z punktu widzenia moralności. Jaka jest bowiem odpowiedzialność człowieka bez twarzy za fakty które innym przedstawia? Raczej żadna. Nawet własnym honorem za to nie płaci. Ja generalnie nie darzę anonimów zaufaniem gdy chodzi o informacje. Czasem pewnym wytłumaczeniem jest dla nich wyraźna groźba represji co przy poręczeniu ludzi mających opinię pewnych (krytycznych, a nie naiwnych) i wiarygodnych ich rozgrzesza jak dla przykładu wikileaks.

> Można podważać każdego, ale osobę rzeczywistą jest łatwiej zweryfikować. Prawda, że tak? Ja jestem osobą realną, którą bardzo łatwo można sprawdzić, chociaż Pani Rodaczka nie chce tego zrobić.

KomL: Generalnie zgadzam się. Dlaczego tylko generalnie? Bo to zależy jeszcze komu. Dla przykładu, jak się ma na swoich usługach cały sztab ludzi jak chociażby wiodący agent SS, to dla niego zdobycie informacji o "anonimie" jest o wiele łatwiejsze niż przeciętnemu człowiekowi - takiemu jak mi - o osobie nawet o bardzo znanej tożsamości. (Niestety brak jest szeroko dostępnych baz danych. Tłumaczy się to prawem do prywatności, ale owego prawa do prywatności jakoś jesteśmy pozbawiani w przypadku SS.)

Pyt.: Dlaczego ŁŁ nie może tak postąpić? Rozumiem że chodzi Panu o pozostanie ŁŁ anonimem. Przecież dalej może go Pan podważać jako anonima.
Odp.: A kto odmawia ŁŁ pozostanie anonimem? Ja? Kiedy? W którym miejscu? Ja sprzeciwiłem się tylko używania kłamstwa w debacie publicznej. Mogę „podważać” i przecież to czynię.

KomL: Przepraszam, ale nie zauważyłem tam nigdzie słów "używania kłamstwa" więc uznałem że to pewnie dalej chodzi o anonimowość występującą w poprzednim zdaniu. Powinienem więc Pańskie stwierdzenie potraktować jako:
"Aleksander Ścios chce pozostać anonimowy, dlatego jego stwierdzenia mogą być nieustannie podważane. W moim przypadku „Łażący Łazarz” nie może używać kłamstwa."
Czy dobrze to teraz rozumiem? Pytam tak na wszelki wypadek, bo oba zdania według mnie pasują do siebie trochę jak piernik do wiatraka. No chyba że chciał Pan przez to powiedzieć że ŁŁ wobec AŚ jednak może używać kłamstwa. Czy wobec niego też nie? (Tzn. że jego może tylko podważać.) A Pana podważać może? Czy wtedy to już by było kłamstwo? No bo to wiele zależy jeszcze od tego co kto nazywa podważaniem, a co już kłamstwem. Dla przykładu, jak ja powiem że anonimowy p.X jest k.. i złodziej, a p.X temu zaprzeczy to w jakich kategoriach to widzieć? Podważania które mi wolno czynić? Czy kłamstwa którego nie wolno? A jak to będzie jawny p.Y to takie podejście by było już według Pana kłamstwem? Bo jeżeli tak to dlaczego akurat tylko jednemu wierzyć? A może najlepiej wcale nie wyzywać tylko podać fakty że np. wziął ode mnie badyla, obiecał załatwić mi pierwsze miejsce na liście wyborczej i ... tyle go widziałem. Eeee, chyba jednak nie, bo ktoś mógłby uznać że to ja jestem ten skorumpowany. Nic więc dziwnego że wyzywać zawsze łatwiej, nieprawdaż? :-)

> Pyt.: Co więcej, Aleksander Ścios wydaje się być dla Pana postacią pozytywną. ("Porównanie mnie do jego osoby nie degraduje mnie ani nie wyróżnia.") Skoro tak to na czym polega problem? Sam Pan pisze że był Pan w służbach specjalnych (ktoś zapewne tam Pana polecił bo tam nie przyjmują z ulicy). Ściosa oskarżają również o taką profesję, więc na czym polega szkoda, obelga czy pogróżka?
> Odp.: Tak, uważam publicystykę p. AŚ za bardzo pozytywną. Czy w tym stwierdzeniu jest coś złego?

KomL: Skądże znowu. Tak jak powiedziałem wcześniej każdy ma prawo do własnych opinii. Ale czyjaś opinia nie jest jeszcze _dowodem_ na prawdę.

> Pan AŚ w swoich tekstach porusza wiele, aktualnych problemów Polski, które do tej pory były przemilczane przez największe media. Jednocześnie dużą wiedze łączy z wielkim talentem erudycyjno-literackim. Ma duży potencjał rozwoju i szansę, jeżeli nie zmieni się, zostać współczesnym Józefem Mackiewiczem.

KomL: Można powiedzieć że piękną laurkę mu Pan wystawił. Na pewno go to ucieszy.

> Problem i obelga polegają, co powtarzam do znudzenia, na następującej, podwójnej manipulacji, zastosowanej przez ŁŁ: „p. AŚ to PB, PB to pułkownik służb specjalnych, płk PB oszukuje i manipuluje opinią publiczną, czyli AŚ (a w istocie tzn. płk PB) ukrycie rozbija nowe „inicjatywy społeczne”. Taka opinia zniesławia, zarówno mnie, jak i p. AŚ.

KomL: A mnie się wydaje że Pan się podwójnie tu gubi. Pytałem już Pana o to raz, ale powtórzę dla zwiększenia mojego akcentu. Skąd Pan wie że to p.ŁŁ manipuluje i oszukuje opinię publiczną, a nie p.AŚ, skoro Pan rzekomo ani jednego, ani drugiego nie zna? Tylko dlatego że ten drugi cieszył się u Pana dobrą opinią, a ten pierwszy "ordynarnie kłamał"? Ależ to żaden dowód na uczciwość AŚ, tym bardziej że Pan twierdzi że go nie zna. Najlepsi agenci robili swoje kariery na zdobywaniu zaufania innych, bo dzięki temu zaufaniu mogli wiele osiągnąć. Oczywiście to nie zaufanie samo w sobie jest złem, tylko bezmyślność i naiwność w obdarzaniu kogoś swoim zaufaniem.

> Tak pracowałem w SKW, nie wstydzę się tego. Ale najpierw, w lipcu 2006 r. zostałem z nominacji Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego członkiem Komisji Weryfikacyjnej, po kilku tygodniach rozpocząłem pracę w SKW. Wcześniej nie miałem związków ze spec służbami, wierzy Pan?

KomL: Widzę że Pan sam nie może się w 100% zdecydować czy SKW należy do służb specjalnych czy też nie. Wcześniej twierdził Pan że nigdy do nich nie należał, teraz tylko że wcześniej Pan nie należał. Nie mam powodów by Panu nie wierzyć, ale jak wspomniałem wcześniej, ja zawsze takie rzeczy przyjmuję z rezerwą. Tyle że na pewno nie mogę ufać Pańskiemu poręczeniu że p.AŚ też nigdy nie należał i nie należy do SS, bo to byłaby z mojej strony właśnie owa bezmyślność i naiwność.

> Pyt.: Pewnie możecie sobie podać ręce gdyby nie to że się nie znacie, nieprawdaż?
> Odp.: Prawdaż. I tak zrobię, jak poznam p. AŚ.

> Pyt.: Skoro Aleksander Ścios atakuje nowo powstający ruch, a Panu to zupełnie nie przeszkadza, to jak może Pan uważać się za poszkodowanego? Nie ma więc co udawać niewiniątka, czy przypadkowej ofiary. To co Pan tu prezentuje wygląda mi raczej na składny atak na ŁŁ, więc obawiam się że Pański akt Bogu ducha winnego zaatakowanego polskiego patrioty raczej niewielu kupi. Po prostu brak jest w Pańskiej postawie najzwyklejszej neutralności. Będę wdzięczny za odpowiedzi na tych parę pytań.
> Odp.: Panie Ludeczku, ale pojechał Pan tutaj po przysłowiowej „bandzie”. Pana erystyczna architektura runęła, jak ten przysłowiowy „zamek na piasku”. Na samym początku swojego tekstu stwierdził Pan, cytat: „zapewnia Pan że nie jest Pan Aleksandrem Ściosem, więc nie widzę powodu by to zapewnienie uważać za kłamstwo. Wprost przeciwnie, gdy jest to prawdą, to można tylko Panu współczuć pytań które muszą wydawać się dla Pana jakąś chorą niedorzecznością”. Natomiast na końcu pisze, znowu cytat: „Nie ma więc co udawać niewiniątka, czy przypadkowej ofiary. To co Pan tu prezentuje wygląda mi raczej na składny atak na ŁŁ” – koniec cytatu.
To nie był atak na niejakiego ŁŁ, ale obrona przed kłamstwami na nasz (tzn. p. AŚ i mój) temat.

KomL: Najwyraźniej czuje się Pan mocno związany z AŚ, a to niestety odbiera krytyczność umysłu względem takiej osoby.
Co do Pańskiego pierwszego tekstu który nazywa Pan tu "własną obroną" to być może Pan tego nie zauważył, ale dała by się owa obrona zamknąć w jednym, krótkim zdaniu: "Nie jestem AŚ." To co Pan aktualnie robi, to stara się wykreować negatywne atrybuty dla p.ŁŁ oraz wyolbrzymić własną szkodę. (w paraleli: ja, taki dobry, cichy człowiek zostałem nikczemnie zaatakowany przez tego potwora). Nie na darmo mówi się że atak jest najlepszą obroną i to Pan wyraźnie robi nawet jak Pan sam tego dostrzec nie chce czy nie potrafi.

> Celem mojego tekstu nie było „sprzedanie” mnie, jak Pan sugeruje, ale odpowiedz na kłamstwa wpływowego blogera.

KomL: Być może Pan się nigdy nie spotkał z terminem "sprzedawania się", ale w teorii zachowania jest taki postulat że wiele rzeczy które robimy względem innych osób ma na celu osiągnięcie przez nas pewnego celu (jak np. zdobycia nagrody czy uniknięcia kary), i to się właśnie powszechnie nazywa "sprzedawaniem się". Pan wyraźnie chciał pokazać jak niedobry jest p.ŁŁ a Pan przez niego mocno poszkodowany. I tego właśnie Pańskiego ostatniego paragrafu _żadną miarą_ "kupić" (czyli przyjąć za słuszny) już nie mogłem, choć rzetelność wcześniejszych zakwestionowałem tylko pytaniami.

> Nie posiadając własnego portalu stałem się, podobnie jak p. AŚ, celem nie tylko ataku, ale i manipulacji, kłamstwa. To był mój protest przeciwko prowadzeniu takiej dyskusji przez ŁŁ i rozpowszechnianiu w necie kłamstw.

KomL: Problemem jest p.Piotrze że Pan bardzo chętnie lubi powtarzać na p.ŁŁ, zarzuty że on Pana atakuje oraz manipuluje i kłamie, bo te wyglądają dla niego najgorzej. Nawet uzasadnić ich specjalnie Pan nie potrafi. W rezultacie więc ucieka się Pan do pisania głupstw, a nie uzasadnień o jakich wspominałem powyżej. Fakty bowiem zdają się być o wiele bardziej proste tj jest że p.ŁŁ podał do wiadomości publicznej powzięte przez siebie informacje że Pan i p.AŚ to jedna i ta sama osoba. Czy miał do tego prawo? Jak najbardziej, skoro p.AŚ miał prawo wygrzebywać jakieś brudy przeciw niemu. Czy p.ŁŁ był w błędzie? Jeżeli wierzyć Panu to tak. Ale nawet i to w dalszym ciągu nie uzasadnia by rzucał Pan na niego inwektywami, zamiast przedstawiania samych prostych faktów, Zrozumiałym też wydaje się dlaczego tak się dzieje. Bo fakty są znacznie mniej negatywne niż Pan to przedstawia. No ale tak jak już wcześniej wspominałem, że często wyzywać jest nam niestety łatwiej i bardziej na rękę niż podać rzetelne fakty. Jak się zna fakty to wiele rzeczy wydaje się być bardziej zrozumiałe i proste w ocenie, a my chyba w 99% wolimy jednak malować przeciwnika jako potwora. Mało tego. O ile wiem z Pańskiego tekstu, to do tej pory Pan z p.ŁŁ w ogóle żadnej dyskusji nie prowadził. Ciekawy jest więc ten Pański protest przeciw prowadzeniu "takiej dyskusji" z nim. Czy może Pan traktuje "dyskusję" p.AŚ z p.ŁŁ za swoją?

> Ps. I ostania sprawa: dlaczego insynuuje Pan tytułem swojego wpisu, że Pan Aleksander Ścios jest agentem - "Czy Aleksander Ścios to agent?" Dlaczego sugeruje Pan - tak jak ŁŁ - związki ze specsłużbami? Czy tak wygląda Pana neutralność? Dlaczego takie osoby, jak ja lub p. AŚ, przeszkadzają?
Anonimowość wybaczam, manipulacje trudniej - spierajmy się na argumenty, ale nie cepami.

KomL: Odnośnie AŚ to stawiam wobec niego tylko proste pytanie które mnie nurtuje. Dlaczego _tylko_ pytanie? Bo pytać zawsze wolno, to raz. Bo od dawna mam takie podejrzenia, a nawet powiedziałbym pewne przekonanie, to dwa. Niestety nie mam niezbitych dowodów na to, dlatego nie używam formy twierdzącej, lecz pytającej choć mógłbym i przypuszczającej jak np. "wydaje mi się że AŚ to agent". Pan nazywa to insynuacją jakby Pan co najmniej wiedział że moje pytanie prawdą być nie może, mimo że Pan mnie zapewnia że Pan nie jest p.AŚ, ani go nie zna. To skąd Pan wie jaka jest prawda o nim? A jeżeli Pan nie wie, to dlaczego Pan mi zarzuca coś negatywnego, skoro to o co pytam jak najbardziej może być prawdą? Skoro zaś Pan wiedzieć tego nie może czy jest to prawdą czy nie, to akurat Pan mi najzwyklej ubliża, czyli używa właśnie owego - jak Pan to pisze - "cepa", waląc na oślep chyba w nadziei że coś w ten sposób osiągnie tj. że może zamknie mi usta jak to Pan pragnął zrobić czy nawet zrobił w stosunku do ŁŁ. To pierwsza rzecz.
Odnośnie mojej neutralności to przede wszystkim polega ona na tym by być niezależnym w szukaniu tej prawdy która mnie interesuje, a już na pewno nie polega na tym bym się miał Panu czy też obu Panom w czymś przypodobać, a to chociażby w celu by uniknąć właśnie takich jak ten bezpodstawnych zarzutów. Zauważyłem bowiem że Panu nawet najgorsze oskarżenia całkiem lekko przychodzą.
Za wybaczenie mojej dotychczasowej anonimowości dziękuję. Ale aby nie nadużywać Pańskiej uprzejmości w tym względzie to może jednak podam że nazywam się Mariusz Prokopczyk i mieszkam w Melbourne czyli na antypodach, czyli w tym dalekim miejscu które to p.AŚ tak usiłował spenetrować by dokopać się do czegoś tam z czym mógłby się do p.ŁŁ przyczepić, jak chociażby ów sponsor o "podejrzanym majątku". To po prostu komedia skoro każdy majątek możemy uznać za podejrzany jeżeli nie znamy jego pochodzenia. I wówczas właśnie to jest insynuacja. (Nie mamy żadnych argumentów więc może chociaż napiszemy o podejrzanej fortunie.) Bo proszę mi powiedzieć ilu z nas zna pochodzenie czyjegoś majątku poza ludźmi z SS?
Co do "spierajmy się na argumenty, ale nie cepami" to byłbym naprawdę za to wdzięczny, tym bardziej że czytałem tą Pańską czołową wypowiedź i jej "argumentami" doprawdy nie byłem zbudowany. Zrezygnować jednak przed czasem z dyskusji z Panem byłoby zmarnowaniem czasu i szansy na jedną więcej, rozumną, ludzką relację.
pozdrawiam
Mariusz Prokopczyk - "Ludeczek"

Obrazek użytkownika Szarlott

29-05-2011 [19:33] - Szarlott (niezweryfikowany) | Link:

Tak sobie czytam i czytam te Pańskie ćwiczenia erystyczne i muszę przyznać, że podziw mnie ogarnia coraz większy dla cierpliwości, wnikliwości i zaparcia, którymi Pan się tu popisuje.
Pisze Pan coraz dłuższe teksty; cytuje całe akapity, łapie p.Piotra niemal za co drugie słowo...

Czego właściwie chce Pan dowieźć? Że ŁŁ wie lepiej od samego Piotra Bączka kim on jest, wie lepiej niż on sam? Że PB jest agentem? Ale jeśli tak, to czyjego wywiadu i dla kogo miałby pracować? Weryfikator WSI miałby rozbijać prawicę, niszczyć PiS? Naprawdę niepojęty wygibas myślowy.
Że Że PB nie jest PB, ale A.Ściosem i pułkownikiem?
ŁŁ napisał co chciał (bądź mu podsunięto), p.Bączek odpowiedział ze szczegółami, wykazując ewidentne błędy w spekulacjach ŁŁ. Głos zabrał również przywoływany przez ŁŁ A.Ścios i czego Pan jeszcze chce? Metryki urodzenia, aktu ślubu, zeznania wychowawczyni z podstawówki, karty dentystycznej, odcisków palców Piotra Bączka? Na litość, ileż można?

A po co to Panu? Nie wystarczy pierwszy tekst PB? Nie uwierzę, że nie czytał go Pan na tyle wnikliwie, aby nie dopatrzyć się tam wszystkich weryfikowalnych konkretów. Jak Pana to nie przekonało, niech się Pan popyta u wymienionych z nazwiska osób. Ciekawe, czy w stosunku do osoby ŁŁ też wykazuje Pan takie skłonności śledcze? Z Pana tendencyjnych, a momentami nawet napastliwych komentarzy wynika, że wątpliwości są jednostronne. A usiłuje się Pan kreować na bezstronnego badacza problemu. Fe, nieładnie...

Czemu tak się Pan uparł i drąży to, czego wszyscy zainteresowani już zdążyli się dowiedzieć? Na dodatek robi Pan to w dość tendencyjny sposób i tak zapamiętale, że można domyślać się w owych działaniach występowania w roli, już nie advocatus diaboli ŁŁ, ale samego ŁŁ, tyle tylko, że pod zgoła innym nickiem.

Po co to Panu? Tak dla rozrywki? Z nadmiaru czasu?

Oj, bo zacznę myśleć, że nie jest to wyłącznie Pana inicjatywa; za dużo i zbyt natarczywe są te Pańskie dociekania...

No cóż, ponieważ ostatni tekst Pana autorstwa jest tak koszmarnie długi i męczący, że znudził mnie i zniechęcił do dalszego śledzenia tego wątku, nie oczekuję od Pana żadnej odpowiedzi. Proszę potraktować powyższe pytania, jako absolutnie retoryczne. Bo a nuż jeszcze i mnie by Pan zaczął cytować tak obficie, że moje ego spuchłoby nieproporcjonalnie do fizycznych gabarytów? Wolę tego uniknąć; lubię harmonię i właściwe proporcje w każdej dziedzinie życia. Zatem proszę potraktować mój głos jako jednorazowy (przynajmniej w tej dyskusji), tym samym zamykający w niej udział.

Mnie Pan zanudził, ale nie zdziwiłabym się, gdyby i p.Piotr stracił z tego powodu ochotę na dalsze polemiki.

Niech Pan to weźmie pod uwagę (i może także na wstrzymanie ;)

Pozdrawiam uprzejmie.

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [17:59] - Piotr Baczek | Link:

Jak zwykło się mawiac "ten typ tak ma"...
Lepiej tak niż inaczej
Pozdrawiam
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

12-06-2011 [21:49] - Piotr Baczek | Link:

Z powodów technicznych (zwężające się marginesy, duża objętosc tekstów itd.) moją odpowiedż przeniosłem do nowego wpisu:
http://niezalezna.pl/11926-obr...
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika maniana

30-05-2011 [03:50] - maniana (niezweryfikowany) | Link:

http://walski.nowyekran.pl/pos...
http://tomaszandrzej.nowyekran...
http://lazacylazarz.nowyekran....

Po jego ostatnim wpisie widzę, że przeceniałem tego Łażącego Łapsa. Teraz mam jasność, że to tylko prymitywna świnia, kapusta i wydmuszka, chłopina prosty jak precel. Wpadł w panikę gdy się jego WSIowy projekt posypał i się już nie podniesie. Coraz więcej osób przegląda na oczy z jakim chamem i kapusiem ma do czynienia, co widać w komentarzach.

U mnie ten prymityw ŁŁ, jest już definitywnie skreślony.

Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

24-05-2011 [08:53] - Piotr Baczek | Link:

Zapraszam do dyskusji o CBA, korupcji i obecnych specsłużbach:
http://niezalezna.pl/10978-%E2%80%9Eszacun%E2%80%9D-dla-cba-min-m-kaminskiego

Piotr Bączek

Obrazek użytkownika kol78

13-06-2011 [01:12] - kol78 (niezweryfikowany) | Link:

orany Matko Boska patrzysz a nie grzmisz...
Panowie drodzy zachowujecie sie jak dzieci.. skaczcie z ta polemika bo caly internek peka ze smiechu i szukaja sensacji...
jest stare powiedzenie ale jak aktualne
udez w stol a nozycze sie otworza...
Jesli auto czuje sie urazony powinien zglosic sprawde do sadu..trzeba przeciac ten wrzod raz a dobrze...
PS
Panowie tylko winny sie tlumaczy ...!

Obrazek użytkownika Kolka

13-06-2011 [08:55] - Kolka (niezweryfikowany) | Link:

Panowie tylko winny sie tlumaczy ...!

A niewinny tylko pomawia i szkaluje człowieka coś ci się po....zajączkowało

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [17:54] - Piotr Baczek | Link:

Ale zajączk, przynajmniej te mądrzejsze, już dawno pouciekały z tej "krainy miłości i marichuany"...
Pzdr
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [17:54] - Piotr Baczek | Link:

Ale zajączki, przynajmniej te mądrzejsze, już dawno pouciekały z tej "krainy miłości i marichuany"...
Pzdr
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Piotr Baczek

13-06-2011 [17:50] - Piotr Baczek | Link:

Zgadzam się z "podmówcą" (Kolka (nv), pon., 2011-06-13 08:55) - co ma do tego Matka Boża?
Dlatego nie tłumaczę się, ale przedstawiłem się i wskazałem na dyrdymały ŁŁ.
A co do sądu...
Piotr Bączek

Obrazek użytkownika Dalej

08-05-2014 [10:39] - Dalej | Link:

Nowy Ekran to agenturalny serwisik, sporo już na jego temat było,
na szczęście udało się go rozpracować i właściwie sprawa jest zamknięta
- nowy ekran zniknął, prawie nikt go już nie cytuje na "fejsie" czy w innych miejscach.

Wiarygodni ludzie którzy tam pisali przenieśli się w inne miejsca,
ci którzy go pierwotnie poparli (jak Szeremietiew czy organizatorzy Marszu Niepodległości) też się wycofali.

Ot, taki niewielki sukces w morzu porażek

Także nie przejmuj się Piotrze. :)

Wrzucam listę artykułów na temat NE którą ktoś kiedyś zmontował,
do rozsyłania zainteresowanym.

Strony