Daję wam uroczyste słowo honoru, że miałem dziś pisać o dziennikarzu GW Wojciechu Staszewskim. Naprawdę. Partyzantka napisała wczoraj o nim notkę, komentując jego ostatni wpis na blogu, który wydał mi się dosyć inspirujący. Pomyślałem też, że nie ma już sensu zajmować się „naszymi” ze zeszli tak nisko, że podążanie za nimi grozi uduszeniem gazami wydobywającymi się z czeluści. No, ale ktoś dał link do tekstu Kłopotowskiego opublikowanego w portalu „W polityce”. Najpierw więc dam Wam link do tego tekstu partyzantki o Staszewskim, żebyście wiedzieli, że chciałem dobrze, a potem porozmawiamy o Kłopotowskim i jego kłamstwach. Oto Staszewski: http://staszewskibiega.b…
A teraz Kłopotowski: http://wpolityce.pl/arty…
Istotą tekstu Kłopotowskiego jest obłąkane pojmowanie metafor i zwyczajne nieuctwo. Twierdzi bowiem nasz miszcz, że Ziemkiewicz, Mazurek i Warzecha dobrze zrobili wracając do firmy Hajdarowicza ponieważ – jak to malowniczo ujmuje Kłopotowski – przeciwnik się cofa i nie należy ustępować pola. Ja bardzo przepraszam, ale to są brednie bijące na głowę wszystkie metafory Wałęsy, a nawet profesora Orłowskiego znanego ekonomisty. Przeciwnik się cofa? Ziemkiewicz pisze tekst, podpisuje umowę zlecenie, albo jakiś rachunek, przychodzi do niego PiT, który on niesie z kolei do swojej księgowej, a Kłopotowski na to: przeciwnik się cofa? Czy pan ma jakieś powikłania panie Kłopotowski? Czy pan nas uważa za skończonych bałwanów? Pisze pan, że jeśli Ziemkiewicz nie opowie w Rzepie o endecji wtedy nasz egoistyczny narodowy interes pójdzie w diabły? Jakoś nie pamiętam, by był pan szczególnie zagorzałym obrońcą polskiego interesu narodowego, przeciwnie, przypominam sobie, że z zacięciem i wielokrotnie bronił pan interesów innych narodów, każąc nam się od tych narodów uczyć. Teraz zaś Ziemkiewicz ma stworzyć w gazecie Hajdarowicza ekspozyturę egoizmu narodowego i bronić jej wraz z Mazurkiem i Warzechą, a przeciwnikiem tej wspaniałej trójki ma być Hajdarowicz, który się w dodatku cofa? To jest sofistyka z domu wariatów, po prostu. Innego wytłumaczenia nie ma. Najlepszy jest jednak tytuł. Przeczytajcie go uważnie i głęboko się nad nim zastanówcie. Chodzi o to, by nie narażać swoich. By cało przeszli oni przez te wszystkie burze, które szaleją na rynku, przez te wszystkie wymiany krzeseł i stolików i żeby utrzymali się na swoich pozycjach prawicowych autorytetów, bo tylko oni gwarantują, że czytelnik jak krowa na łące przeżuwać będzie publikowane w gazetach treści, a z drugiej zaś strony czytelnika-krowy wylatywać będą....nie, nie wcale nie to co myślicie...wylatywać będą pieniążki. O przeżuwanie bowiem chodzi i o produkcję paszy średnio treściwej dla bydła. Czy nie tak panie Kłopotowski? Dla bydła, które może się tam czegoś i nauczy, ale nie koniecznie i niezbyt dokładnie.
Jeśli więc „nasi” nie spłoną w ogniu walki, jeśli się uratują, wtedy – według Kłopotowskiego – będą mogli lepiej pracować dla dobra nas wszystkich. To chyba jasne? Jak w wierszyku: murarz domy buduje, krawiec szyje ubrania, Ziemkiewicz wciska nam kity, Warzecha szuka mieszkania (nowego i większego).
Najlepsze jest jednak na koniec, pisze Kłopotowski, że ci, którzy krytykują Ziemkiewicza, Mazurka i Warzechę nie rozumieją specyfiki zawodu. Jasne, bo to jest zawód tak tajemniczy, tak elitarny, że jego specyfiki nie rozumie po prostu nikt. Dopiero Kłopotowski może ją wyjaśnić i odpowiednio naświetlić. Spróbujmy jednak, my niewiele rozumiejące bydło z łąki, zastanowić się głębiej na tym całym dziennikarstwem. Ja się zastanawiam już od pół roku prawie, bo między innymi o początkach dziennikarstwa opowiada III tom Baśni jak niedźwiedź. I ja teraz, choć nie powinienem tego robić zdradzę wam cokolwiek z treści tej książki. Otóż w stuleciu XVI dziennikarze zwani byli nowelantami. Nowelantów utrzymywał na przykład Jakub Fugger, a potem jego bratanek Anton. Fuggerowie stworzyli także pierwszą sieć dystrybucji prasy, opartą o kantory Jakuba i jego kopalnie, była to jednak sieć tajna, służąca kolportażowi informacji poufnych, handlowych, a nie sensacji. Praca dziennikarza była pracą w ukryciu, propagandą bowiem zajmował się w owym czasie kto inny. Uniwersytety mianowicie. Tak więc nowelanci przekazywali zadrukowane kartki papieru do kilku centrali i stamtąd, wraz z innymi dokumentami i przenoszone były one dalej. Podobnie było z informacjami z ośrodków górniczych. Wraz z transportem rudy, w świat jechały pakiety niepozornych karteczek z mnóstwem ważnych informacji. Swoje sieci nowelantów miały również gminy żydowskie, stanowiące najlepiej poinformowaną sieć dystrybucyjną jaką znał ówczesny świat. Swoich nowelantów utrzymywał także, zapomniany i lekceważony kandydat na króla Polski, Wilhelm z Rożemberka. Była to sieć nie gorsza od fuggerowskiej, choć Wilhelm nie dysponował takimi dochodami jak Fuggerowie i nie miał posiadał kantorów bankowych. Stać go było jednak na utrzymywanie nowelantów na całym świecie. Dosłownie - bo miał swoich ludzi także za oceanem. Jemu właśnie poświęciłem cały rozdział w III tomie Baśni.
Tak wyglądają początki zawodu dziennikarze proszę Państwa i początki zorganizowanej propagandy, a nie tak jak nam to usiłuje przedstawić Kłopotowski w swojej pogodnej gawędzie o skwierczeniu. To jest istota tego fachu, tyle że w czasach dzisiejszych Uniwersytet został przez media całkowicie zdominowany, tak więc dziennikarze poszerzyli swoje kompetencje także o propagandę i zajmują się nią z wielkim zapałem.
Poza tym, chyba nie o prawdziwym skwierczeniu mówi pan Krzysztof? On nas tą makabrą chce uwieść i przekonać do tego, że bez „naszych” nie będzie po prostu życia. Najlepsze jest jednak to co pisze Kłopotowski o powrocie do Rzepy Bogusława Marczuka. Nie tak dawno napisałem, że pan Marczuk wróci z pewnością do redakcji. I proszę – wrócił. Nie spodziewałem się jednak, że wrócą „nasi”. Myślę, że wróci tam również Tomasz Wróblewski, jeśli oczywiście – używając nowomowy Kłopotowskiego – przeciwnik cofnie się na tyle, żeby zrobić więcej miejsca. Mam nadzieje, że nie wróci Gmyz, bo co wtedy zrobią ci wszyscy ludzie, którym się zdaje, że za sprawą śledztwa smoleńskiego da się wywrócić rząd Tuska. Będą musieli dokonać jakiegoś auto da fe. Tylko czy ktokolwiek się za nimi ujmie. Jakiś Kłopotowski, albo redaktor Chrabota?
Zdradza nam również Kłopotowski jaki jest istotny cel powrotów, pisania i całej aktywności na rynku mediów. Otóż celem tym jest rzeczowa i spokojna wymiana argumentów. Tylko bowiem w takiej atmosferze można dojść do prawdy i osiągnąć jakieś kompromisy, dzięki który ludzie czytający gazety będą mogli nauczyć się czegoś wyciągając wnioski z tekstów napisanych przez naszych nowelantów. Nas, blogerów, nazywa Kłopotowski internautami spoza dziennikarstwa. My po prostu nic nie rozumiemy, ale on nam pomoże i będzie nam pomagał tak długo aż w końcu zrozumiemy. Czytając tekst Kłopotowskiego przypomniała mi się wyszydzona wielokrotnie fraza używana przez nazistowską propagandę: wycofaliśmy się na z góry upatrzone pozycje. „Nasi” też się tak wycofali, a teraz wracają, bo z kolei Hajdarowicz się cofa. My zaś mamy w to wszystko uwierzyć, bo Kłopotowski jest znanym publicystą, krytykiem filmowym i autorem zbioru tekstów pod tytułem „Obalanie idoli”. Chyba żeście wszyscy powariowali. Mam nadzieję, że obecność tych trzech magików w Rzepie zacznie jej tak ciążyć, że pokład cały zaleje się wodą i wtedy o skwierczeniu nie będzie już mowy, bo Hajdarowicz wyrzuci wszystkich ostatecznie i nieodwołalnie za burtę. Oby stało się to jak najprędzej.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyhe… do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6303
Trzeba nam wyznaczyć wroga
Bo inaczej, Panie, Pany
Same się powyrzynamy
Po rewelacyjnym tekście na temat Czech Coryllus najwyraźniej wpadł w kanał wendetty przeciw Ziemkiewiczowi i wszystkim, co ośmielili się stanąć w jego obronie.
A że w kanale zdarzają się przeróżne gazy i wyziewy, więc naćpany nimi zamiast wyjść na powietrze włazi w ten kanał coraz głębiej rozbierając na czynniki pierwsze tekst Kłopotowskiego, niczym spece z Ministerstwa Prawdy każdą wypowiedź Kaczyńskiego, lub przy braku wypowiedzi nawet jego "złowrogie milczenie".
OBUDŹ SIĘ CHŁOPIE! NIE TĘDY DROGA!! KTO JEST TWOIM WROGIEM NR 1? KŁOPOTOWSKI? ZIEMKIEWICZ? BO CHYBA JUŻ NIE TUSK!
Kolejna wojna na prawicy jest nam potrzebna, jak wrzód na d_pie!
Jak chcesz się poczuć lepiej grając najświętszego ze świętych, to lepiej walnij sobie pół litra - odurzenie będzie podobne, a kac będzie nieporównywalnie mniejszy w porównaniu z tym, co poczujesz, jak dotrze do ciebie, że temat Ziemkiewicza pierwsze wywołały sk......ny z "gazety wyborczej", a ty tylko im pomagasz i tańczysz jak ci zagrają.
Moje podejście jest proste:
1. Ziemkiewicz popełnił błąd? - i spoko, miał prawo do błędu.
2. Kłopotowski twierdzi inaczej, że to nie był błąd? - i spoko, nie musi się ze mną zgadzać.
3. Coryllus jest zbulwersowany, przekreśla jednego i drugiego na zawsze - a niech mu będzie, ja w jego imieniu nie mówię codziennie "...jako i my odpuszczamy naszym winowajcom..."
Ale jak pisze któryś artykuł na ten sam temat, aby tylko bić pianę, to jest to albo skrajna głupota, albo wredota.
POŚWIĘĆ WAŚĆ (WRAZ Z INNYMI NAJŚWIĘTSZYMI) TYLE SIŁ NA WALKĘ Z REŻIMEM, ILE MARNUJESZ NA "DEMASKOWANIE" I "KAMIENOWANIE" WYIMAGINOWANYCH "ZDRAJCÓW", A SYSTEM TEN UPADNIE SZYBCIEJ, NIŻ MYŚLISZ!
Protegowanych nie mam i jak wyraźnie napisałem publikację Ziemkiewicza uważam za BŁĄD.
Jest Pani osobą mądrą?
Walczy Pani z reżimem pół wieku?
Nie lubi Pani "świętych dziennikarstwa"?
Więc skoro jest Pani osobą mądrą, walczy Pani z reżimem pół wieku i nie lubi Pani "świętych dziennikarstwa", to niech się Pani zastanowi dlaczego salonowe szczekadła uderzyły w Ziemkiewicza, Lisickiego i innych, oraz dlaczego mi (który w trzech powyższych punktach reprezentuję to samo stanowisko, co Pani, tylko staż mam mniejszy, bo pół wieku nawet nie chodzę po tym świecie) tak bardzo zależy na pokojowej koegzystencji tygodników "W sieci" i "Do rzeczy". Gotowa?
Sprzedaż "Uważam Rze" w listopadzie 2012 (za Lisickiego) - 125 tys egz.
Sprzedaż "Uważam Rze" w grudniu 2012 (za Pińskiego) - 55 tys egz.
Sprzedaż piątego numeru "W Sieci" (Karnowscy) - 127 tys. egz.
Sprzedaż pierwszego numeru "Do Rzeczy" (Lisicki) - 130 tys. egz.
Widać wyraźnie, że dawni czytelnicy "Uważam Rze" kupują zarówno "W Sieci" jak i "Do Rzeczy". Natomiast sprzedaż "Uważam Rze" po utracie wiarygodności spadła o ponad połowę! Pamiętajmy, że część numerów trafia do prenumeratorów jeszcze z czasów Lisickiego - bez nich trudno powiedzieć jak bardzo sprzedaż poleciałaby na pysk.
"Swięci dziennikarstwa" z "Gazety Wyborczej" nie mogą znieść tego, że jeden poczytny, prawicowy tytuł został zastąpiony przez dwa równie poczytne. Nie może też tego znieść sam Hajdarowicz - stąd ta prowokacja z artykułem Ziemkiewicza i stąd niewiarygodny wrzask wokół tematu. Jeśli uda im sie podważyć wiarygodność choćby jednego z czasopism, doprowadzić do wojny między redakcjami i podziału czytelników, to sprzedaż obydwu tytułów spadnie średnio o połowę i przynajmniej jeden z tygodników musi upaść. A może upadną i obydwa? O to w tym wszystkim chodzi!
Jak ktoś tego nie rozumie lub nie chce zrozumieć, to nieświadomie lub z pełną premedytacją wspiera sku...nów z GW i służy reżimowi wierniej i owocniej niż całe zastępy lemingów.
Bardzo ładne słowa. Ale jak długo nie będziemy wspierać tego, co mamy, tylko niszczyć to przez wojenki (inspirowane przez "Wyborczą" i Hajdarowicza), tak długo będziemy mogli tylko biadolić, że oni mają media, a my...
Dziennikarze robią to, co politycy, tylko oprócz polityków komentują także dziennikarzy.
Blogerzy zajmują się głównie dziennikarzami i blogerami. Na komentowanie polityków już im trochę czasu brakuje (bo trzeba konkurencję poopluwać).
A Tusk niezagrożony siedzi na stołku i się z nas wszystkich smieje.