Może. Bez dwóch zdań, może!
Zaitrygowany medialną nawalanką TVN-u postanowiłem obejrzeć sobie pana sędziego. I posłuchać takoż. No cymes!
Kiedy pan sędzia odczytywał uzasadnienie wyroku odniosłem nieodparte wrażenie, że pan sędzia nie czytał go wcześniej. A szkoda. Gdyby bowiem to uczynił byłaby szansa, niewielka ale jednak, by zdał sobie sprawę, co czyta. Tak to bywa jak się odczytuje nie swój tekst, bez przygotowania... I, wyszło jak wyszło...
O ile się orientuję to Wysoki Sąd, w tym przypadku, w jednej osobie sędziego Tuleyi, powinien jednak umieć pisać. Sądzę także, że powinien umieć czytać. Tyle, że znowu wychodzi na to, żem kiep.
Bo jak nam pan sędzia udowodnił realizując to przedstawienie, sędzia w polskim sądzie nie musi.
Nie musi ani umieć czytać, ani umieć pisać, ani umieć myśleć.
Nie musi też realizować prawnych obowiązków. No nie musi i już. Jeśli bowiem w czasie trwania przewodu sądowego przyszedł był do przekonania, że CBA mogło złamać prawo, to miał pan sędzia Tuleya prawny obowiązek do bezzwłocznego powiadomienia o tym prokuratury. Rozumiem, że pan sędzia Tuleya terminy "niezwłocznego/bezzwłocznego" rozumie tak samo jak rozumie wszystko inne...
Po następne żyłem przez lata w przekonaniu, że pan sędzia Tuleya, który musiał ukończyć wyższe studia prawnicze jak i wszyscy inni sądziowie, miał w szkole przedmiot o nazwie historia. Słowo daję, że tak myślałem... A tu dupa blada! Bo albo pan sędzia nie miał owego przedmiotu, albo akurat wówczas kiedy go wykładano, bywał na wagarach. No ale co z egazminem? Aż boję się pomyśleć w jakie koszta pan sędzia musiał wejśc by egzamin zdać. No albo, albo...
Myślałem także, że pan sędzia Tuleya zetknął się, w trakcie procesu edukacji, z czymś takim co się nazywa logika. I znowu się na swoich przekonanich zawiodłem.
Albo i nie. Albo byłem świadkiem przełomu w nauce i doświadczyłem powstania nowej dziedziny wiedzy - "tuleyowizny stosowanej". Wprawdzie moja babcia już musiała tego doświadczyć w czasach radosnych Bieruta i "Wiesława", ale nieświadoma, że ma do czynienia z "tuleyowizną stosowaną", nazywała ten rodzaj logiki, logiką szpagatową...
Ale, na jednym z moich przekonań, jednak się nie zawiodłem. Otóż pan sędzia Tuleya, jak każdy inny sędzia, reprezentuje majestat Rzeczypospolitej. A to-to co mu dynda na łańcuchu noszonym na piersiach, jest tego i symbolem, i dowodem. I w tym przypadku tak właśnie jest! Pan sędzia Tuleya niewątpliwie godnie rezprezentuje majestat III Rzeczpospolitej, tworu państwopodobnego wykreowanego i rządzonego przez tysiące Tuleyów mieniących się być państwa tego elitą.
I mogę być zupełnie spokojny o przyszłość pana sędziego w sądownictwie III RP. Kariera stoi przed nim otworem. Ten, jedyny bodaj w życiu, egzamin zdał celująco. Tak trzymać panie sędzio!
Gdyby jednak panu sędziemu kiedykolwiek doskwierał problem braku wiedzy, przyjdę w sukurs i gotów jestem podrzucić kilkaset linków. Żyjemy bowiem w czasach, w których, by się wielu rzeczy "naumieć", nie trzeba nawet wychodzić z domu.
Ja, panie sędzio, musiałem niestety przesiadywać w bibliotekach, wypełniać setki fiszek i literaturę naówczas mi potrzebną "zdobywać". A dziś tylko klik, klik i już. Tyle, że czytać jednak trzeba umieć... Nie wszystko bowiem jest dostępne w wersji "audio".
Materiał poglądowy do kolejnego Wielkiego Procesu!
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5605
Pozdro:-)
Pozdrówka!
Pozdrawiam równie serdecznie. Dziękuję.
Pozdrawiam:-)
Czekam na coś,co teraz Osrodek wymysli....cos muszą...bo nudno.
Walter,Solorz,Graś,Hajdarowicz i kilku ukrytych...maja juz zlecenie z Kancelarii na Alejach Ujazdowskich.
RÓBCIE COS DO K**** NĘDZY,BO MI SŁUPKI SPADAJA!!!
I to jest straszne...CO ONI TERAZ WYMYSLĄ ? :-))
Ciao---P.
Pozdrówka:-)