Swoim zwyczajem, nawyki to druga natura człowieka, włączyłem dzisiaj „wrogi kanał informacyjny”. Na ekranie pojawiła się niezbyt lubiana przez mnie, wciąż sztucznie uśmiechnięta, twarz Jarosława Kuźniara. Właśnie rozmawiał z ministrem Boni. Choć wyznaję zasadę, że należy poznać argumenty politycznych adwersarzy, już, już... miałem porzucić elokwencję wywodów „Dobrego Michała”, gdy rozmowa o niczym zeszła na temat mowy nienawiści.
Ten zdawałoby się porzucony temat - sam premier wyraźnie dystansował się od tego pomysłu – wrócił ruchem okrężnym. Otóż już w styczniu ma ukonstytuować się rada do spraw mowy nienawiści. Tworzyć ją mają (uwaga!) przedstawiciele rządu w randze sekretarzy stanu. Nie zauważyłem najmniejszego rumieńca wstydu na twarzy ministra. Prowadzący też nie zauważył w tej deklaracji nic niestosownego. Widać ta współczesna rada Augurów ze swoimi Pontifex Maximus'em – Michałem Boni chce ustanawiać nie tylko daty świeckich świąt, ale najzwyczajniej prowadzić cenzurę. Oczywiście minister ( specjalista od spraw społecznych, cyfryzacji a teraz i semantyki) absolutnie nie chce nikogo ograniczać w wolności słowa. Jego zamierzenie to stworzenie standardów które byłby swoistym wzorcem z Sevres dla tego co wolno nam maluczkim mówić, pisać, jak się zachowywać a i pewnie myśleć. Tutaj odwołał się do przypadku dziecka romskiego, które podlega klasowemu ostracyzmowi. Według optyki Boniego przeciwdziałanie takim sytuacjom to zadanie dla „Jego Rady”. To jednak nie przekonało nawet redaktora Kuźniara. Wtedy Boni sięgnął do wora pełnego własnych doświadczeń. Przywołał z pamięci zwrot w którym nieznany z imienia blogger porównał intencje Boniego do osadzania księży w Dachau.
Cóż wtedy zrobił „nasz Michał”? Zadzwonił do bloggera! Powtarzam: zadzwonił do bloggera! Tuja sam Kuźniar nie wytrzymał i spytał z niedowierzaniem: zadzwonił Pan?
Boni nie dał się zbić z tropu. Zadzwonił ponieważ chciał wyjaśnić to nieporozumienie (czytaj: niewłaściwe użyte słowa przez bloggera). Dla ministra aluzja do Dachau to porównanie jego osoby, choć nie wprost, do nazisty. Takie domniemanie wymagało wyjaśnień i On – minister - skorzystał z jedynej właściwej i znanej mu metody – zadzwonił...
Tutaj poczynię parę wyjaśnień dla Pan ministra. Nie dlatego, że chcę się nad nim znęcać. Nie. Czynie te wyjaśnienia ponieważ rości sobie prawo do określania zakresu pojęć o których nie do końca ma wiedzę.
Panie ministrze, jestem bloggerem. To implikuje pewne zasady. Skoro piszę to znaczy, że nie mam ani ochoty ani też nie wyrażam swojej akceptacji na dzwonienie do mnie. Przyjętą formą, w razie wątpliwości, ba! nawet pożądaną, będzie pisany do bloga komentarz. Tak to działa. Jeżeli nawet w opisie swojej osoby zamieszczę nr telefonu, to pewnie dlatego, że system tego wymaga. Pan dzwoniąc do „nieszczęsnego” bloggera naruszył pewne zasady. Mało tego! Wykorzystał Pan swoją uprzywilejowaną pozycję – ministra. Piszę o tym ponieważ żyjąc tyle lat w kręgu samozwańczej elity jest Pan zupełnie wyalienowany. Dzwonienie ministra do bloggera „by coś wyjaśnić” to, może nieświadomy, ale jednak polityczny nacisk. Tym większy, że zupełnie nieuzasadniony.
Dachau to rzeczywiście obóz koncentracyjny. Jednak to nie naziści pierwsi, ani nie ostatni, wpadli na pomysł zgrupowania niewygodnych osób w jednym miejscu. To Anglicy, ponad trzydzieści lat wcześniej, założyli pierwsze obozy koncentracyjne. Umierały w nich kobiety, dzieci i starcy. Tylko dlatego, że ich ojcowie, bracia i mężowie walczyli w imię wolności przeciwko zachłannej wiktoriańskiej Anglii.
Naziści, ale dlaczego nie mówić dosłownie – Niemcy Hitlera, wcale nie byli ostatni w stosowaniu obozów koncentracyjnych. Całą infrastrukturę stworzoną przez SS, skwapliwie wykorzystali Sowieci. Oni generalnie „kochali” wszystko co było zachodnie. Tuż po II Wojnie Światowej niedawne obozy niemieckiej kaźni wobec Żydów, Polaków, Cyganów i wielu innych nacji zamieniły się w sowieckie... Tym razem osadzano w nich nie za biologiczne pochodzenie, ale za przekonania.
W tym głębszym sensie Dachau jest symbolem prześladowań za myśli i słowa. A swoją szczególną „sławę” zyskał po „Nocy długich noży”. To akcja w której Hitler rozprawił ze swoimi przeciwnikami; w tym z szefem SA Rhom'em. Ernst Rhom nie zgadzał się z Hitlerem. Uważał, że rewolucja narodowosocjalistyczna jeszcze się nie skończyła. Generałowie Reichswery domagali się ograniczenia roli SA. W 1934 roku rozprawiono się zarówno z dowództwem brunatnych koszul, komunistami, wolnomyślicielami, liberałami jak i właśnie księżmi. Ich docelowym miejscem odosobnienia stał się obóz w Dachau.
Tak ja rozumiem to porównanie. Polscy księża ginęli w Dachau dlatego, że mieli wpływ na świadomość naszego narodu. To, że przy tym mogli się „przydać” w eksperymentach, to już specyfika Niemiec Hitlera. Sowieci mordowali „na ślepo”.
Chciałem napisać o czymś innym. Wyszło inaczej.
Generalnie nie chcę żadnej Rady do Spraw Mowy Nienawiści. Już u zarania widać czym ona będzie.
Nie oczekuję też, mimo że forma sugerować może inaczej, żadnej odpowiedzi od Pana Michała Boniego. Proszę też nie dzwonić do mnie z próbą wyjaśnienia mi co miałem na myśli. Ja wiem o czym piszę.. Myślę, że w tym względzie wyrażam opinię wszystkich blogerów.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3987
Potem wykorzystał swoje stanowisko,aby dojśc do dostawcy sygnału,tam bez zgody prokuratury i sądu...UZYSKAL DANE!
TO JEST SKANDAL!!!
W kazdym cywilizowanym kraju,za taka wypowiedź i za takie działanie...minister WYLECIAŁBY Z HUKIEM I TRZASKIEM NA BRUK!!!
Ale bloger i tak miał szczęście...mogło go ABW rzucic o 6 rano na glebę,skuć i w piwnicy jakiegos posterunku...przeczytać i zapisac na plecach
słowa Boniego.
Ciąg dalszy "miłości PO do Polaków"...pewnie nastapi!!