Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Usta i vagina czyli Łysiak i Musierowicz

Coryllus, 09.11.2012
Tygodnik autorów niepokornych pod tytule, „Uważam Rze” jest dla mnie i nie tylko dla mnie źródłem nieprzebranych inspiracji. Nie  chodzi o to, że ja go czytam od deski do deski, to by mnie chyba zabiło, zważywszy na to, że w miarę starzenia się reaguję na pewne bodźce coraz gwałtowniej. Ja tam tylko przeglądam tytuły i lidy. To wystarczy. Ataku apopleksji uniknąłem póki co, a ubawiłem się nie raz setnie. Wczoraj jednak zrobiłem wyjątek, przeczytałem cały, duży fragment najnowszej książki Łysiaka pod tytułem „Karawana literatury”. Książka opowiada o polskiej literaturze powojennej, w tym najnowszej, którą Łysiak nazywa literaturą laptopową. Ja się tu nie mogę nie skrzywić, bo jeśli do czegoś można w Polsce dokleić ten dziwny przymiotnik to właśnie do prozy Łysiaka. To jest literatura laptopowa.
Fragment pomieszczony w „Uważam Rze” dotyczył bardzo szczególnego rodzaju literatury. Opisał bowiem Łysiak literaturę kobiecą. Zanim omówimy jednak ten tekst zatrzymajmy się na chwilę przy Małgorzacie Musierowicz, która ma także swoje miejsce w ostatnim numerze tygodnika autorów niepokornych. Ja mam do pani Musierowicz różne anse, albowiem powiedziano mi kiedyś, w mieście Poznaniu, że ktoś nie całkiem zorientowany, wręczył Małgorzacie Musierowicz „Baśń jak niedźwiedź. Tom I”. Reakcja była łatwa do przewidzenia. Ponoć powiedziała Małgorzata Musierowicz trzymając w ręku moją biedną książkę, że to jest bardzo zła droga, bardzo zła. Nie powinni nią kroczyć polscy pisarze, oj nie. Lepiej porzucić takie metody i zająć się czym innym. Ja się nawet ucieszyłem, że ona tak powiedziała, bo wiedziałem, że ci co to usłyszeli na pewno kupią sobie „Baśń”, a książki Musierowicz oceniać będą już inaczej. Nawet jeśli ją lubią.
Wczoraj jednak na łamach „Uważam Rze” uderzyło mnie coś innego. Tekst poprzedzony był bowiem lidem tej treści: „Ogromny sukces nowej powieści Małgorzaty Musierowicz to dowód, że można sobie poradzić bez wsparcia medialnego rozgłosu”. Wsparcie medialnego rozgłosu – wielka rzecz. Nie wiem kto ten tekst adjustował, wygląda jakby to robił Warzecha, ale on tam tylko przychodzi okazyjnie, więc pewnie był to redaktor Masłoń.
Mamy więc siostrę Stanisława Barańczaka, osobę, która od trzydziestu lat jest na rynku i sprzedaje tam tony cienkich i trywialnych książeczek o tym, że w pewnej rodzinie coś się raz polepszy a innym razem znowu popieprzy, mamy osobę od samego początku wolnego rynku książki w Polsce promowaną w mediach i obecną w sieciach sprzedażowych, a autorka tekstu pisze, że Musierowicz sprzedaje nową książkę bez „wsparcia medialnego rozgłosu”. Łaskawa pani autorko jeśli pani napisała coś takiego, to znaczy, że jest bardzo źle. Mamy do czynienia ze schyłkiem. Czas Musierowicz się kończy, czas Łysiaka się kończy. Karnowscy się cieszą, bo w tej samej gazecie gadają z Roszkowskim o zejściu ze sceny starych elit i przyjściu nowych. Uśmiechają się przy tym, bo wydaje im się, że to oni będą tymi elitami i oni teraz będą sprzedawać swoje publikacje w wielkich nakładach „bez wsparcia medialnego rozgłosu”. Nic z tego. Zobaczycie.
Z Łysiakiem jest jeszcze gorzej niż z Musierowicz. Łysiak bowiem postanowił kokietować kobiety. Ja go nigdy nie widziałem w rzeczywistości, nie wiem więc czy on czasem tego nie robił stale, ale z mojego punktu widzenia jest to najgłupsza z metod sprzedażowych. I najbardziej kłopotliwa przy tym. Zacznijmy jednak od czegoś innego. Od sensu poddawania Łysiaka krytyce. Przez bardzo długi czas sensu takiego uchwycić się nie dało. Łysiak sprzedawał tyle książek, że czepianie się go było po prostu głupie. Jeśli facet ma pozycję, a niechby ją nawet wypracował przy współudziale kolegów z wojska, jeśli nie reklamuje książek w mediach, a jest na rynku i ma sukces, to czegóż chcieć? I czego się czepiać? Można nie czytać jak się komuś nie podoba. Można nawet nie brać do ręki.
Ci, którzy Łysiaka bardzo nie lubili, pisali i mówili, że on sprzedaje ciągle tę samą sztukę wołowiny bez kości, tylko, że za każdym razem okręca ją w inny papier. W porządku, tak było, ale weźcie sami postarajcie się o taką ilość kolorowego papieru? Zrobicie to? Pewnie nie. A Łysiak robił. To się szalenie podobało, bo ludzie uwielbiają słuchać bez przerwy tych samych historii. Ja tego nie rozumiem, bo za każdym razem kiedy siadam do pisania rozglądam się za nowym długopisem. Łysiak nie, on lubi rzeczy wypróbowane. Teraz jednak sytuacja się troszkę zmieniła. Rynek się zmienia, a do głosu dochodzą nowe pokolenia, które nie mają żadnych umocowań w przeszłości i rozpoczynają poszukiwania literackie na własną rękę. Machiny promocyjne zaś wtykają tym dzieciakom w ręce autorów obcych. No i jest kłopot. Trzeba się zająć promocją i trzeba pomyśleć jednak o nowym długopisie. Do Łysiaka to nie dociera. On się zabiera za syntezy publicystyczne, w najgorszym z możliwych stylów, o ile w jego przypadku można mówić o stylach. Łysiak usiłuje być sprytny w tej swojej nowej strategii opracowanej jak sądzę wspólnie z redaktorem Masłoniem. Niestety zapomniał on, a może nigdy o tym nie wiedział, że rynek książki to jest obszar gdzie spryt nie znajduje zastosowania. To jest obszar, który znakomicie się nadaje do opisania jego piórem. To jest proszę Państwa pustynia pełna potworów, na którą wchodzi się z toporem w ręku i kieszeniami pełnymi amuletów. Na szyi zaś trzeba sobie zawiesić krzyż z relikwią jakiegoś poważnego świętego. Jeśli tego nie zrobimy jest po nas. Łysiak takie sytuacje opisywał wielokrotnie, on się w nich wręcz kochał, ale serio tego nie traktował. Nie mógł, bo jest przecież poważnym autorem, od dawna asekurowanym i hołubionym przez różnie „niezależne” środowiska. I teraz właśnie wymyślili wraz z redakcją tygodnika autorów niepokornych, że trzeba coś sprzedać kobietom, bo jak wiadomo kobiety czytają i kupują książki. I Łysiak temu właśnie poświęca swój kokieteryjny tekst. To jest pomysł niegodny autora. Tak to oceniam Ja tu nie będę szydził z Łysiaka, ja go zostawiam z jego chytrością, z jego cytatami z przeróżnych autorów, z jego dziecinną przebiegłością i idę dalej. Pustynia jest ogromna i naprawdę groźna.
Łysiak zaś stosuje swoją starą metodę. Rzuca między ludzi, nieprawdziwe granaty, które rozrywają się w powietrzu, a z nich wysypują się daty, cytaty i nazwiska. Ma to wszystko oszołomić czytelnika i sprawić by uwierzył on w kompetencje Łysiaka. Ten rodzaj prestidigitatorki jest mi obcy, pewnie dlatego, że nie przeczytałem tylu książek co Łysiak. Nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego przy całym swoim znawstwie nazywa Łysiak książkę Gretowskiej „Kabaretem mistyfikacji:, chyba celowo, dla żartu i zgrywy, choć mnie akurat to nie śmieszy, a być może czegoś nie rozumiem. Ta książka nazywa się „Kabaret metafizyczny” i jest tak głupia, że nie ma po co o niej pisać. Łysiak jednak pisze. I tu dochodzimy do momentu ważnego. Uważa bowiem siebie samego Łysiak Waldemar za misjonarza co robi w kulturze. Tak to właśnie jest. Łysiak wierzy, że istnieje obszar zwany kulturą, on jest prawdziwy i rządzą na nim prawdziwe i rzetelnie przestrzegane prawa, a jeśli ktoś kogoś kantuje, to nie po to by zawładnąć jego duszą, zniszczyć go i na koniec zjeść. O nie, celem bowiem wszystkich działań na obszarze zwanym kulturą jest edukacja. I w to właśnie wierzy Łysiak. To jest w nim najgorsze. To jest wręcz nie do wytrzymania, stąd bierze się to wszystko co ludzie nazywają pretensjonalnością Łysiaka.
Tak jak już mówiłem, spryt jest tu na nic. Potrzebny jest topór, relikwie, krzyż i amulety. No i odwaga. Trzeba też uważać na sojuszników, w przeważającej większości są fałszywi.
Na koniec powiem jeszcze kilka słów o poszukiwaniach nowych obszarów sprzedażowych, nie swoich poszukiwania, bo tych sposobów nie mam zamiaru zdradzać. Chodzi mi o autorów, którzy mierzą w wielki rynkowy sukces. Takich jak Łysiak. On wybrał drogę prostą i fałszywą, ktoś mu powiedział, że jak napisze o literaturze kobiecej to głupie baby, które on sprytnie nazwie w swojej książce  czytelniczkami, polecą zaraz i tę prozę kupią. Może tak, a może nie. Są gorsze rzeczy i podlejsze pragnienia. Otóż największym marzeniem polskich autorów jest wejście na rynek rosyjski. To jest coś co śni się po nocach każdemu grafomanowi. I jeden z drugim aż przebiera nogami, żeby zaproponowano mu wydanie książek w Rosji. Przeczytałem ostatnio, że ktoś tak beznadziejny i uwikłany jak Janusz Wiśniewski, autor „Samotności w sieci” tłumaczony jest na rosyjski, ponoć tylko na rosyjski. Trylogia husycka Sapkowskiego została przetłumaczona na rosyjski, niemiecki i czeski. To są bardzo znamienne fakty proszę Państwa. Jeśli ktoś jest autorem książek w Polsce, musi niestety zdawać sobie sprawę z tego, że nic się tu od czasów dawnych nie zmieniło. I nie zmieni w przewidywalnej przyszłości, a jeśli już to na gorsze. Marzenia o tym by sprzedawać książki w Rosji i zarabiać w ten sposób pieniądze, które wydaje się na Karaibach jest pomysłem słusznym z punktu widzenia propagandysty, a nie autora. Polski autor musi myśleć i kombinować tak, by jego książki miały prawdziwy oddźwięk za granicą. By budziły tam prawdziwe emocje. A takich, budzących emocje książek w Rosji nikt nie wyda. Nie wyda ich nikt także na Ukrainie, ani w żadnym innych kraju wielkiej Behemotii. W Polsce można spokojnie wydać biografię Stefana Bandery, można wydać książkę o żołnierzach UPA i ich przygodach. A czy na Ukrainie ktoś wydał biografię generała Dowbora Muśnickiego? Czy ktoś się w ogóle interesuje Polską prawdziwą, a nie spreparowaną przez autorów z GW? Czy Łysiak może ma na to jakiś pomysł? Nie chodzi mi o kokieterię, chodzi mi o pomysł. W Polsce nie ma
autorów myślących o języku, który daje im zarobić i kraju, który reprezentują.  Ci zaś, którzy są, wierzą w kulturę, humanizm  i edukację, wierzą w rynek rosyjski i literaturę kobiecą. Powodzenia panowie. Ja idę na pustynię. Z toporem.

Przypominam także, że sprzedajemy ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Książka jest jeszcze dostępna w hurtowniach na Kolejowej w Warszawie, w księgarni Wojskowej w Łodzi oraz w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie i jeszcze w księgarni http://www.ksiazkiprzyhe… . Już za chwilę jej nie będzie. Na razie nie planujemy wznowienia.

Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 11539
Oona

Oona

09.11.2012 14:53

Krytyka Łysiaka jest doskonala reklama jego ksiazek i za to Panu bardzo dziekuje. Moim zdaniem czyli zdaniem czytelnika, Panski wywod pod adresm Mistrza (Łysiaka) jest troche przydługawy przez co robi sie bardzo nudny. A jesli wpis na blogu jest przydługawy i nudny to jaka to zacheta do kupna Panskich "Basni"? Zadna. Kilka slow o Panskiej bardzo nachalnej autoreklamie. Zawsze starannie omijam wszelkie reklamy; zas bardzo natretne "autozachety" pisarzy z tzw. ambicjami dzialaja na mnie i wiele innych osob, raczej negatywnie, niestety. Domyslam sie tylko ze tak naprawde chodzi Panu o sukces literacki miary Łysiaka czego z calego serca Panu zycze.
Coryllus

Coryllus

09.11.2012 15:35

Dodane przez Oona w odpowiedzi na Panie Coryllus

Nie pani poczyta sobie jeszcze raz Łysiaka, i błagam, niech się pani nie zajmuje moimi książkami i nie daj Boże nie modli się w intencji osiągnięcia przeze mnie sukcesu. Tak będzie naprawdę lepiej.
Ma-Dey

Ma-Dey

09.11.2012 19:06

Każda nowa  partia wchodzaca na rynek wyborczy gdzie znajdują się już podobne do niej twory ,w dużym skrócie  stosuje mniej więcej taki schemat postępowania : najpierw kilku jej działaczy (najlepiej byłych członków jej najwiekszego konkurenta) ogłasza ze to co jast na "rynku politycznym"  jest złe-że istnieje potrzeba nowej jakości w polityce.Potem nastepuje etap wrzasku i chałasliwego przedstawiania swoich rzekomo nowych pomysłów.Najczęściej towarzyszą temu oskarzenia plynące w kierunku swoich adwrsarzy politycznych o sprzeniewierzenie sie ideałom i personalne ataki,niejednokrotnie połączone z  wyciaganiem tzw brudów.Po tym etapie "reklamowym" jak juz wszyscy co powinni  ich  zauważą (media, wyborcy)- a co najwazniejsze dostaną sie do parlamentu,ich ulubionym celem ataku jest znowu najbliższa programo konkurencyjna partia.I tak aż do oczekiwanego skutku, czyli jak sie da eliminacja konkurencji-a w między czasie wspólne "interesiki" pod stołem.
Cały ten "projekt prpmocyjny" jaki wymyslił sobie coryllus, mniej wiecej na tym sie opiera.
Liczy tez na to że "tamci", (Łysiak, Ziemkiewicz  i inni) w końcu przez przypadek odkryja że  jest taki gość od "bajek" i że wypisuje takie to a takie rzeczy na ich temat.
i "wtedy sie zacznie".Otóż nie zacznie się, niech Pan na to nie liczy, bo ten kit "z nowa jakościa" może pan wciskać tym co jeszcze nie nabrali sie na zakup tych pseudo historycznych książek
Najlepsza recenzja na jaką się natknąłem w necie, dotyczacą "Basni", jest ta napisana przez Rojta-no wg mnie (po przeczytaniu tomów)-strzał w dziesiatkeczyli nic dodać nic ująć.
oto link : http://kompromitacje.blogspot.ru/2012/10/maciejewski02.html

Coryllus

Coryllus

09.11.2012 20:13

Dodane przez Ma-Dey w odpowiedzi na "naiwniacy na eliksir", czyli target coryllusa

Jak Roj pisze o Łysiaku to ci nie przeszkadza? O Ziemkiewiczu też nie?

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 820
Liczba wyświetleń: 3,930,905
Liczba komentarzy: 10,268

Ostatnie wpisy blogera

  • Syn pana prefekta dał głos
  • Szlachta i "szlachta"
  • Nasi bohaterowie

Moje ostatnie komentarze

  • wejdziesz na moją stronę. Nie mogę pozwolić na to, żeby mnie gównem obrzucali...przepraszam.
  • Moje komentarze nie były żadnymi prowokacjami, ale odpowiedziami na prowokacje. Niech się pan już tak mocno mną nie martwi, jak będzie pan chciał sobie coś poczytać, zapraszam na stronę www.coryllus.…
  • Tutaj niczego nie uprawiam, bo nie mam żadnej możliwości. Tymi blogami rządzi administracja, autorzy są tylko dodatkiem. A o takich jak ty to w ogóle szkoda mówić.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Bezczelność Ziemkiewicza zwala z nóg
  • Czy Łysiak też kochał Monikę Jaruzelską?
  • Nasi bohaterowie

Ostatnio komentowane

  • , Dzień dobry Przeczytałam całość, niby się zgadzam z opinią o niedocenianiu niektórych Twórców, ale jakieś takie poczucie krzywdy we mnie rośnie. I dlatego piszę, by sprostować to, że niby Rapacki w…
  • , Nie zgodzę się z Pana oceną tej książki. Ale mam do tego prawo. Pan również ma prawo do własnej opinii na jej temat. Uderza mnie jednak to że nie prowadzi Pan rzetelnej krytyki ani polemiki z faktami…
  • , Rzeczywiście - tobie odpisywać nie warto. Więc tylko dla ewentualnych innych - Coryllus sam się stąd wynósł, jak obrażony smarkacz. Napisał o tym wyraźnie na blogu, z którego próbował zrobić…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności