Pytaniem retorycznym jest to postawione w tytule. Wszyscy przecież widzimy jak bardzo premier troszczy się o obecną Polskę i jak bardzo się stara "by żyło się lepiej" również w przyszłości. Tylko komu będzie się lepiej żyło? Bo chyba nie Polakom!
Dzisiejsza prasa a za nią portale internetowe informują o tym, że "z danych Narodowego Spisu Powszechnego wynika, że w końcu marca ub. roku za granicą przebywało 2 mln Polaków, z czego 11 proc. (ponad 220 tys.) stanowiły dzieci w wieku do lat 14. Ekonomista i demograf prof. Krystyna Iglicka, rektor Uczelni Łazarskiego szacuje, że dziś jest już ich 300 tys, czyli o 35 proc. więcej". Nie wiem czy ktoś zauważył, ale emigracja i tragicznie niski przyrost naturalny są największymi problemami Polski. Gospodarkę można odbudowywać, sport unowocześniać, ale demografii nie da się od tak poprawić. Bo jak niby to zrobić? Według danych GUS z ostatniego Spisu Powszechnego (2011 rok) w Polsce jest 37,2mln stałych rezydentów (czyli 1,3mln ludzi od więcej niż roku nie było w kraju). Jak informuje Prof. Iglicka kolejne 800-900tys. pracuje na stałe za granicą, ale jeszcze nie zdecydowało czy zwiąże swoją przyszłość z tymi krajami - dane z wywiadu udzielonego przez Panią Profesor na początku 2012 roku). Jak się okazuje wśród emigrantów jest też 300 tysięcy dzieci poniżej 14 roku życia! To oznacza prawdziwą tragedię dla kraju.
Zwróćmy jeszcze uwagę na skale urodzeń i zgonów. W 2011 roku urodziło się niecałe 390 tysięcy dzieci, a zmarło około 370 tysięcy ludzi. Można powiedzieć, że mamy wyż! Jak to media lansują "baby boom". Tyle tylko, że te dzieci to potomkowie par urodzonych w wyżu przełomu lat 70 i 80 XX wieku (pamiętamy jak to choćby w stanie wojennym dużo ludzi się rodziło...bo wyłączano prąd?). Dane o urodzeniach z tamtego okresu oscylowały w granicach nawet 600 tysięcy rocznie. Czyli dziś jasno i wyraźnie trzeba stwierdzić - nie ma naturalnej zastępowalności pokoleń. Co istotne nie ma jej od 1989 roku, ale kolejne Gabinety niewiele w tej sprawie robiły. Dopiero lata 2005-2007 przyniosły pewną poprawę (Rząd PiS-LPR i Samoobrony znał dane o skali urodzeń i zgonów w latach 2003-04, a wtedy po raz pierwszy w niepodległej Polsce urodziło się mniej osób niż zmarło). Wprowadzono więc wyśmiane przez media "becikowe". Zmniejszono podatki. Dano nawet większe ulgi na dzieci. I widać było poprawę. W kolejnych latach liczba urodzeń zaczęła przewyższać liczbę zgonów. Oczywiście wyniki i tak były niesatysfakcjonujące, ale nikt nie zaprzeczy - było lepiej.
Nastał jednak rok 2007 i początek władzy Donalda Tuska. Obiecywano "drugą Irlandię", "powroty emigrantów" itd. Po 5 latach rządów tego człowieka już wiemy (a raczej co bardziej światłe lemingi wiedzą! Bo inteligentni wiedzieli od początku), że były to zwykłe kłamstwa. Nie mamy "drugiej Irlandii", a Polacy nie wracają, ale uciekają z kraju jeszcze szybciej niż po wejściu Polski do UE! Mimo to taniec chocholi Tuska i kumpli trwa w najlepsze! Afera goni aferę. Podatki rosną. Ulgi na dzieci znikają (w tym "becikowe"). A Rostowski nadal opowiada dyrdymały o "zielonej wyspie". Lemingi nadal wierzą! No bo ktoś na PO głosował jesienią 2011 roku. Sondaże też nadal są bardzo korzystne dla Tuska.
Widzę, że zaczynam się nakręcać więc wrócę do demografii. Perspektywy dla Polski są pod tym względem tragiczne. Obecny "rząd" przewiduje, że w 2035 roku będzie nas 36 milionów (ja uważam inaczej. Nas w 2012 roku jest 36 milionów! A w 2035 roku -idąc za przewidywaniami prof. Iglickiej- będzie nas 30 milionów albo i mniej). Zauważmy, że pokolenie potężnego wyżu z lat powojennych (urodzeni po 1946 roku) za kilka lat zacznie wymierać. To przecież naturalna kolej rzeczy. Wystarczy popatrzeć na średnią długość życia w naszym kraju (jakieś 76 lat) i mamy odpowiedź! Za lat 10 rocznie umierać będzie nawet ponad 500 tysięcy osób. A ile się będzie rodzić? Patrząc na pokolenie lat 80 i 90, które w dużej ilości żyje na emigracji i sam fakt, że jest ono o wiele mniejsze od tego powojennego, to możemy być pewni, że skala urodzeń będzie mniejsza niż 200 tysięcy rocznie. Ubywać nas będzie mniej więcej od 2021 roku po około 300 tysięcy w ciągu 12 miesięcy. Oczywiście o ile nic się nie zmieni. Bo przecież nasz "rząd" może zacząć sprowadzać imigrantów np. muzułmanów czy Wietnamczyków. Pytanie tylko czy ci imigranci będą chcieli tutaj żyć? Kto wie? Może dla nich pieniądze się znajdą! Jest też druga opcja. Mianowicie ludność może zachować się tak jak po wojnie - ratować przed wymarciem. Dzięki temu wzrośnie bardzo mocno skala urodzeń. Patrząc jednak na Niemcy gdzie w 2011 roku urodziło się 650 tysięcy dzieci, a zmarło 800 tysięcy osób ( i ten trend jest już od kilkudziesięciu lat taki sam). Ciężko liczyć na takie "cuda".
Co nam więc pozostaje? Możemy siedzieć, narzekać i patrzeć jak Ojczyzna przestaje istnieć (wymiera). Możemy zacząć działać tak jak wiosną działali opozycjoniści walczący poprzez głodówki o historię w szkołach średnich. Możemy wreszcie zmienić Rząd! Tylko, że za 3 lata to już może być za późno... . Na dzień dzisiejszy proponuje zacząć naciskać na władzę, żeby zaczęła prowadzić politykę prorodzinną. My jako Polacy nie mamy innego wyboru. Pozostaje na dzień dzisiejszy tylko to. Zapewne dopiero po wyborach będziemy mogli zacząć budować wymarzoną Ojczyznę! Ale jeszcze raz napiszę... czy 3 lata to nie za dużo!
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3189
Może ktoś ma dane o ilości urodzeń i zgonów w I połowie 2012 roku! Bo GUS śpi, albo nie chce publikować tragicznych danych?