Na wstępie chciałbym bardzo wyraźnie zaznaczyć, że moja wypowiedź jest kierowana do szeregowych członków i sympatyków Platformy.
Ostatnie wydarzenia pokazują bezsprzecznie, że Premier Tusk i jego ekipa nie radzą sobie z rządzeniem Państwem. Platforma znalazła się w głębokim kryzysie. Potwierdzają to ostatnie wypowiedzi Grzegorza Schetyny, Jarosława Gowina, a nawet Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, nie mówiąc już o skrajnie krytycznych ocenach lewicy i ludzi Palikota.
No i jeszcze do tego kompromitująca Platformę ostatecznie i bezwarunkowo afera taśmowa. Koalicja z PSL nieodwracalnie pogrąża partię Donalda Tuska, gdyż ludzie Leppera przy pazernych defraudantach Pawlaka to zaledwie niewinne owieczki, a tak bezczelnej grabieży państwowych pieniędzy nie było jeszcze w naszej powojennej historii.
Nasuwa się więc pytanie jakim cudem Platforma Obywatelska mogła się tak długo utrzymać przy władzy, pomimo opinii, że raczej administruje, niż rządzi.
Otóż moim zdaniem sekret „sukcesu” Platformy leży w utwierdzeniu jej szeregowych członków w poczuciu społecznego awansu. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby to poczucie nie przerodziło się, a dokładniej mówiąc nie zostało podstępnie przekute przez ideologów III RP w świadomość przynależności do grupy społecznej, która jest „lepsza od gorszej reszty”.
Postaram się podać genezę i rys historyczny problemu tylko błagam, zwracam się do szeregowców Platformy, nie uprzedzajcie się Państwo i postarajcie się spokojnie przeczytać do końca.
Otóż w latach powojennych (lata 40/50) komuniści przerzucili z zabiedzonej prowincji do miast rzesze prostych i nie wykształconych ludzi. Niestety większość z nich nie wyniosła z domu głębszych, narodowych wartości. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Chodziło o skłócenie Polaków celem osłabienia Państwa, a dokładniej stworzenie konfliktu pomiędzy resztkami inteligencji przedwojennej a siewcami nowego porządku. W miastach pobudowano dla nich bloki z wielkiej płyty i umożliwiono zrobienie matury, co oni uznali, i słusznie, za awans społeczny. Jednocześnie komusza propaganda tłukła im do głów, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej.
W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc podwaliny „nowej inteligencji”, charakteryzującej się atawistycznym parciem do kariery. Ludzie ci, choć nieźle wykształceni zawodowo, nie mieli jednak świadomości, bądź nie dopuszczali do siebie, iż są obciążeni piętnem swoistego „zobowiązania” wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom promocję społeczną.
Po upadku komuny, wydawało się przez moment, że Polacy się zjednoczą. Niestety, proces ten storpedował skutecznie zapatrzony na Wschód, „kochający Polskę inaczej” Adam Michnik, który wtedy dysponował potężnym opiniotwórczym orężem lewackiej Gazety Wyborczej, a „nowa inteligencja” została z premedytacją „wykorzystana”, trzeba przyznać genialnie, do ponownego podzielenia Polaków.
Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzić „nową inteligencję” w poczuciu społecznego awansu dzieląc tym samym Polaków na lepszych i gorszych. O ile jednak sztuczka z „awansem społecznym” w latach powojennych polegała na utwierdzeniu prostych i nie wykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym” po upadku komuny polegał na utwierdzeniu ich wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT III RP. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim zaś, grzech pychy i psychologicznie zrozumiałe parcie do kariery ludzi wykształconych w pierwszym, bądź drugim pokoleniu.
Bezsprzecznie sprytny redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał magiczną moc utwierdzenia „świeżo upieczonego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do elity. Pan redaktor wiedział, że jak tym ludziom powie, że tworzą crême de la crême III Rzeczpospolitej, to oni nie dość, że w to głęboko uwierzą, to jeszcze, co jest w pewnym sensie ludzkie, będą owego „awansu” bezkrytycznie bronić. Więcej, że w obawie przed utratą pozycji wyróżniającej ich ponad resztę „prawicowego ciemnogrodu”, ludzie ci zrobią praktycznie wszystko, co im każe zrobić „Gazeta Wyborcza”, byle tylko utrzymać status przynależności do „elitarnej kasty”.
I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań Platformy popieranej w znakomitej większości przez obywateli, którym sprytnie wmówiono, że ewentualny upadek Platformy Obywatelskiej grozi weryfikacją elit, czyli de facto utratą dopiero, co przez nich osiągniętej "wyższej" pozycji społecznej.
W tym miejscu - co bardzo ważne! - pragnę stanowczo zaznaczyć, że tych ludzi nie wolno, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. I nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś pochodzi z miasta, czy ze wsi, kiedy i jak się wykształcił. Liczy się człowiek i wartości jakie wyniosł z domu. Mam wielu Przyjaciół pochodzących ze wsi. Natomiast tym, których rodzice nie uodpornili na komuszą propagandę trzeba uświadomić, że ktoś im sprytnie zawrócił w głowach. Że dali się podstępnie nabrać bawiącemu się Polską Michnikowi, iż są grupą ludzi bardziej światłych, więc de facto lepszych od reszty społeczeństwa.
A jak uczy historia, podziały na lepszych i gorszych zawsze się kończyły tragicznie. Aż strach przytaczać przykłady. Ktoś teraz spyta, czy można naprawić ten błąd?
Otóż moim zdaniem, nadrzędnie w tym momencie ważną rolą polskich publicystów jest wytłumaczenie inteligentom Trzeciej Rzeczpospolitej, że choć bardzo solidnie wykształceni i obyci, stanowią jednakże grupę inteligencji szeregowej, której daleko jeszcze do „elit”.
Więcej, trzeba tych ludzi przekonać, że dobrowolne odstąpienie od nienależnego im statusu przynależności do wymyślonej przez Michnika „elity elit” to nie żadna klęska czy społeczna degradacja, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie należny im szczebel w hierarchii społecznej. Że to nie żaden obciach, jak im pokrętnie wmawiają ideolodzy III RP.
Trzeba tym ludziom wyjaśnić, że jeśli sami zrzekną się nienależnego im statusu, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni.
Że nie będą już musieli trwać w zakłamaniu, w które ich podstępnie wpędził Michnik. I co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa. Że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty.
Myślę, że może właśnie tędy wiedzie droga do pojednania Polaków.
Bo to nieprawda, jak niektórzy prawicowcy błędnie zakładają, że w szeregach Platformy są sami źli. Jest tam gros ludzi przyzwoitych. Problem tylko w tym, że niewiele mogą zdziałać wobec doktrynerskiej ideologii i bezwzględnego zamordyzmu pana Tuska, który się nota bene ostatnio kompletnie pogubił.
Ci ludzie, mówię o szeregowcach Platformy, nie chcą źle dla Polski, a jedynie dali się sprowadzić na drogę prowadzącą do podzielenia Polaków, celem osłabienie Państwa. O co chodzi dokładniej to już temat na oddzielną notkę.
„Errare humanum est”. Każdy człowiek może zbłądzić. Ważne by chciał powrócić na właściwą drogę.
Dalsze skakanie sobie do gardeł nic nie da. Żeby coś naprawdę zbudować, trzeba rzeczywiście skończyć wojnę polsko polską. Lecz do tego jest potrzebna obustronna wola polityczna.
Winnych trzeba bezwzględnie rozliczyć. Dlatego pan Tusk powinien już bezwarunkowo oddać władzę, a po nowych wyborach, Polacy idąc za przykładem podpisanego przez Karola Wojtyłę i Stefana Wyszyńskiego listu biskupów polskich do niemieckich z roku 1965, powinni sobie powiedzieć: „zapominamy o tym, co było złe i próbujemy coś razem zbudować, dla wspólnego dobra”.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również: http://salonowcy.salon24.pl/356648,pieta-polska-rzady-tuska-i-sposob-na-pojednanie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6996
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
To nie przeoczenie, tylko obawa przed rozwlekłością tekstu. Ale zgadzam się. tego nie mogło zabraknąć.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Myślę jednak, że powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie Ewy Stankiewicz, co robić w tej sytuacji. Moim zdaniem nie możemy siedzieć cicho. W szczególności jednak mam trochę pretensji do liderów PiS-u jako jedynej chyba sensownej obecnie partii opozycyjnej o jej płaszczakowatość. Owszem Jarek Kaczyński czasami coś mocniej powie, aczkolwiek też bywa, że zbyt agresywnym i zaczepnym tonem. Tak przynajmniej to pobrzmiewa momentami, a do tego chyba specjalnie wybierają krótkie wyrwane z kontekstu fragmenty i wyostrzając jego głos puszczają np. w TVN-ie, - ostatnio coś słyszałem, co mi dało po uszach. Jednak oni (liderzy PiS) mają możliwość dotarcia do szerszej publiczności poprzez media. I powinni z tej możliwości skwapliwie korzystać. Tuskowy PR budzi obrzydzenie i słusznie, ale dlaczego się nie szkolić w tym zakresie - przecież nie trzeba zdobytej wiedzy wykorzystywać przeciwko człowiekowi i człowieczeństwu wcale. Powinni też z większym zaangażowaniem pokazywać obłudę i brak elementarnej przyzwoitości PeOwców.
Problem polega na tym, że taki szeregowy wyborca Platformy nie zdaje sobie sobie sprawy z tego, że to partia kolesi i karierowiczów, którzy nie tylko dla niego, ale i dla Polski nic nie zrobią. Wydaje im się, że to ludzie kompetentni i tylko oni gwarantują Polsce rozwój, nowoczesność i nie wiem co tam jeszcze. Dali sobie wmówić coś, co nie jest prawdą. Właśnie na demaskowaniu braku kompetencji i merytorycznego podejścia PO do problemów z jakimi się borykamy powinni się skupić.
Ja przynajmniej wybieram PiS nie dlatego, że taki super i ze wszystkim się zgadzam, ale głównie dlatego, że brzydzę się Platformą. I dziwię się, że inni tego nie dostrzegają. Wystarcza im, że Donald powie "to kłamstwo, poznałem po oczach" - w Niemczech po czymś takim musiałby abdykować, albo Niesiołowski, że Kaczyński powinien się leczyć. Dlaczego ich nie pozwą? Przecież temu chamstwu trzeba się przeciwstawić.
i tu właśnie w akceptacji nieprzyzwoitych zachowań i braku reakcji dopatruję się przyczyn trwania tego nienormalnego układu. Zgoda buduje, zdradził być może niechcący nam tajemnicę tego mechanizmu kandydat Platformy na prezydenta.
Rozpisałem się, ale już kończę, to na razie tyle.
Pozdrawiam
Jeszcze raz prostuję, że nie jestem profesorem, lecz doktorem nauk technicznych. Profesorem nie chciałem zostać z własnego wyboru, ale to już temat na oddzielną notkę.
Pisze Pan w komentarzu:
"podziwiam Pańską determinację i ufność w to, że ktoś z szeregowych wyborców Platformy raczy się z Pana tekstem tu zaznajomić. Moje obserwacje i badania nad lemingami raczej nie potwierdzają jednak zasadności tych oczekiwań...".
Odpowiadam:
Ten sam tekst zamieściłem również na Salonie24, gdzie przeważają wyborcy Platformy. Na obecną chwilę weszło tam na moją notkę ponad tysiąc sześćset Internautów, którzy dodali 71 komentarzy, których treść wskazuje, że trafiłem w SZTAB doktrynerów Platformy i to w splot słoneczny - gorąco zachęcam do lektury tych komentarzy i moich na nie odpowiedzi - patrz: http://salonowcy.salon24.pl/435755,list-otwarty-do-szeregowcow-platformy Proszę przeczytać, a zobaczy Pan, że mnie zaatakowali, zwołani SMSami, czołowi komentatorzy Platformy od mokrej roboty w Internecie.
Dalej Pan pisze:
"Owszem może się zdarzyć jakiś zabłąkany w czeluściach Internetu Leming, który tu zbłądził, niemniej jednak zasadniczo - jestem przekonany, że zaglądają tu raczej ludzie,których przekonywać nie trzeba...".
Odpowiadam:
Dlatego właśnie zawsze zamieszczam teksty równolegle, na Salonie24 i Niezależnej.pl, żeby mieć pełen ogląd, a nie tylko jednostronny.
Dalej Pan pisze:
"Proszę wybaczyć, ale Pański Apel wydaje mi się dość naiwny...".
Odpowiadam:
Pańska młodzieńczość Pana w pewnym sensie usprawiedliwia, więc Pański zapewne niezamierzony faux pas odpuszczam wspaniałomyślnie blotką trefl.
Na szczęście dalej Pan pisze:
"Dotarcie chociażby do jednego osobnika i nakłonienie Go do zastanowienia się nad słusznością wyboru to już sukces...".
Odpowiadam:
No właśnie, nawrócenie choćby jednego leminga to już pewien sukces.
I kontynuuje Pan:
"Myślę jednak, że powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie Ewy Stankiewicz, co robić w tej sytuacji. Moim zdaniem nie możemy siedzieć cicho. W szczególności jednak mam trochę pretensji do liderów PiS-u jako jedynej chyba sensownej obecnie partii opozycyjnej o jej płaszczakowatość.
Odpowiadam:
No proszę! Super! Powiem, z ust mi Pan to wyjął. Proszę poczytać komentarze na Salonie24. Tam, oprócz platformersów od mokrej roboty zaatakował mnie pewien, jak Pan to ładnie nazywa "płaszczakowaty". Próbowałem mu cos przetłumaczyć, ale moim zdaniem słabo kuma, więc zrezygnowałem.
Dalej Pan pisze:
"Owszem Jarek Kaczyński czasami coś mocniej powie, aczkolwiek też bywa, że zbyt agresywnym i zaczepnym tonem. Tak przynajmniej to pobrzmiewa momentami, a do tego chyba specjalnie wybierają krótkie wyrwane z kontekstu fragmenty i wyostrzając jego głos puszczają np. w TVN-ie, - ostatnio coś słyszałem, co mi dało po uszach.
Odpowiadam:
W notce "awans społeczny bis" pisałem, cytuję:
"Uważam, że naczelnym obecnie zadaniem uczciwych dziennikarzy, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest d e m a s k o w a n i e, wszystkimi możliwymi sposobami, r z e c z y w i s t e j jakości post-komunistycznych elit III RP. Trzeba bezlitośnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych.
Wiem, że to trudna i „niebezpieczna” gra, czego najlepszym przykładem może być Waldemar Łysiak, który kilkanaście lat temu odważył się zdemaskować kulisy różowego salonu. W efekcie nazwisko jednego z najbardziej poczytnych współczesnych polskich pisarzy zostało dosłownie wymazane z mediów.
Przekonałem się również o tym na własnej skórze. W roku 1995, na drugi dzień po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na Prezydenta, kiedy rankiem ogłoszono oficjalne wyniki, w odruchu desperacji napisałem coś w rodzaju listu otwartego, który wręczyłem wybranym znajomym z krakowskich kręgów biznesowych, artystycznych i naukowych. Oto jego tekst:
„W dniu zwycięstwa „Olka” pragnę pogratulować bezspornego sukcesu wszystkim zwolennikom grubej kreski, którzy pozostawili postkomunistów u władzy de facto na kilka pokoleń. Gratuluję również elitom naszej partii inteligenckiej, która przez kilka lat wmawiała Polakom, że to już nie ci sami komuniści. Największe gratulacje należą się jednak panu Adamowi Michnikowi i jego gazecie za to, że nawołując razem z panem Cimoszewiczem do pojednania przekonali ludzi do głosowania na postkomunistów. To nie naród należy winić za to, co się stało z polską 19-go listopada 1995
Krzysztof Pasierbiewicz Kraków, 20 listopada 1995”
Reakcją na ten list był graniczący z furią ostracyzm krakowskiego salonu wpływu, a także dystans ze strony przyjaciół bojących się salonowi narazić. W efekcie, o ile przez całe lata dostawałem rokrocznie kilkadziesiąt zaproszeń do różnych krakowskich salonów, po moim liście zaproszenia prawie się urwały, z wyjątkiem kilku najbliższych przyjaciół, którzy mnie wciąż zapraszają okupując to jednak stresem i widocznym w ich oczach strachem bym przypadkiem nie wystrzelił z czymś politycznie niepoprawnym. Nie było to miłe doświadczenie, ale pozwoliło mi się przekonać naocznie, że tak zwany „salon” to rodzaj „loży” ze świetnie zorganizowanymi nieformalnymi strukturami, której orężem jest zmowa milczenia i tak zwane przyprawianie gęby. Bo kiedy dziesięć lat później mój list opatrzony tytułem „Nabrani przez redaktora” przedrukował „Newsweek” (Nr 20/2005) okrzyczano mnie natychmiast lokalnym „PISowcem”, choć nawet nie wiedziałem, gdzie ta partia ma swoją siedzibę w Krakowie. Już wtedy jakakolwiek krytyka pod adresem obozu wywodzącego się z pnia Unii Demokratycznej kończyła się okrzyknięciem krytykującego PISiorem, oszołomem, ciemniakiem, a ostatnio obciachowym szaleńcem.
W efekcie doszło do sytuacji iście kuriozalnych. Podam dość zabawny przykład. Otóż od czasu, kiedy swoje poglądy ogłosiłem publicznie, jedna z moich przyjaciółek zaczęła wydawać imieniny w dwu turach. Przyczyną był szantaż krakowskich salonowców polegający na tym, że jeśli ktoś się odważył zaprosić osobę „politycznie niepoprawną” zostawał z automatu usunięty z towarzystwa. Ponieważ mojej wieloletniej przyjaciółce w żaden sposób nie wypadało mnie nie zaprosić, zaczęła urządzać imieniny dwuetapowo. Salonowców zapraszała w pierwszej, a mnie w drugiej turze, na którą dopraszała ludzi spoza „towarzystwa”. Najsmutniejsze jest jednak to, że robiła to ze strachu przed zemstą salonu, narażając na szwank wieloletnią przyjaźń.
A wmawia się ludziom, że to Kaczyńscy podzielili Polaków. Nic bardziej pokrętnie kłamliwego. Dlatego rzetelni dziennikarze powinni uparcie przypominać, że Polaków podzielił już w roku 1995 wspomniany redaktor wpływowej Gazety wraz z pewnym miłośnikiem białowieskich żubrów. To wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną, na której pozostają do dzisiaj...", koniec cytatu.
Jak Pan widzi, nie jest to wszystko takie proste jak się może zdawać.
I dalej Pan pisze:
"Jednak oni (liderzy PiS) mają możliwość dotarcia do szerszej publiczności poprzez media. I powinni z tej możliwości skwapliwie korzystać. Tuskowy PR budzi obrzydzenie i słusznie, ale dlaczego się nie szkolić w tym zakresie - przecież nie trzeba zdobytej wiedzy wykorzystywać przeciwko człowiekowi i człowieczeństwu wcale. Powinni też z większym zaangażowaniem pokazywać obłudę i brak elementarnej przyzwoitości PeOwców...".
Odpowiadam:
W notce pt. "Awans społeczny bis" pisałem, cytuję:
"Dlatego uczciwi dziennikarze powinni obecnie zrobić ruch wyprzedzający i stanąć na głowie by obnażyć kompleksy, zakłamanie, płytkość ideową i pretensjonalność "elit" III RP. Jeśli się tego uda dokonać, stojąca na glinianych nogach doktryna Donalda Tuska i jego kolegów z boiska piłkarskiego rozpadnie się jak domek z kart, co powinno otworzyć drogę do pojednania Polaków. Rodzi się, więc pytanie, jak to zrobić? Myślę, że desperackie próby zaprzeczania kłamliwemu stereotypowi, że „PIS to obciach” są drogą do nikąd. Ludziom tak zamieszano w głowach, że każda próba zmiany gęby przyprawionej PISowi jest obecnie zdana na niepowodzenie, a wszelkie kroki w tym kierunku działają na korzyść partii rządzącej. Uważam, że naczelnym obecnie zadaniem uczciwych dziennikarzy, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest d e m a s k o w a n i e, wszystkimi możliwymi sposobami, r z e c z y w i s t e j jakości post-komunistycznych elit III RP. Trzeba bezlitośnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych. Wiem, że to trudna i „niebezpieczna” gra, czego najlepszym przykładem może być Waldemar Łysiak, który kilkanaście lat temu odważył się zdemaskować kulisy różowego salonu. W efekcie nazwisko jednego z najbardziej poczytnych współczesnych polskich pisarzy zostało dosłownie wymazane z mediów...
Ale jak? – zapytacie. Podpowiadam. Uczmy się od wspomnianego redaktora wszechwiedzącej niegdyś gazety. I tu zwracam się do rzetelnych dziennikarzy, niekoniecznie prawicowych. Trzeba pisać PRAWDĘ! Pisać! Pisać! I jeszcze raz, pisać! Do znudzenia. Świetny wzór przytoczył w Klubie Dziennikarza Pod Gruszką pan profesor Nowak, który przypomniał setki artykułów w sprawie Jedwabnego zamieszczonych na łamach Gazety Wyborczej w ciągu zaledwie kilku miesięcy. A więc piszcie śmiało, dziesiątki, setki artykułów nawet, gdy tak zwane „oświecone” gremia będą was regularnie opluwać, niszczyć i wyszydzać. Piszcie prawdę! Odważnie! Nie bacząc, że inteligencja z awansu zrobi wszystko by zabić naruszających podstawy jej egzystencji posłańców złej nowiny. Więcej, uczcie młodych kolegów cywilnej odwagi oraz odporności na niesprawiedliwą krytykę i wredną intrygę. Wielu komentatorów zastanawia się nad genezą szerzącej się w Polsce plagi nienawiści, przybierającej często formy wręcz wynaturzone. „Oświecone” media konsekwentnie oskarżają o ten stan rzeczy Jarosława Kaczyńskiego wmawiając Polakom, że to on jest powodem wszelkiego zła. A prawda jest taka, że to nie Jarosław Kaczyński sieje nienawiść, lecz ci, którzy się panicznie boją, że zostaną przez niego zdemaskowani. Bowiem zdają sobie sprawę, że ten człowiek jest na tyle zdolny i odważny, iż może tego dokonać. Stąd ich patologicznie nienawistna agresja. Moim zdaniem ten sam rodzaj strachu zrodził ideę grubej kreski, wywołał zaciekły opór przeciwko lustracji, a obecnie stymuluje coraz to bardziej pokrętne próby usunięcia Jarosława Kaczyńskiego ze sceny politycznej. Co zatem robić? Trzeba niezbyt chlubnym wzorem „Szkła kontaktowego” zacząć wykpiwać mentorstwo panów Wajdów, obleśność panów Kutz’ów, nienawistne zaplucie panów Bartoszewskich, antypisowskie fobie panów Niesiołowskich, chamstwo, pretensjonalne stroje i fryzury panów Palikotów, żałosne anegdoty panów Żelichowskich i tak dalej. Bo to oni sieją ową wynaturzoną nienawiść, którą kolaboranckie media przypisują obozowi Jarosława Kaczyńskiego i samemu Prezesowi. Pójdźmy dalej. Trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla uczciwych dziennikarzy. I należy zapomnieć o dumnej zasadzie nie zniżania się do poziomu przeciwnika, bo w ten sposób zostawiamy drugiej stronie monopol na bezkarność i jedynie słuszną rację. Samą dumą nigdy się nie wygra. Trzeba uaktywnić błyskotliwych dziennikarzy i dowcipnych satyryków, a także pisarzy. Odpowiednio wycelowana drwina daje częstokroć więcej niż długie, poważne wywody, szczególnie teraz, gdy młodzież prawie nic nie czyta. Trzeba odkłamać zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków (oszołomionych upadkiem komuny i wchodzeniem do Europy) toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemniactwo; normy etyczne to atak na wolności demokratyczne; skromność to nieudaczność; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm; „PIS to obciach; Jarosław Kaczyński to chodząca nienawiść i tak dalej. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość. Wiem to z obserwacji swoich studentów. I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy Rzeczypospolitej, coś na modłę narodowej dezynsekcji..., koniec cytatu.
I myślę, że pan Prezes Jarosła Kaczyński się na mnie nie obrazi, jak zdradzę, że z tym, co powyżej zacytowałem się w pełni zgodził, czemu dał wyraz w przeałanym do mnie liście.
Bo Jarosław Kaczyński to wbrew temu jaką doktrynerzy Platformy mu przyprawiają gębę, to pogodny i przyjazny ludziom człowiek.
I dalej Pan kontynuuje swój komentarz:
"Problem polega na tym, że taki szeregowy wyborca Platformy nie zdaje sobie sobie sprawy z tego, że to partia kolesi i karierowiczów, którzy nie tylko dla niego, ale i dla Polski nic nie zrobią. Wydaje im się, że to ludzie kompetentni i tylko oni gwarantują Polsce rozwój, nowoczesność i nie wiem co tam jeszcze. Dali sobie wmówić coś, co nie jest prawdą. Właśnie na demaskowaniu braku kompetencji i merytorycznego podejścia PO do problemów z jakimi się borykamy powinni się skupić...".
Odpowiadam:
Właśnie o tym napisałem w mojej notce.
I dalej Pan pisze:
"Ja przynajmniej wybieram PiS nie dlatego, że taki super i ze wszystkim się zgadzam, ale głównie dlatego, że brzydzę się Platformą. I dziwię się, że inni tego nie dostrzegają. Wystarcza im, że Donald powie "to kłamstwo, poznałem po oczach" - w Niemczech po czymś takim musiałby abdykować, albo Niesiołowski, że Kaczyński powinien się leczyć. Dlaczego ich nie pozwą? Przecież temu chamstwu trzeba się przeciwstawić...".
Odpowiadam:
Cieszę się, że Pan, młody człowiek, napisał tak dojrzały komentarz. Ja na ten temat powiesiłem już w Internecie ponad 320 tekstów. Ale to wciąż za mało. Dlatego tak cennes są głosy podobnych Panu młodych ludzi.
I kończy Pan słowami:
"i tu właśnie w akceptacji nieprzyzwoitych zachowań i braku reakcji dopatruję się przyczyn trwania tego nienormalnego układu..."
Odpowiadam:
I nad tym właśnie musimy, ja, człowiek wieku dojrzałego, i Pan, człowiek dopiero wkraczający w życie, wspólnie popracować.
Dziękuję Panu za wreszcie jakiś ożywczy i niekonwencjonalny komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
@SkowronekJanusz @PawelOlszewski In Vitro to drogi BIZNES a nie leczenie, leczeniem jest np. naprotechnologia...
Paweł Olszewski @PawelOlszewski
Paweł Żuchowski @PawelZuchowski
@PawelZuchowski ale głupoty Pan opowiada...
1:27 po południu - 5 lip 12 za pomocą Twitter for iPhone · Udostępnij ten tweet
Wklejono z <https://twitter.com/PawelOlszewski/status/220826214267486208>
To klasyka gatunku. Odzywka godna członka partii miłości. Przynależność do Światłogrodu zobowiązuje. Daje taką moc i potęgę. Pozwala decydować co jest polską racją stanu, a co głupotą. I gwarantuję nieomylność, i wszechwiedzę. Nie tylko się wie wszystko o dotychczasowych i możliwych ewentualnie osiągnięciach w dziedzinie naprotechnologii, ale też się potrafi wskazać światu drogę, jedynie słuszną - wiadomo dobra szkoła Olka Kwaśniewskiego.
Inny erudyta poznał "po oczach", kłamstwo zawarte w pismach kierowanych do Prokuratora Generalnego, nie wyjaśniając przy tym, czy się z nimi zapoznał.
Pan poseł Stefan, obecnie się nazywający na literę N, potrafi powiedzieć "won" i serwować swoim adwersarzom inwektywy typu "powinien się leczyć". Język parlamentarny w wykonaniu PO RP nabiera nowych barw, może nawet się lekko zarumienił? W uznaniu zasług, początkowo jakby zniesmaczony, jednak po przemyśleniu już doceniający odwagę pana prof. Stefana PDT określa go zaszczytnym mianem "naszego bohatera".
Pan Sekuła, ten od komisji hazardowej, poinformował czasu swego o czymś takim jak "podwyższone standardy Platformy". Pokazał je w praktyce przemawiając do pustych krzeseł. Obecnie - zapewne w nagrodę i w uznaniu zasług oraz kompetencji został powołany na zaszczytną funkcję rzecznika dyscypliny finansów publicznych, które to zapewne na tę okoliczność są zdyscyplinowane i mają się świetnie.
Podwyższone standardy Platformy nie omijają też polityki zagranicznej i tzw. "Języka dyplomacji". Minister Spraw Zagranicznych poskarżył się do Watykanu na polskiego obywatela - o. Tadeusza Rydzyka. Treści noty nie znamy, natomiast inne wypowiedzi owszem. Np. z Londynu taką oto
"Sikorski: Internet to kloaka, w której różni frustraci wylewają swoją żółć"
Środa, 27 lipca 2011 (18:27)
Wklejono z <http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-sikorski-internet-to-kloaka-w-ktorej-rozni-frustraci-wylewaj,nId,351896>
Radek Sikorski @sikorskiradek
@lkwarzecha Rzeczywiście, jest Pan moją największą pomyłką kadrową. Mea culpa.
9:32 rano - 20 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® ·
Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226202856150163457>
@lkwarzecha A w Charkowie pewnie pogoda byłaby inna.
10:20 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® ·
Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226033860805263360>
Radek Sikorski @sikorskiradek
@lkwarzecha Dlatego tylko doradzałem. Ale Prezydent Kaczyński, uważał tak jak Pan, że nic go nie wiąże. Wiemy jak to się skończyło.
9:58 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry®
Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek>
Radek Sikorski @sikorskiradek
@lkwarzecha Art. 146 pkt. 9 RM 'sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi.'
9:49 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® · Udostępnij ten
Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226026023899238400>
Po pkt nie powinno być kropki, brakuje ust. 4. Na Oxfordzie nie nauczyli staranności? Drobiazg. Zastanawia mnie jednak niesłychane buractwo platformerskich wpisów i odzywek. Zero merytoryki w wykonaniu Pawełka. Argumenty ad personam i banowanie Radka. Tu jednak chodzi o coś więcej. Słyszałem, że był pierwszą osobą w Polsce, która otrzymała informację 10 kwietnia 2010 roku o... Chyba Smoleńsk to dla niego wrażliwy temat i dlatego nie wytrzymał dyskusji z Warzechą. Popuścił, tak na to mówią MWzWM? Ciśnienie wzrosło? Alergia? Uczulenie na Smoleńsk? Bo chyba nie PiSofobia?
"Nie podzielę się wiedzą z zespołem Macierewicza"
PAP | dodane 2010-10-08 (18:52) <http://wiadomosci.wp.pl/kat,119674,title,Pismo-Sikorskiego-do-Macierewicza-nie-podziele-sie-moja-wiedza-z-pana-zespolem,wid,12741543,wiadomosc.html?ticaid=1edb5&_ticrsn=3>
CZESŁAW BIELECKI | 11.08.2011 08:55 |16
notka również w lubczasopismach: Dla Warszawiaków, Forum 2012, Parada Oszustów !, Smoleńsk 10.04.2010
Jak @sikorskiradek na pytania nie odpowiadał
<http://lubczasopismo.salon24.pl/radek/post/332339,jak-sikorskiradek-na-pytania-nie-odpowiadal>
"Radek" kłamie w sprawie Smoleńska (i mataczy)? <http://piotr.salon24.pl/377223,radek-klamie-w-sprawie-smolenska-i-mataczy>
Sikorski sabotował wizytę Lecha Kaczyńskiego
"Złożyłem w tej sprawie [y, y] pod przysięgą zeznania w prokuraturze i nie mam nic więcej do powiedzenia" - słyszymy wycedzoną odpowiedź ministra na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych <http://vod.gazetapolska.pl/2041-sikorski-sabotowal-wizyte-lecha-kaczynskiego>. Warto też zobaczyć minkę asystującego ministrowi pana G. Schetyny, który po tych słowach kończy posiedzenie komisji.
I który do Smoleńska nie poleciał, chociaż był na liście, podobnie jak inny czołowy PO-wiec Rafał G.
Smoleńsk: tajemnica ocalonych <http://www.gazetapolska.pl/9653-smolensk-tajemnica-ocalonych>
Ujawniamy korespondencję ws. obchodów w Katyniu (obrazek nr 11) <http://www.wprost.pl/ar/…;
Tu jednak pozwolę sobie zacytować niebywałej urody fragment tłitu - "perełkę" wśród udzielnych radek (zdrobnienie takie od rad):
"Przestrzegam przed dawaniem wiary urojeniom Antoniego Macierewicza."
Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/101155677757644800>
Uważny czytelnik bez trudu zauważy, że radka Radka zawiera sugestię w formie dogmatu, że AM ma urojenia. Wyżej nieprzypadkowo wspomniany pan poseł Stefan również używa tego typu retoryki, jednak w formie mniej wysublimowanej, wiadomo, doświadczenie w dyplomacji i kontakty robią swoje. Oczywiście cytat z Pawełka Olszewskiego pokazujący determinację, przekonanie o nieomylności i de facto chamską bezczelność serwowanego przekazu też zamieściłem celowo.
PRZESTRZEGAM
Zdumiewa jednak tutaj coś więcej - mianowicie użycie słowa przestrzegam. Czy pan minister nie zna słowa proszę - np. proszę nie ulegać sugestiom posła... "Przestrzegam" - ma zupełnie inny wydźwięk i nie zrzucałbym tego li tylko na brak dobrego wychowania i kultury osobistej, typowy dla przedstawicieli tej opcji politycznej. "Jakie sumienia taka kultura osobista" - bp Adam Lepa na pogrzebie śp. Marka Rosiaka. To jakby zakamuflowana groźba, czy ostrzeżenie. Coś w rodzaju propozycji nie do odrzucenia. A jak ktoś nie posłucha radki i da wiarę, to co? Co prawda sankcji nie wskazano, ale każdy leming chyba słyszał frazę "dorżniemy watahy". Strach się bać.
Reasumując - wydaje się, że to szczyt właśnie owej polityki miłości. Ciekawe, czy lemingi PO takiej radce przeżywają coś w rodzaju orgazmu, ale to już chyba temat na osobną notkę poprzedzoną badaniami, oczywiście.
Mam swoją hipotezę wyjaśniającą zachowanie pana ministra.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję Panu również za miłe słowa post scriptum, na które jednak chyba nie zasługuję. Ale miło było przeczytać.
Gorąco pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz