Bric-a-brac czyli kultura szabru.

„Człowiek jest tylko etapem w życiu przedmiotów” - powiedział Franciszek Starowieyski herbu Biberstein. Nie lubiłam autora tych słów przede wszystkim dlatego, że wbrew deklarowanemu pochodzeniu odnosił się z wyjątkową wrogością do swojej klasy społecznej. I to nie tylko w czasach gdy potępianie pamieszczikow było ceną kariery ( Starowieyski kończył studia w 52 roku) lecz dużo później, gdy w sferach politycznych i artystycznych  zapanowała moda na doszukiwanie się ziemiańskich czy wręcz arystokratycznych korzeni.

Kilka lat temu ( 2007) Starowieyski skomentował aferę dotyczącą bicia pensjonariuszy prywatnego domu opieki w Radości pod Warszawą w tak kuriozalny sposób, że nie wierzyłam własnym oczom gdy to przeczytałam. Napisał mianowicie, że to ziemianie kresowi przywieźli do Polski swoje dzikie i chamskie obyczaje, których emanacją jest stosunek do starców. Zaczęłam się wtedy zastanawiać czy Starowieyski zwariował, czy jest po prostu matrioszką. Każdy kto znał stosunki w rodzinach ziemiańskich dobrze wiedział, że prawie w każdym dworze byli liczni rezydenci- często z dalszej rodziny, ludzie starzy, którzy z różnych przyczyn nie radzili sobie w życiu. Rodziny ziemiańskie nie znały presji ekonomicznej, która często zmuszała rodziny chłopskie do dość  bezwzględnego traktowania dziadków i rodziców. ( zjawisko „wycugu”). Przypisywanie ziemianom takich obyczajów mogło być przejawem starczego skretynienia lub ewidentnej złej woli. Ludzie, którzy znali Starowieyskiego zapewniali mnie, że była to zła wola. Jaka siła mogła zmusić tego człowieka nie tylko do zdrady własnych korzeni lecz do kompromitującego mijania się z prawdą?
Doszłam do wniosku, że była to siła resentymentu.

Podobny resentyment można odnaleźć w postawie Izabelli Cywińskiej herbu Puchała spokrewnionej rzekomo z wielkimi rodami. Opis obyczajów ziemiaństwa kresowego zawarty w jej serialu „Boża Podszewka” był tak absurdalny, że trudno uwierzyć, że sztukę reżyserowała osoba mająca jakiekolwiek ziemiańskie koneksje. Można powiedzieć, że Cywińska przeniosła do polskiego dworu znane jej zapewne z autopsji obyczaje rozpasanych elit z pogranicza artystowskiej bohemy i komunistycznego establishmentu. Jeżeli odrzucić hipotezy, że Cywińska jest matrioszką, albo cierpi na starcze zidiocenie, pozostaje resentyment. Tak silny, że prowokuje do pisania kompromitujących bzdur. Tak silny jak może być tylko  nienawiść zdradzającego do zdradzonych.
Chyba, że przyjąć, że ekonomiczna smycz na której jest uwiązana Cywińska i był uwiązany Starowieyski jest bardzo krótka.

Andrzej Strumiłło choć nie epatuje herbami ma z poprzednikami trochę wspólnego. Pochodzi z Wileńszczyzny, kończył Akademię Sztuk Pięknych w 1950 roku i też zrobił wielką karierę.
Odwiedziłyśmy go z koleżanką Joanną Waliszewską i fotografem Maciejem Musiałem w Maćkowej Rudzie nad Czarną Hańczą, żeby dla pisma „Ładny Dom” zrobić reportaż o jego dworze, wspaniałej hodowli arabów i działalności artystycznej.
Podczas zwiedzania krytego łupkiem dworu doznałam szoku. Wnętrza przypominały jako żywo warszawskie pracownie znanych mi plastyków. Bric- a brac, pchli targ, groch z kapustą, mydło i powidło. Na przykład na pięknym pasie słuckim menora czyli siedmioramienny żydowski świecznik.
Przy obiedzie dałam wyraz swemu zdumieniu i wdaliśmy się w długą dyskusję. Strumiłło oświadczył, że kupował te ewidentnie zrabowane prawowitym właścicielom przedmioty w okolicy ratując w ten sposób tym przedmiotom życie. Zgodził się ze mną, że osiągnęliśmy etap specyficznej kultury materialnej , którą można nazwać  kulturą materialną szabru.
Przypomniałam wtedy zebranym trafne sformułowanie Starowieyskiego, łączącego w przedziwny sposób  nienawiść do swej klasy społecznej z miłością do przedmiotów będących tej klasy wytworem.
Stoi u mnie w domu mlecznik w kropki z napisem BUNZLAU. Podobne, współcześnie produkowane  naczynia z napisem Bolesławiec można nabyć w sklepach gospodarstwa domowego. Mój mlecznik był zapewne kupiony po wojnie w OUL ( dla niewtajemniczonych- urząd likwidacyjny), albo na jakimś bazarze. Patrząc na niego zastanawiam się, czy niemiecka rodzin podająca w nim mleko na stół wiedział o Oświęcimiu i Sobiborze?. A może była to rodzina jakiegoś esesmana lub kapo obozowego? Ale przecież mlecznika nie obejmuje zbiorowa odpowiedzialność.

Na pierwszy rzut oka można rozpoznać liczne w Polsce poniemieckie meble. Jeżeli są to pojedyncze sztuki- znaczy, że zostały kupione za grosze  w jakimś meblowym komisie.  Powojenna inteligencja w swoich ciasnych mieszkaniach preferowała Ład i Cepelię, słomkę nad łóżkiem i Słoneczniki Van Gogha na ścianie.
Jeżeli meble są w komplecie jasne jest, że ich obecni właściciele mieszkali na ziemiach zachodnich, w Trójmieście lub na Śląsku. Zabawne jest,  że czasem tajemniczym szeptem informują, że są to meble rodowe. W ten sposób ciężkie mieszczańskie, poniemieckie meble uzyskują w legendzie status mebli dworskich. Dowodzi to tylko straszliwych zniszczeń naszej kultury materialnej i stanu świadomości. Meble nic nie zawiniły, spatynowały się i na pewno już zasługują na miano staroci. Być może kiedyś dosłużą się rangi antyków.

Moja koleżanka pracowała w Niemczech jako opiekunka starszych osób.  Ostatnim jej klientem był esesman. Traktowała go po chrześcijańsku. Po śmierci esesmana rodzina przeznaczyła jego willę do zburzenia . Nie była też zainteresowana jej wyposażeniem. Wszystko poszło na śmietnik.  Koleżanka przywiozła mi w prezencie dwa mosiężne kinkiety. Pomimo protestów domowników powiesiłam je na ścianie. To typowe świeczniki drobnomieszczańskiej rodziny. Tylko zupełny profan mógłby przypuścić, że pochodzą z kresowego dworu na Polesiu. A jednak bywam o to pytana. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że odziedziczyłam je po esesmanie. Piorunujący efekt murowany.

Uważam, że świeczniki nic nie zawiniły. Esesman też zresztą podobno żałował tego co popełnił.

Jak Starowieyski i jak Strumiłło uważam, że człowiek jest tylko etapem w życiu przedmiotów i należy się im od człowieka troskliwa opieka.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Daf

16-07-2012 [19:41] - Daf (niezweryfikowany) | Link:

ja tez widywalam w Polsce zach. i poln. poniemieckie meble, Niemcy uciekali przed ruskimi w poplochu, zostawiajac wszystko, nawet nakryte do obiadu stoly. Pisze o tym tez moja ulubiona autorka, Marion Gräfin Dönhoff. Ja bym wolala, mieszkajac tam, codziennie patrzec na Lad lub Cepelie, a nie na meble z ta przeszloscia.
To dopasowywanie sie do sytuacji roznych osob, takze i arystokratow, to troska o zabezpieczenie materialne, bez watpienia ludzi o slabych charakterach. Bardzo bym chciala, zeby polskie prawo podatkowe i przepisy dot. zakladania i prowadzenia wlasnych przedsiebiorstw, byly takie jak w Europie Zach. To by umozliwilo wielu Polakom ( moze ci slabi psychicznie by sie nawrocili ) uniezaleznienie sie od " kolejnej wladzy " i w rezultacie uczciwe i godne zycie.
Ex-esesmanow, lacznie z ich calymi rodzinami, spotkala sprawiedliwosc w postaci denazifikacji. Dobrze zorganizowany wymiar sprawiedliwosci przyglada sie im wszystkim nadal bardzo uwaznie i w razie czego reaguje.
Podobne rozwiazanie jest w Polsce niezbedne, jezeli Polacy chca, zeby Polska przetrwala.
Dziekuje Pani za interesujacy artykul i pozdrawiam serdecznie,

Obrazek użytkownika izabela

16-07-2012 [23:52] - izabela | Link:

Za " antyki" te meble uważane są w Polsce centralnej. Na ziemiach zachodnich ich pochodzenie jest oczywiste. Pozdrawiam serdecznie.

Obrazek użytkownika fritz

17-07-2012 [01:23] - fritz | Link:

zostawionych przez niemieckich oprawcow domach uciekajacych najpierw na rozkaz hitlera a potem wysiedlonych w kraju calkowicie zniszczonym i rozkradzionym przez Niemcow? Przez Niemcow, ktorzy zamododowali okolo 2.6 mln Polakow.

Bardzo dobrze, ze Polacy je zaczeli uzywac. Tylko dzieki temu przedmioty przetrwaly, nieprawdaz? Trzeba miec milosierne serce dla przedmiotow. To sie przedmiotom nalezy. Gdyby Polacy, to by przedmioty po prosty zgnily. Czy Polacy dostana nagrode za ratowanie przedmiotow?

Dla przypomnienia: w 1939 w Polsce bylo okolo 24.6 mln etnicznych Polakow, po wojnie bylo ich 20.5 mln etnicznych Polakow. Okolo 1.6 mln wymordowala zydobolszewia.

Podawany stan ludnosci 24.5 mln. zawiera niewysiedlona ludnosc niemiecka, Ukraincow i inne mniejszosci (wlacznie z Zydami, okolo 285 tys, w momencie przeprowadzania spisu)

Obrazek użytkownika izabela

17-07-2012 [07:41] - izabela | Link:

To co Pan pisze bliskie jest temu co uważam. Przedmioty nie odpowiadają za właścicieli. Ludzie przesiedlani nie odpowiadali za to, że czasami musieli wejść pod cudze pierzyny i pić z cudzych kubków. Taki był nasz zbiorowy los.

Obrazek użytkownika Seksot Zhopnitskij

16-07-2012 [22:41] - Seksot Zhopnitskij | Link:

Jest jeszcze inne zrodlo "poniemieckich" pamiatek poza szabrownikami, ktorzy pladrowali domu pozostale po Niemcach na tzw. "Ziemiach Odzyskanych". Krasnoarmiejcy, ktorzy doszli do "Berlino" w drodze powrotnej kradli co sie dalo, od porcelanowych misnienskich figurynek i talerzy, budzikow, obrazow "na chama" wycinanych z ram, po buty, w nadzieji ze "lupy wojenne" przydadza sie im w Sowietach po powrocie. Jednakowoz NKWD nie skladala sie z idiotow, i na punktach demobilizacyjnych, np. w Grodnie, agenci w ciemnogranatowych mundurach skrzetnie konfiskowali te wszystkie trofea wojenne. Wiesc sie szybko rozniosla, ze "bierut wsio" i sowieccy zolnierze zaczeli sie tego pozbywac przed dojsciem do sowieckich punktow demobilizacyjnych. Pozbywali sie tego "za wodku", bo NKWD rewidowalo dokladnie, wiec nawet bizuterii sie przemycic nie dalo. Sprawy te sa znane w miastach takich jak, np. Bialystok, ktore sa nasycone poniemieckim junkiem (a nieraz rzeczami naprawde unikalnymi, w zaleznosci od tego co krasnoarmiejcom wpadlo w reke). Jeszcze w latach 60-tych na wschodzie Polski mozna te rzeczy bylo kupic za bezcen na bazarach bo ludzie nie wiedzieli ile to jest tak naprawde warte i czy nie przyjdzie "bezpieka" i nie zabierze.

Jasiu z Hameryki

Obrazek użytkownika izabela

16-07-2012 [23:48] - izabela | Link:

Dokładnie tak. Na bazarach można było kupić również rzeczy zrabowane w polskich dworach. Wiele z nich uległo zniszczeniu, bo rabusie nie znali ich wartości.

Obrazek użytkownika kris przybysz

16-07-2012 [23:32] - kris przybysz | Link:

Obejrzałem kilka odcinków 'Bożej podszewki". Zastanawiałem się wówczas dlaczego z pieniędzy Polaków przeznaczanych na kulturę, niby artyści, produkują prymitywne, antypolskie seriale. A to po prostu była zapowiedź antypolskich produktów warszawskiej kloaki, która swoje szczytowanie osiągnęła m.in. w artystycznej ekspresji, faszystowskiego gwizdka blumsztajłajna, z gadzinówki wyborczej. A co do źródła rzeczy, to wiele drobiazgów trafia do Polski z ziemi lwowskiej i innych regionów polskich Kresów.

Obrazek użytkownika izabela

16-07-2012 [23:43] - izabela | Link:

Cieszę się, że Pan się zgadza w ocenie "Bożej podszewki". Wiele osób przekonywało mnie, że to świeże spojrzenie na kresy. Dziękuję za taką świeżość.

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

30-07-2012 [12:01] - Teresa Bochwic | Link:

Czy to regionalizm? Nigdy nie słyszałam słowa "mlecznik" od mojej bardzo rozbudowanej po obu stronach ziemiańskiej rodziny. Sądziłam zawsze, że to takie komunistyczne nowosłowo jak "zwis" na okreslenie żyrandola. "Boża podszewka" to haniebne bzdury. Cywińska spowodowała ostre protesty we Francji, dokąd wybrała się jako minister kultury w jakiejś starej wyszmaconej spódnicy i z warkoczykiem do pasa. Był skandal.
Co do mebli poniemieckich - mnóstwo takich mebli było w Łodzi, gdzie mieszkało sporo Niemców, lubiących taki styl, a także na Mazurach (Marion von Doenhoff nawet dalej, w Prusach Wschodnich). A więc takie meble chyba pozostały w Polsce w wielu miejscach.

Obrazek użytkownika izabela

03-08-2012 [09:42] - izabela | Link:

To kresowe ale popełniłam błąd. Garnek w którym przechowuje się mleko nazywa się mleczniak. Natomiast mlecznik to mleczarnia. ( Podłoga w mleczniku porządnym powinna być z cegły). Słownik języka polskiego. Jana Karłowicza tom II str 1005. Warszawa 1902 rok. Wszystkie te słowa czerpię odruchowo, z pamięci jak widać trochę już ułomnej. Słowa umierają- tak twierdził Sołżenicyn i na starość ratował im życie. Ja też - zachowując wszelkie proporcje- zabieram się za to. Kto z młodych wie na przykład co to jest koromysło?