polegała na tym, że uwierzył Lichockiemu. Być może nigdy nie widział płaczącego mężczyzny!
To musiało zrobić wrażenie. Na każdym by zrobiło. Zwłaszcza, gdy płacze jak bóbr wyjątkowy twardziel. "Żona umiera i nie chce zgodzić się na ratunek w prywatnej klinice. Może tobie uda się ją przekonać. Ty i twoja żona jesteście psychologami, proszę cię spróbuj. Pieniądze nie odgrywają żadnej roli! Weź je!"
Na szczęście nie wziął. Sporządził stosowną umowę i pieniądze kazał przelać z konta na konto. Namówić śmiertelnie chorej żony Lichockiego na leczenie w klinice jednak nie udało się, więc zwrócił pieniądze.
Gdyby popełnił samobójstwo tak jak to zaplanowano (z pomocą czy bez) wystarczyłby sam fakt przelania pieniędzy (przepraszam drogi panie Wojciechu, pańscy przyjaciele starają się tego Panu oszczędzić i mówią jedynie o wymuszaniu odpowiednich zeznań obciążających bynajmniej nie Pana. To nieprawda. Oni od początku grali na pańskie samobójstwo. Taki wymyślili scenariusz, jestem o tym przekonany). Ujawniono by przelew z oczywistą sugestią, że za... Właśnie za co? Nie nie. Nie dowiedzielibyśmy się, że za pomoc śmiertelnie chorej żonie osoby zaprzyjaźnionej...
Wielki tytuł GW wraz ze zdjęciem Sumlińskiego w towarzystwie Lichockiego na całą pierwszą stronę brzmiałby tak: "Na konto Sumlińskiego podejrzanego o handel aneksem wpłynęły pieniądze od oficera WSI". Podtytuł: "Korupcja w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym".
To jest skala sk..stwa, którą mało kto byłby stanie wyobrazić sobie: wykorzystać do szczegółowo zaplanowanej gry operacyjnej rzeczywiście śmiertelnie chorą własną żonę. Płk Lichocki to potrafił. Nie tylko on i nie tylko to. Potrafił przede wszystkim zaprzyjaźniać się. Iluż porządnych ludzi, polityków, posłów, senatorów, księży, hierarchów miało go za Hodysza III RP!
Byłego szefa kontrwywiadu PRL! Polskiego odpowiednika Putina, a ściślej podwładnego poprzednika Putina. Szefa służby, w której główną i niezbędną kwalifikacją jest... umiejętność zdobywania zaufania. Osiągnięcie mistrzostwa w tej dziedzinie, bo to kontrwywiad. Coś jak Partia Wewnętrzna w "Roku 1984". Bez tej umiejętności agentura, a tym bardziej kontragentura nie istniałaby!
Wojciech Sumliński nie zabił się, choć próbował, i nie udało się mu w tym "pomóc". Cały misternie przygotowywany plan wziął w łeb. Nie udało się zrobić z ministra Macierewicza aferzysty kupczącego tajnymi informacjami. Nie udało się skompromitować jego Komisji Likwidacyjnej WSI i w następnej kolejności Prawa i Sprawiedliwości. Patrzcie ludzie, jakie prawo i jaka sprawiedliwość słyszelibyśmy codziennie przez kolejne dziesięć lat! Nikt nie jest święty więc nie bądźmy tacy drobiazgowi z Sawicką, dr G., Chlebowskim, Tuskiem, Komorowskim...
Wojciech Sumliński był młodym człowiekiem, doskonale wykształconym, uzbrojonym w solidną wiedzę psychologiczną i socjologiczną, gdy przeszedł na "ty" z Lichockim. Przez cały czas traktował Lichockiego z rezerwą, zdając sobie sprawę, że może grać wobec niego różne role. Złapał się dopiero na chwyt z umierającą żoną. Nie od razu! Sprawdził, żona Lichockiego RZECZYWIŚCIE była umierająca!
Komorowski, jeden z niechlubnych bohaterów utajnionego aneksu raportu z likwidacji WSI spotykał się z płk Lichockim i jeszcze jednym negatywnie zweryfikowanym agentem WSW/WSI (płk Tobiaszem, który w ubeckiej prowokacji również brał udział), nim PO wygrała wybory i uczyniła go marszałkiem sejmu w 2007. Jaką rolę odegrał obecny prezydent? Jego zeznania okazały się sprzeczne z zeznaniami Tobiasza. Parę dni przed zaplanowaną przez śledczych konfrontacją pomiędzy Komorowskim i Tobiaszem, ten drugi na wieczorku tanecznym pośliznął się na skórce od banana i wyrżnął głową w biust partnerki, z którą tańczył tak nieszczęśliwie, że się zabił. Albo coś podobnego. Tak czy inaczej, do konfrontacji nie doszło. Powstał nowy scenariusz. Tym razem blachowania d. prezydenta. Ciekawe, czy ten drugi ubek też pośliźnie się na skórce od banana.
Lemingi uwierzyły w samobójstwo Leppera, ostatnio Petelickiego - każdy kit łykną, nie ma co się szczypać. O samobójstwo Grzegorza Michniewicza, znającego wszystkie kody UE i NATO dyrektora gabinetu Tuska w ogóle nikt nie pytał. Poćwiartowanie min Wróbla wybitnego specjalisty w dziedzinie bezpieczeństwa lotnictwa przez kochającego syna też przeszło bez echa.
Wróciliśmy do PRL przy pełnym wsparciu "elity" z komitetu "honorowego" poparcia Komorowskiego, pod światłym przywództwem wybitnego Wajdy, Młynarskiego, Fedorowicza, Tyma i im podobnych. Znów sprawują rząd dusz.
Życie wielu ludzi jest zagrożone. Nie tylko naszych wielkich bohaterów narodowych, którzy szczęśliwie uniknęli pułapki smoleńskiej, jak Jarosław Kaczyński, czy Antoni Macierewicz. Nie tylko ludzi odważnych, niepotrafiących pogodzić się z niszczeniem wszystkiego co dla naszego zbiorowego życia ważne, jak Wojciech Sumliński. Także życie tych wszystkich, którzy wiedzą za dużo i przez to mogą być groźni dla rosyjskiej agentury.
Książka Wojciecha Sumlińskiego "Z mocy bezprawia" to obowiązkowa lektura dla każdego kto ma ambicję rozumieć cokolwiek z rzeczywistości III RP. Perspektywa, z której poznajemy maszynerię ubekistanu uruchamia wyobraźnię: każdy z nas mógłby stać się jej ofiarą.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9784
Pisałem kiedyś o dwóch światach. Rzeczywistym i świecie gry. Ludzie służb tracą kontrolę nad granicą pomiędzy tymi światami. Książka Wojciecha Sumlińskiego ostrzega przed tym i jest krzykiem przeciwko cywilizacji gry.
Urządzono inscenizację tak by zaczął się bać o rodzinę. Skutecznie. Nękanie trwało dłuższy czas. W pewnym momencie uznał, że jeśli sam się usunie znikną kłopoty jakie w swoim odczuciu sprowadził na rodzinę angażując się w dziennikarskie śledztwa maskirowki zabójstwa ks. Popiełuszki i ponurych powiązań PRLowskich służb. Książka jest rodzajem spowiedzi człowieka głęboko wierzącego w Boga świadomego grzechu na jaki decyduje się, liczącego jednak na łaskę Bożą, gdyż dobru innych służy. Na pewno nie było mu łatwo o tym pisać. Uznał, że jest to jedyna droga jaka mu po tej traumie pozostała.
Sąd niezawisły, jeśli taki istnieje, nie uzna, "że rzeczywiście pan Sumliński aneksem do raportu pohandlować chciał", gdyż nie znaleziono tego aneksu mimo kipiszu w jego mieszkaniu i w mieszkaniach, domach jego i jego żony rodziny. Nie ma najmniejszych podstaw do tego. Nawet Gazeta Wyborcza nie przyznaje się, że chciała kupić aneks, co znalazło się w zeznaniach Tobiasza. Nie ma żadnych dowodów, nawet poszlakowych. Jedynym jest oskarżenie negatywnie zweryfikowanego protegowanego Komorowskiego płk Tobiasza, skazanego w ubiegłych latach uprawomocnionym wyrokiem za składanie fałszywych zeznań, podejrzanego przez Komorowskiego (!) o związki ze służbami rosyjskimi, który, gdy scenariusz z samobójstwem WS nie wypalił, pośliznął się na skórce od banana i zabił.
Rzeczą wymagającą natychmiastowego wyjaśnienia jest to, że Komorowski wiedząc o tym, ze Tobiasz podejrzewany jest o współpracę ze służbami rosyjskimi przystał na propozycję zdobycia nielegalnie tajnego aneksu i nie zawiadomił o tym prokuratury! Właśnie ta sprawa miała być przedmiotem konfrontacji Komorowskiego z płk Tobiaszem. Jej termin został wyznaczony na 1 marca chyba jeszcze w grudniu ubiegłego roku, o ile dobrze pamiętam. Jak wiemy dwa tygodnie przed terminem, patrz panie, co za nieszczęście, pośliznął się i zmarł. Przyznaję, że atak serca brzmi lepiej niż dwukrotny postrzał samobójczy w brzuch.