Ponieważ dziś do drukarni wyfrunęły pliki z II tomem Baśni jak niedźwiedź, postanowiłem odetchnąć nieco (skuś baba na dziada, skuś baba na dziada) i napisać coś w sensie tak zwanych refleksji ogólnych. Otworzyłem portal WP, bo od niego zaczynam, a czynię to ponieważ mam stuprocentową gwarancję, że nie znajdę tam żadnego z „naszych” dziennikarzy, otworzyłem więc i przeczytałem tytuł: „Dziecko to luksusu na jaki Polaków nie stać.” Pod tym zaś tytułem są jakieś dane z raportu opublikowanego przez „Dziennik Gazetę Prawną” na temat ubranek dziecięcych, które podrożały, zabawek które podrożały i innych rzeczy potrzebnych do życia dzieciom, które podrożały i uniemożliwiają w ten sposób przyrost demograficzny w sferach czytających „Gazetą Prawną Dziennik”.
O dziwo nie było tam nic o narkotykach, które podrożały, a które adresaci informacji o dzieciach zażywają, żeby mieć lepsze samopoczucie w pracy, nie było nic o wódce, którą piją i o dziewkach przedajnych w towarzystwie, których spędzają tak zwane wieczory kawalerskie oraz inne wieczory, zwykłe, kiedy im się trochę nudzi. Nie było w tym raporcie nic na temat gadżetów, coraz bardziej idiotycznych, w które każdy szanujący się człowiek z aspiracjami ładuje pieniądze i nie było tam nic o drożejących z dnia na dzień wycieczkach do różnych zagranicznych burdeli, gdzie dzieci, miast siedzieć w szkole, zatrudniane są jako obsługa. O tym wszystkim „Dziennik Gazeta Prawna” milczy. No bo przecież raport dotyczy dzieci, a nie branży rozrywkowej. Ktoś nad tym raportem popracował i ktoś go zamówił. Ciekawe kto? Donald Tusk i jego ministerstwo, które ma w założeniu zajmować się dziećmi? Nie wiem. Nie jest to istotne. Chciałbym, żebyśmy dziś, na bardzo płytkim poziomie, pogadali sobie o propagandowej funkcji takich raportów. Człowiek współczesny zapomniał o wszystkich już prawie rodzajach kultu z wyjątkiem dwóch. Mam na myśli astrologię oraz kult nauki. To są dwie „świętości”, każda umieszczona w innym obszarze życia, które rozwijają się, żyją i są dotowane przez organizacje jawne, tajne i dwupłciowe. Kult nauki nie obejmuje dziś jednak odkryć w rozumieniu dziewiętnastowiecznym, takie bowiem rewelacje są najczęściej przed postronnymi ukrywane, albo opowiada się o nich w sposób skrajnie trywialny, żeby nie ujawnić ich rzeczywistego sensu i funkcji. Kult nauki to dziś raporty. Moralność zastąpiono standardami, a naukę raportami. W raporcie można zmieścić wszystko i wszystko poustawiać pod dowolną tezę. W raporcie można przekonywać do tego, że dzieci są drogie, a prostytutki tanie i wszystko jest w porządku. W raporcie można wykręcać do woli dane, póki nie przybiorą one pożądanego kształtu. Można też uwypuklać jedne, a chować inne.
Raporty, których przecież powstają tysiące są źródłem zarobków dla całej masy nierobów i nieudaczników, którzy bez instytucji produkujących raporty byliby po prostu nikim. Tak mają jednak zajęcie i są w dodatku przywiązani do ręki, która ich karmi. Nie zawahają się kiedy przyjedzie napisać raport pod tezę, bo w sumie o co chodzi? Myślę, że wielu z nich może nawet wszyscy tłumaczy moralną dwuznaczność swojej pracy jej rozrywkowym charakterem. - No co wy chłopaki – mówią ci ludzie po jednym, dwóch piwach – my tylko tak dla jaj, dla żartu. Nikt tego nie traktuje serio i nikt tego nie bierze do siebie.
Jeśli nie bierze, to o co chodzi? Być może o to, że raporty te służą do konstruowania jakichś programów propagandowych, którym ludzie będą dręczeni przez najbliższe dziesięciolecia. Ja tego nie wiem. Nie mam jednak żadnego innego, sensownego wytłumaczenia dla tego rodzaju produkcji.
Można oczywiście rzecz całą przedstawić w sposób znany nam już od dawna: raporty służą wdrukowywaniu obywatelom do głów informacji. W dodatku takich, które są dla władzy wygodne. W raport, byle miał odpowiednio trudną nazwę i dostosowany do niej, niejasnym język, uwierzą wszyscy, a jeśli nie uwierzą, to nie będą sprawdzać danych, szydzić i protestować. Raport bowiem ma charakter badawczy. W czasie jego tworzenia przyjęto pewną metodę i jeśli nie ma rozbieżności pomiędzy metodą a sposobem jej wdrażania, to znaczy, że raport jest dobry. I wiedza zeń płynąca także.
Raporty i badania socjologiczne przed którymi zdejmują czapkę nie tylko młodzi wykształceni z dużych miast, ale także ludzie całkiem przytomni, są dziś tym czym dawniej była alchemia i czarnoksięstwo. Są wiedzą hermetyczną dostępną tym ludziom, którzy uwiarygodnić chcą władzę lub jakieś inne siły polityczne, napisanie raportu zlecające. Wyniki zaś tych prac przyjmowane muszą być na wiarę, tak jak na wiarę przyjmowano możliwość wyprodukowania homunkulusa i na wiarę przyjmowano bajdy o transmutacji metali. I tak samo jak wtedy tak i dziś cel rzeczywisty tych opowieści jest ukryty. Rozpoznawalny, ale ukryty.
Kiedy próbuje się ludziom wytłumaczyć absurd w jaki są wkręcani nie wierzą lub z dziwnym wyrazem twarzy sugerują, że tłumaczący zwariował, bo przecież raport został napisany przez poważnych ludzi, ma poszerzać naszą wiedzę o nas samych i ktoś dał na ten raport pieniądze. A to już poważna sprawa, z pieniędzy szydzić nie wolno. Łatwiej więc uwierzyć raportowi niż jego krytykom. Łatwiej bowiem uwierzyć w kłamstwo podparte fałszywym autorytetem niż w prawdę, którą pokazuje nasz własny rozsądek. Ten bowiem już dawno został zdegradowany, wyszydzony i zmarginalizowany. Właściwie nie istnieje, umarł. Opinia jest wszystkim, wyrosła na jego miejscu jak nie przymierzając palma na rondzie De Gaulle'a.
Dlaczego tak jest? Spróbuję to wyjaśnić, ale żeby to zrobić muszę nawiązać do tego nowego tomu „Baśni”, który jest już mam nadzieję w drukarni. Oto wiedza, którą nam się udostępnia jest przycinana i strzyżona tak, by nie wywołać w odbiorcy zbyt wielkiego szoku. Tak jest z historią i polityką, a także z innymi dziedzinami jak sądzę. W procederze tym bierze udział kasta uczonych, już dawno awansowana do rangi kapłanów hermetycznej religii, kasta, która uważa się wręcz za opiekunów prostego i nic nie rozumiejącego tłumu. Ludzie ci nie stanowią grupy jednolitej, są podzieleni na klasy, dokładnie tak jak kapłani w Egipcie czy Mezopotamii, a ich rzeczywista pozycja w hierarchii rzadko lub prawie nigdy nie odpowiada pozycji oficjalnej. I nie ma ludzkiej siły, która mogłaby kogoś kto wejdzie w taką strukturę kiedykolwiek z niej wyrwać lub skłonić do rezygnacji albo zdrady hierarchii. Jeśli ktoś by się na to zdecydował przepadnie. Nie będzie go. Zawodowo będzie skończony, a jego życie stanie się gorsze od życia żuli z dworca centralnego. Dlatego właśnie ludzi ci muszą awansować, odwrotu nie ma, cena zaś awansu jest spora i rośnie, podobnie jak ceny ubranek dziecięcych i zabawek. Tyle, że o tym akurat nikt nie przygotuje raportu.
Kiedy zaczynałem przygotowywać się do pisania drugiego tomu „Baśni” zebrałem sporą ilość opracowań historycznych, głównie tych łatwo dostępnych. Jest bowiem tom drugi próbą zmierzenia się w pewną silną i bardzo zakłamaną narracją dotyczącą historii XVI stulecia. I wierzcie mi, że nigdy w życiu nie wziąłbym się za pisanie tej książki, gdybym nie zaczął czytać tych wszystkich peanów na cześć humanizmu i renesansu, które od wielu lat zalegają księgarnie i biblioteki. Kiedy zawarte tam treści oczyścimy ze cienkiej niezwykle warstwy hagiograficznej zostaje nam czysta groza. I ja o tej grozie napisałem książkę. Napisałem ją także, ponieważ uderzyły mnie w trakcie lektury żywe i przypominające rysunek przez kalkę podobieństwa pomiędzy tamtymi czasami a współczesnością. Tak duże, że sam nie mogłem w to uwierzyć, żeby je jednak uwypuklić i wskazać musiałem swoje lektury uzupełnić o pewien rodzaj książek, które są niepopularne, niewznawiane i przez historyków lekceważone. Chodzi mi o prace dotyczące gospodarki, górnictwa i pieniądza w ogóle. Nie jest tego dużo i są to rzeczy rozproszone, ale istnieją i można je stosunkowo łatwo znaleźć.
Kiedy to wszystko zrobiłem, a wierzcie mi, że nie pochłonęło to zbyt wiele czasu, razem z pisaniem 300 stronicowej książki raptem dwa i pół miesiąca, wydawało mi się, że odkryłem na nowo Amerykę. Wiem, oczywiście, że to nieprawda, bo dla specjalistów, historyków i ludzi, którzy siedzą w temacie, nie są to żadne rewelacje. Na poziomie jednak tak zwanego zwykłego czytelnika, za którego się uważam, rzeczy zmieniają się bardzo mocno. Nic bowiem nie wygląda tak, jak to się nam usiłuje przedstawić w szkole, na lekcjach historii i nic nie jest tym czym się wydaje. I wierzcie mi, że nie mogłem się powstrzymać po prostu, od bardzo cierpkich uwag na temat autorów, którzy o stuleciu XVI pisali i piszą. Nie mogłem, bo są w tych książkach rzeczy nieprawdopodobne. Wszystkie one jedna w drugą, mają charakter propagandowy i kiedy dołożymy do ich treści to o czym już mówiłem czyli historię gospodarczą, obnażają bez litośnie istotną funkcję historyków, tych żyjących w XIX wieku, tych piszących w komunizmie i tych dzisiejszych. Jest to funkcja propagandowa, a ostrze tej propagandy wymierzone jest w Kościół i ludzi posiadających ziemię. Po prostu. I nic tu więcej nie trzeba dodawać. Dokładnie tak samo jest z produkowanym dzisiaj raportami. Te jednak dołożyły do starej narracji wątek dzieci i życia rodziny.
I kiedy miałem już za sobą tę dręczącą lekturę, pomyślałem sobie, że napisanie książki propagandowej, tyle, że z odwróconym wektorem nie może być przecież wcale trudne. I to właśnie zrobiłem. Siedzę teraz i modlę się, żeby korekta się gdzieś tam nie rozsypała, żeby programy komputerowe niczego nie pomieszały. Druk będzie trwał 9 dni. Trochę długo. Jakoś wytrzymam.
Ponieważ Baśń jest Baśnią, a ja nie aspiruję do awansu w hierarchiach naukowych, nie cofałem się w trakcie jej pisania przed żadną nawet najbardziej fantastyczną hipotezą, tym mniej miałem obaw, że leżały obok mnie wspomniane już publikacje o gospodarce i wydobyciu, w których znajdują się rzeczy zupełnie fantastyczne i fascynujące. Dołączyłem listę lektur. Każdy będzie mógł sobie sprawdzić co tam jest i poczytać.
Póki co zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić „Elementarz” Toyaha. Już w cenie 30 złotych plus koszta wysyłki, która właśnie się rozpoczęła. Zaraz jadę na pocztę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12577
Człowieku czy ty nie zauważyłeś że od transmutacji metali i alchemii minęło sporo czasu i teraz mamy chemię i naukowców którzy się nią poważnie zajmują?
Dzięki ich pracy mamy wiele, bardzo wiele, od leków po wygodne sportowe obuwie z tworzyw sztucznych?
I co mamy im nie wierzyć, nie słuchać, przemysł ma nie stosować ich odkryć tylko ciebie panie Coryllus? Zamiast ich "raportów" Baśń mają przeczytać i zastosować do opracowania leku na raka?
Nie posuwasz się pan w tych bzdurach na temat nauki za daleko? Jakieś kompleksy czy po prostu niewiedza?
Na jakiego raka?
I piszesz o nauce?
ja piszę o alchemii.
Pytam panie Coryllusie jak sie ma ten tytuł do treści pana notki?!
uważam, że nijak, tytuł o wozie, a notka o kozie.
No i co z tego? Chyba autorowi wolno tytułować tekst tak jak mu się podoba? Czy coś się może w tej kwestii zmieniło?
Postaw jeszsz parę wykrzykników /tak, to jest "I" z kropeczką pod spodem/ a będziesz ładniejszy.
Albowiem język, jakiego używasz, przerasta ciebie. Dam ci dwa przykłady przekrętów leksykalnych nie przystojących szanującemu siebie komentatorowi:
"książka (...) będzie argumentowana"
"...jako rzekomo raporty nimi są"
Asan Niewolnik, wybrałeś sobie nader niegodny nick. Abstrahując od tego smętnego wyboru, od tej oddającej pole autodeprecjacji, opowiem Ci jaki jeszcze znaczniejszy błąd robisz: ZAPRZĘGASZ WÓZ PRZED KONIA.
Otóż nie posiadasz umiejętności uczciwego człowieka (nazywanych in Lingua Latina "artes liberales" - liberales, czyli wolne od nacisku, od wpływu, uczciwe, rzetelne, niezależne) jakich uczono kiedyś w TRIVIUM. Zapytaj wujka Guglińskiego, co zacz, owo trivium.
Nie posiadając trywialnych umiejętności wypowiadasz się tu o wiedzy, jaką wykładano w QUADRIVIUM, a tak się nie da. Najpierw trywialne kunszta opanuj swadnie - a to logikę, retorykę i gramatykę - a opanowawszy je, rzucaj się śmiało na opowiadanie innym o Mierze, Matematyce, Mechanice i Muzyce czyli naukach kwadriwialnych.
Mój drogi, Coryllus ma TRIVIUM w małym palcu. Jego wycieczka w dziedzinę nauk jest więc uzasadniona. I tu zgodzę się z Tobą, że czytając tom II Polskich Historii Gabriela Maciejewskiego nauczysz siebie niejednego, w radości i lekko a skutecznie. Tak przypuszczasz powyżej komentując nieznaną jeszcze książkę Ty sam, a Ty przecież wiesz najlepiej.
Kupuj tom II - i nie zapomnij o tomie I księgi Baśń Jak Niedźwiedź - Polskie Historie. Bywaj!
(kilka) tylko rozumisz je? Chiba nie.
Z tekstu widać, że ani trochę. Gościówa to taka super laska, ktoś "nie byle kto"
a ty taka sobie. Chyba, ze feministka, jak ministra, no to gościówa, ale z lewackimi feministkami tu się nie rozmawia.
Podpisz się po prostu Gość albo jakkolwiek tylko nie gościówa, to tak pretensjonalne jakbym się podpisał Macho.
Semantyka - vide Słownik wyrazów obcych.
POWTARZASZ? CZY ALZHEIMER? Niewolnikowi niżej już to SAMO napisałaś.
HA HA HA HA HA i ty kogoś opluwasz?
Koniecznie do neurologa !
Pana doktora
Otóż, to, ze słyszałaś pani o logice (i kilku innych sprawach) nie świadczy, ze ją rozumiesz a zwłaszcza stosujesz. Dowodem jest absolutne nie rozumienie istoty mojego tekstu. I nie będe tracil czasu na wyjasnienia bo mądrej głowie.... Już tu jedna zakochana pisała wprost do Coryllusa, więc może swe afekta skieruj wprost do niego oszczędzając mi czasu?
Wypominanie mi nie znaczacych merytorycznie błędów (Coryllusowa maniera - opluc bez argumentów) jest o tyle nikczemne, ze;
1. po bardzo niedawnym niemal smiertelnym wypadku pisze w niewygodnej pozycji, bowiem zostałem kaleką, stad źle widzę i trafiam w klawiaturę
2.od pewnego czasu klawiaturę mam tez lekko uszkodzoną.
3. ale mózg mam bardzo sprawny mimo silnego bólu i na logice znam się, bo studiowałem ją wiele lat! I doskonale jako erudyta odróżniam pseudonakowośc od nauki i fakt, że notka C. roi sie od sprzeczności i w szkole dano by ndst za takie wypracowanie - z dopiskiem nie na temat! (z wykrzyknikiem wlaśnie0.
jest to kolejna autoreklamowa notka deprecjonująca znowu kolejne środowisko zaowodowe - teraz naukowców, wcześniej uznanych dziennikarzy, potem pisarzy - examplum: Ziemkiewicz, Łysiak itd itp. Kiedy księża, kiedy lekarze, inżynierowie. Coryllusie czas na nich te bezrozumną masę.
P.S. Wzorem pani powtarzam się, adaptuję się po prostu.
zastosuj:
Buprenorphine 5µg/h..20µg/h (nazwa handlowa Butrans®, dopuszczenie przez amerykańską FDA z dnia 11 lipca 2010 roku)
alternatywnie:
Tetracepam 50mg..200mg (powszechnie znany, nie wymaga uzasadnień)
lub
Cyklobenzoapirynę 10mg..30mg (nazwa handlowa Amrix®, dopuszczenie przez amerykańską FDA z 2007 roku)
Powodzenia, nie daj się bólowi. Twój analgezjolog doradzi Ci właściwy z nich. Ale pytaj go o wszystkie trzy. To są częściowo nowe leki, więc starsi lekarze mają z nimi odrobinę czytania - rozumiesz. Nalegaj.
biorę Tramal w dawkach już 400-500 mg/m.in. neuropatia
Potrzebujesz nowej diagnozy. Uczciwej. Zmień lekarza.
grunt to trafić na dobrego specjalistę. W wolnej chwili muszę zrobić wywiad, m.in. w internecie. leki zapisałem sobie. Tramal uzależnia, stąd dawki rosną, a by coś w miarę sensownie zrobić na kompie i nie tylko, jest niezbędny do koncentracji.
biorę Tramal w dawkach już 400-500 mg/m.in. neuropatia
Szydzisz bowiem z mojego nicka, że niby smętny i takie tam... Móglbym poprzestać na tym, ze mój nick to mój wybór i nic ci do tego, ale dodam, bo życie uczy i może się czegoś nauczysz, ze widocznie są głębsze przesłanki dla takiego wyboru. A jakie to już rzeczywiście moja sprawa.
Bełkot a la Coryllią. trywialne umiejętności, gratuluję rozumienia sensu słów. No i te imiesłowy rozpoczynające zdanie, cecha niedouczonych w piśmie.
Ja mam "I" z dwoma kropeczkami pod spodem i jestem przez to ładny ponętny wręcz.
Widać brakuje ci podniety i tej jednej kropeczki jeszcze może? Cos jak z przedszkola: oto zagadka 2 kulki i .... Czy o to ci chodziło?
z ciebie dżentelmen.
tytułu z treścią tekstu Leszczyny vel Coryllus?
Związek tytułu z treścią zawiera się w haśle "poczytaj mi mamo".
Proste, nieprawdaż?
z Coryllusem ten zacny portal poniżej onetu! Za chwile stanie się ten blog synonimem głupoty i miejscem jak oddział zamknięty w psychiatryku.
Nie pisz już proszę.
Poproś mamę nich ci czyta jakieś bajki, Baśnie jak wieloryby i inne takie, w tym GW.
Chyba Coryllus, że to ty pod tym nickiem?
Wszystko trzeba wyjaśniać tym dowcipasom, rozpacz. Niech więc będzie, podnieś wzrok, będzie o mnie:
- yada, yada = i tak dalej
- MAKRO = przeciwieństwo MIKRO
- Gościówa = równy Gość (zasłyszane)
Teraz o Tobie: leszczyna, mój drogi, to "corylus avellana". Przydomek Coryllus jest unikatem nie występującym nigdzie indziej, nie spotykanym nigdzie indziej - poza mianem, jakie przybrał Autor Notki. Fantazjuj więc radośnie na temat drzewek, ale wpierw miej wzgląd na fakty.
A teraz do rzeczy:
Coryllus napisał notkę antynomiczną. Antynomia to jest figura retoryczna, która tu opisuje kontrast pomiędzy etosem reportera raportującego (owe "dzieci, na które nigo już nie stać" są jedynie przykładem negatywnego etosu reprezentowanego przez płatnego kłamcę podającego się opinii publicznej jako "badacz, naukowiec, bezstronny obserwator") a pisarza opowiadającego historie, które zbudowane są na LOGOS, a więc nie mające czytelnika szarpać emocjonalnie, lecz skłonić go do własnego oglądu rzeczywistości w perspektywie historycznej, która nakreślona jest jako most łączący wiek XVI z XXI.
"Poczytaj mi mamo" to seria książek wydawanych w czasach, gdy wielu z nas - naszych ojców i matek - nie miało dziadków, którzy zginęli lub na długo wyjechali. Stąd potrzeba oparcia się na LOGOS zawartego w słowie drukowanym. Pisała Ewa Szelburg-Zarembina, Kornel Makuszyński, inni. Wydawała to chyba "NK" ale to nie ma już dziś znaczenia, kto te wartościowe książki tłoczył. Miały zastąpić dziadków, jakoś.
Ty też będziesz dziadkiem, o ile Ci feministki pozwolą, lub nie będziesz, o ile cię ostatecznie emaskulują. A Twoje dzieci będą ten sam problem miały w potędze, bo na razie nie zanosi się na odwrócenie upadku cywilizacji białego człowieka, polegającego na konstrukcji światów wirtualnych, zamieszkiwanych przez "single" i.t.p. twory wyobraźni.
Oto antynomia Coryllusa: etos popychanych kłamców kontra etos ludzi wolnych, ludzi odpowiedzialnych.
Nie rozumiesz?
TO Ty JESTEŚ ODPOWIEDZIALNY za to, czy będzie komu czytać Historie Polskie Coryllusa za 40, 50, 60 lat. Bo na razie czytasz raporty pisane przez popychadła, i drwisz sobie z rzeczywistości.
Teraz rozumiesz.