Ucieszył mnie żywy odzew internautów na mój wpis „Ułani, ułani...” Pójdźmy zatem po ciosie... Dziś kolejne, historyczno-współczesne dywagacje na temat „królowej broni” – piechoty...
Od wieków formacje piechoty decydowały o ostatecznym zwycięstwie nad nieprzyjacielem. Nawet dziś, kiedy ostrzałem artyleryjskim, rakietami i bombami można zamienić teren przeciwnika w spaloną ziemię – przychodzi prędzej czy później potrzeba fizycznego przejęcia jego terytorium.
I wtedy do akcji wkracza piechota. Pieszo, samochodami, barkami desantowymi, transporterami opancerzonymi, samolotami, na spadochronach - wszelakimi rodzajami środków transportu piechota dostarczana jest na pole walki, by wyeliminować resztki oporu i przejąć kontrolę nad wrogim krajem.
I tu natrafia najczęściej na piechotę strony przeciwnej. Tej drugiej sprzyja wszystko: zawsze łatwiej się bronić, niż atakować. Do tego dochodzi znajomość topografii, wsparcie ludności cywilnej i – co jest największym atutem – walka o własny dom, rodziny, małą ojczyznę - sprzyjająca aktom heroicznym i desperacji typu kamikadze...
Przykład Afganistanu udowadnia, że można stanąć naprzeciw największych mocarstw światowych z „kałachem” w jednym, a bazooką w drugim ręku i – przy sprzyjających warunkach, właściwemu przeszkoleniu i motywacji (morale) – zadawać wrogowi bolesne straty. Przekonali się już o tym Rosjanie, do tych samych wniosków dochodzą dziś siły amerykańskiej koalicji...
Podoba mi się model armii szwajcarskiej: każdy dorosły, szkolony regularnie w samoobronie obywatel ma w domu mundur i sejf z karabinem maszynowym. W przypadku zagrożenia i mobilizacji w ciągu najdalej godziny stawia się wraz z innymi kolegami w punkcie zbornym. Takie paramilitarne oddziały, wspierane przez regularne oddziały wojska i policji - odcinając przełęcze, szlaki komunikacyjne i chroniąc ważne obiekty strategiczne potrafią zgotować napastnikom krwawą łaźnię... Co ciekawe – nie zdarzają się prawie próby użycia broni służbowej do celów przestępczych; powodem jest restrykcyjne prawo Szwajcarii, karzące za to bodajże „czapą”. Dlatego, jak ktoś chce koniecznie napaść na bank, woli kupić sobie pistolet na czarnym rynku, niż ryzykować maksymalny wyrok...
No cóż, ja jeszcze potrafię złożyć i rozłożyć „kałacha”; jako dowódca działonu haubic mógłbym od biedy pokierować obroną swego odcinka za rogiem ulicy. Ale nasi synowie, dzięki obecnej polityce Państwa nie posiądą już tej nieskomplikowanej wiedzy. Oby – broniąc się niegdyś przed służbą w swoim wojsku nie doświadczyli w niedalekiej przyszłości ciężaru utrzymywania obcej armii. Albo wręcz siłowego wcielenia do formacji zbrojnych najeźdźców, jak to miało miejsce podczas rozbiorów...
Lech Makowiecki
P.S. Z cyklu znalezione w sieci; kiedy my się rozbrajamy na potęgę, wyśmiewamy z polskiej historii, bagatelizujemy zagrożenia i żyjemy dniem dzisiejszym – nasi wschodni sąsiedzi postępują wręcz odwrotnie.
Ulubiony zespół Putina – „LUBE” – nie ma żadnych problemów z promowaniem rosyjskiego patriotyzmu, munduru i dumy narodowej; oto jeden z ich przebojów „Dawaj za”...
http://www.youtube.com/w…
A tak wygląda morderczy trening legendarnego Specnazu; strach się bać...
http://www.youtube.com/w…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3295
Byłem na filmie "5 dni wojny" (o inwazji Rosji na Gruzję)... Na seansie było ok. 10 osób. Nikt nie chce wiedzieć, co nas może czekać już za chwilę. Bo przecież napadają, mordują i gwałcą zawsze gdzieś daleko... Pozdrawiam!