1. Wczoraj na posiedzeniu Rady Ministrów premier Tusk poinformował o zgodzie Komisji Europejskiej na pomoc publiczną dla pierwszej polskiej elektrowni atomowej w wysokości 60,2 mld zł. Przygotowanie decyzja KE w tej sprawie, trwało blisko 12 miesięcy, ale i tak wydana ona została wydana dosyć szybko, tyle tylko, że samo wystąpienie o nią rządu Tuska, nastąpiło z blisko rocznym opóźnieniem, bo dopiero na koniec grudnia 2024 roku, zamiast na początku 2024 roku. Co więcej warunki wydania zgody na pomoc publiczną, są gorsze, niż te o które wystąpiliśmy, chodzi o zgodę na czas trwania tzw. kontraktu różnicowego, czyli stałej ceny zapewniającej inwestorowi i przyszłemu operatorowi stabilne przychody. Wnioskowaliśmy o 60 lat, KE zgodziła się na 40 lat co oznacza konieczność szybszej spłaty kredytu zaciągniętego na tę inwestycję ( kwota ponad 130 mld zł, w sytuacji kiedy cały koszt tej inwestycji jest szacowany na ponad 190 mld zł) i tym samym wyższą cenę prądu, która ma wynosić około 500 zł /MWh. Przy dłuższym okresie na ten kontrakt różnicowy, cena energii byłaby wyraźnie niższa od ceny energii pochodzącej z farmy wiatrowej na morzu ustalonej na 512 zł /MWh i to oznaczałoby, że elektrownia ta pracowałaby z bardzo wysokim obciążeniem (sieci energetyczne zgłaszają zapotrzebowanie na energię, zaczynając od energii najtańszej).
2. Mimo tych niekorzystnych uwarunkowań decyzji KE o zgodzie na pomoc publiczną, dobrze że wreszcie ona jest i być może spowoduje to przyspieszenie konkretnych działań związanych z realizacją tej inwestycji. Choć minister Motyka na wczorajszej konferencji prasowej, ostudził jakikolwiek zapał w tej sprawie informując, że pierwsze roboty budowlane na placu budowy elektrowni atomowej, zaczną się dopiero w 2028 roku, a więc niestety dopiero za dwa lata i być może będzie to robił już następny rząd. Co więcej oznacza to także przesuniecie o kolejne 3 lata oddania do użytku pierwszego bloku energetycznego elektrowni, z harmonogramu realizowanego przez rząd Morawieckiego wynikało, że będzie to w roku 2033, teraz minister twierdzi ,że będzie to w roku 2036, a znawcy realizacji tego rodzaju inwestycji, twierdzą, że opóźnienia mogą spowodować, że energię z pierwszego bloku tej elektrowni, będziemy mieli dopiero w roku 2040.
3. Przypomnijmy, że tuż przejęciu władzy przez Tuska, okazało się budowa pierwszej elektrowni atomowej Lubiatowo-Kopalino w gminie Choczewo w województwie pomorskim jest zagrożona, ponieważ nowo powołana wojewoda pomorska poinformowała, że rozpoczęły się poszukiwania dla jej nowej lokalizacji. Ponieważ dla dotychczasowej lokalizacji wydano decyzję środowiskową po 7 latach intensywnych prac rządu Prawa i Sprawiedliwości (i był to najkrótszy okres z możliwych), to podjęcie takiej decyzji oznaczałoby przesunięcie jej realizacji o taki okres i najprawdopodobniej wycofanie się z tego przedsięwzięcia amerykańskiego inwestora z tej branży czyli firmy Westinghouse, posiadającej najnowocześniejszą technologię w tym zakresie. Tak naprawdę oznaczałoby to rezygnację z energetyki jądrowej w Polsce i w sytuacji kontynuacji restrykcyjnej polityki klimatycznej przez UE, trwałe uzależnienie naszego kraju od importu energii z zagranicy (skoro mamy ograniczać polską energetykę węglową). Po tej wypowiedzi wojewody pomorskiej wybuchł skandal i po paromiesięcznych przepychankach, wycofano się z poszukiwania nowej lokalizacji, ale tak naprawdę cały rok 2024, został stracony dla tej inwestycji.
4. Na jesieni 2024 ówczesna minister przemysłu Marzena Czarnecka, której podlegał pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej poinformowała, że oddanie elektrowni atomowej rząd przesuwa z roku 2033 na rok 2040, a więc tak naprawdę „na wieczne nigdy” ( po likwidacji ministerstwa przemysłu nadzór na ta inwestycją przejął resort energii). Powszechną wiedzą jest, że rząd Tuska i sam premier na skutek niemieckiej presji, „nie ma serca” energetyki atomowej w Polsce, świadczy o tym także fakt, że budowy drugiej elektrowni z udziałem ZEPAK, firm koreańskich i PGE, która miała być oddana do użytku w 2035 roku, właściwie zaniechano, ponieważ polska spółka Skarbu Państwa, mająca wiodący udział w tym przedsięwzięciu, się z niego oficjalnie wycofała. Po tej decyzji, prawie natychmiast dowiedzieliśmy się, że koreańska firma, która miała budować elektrownie atomową w Polsce, wygrała przetarg za ok. 9 mld USD na budowę 2 nowych bloków w istniejącej już elektrowni atomowej Dukovany w Czechach.
5. Decyzja KE o zgodzie na pomoc publiczną wręcz przymusza rząd do realizacji tej inwestycji, jeszcze w tym roku musi on przekazać 4,6 mld zł do spółki EJ, bo takie środki w postaci papierów skarbowych zostały zapisane w tegorocznej ustawie budżetowej. Ale kolejne opóźnienia w procesie realizacyjnym tej elektrowni powodują ,że ciągle nie ma pewności, czy obecna ekipa rządowa nie mydli oczu opinii publicznej , że ją budujemy, choć doskonale wiemy, że Niemcy robią i jeszcze zrobią wszystko, żeby ona w Polsce jednak, nie powstała.
PiS przez dwie kadencje nie wbił nawet łopaty, a teraz szloch.
... .-. .- .-.. .. ... -- .- --.. --. .- .-.. .. ... .-. . ..-. . .-. . -. -.. ..- ... -.. ..- .--. - ..- ...
Panie Pośle, istotna jest jedna informacja, w Polsacie padła informacja, że prąd z tej elektrowni będzie miał charakter tylko uzupełniający, czyli jak będzie brakowało energii z wiatraków, czy innych PV, które mają priorytet.
Ta elektrownia będzie pracować na określony % mocy, co oznacza, że koszt tej energii będzie dużo wyższy niż z innych źródeł.
Farmy wiatraków, czy PV mają pierwszeństwo, one nie są własnością polskich inwestorów.