6 sierpnia 2025 roku. Nowy prezydent – Karol Nawrocki – wygłasza swoje inauguracyjne orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym. Mówi o „Polsce naszych marzeń”, o wspólnocie ponad podziałami, o silnym państwie, które nie przeprasza za swoją obecność, ale swoją obecnością służy. To moment podniosły. Z definicji. Ale też politycznie nieoczywisty, bo oto nowa kadencja zaczyna się w cieniu głębokiego deficytu zaufania do instytucji publicznych. A zaufanie, jak pisałem wcześniej we wpisach o naprawie państwa, nie wraca od samego tonu.
Słuchałem tego wystąpienia z mieszaniną gotowości i ostrożności. Gotowości do uznania, że być może jesteśmy świadkami próby. Ostrożności, bo próby już były. I zbyt często kończyły się grą w pozory.
Nawrocki powiedział dziś kilka rzeczy, które rezonują z tym, co od kilkunastu dni diagnozuję w swoim cyklu. Mówił o potrzebie „silnego państwa”, o „zderzeniu racjonalności z emocją”, o inwestycjach strategicznych, które mogą wyznaczyć nową oś wspólnego działania. Mówił językiem, który stara się łączyć, przynajmniej deklaratywnie. To ważne. Ale dla mnie to dopiero pierwszy akapit, nie rozdział.
Niedługo zacznę nowy cykl wpisów o prezydenturze. Ale nie o prezydencie jako postaci. O jego działaniach, decyzjach, milczeniach i momentach, w których będzie mógł wybrać: czy stanie po stronie realnych zmian, czy tylko zapisze się w historii jako prezydent deklaracji.
Na czym skupię uwagę? Oto cztery kluczowe obszary, w których słowa trzeba będzie przełożyć na reformy:
1. Praworządność i niezależność instytucji
Nowy prezydent deklaruje szacunek dla porządku konstytucyjnego. Ale to właśnie w tej dziedzinie zaufanie publiczne zostało wyjałowione do kości. Jeśli Karol Nawrocki chce być „prezydentem silnego państwa”, niech stanie w obronie niezależnych sądów, realnego trójpodziału władzy i kompetentnych instytucji, także tych, które nie klaszczą.
2. Inwestycje publiczne jako projekt wspólny, a nie wyborczy
Padły zapowiedzi kontynuacji CPK, atomu, projektów infrastrukturalnych. Dobrze. Ale kluczowe będzie nie to, że coś się „buduje”, lecz jak i dla kogo. Czy będzie tam rachunek zysków i strat, plan społeczny, przejrzystość finansowania? Czy prezydent stanie się recenzentem realnych potrzeb, czy tylko notariuszem narracji o „wielkości”?
3. Bezpieczeństwo, które nie kończy się na granicy
Nawrocki podkreśla znaczenie bezpieczeństwa militarnego. Ale państwo to także bezpieczeństwo socjalne, edukacyjne, zdrowotne. Czy głowa państwa stanie po stronie dzieci z powiatowej szkoły, pielęgniarek na dyżurze, samotnych opiekunów? Czy dostrzeże człowieka nie tylko w deklaracjach, ale i tam, gdzie realnie bywa bezradny?
4. Dialog z ludźmi – nie z elektoratem
Prezydent mówił dziś o potrzebie jedności. Ale czy to oznacza dialog z tymi, którzy mają inne poglądy, czy tylko z tymi, którzy mają podobne obawy? Czy urząd prezydencki stanie się miejscem otwartych konsultacji, czy tylko eleganckim megafonem? Czy prezydent będzie mediatorem, czy jedynie dekoracją polaryzacji?
Słuchałem dziś Prezydenta z uwagą i przyznaję: była w tym przemówieniu nadzieja. Był ton, który daje szansę. Ale też, jak mówi stare porzekadło, nadzieja to nie strategia. Dlatego notes zostaje otwarty. I po niedługim czasie wrócę, by zapisać: co z tych słów zostało w działaniu. Czego zabrakło. I co musi się zmienić.
Bo naprawa państwa zaczyna się nie od przemówienia, ale od decyzji. I od odwagi. Tej codziennej, nie tylko tej w światle kamer.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3296
Ja się zająłem nie treścią mowy,ale samym mówcą...z racji skrzywienia zawodowego.
Mowa ciała...za dużo machania rękami, spoglądania na Dudę,kierowanie słów i twarzy od lewej do prawej strony...i niekiedy uśmiech...nie w porę...nie wiadomo po co i do kogo!
Musi zatrudnić fachowca o wizerunku [mowa ciała] i ekspresja wypowiedzi,dziś to była amatorszczyzna.
Weźmy USA,tam sie tego uczą na Uniwersytecie i później prywatnie jak chcą startować w polityce.
Media "nasze" hłe,hłe hłe...wPosce24.pl na 3 minuty przed rozpoczęciem transmisji DAJĄ DEBILNE REKLAMY!!!
Moja żona rozkazała: daj Trwam,bo mnie szlag trafi.Dałem...
Republika jak zwykle...musi dyskutować...a telewizja braci Karnowskich,to podarunek od Grzesia Hajdarowicza...portal,gazeta...geszeft!
Ja poczekam z trzy tygodnie...niech Pan prezydent się rozglądnie po lokalu i poszuka jakie trupy zostawił w szafach Duda....
Marudzisz. Nic się tobie nie podoba u polskich patriotów. Jakoś nie widziałem twoich wpisów, w których podkreślałeś posępność i widoczną udrękę Tuska, który nigdy sie nie uśmiecha, o ile nie widzi Niemki Leyen. Dla niego bycie na Wiejskiej to koszmar, który nie tylko dla jego dobra powinien się jak najszybciej skończyć, tylko jego mocodawcy mu nie pozwalają.
Prezydent Nawrocki prezentuje styl amerykański. Ludzie i tak nie zapamiętają, że mówił ważne rzeczy, ale zapamiętają że był pogodny, że się uśmiechał i nie był posępny jak jakiś komtur krzyżacki na komturii :)
https://niepoprawni.pl/b…
Zacznijmy od tego, że istotnie, część środowisk opozycyjnych przyjęła inaugurację Karola Nawrockiego w sposób otwarcie krytyczny, a czasem pogardliwy. Poseł Giertych złożył protest, Donald Tusk zapowiedział ograniczanie roli prezydenta, inni politycy w tonie lekceważącym mówili o „figurancie”. To wszystko fakty. Ale właśnie dlatego warto wrócić do sedna idei prezydentury – jej misją nie jest dialog łatwy, ale trudny. Nie z klakierami, ale z krytykami.
Prezydent ma być gwarantem ciągłości władzy, a nie jej frakcyjnym przedstawicielem. Kiedy zatem ktoś odrzuca dialog, obowiązkiem głowy państwa nie jest się obrażać, ale zostawić drzwi otwarte, nawet jeśli druga strona trzaska nimi za każdym razem. To nie gest naiwności, to element siły instytucji.
Czy prezydent ma być bezbronny wobec agresji? Nie. Ale jego siłą jest opanowanie, nie odwet. Owszem, Tusk „jątrzy”, Giertych prowokuje, część opinii publicznej nie daje nowemu prezydentowi szansy. Ale jeśli będziemy odpowiadać tym samym językiem, to pogłębimy tylko chaos, z którego później każda strona będzie chciała się ratować na własną rękę. I w końcu znów nikt nie będzie miał większości zdolnej naprawić państwo.
Dlatego właśnie napisałem, że dialog z ludźmi, nie elektoratem, jest dziś próbą najtrudniejszą. Bo obejmuje także tych, którzy szydzą i nie chcą słuchać. Ale państwo nie może być „dla swoich”, bo wtedy przestaje być państwem.
Jeśli chcemy obronić realny wpływ prezydenta, musimy pokazać, że to nie on zamyka się w bańce. Że mówi do wszystkich, nawet do tych, którzy dziś stoją pod Sejmem z ironicznym banerem.
W notesie warto zapisać nie tylko chamskie reakcje opozycji, ale też to, jak nowy prezydent na nie odpowiada. Czy zachowa format, czy ulegnie politycznemu instynktowi odwetu. Od tego zależy coś ważniejszego niż jego osobista pozycja – zależy wiarygodność instytucji prezydenta. A to, bez względu na sympatie, leży w interesie „spraw polskich”.
W parlamentarnym systemie sprawowania władzy Pan Nawrocki może zrealizować wszystkie swe obietnice poprzez inicjatywy. Te nie będą go wiele kosztowały.
Gorzej z ich realizacją, tych obietnic. One bowiem muszą przejść przez procedurę legislacji, a przy obecnym rządzie sterowanym z Berlina większość nie przejdzie.
Wyczuwam jednak, że ta koalicja zaprzaństwa nie dotrwa do końca kadencji. A wtedy, kto to wie?
Twoja obawa, że „większość nie przejdzie” w Sejmie, jest zrozumiała, ale tu właśnie widać, jak ważna będzie umiejętność prezydenta do działania ponad podziałami. Trudno liczyć na współpracę z rządem, ale jeśli prezydent zdobędzie społeczne poparcie dla sensownych propozycji – presja może działać także na niechętną większość.
Zgoda, wiele z jego propozycji może utknąć. Ale od tego, jak będą przygotowane i przedstawione, zależy, czy przyniosą efekt. Nawet przy trudnym Sejmie prezydent może być skuteczny – jeśli nie zamknie się w politycznej kontrze.
Co do słów o „zaprzaństwie” czy „sterowaniu z Berlina” – rozumiem emocje, ale warto trzymać się konkretów. Bo to, co najważniejsze, to nie kto kogo przetrzyma, ale co prezydent, mimo przeszkód, zdoła zrobić dla ludzi.
I tego właśnie mam zamiar uważnie i uczciwie pilnować.
Taki los urzędu. A w czasach kryzysu zaufania – tym bardziej.
To prawda, że już od pierwszych godzin kadencji Karola Nawrockiego widać potężną presję i gotowość części środowisk do delegitymizowania jego prezydentury. Używasz ostrych określeń, i jakkolwiek nie użyłbym niektórych z nich, zgadzam się, że styl niektórych wypowiedzi (np. Lisa czy Millera) rzeczywiście zasługuje na krytykę. Ale tu właśnie wracamy do sedna – co z tym wszystkim może zrobić prezydent?
Nie wszystko. Ale coś na pewno. Może zachować powagę w obliczu pogardy. Może odpowiadać treścią, a nie tylko kontrnarracją. Może unikać taniej symboliki wojny i nie stawać się częścią spektaklu nienawiści – nawet gdy zostaje do niego wciągany.
Nie ma wątpliwości, że współpraca z obecnym rządem będzie trudna, może chwilami niemożliwa. Ale to właśnie w tym kontekście prezydent będzie testowany nie z lojalności wobec obozu, lecz z jakości instytucjonalnej – czy umie pełnić funkcję arbitra, rzecznika interesu państwa, a nie tylko jednego jego obozu.
I tak, zapowiadam, że działania prezydenta będą pod lupą. Ale to nie jest zamach na jego pozycję. To standard demokracji – weryfikować nie tylko słowa, ale i efekty. I wierz mi – w cyklu o naprawie państwa rząd także będzie rozliczany. Tylko że prezydent właśnie objął urząd, a rząd, jest u władzy od miesięcy.
Obaj, prezydent i rząd, mają przed sobą trudne czasy. Ale jeśli teraz zamienimy każdą próbę debaty w plemienny okrzyk: „nie dotykać naszego!”, to nie tylko niczego nie naprawimy. Wrócimy do punktu wyjścia. A przecież wszyscy wiemy, jak on wygląda.
https://zapodaj.net/imag…
Czy dochodzi do napięć między rządem a prezydentem? Tak, ale to nie jest cecha „bantustanu”, tylko demokracji. Wiele zachodnich państw ma podobne konflikty, to cena równoważenia władz, nie efekt spisku. Ustawa zasadnicza z 1997 roku była kompromisem, nie idealnym, ale uchwalonym w wolnej Polsce, przez wybranych demokratycznie przedstawicieli. Z jednego powodu, o którym często wspominam, tę właśnie Konstytucję uważam z najlepszą w nasze historii, ale teraz nie o to chodzi.
Zamiast wrzucać wszystko do kosza, lepiej sprawdzać, jak ten prezydent wykorzysta realne kompetencje i gdzie rzeczywiście napotka ścianę. Krytyka jest potrzebna, ale warto, by była oparta na faktach, nie wyłącznie na podejrzeniach co do złych intencji autorów konstytucji.
Nie ma się co łudzić: żadne elity, choćby najbardziej światłe, niczego nie zrobią, jeśli społeczeństwo nie widzi potrzeby zmian, nie czuje się ich współautorem, nie rozumie ich mechanizmów i nie potrafi ich egzekwować. A dziś? Dziś przeciętny głąb nie odróżnia kompetencji prezydenta od premiera, ministra od marszałka, a Trybunału Konstytucyjnego od sądu okręgowego.
To nie wina konstytucji, że plebs wybiera raz po raz populistów, krzykaczy i cyników. To nie spisek służb sprawia, że miliony głosują bez refleksji, na podstawie emocji, uprzedzeń i telewizyjnych banałów. Państwo to nie teatr kukiełkowy, w którym winni są zawsze „oni”. To także, a może przede wszystkim, lustro naszej zbiorowej dojrzałości.
Prawda jest bolesna: społeczeństwo nie dorosło do odpowiedzialności za państwo. Brakuje wiedzy, dyscypliny, zainteresowania, chęci rozumienia. Jest za to wieczna pretensja – że wszystko źle, że winni „oni”, że „nie da się nic zrobić”. Otóż da się, ale trzeba najpierw chcieć zrozumieć, a potem wymagać – nie tylko od władzy, ale od siebie.
I dlatego właśnie, niezależnie od tego, jaką konstytucję mamy, nic się nie zmieni, dopóki nie zmieni się mentalność zbiorowa. Od żmudnej pracy u podstaw, przez edukację obywatelską, aż po odpowiedzialne uczestnictwo w debacie publicznej.
Innej drogi nie ma.
Bo elyty działają tylko w swoim wąsko POjętym interesie. Nam dajecie worek ziemniaków, a dla was idzie cała reszta frykasów:)
Dlatego wygrywają politycy głoszący pro-społeczne hasła, pro-narodowe hasła. Co elyty nazywają faszyzmem i rasizmem. Bo to elytom ma być dobrze, a nie jakiemuś plebsowi :) :) :)
Pytanie tylko: czy zawsze musi się zamykać?
Nie mają co jeść? To niech jedzą ciasteczka :)
Takiego rodzaju POrady dawał Bredzisław. Jak wyszedł na ulicę to nie było co z Bredzisława zbierać. I to są elyty w Bolanda :) :) :)
https://www.youtube.com/watch?v=Vc1U-1D1UC8
Bronisław Komorowski i specjalista od kur.
10 lat temu
"Skubany" na wiece przychodzi pijany. Dawać wincej, mam zakwasy na brzuchu, czekam na więcej wystąpień.
Jeśli jednak mówisz: „Społeczeństwo nie dorosło – ano nie dorosło, ale dlaczego?” – to odpowiedź, choć nieprzyjemna, jest brutalnie prosta: bo nie chciało.
Nie chciało być obywatelskie, nie chciało być krytyczne, nie chciało rozliczać, edukować się, organizować, głosować rozumnie. A to, że elity były marne, skorumpowane, zepsute? Tak, zgoda, ale kto je wybierał? Kto patrzył z zachwytem, gdy polityk z TV mówił gładko i rozdawał obietnice? Kto nie rozliczał ich kadencja po kadencji?
Oczywiście, że nie każdy mieszkaniec wsi, małego miasteczka, czy metropolii, to „plebs”, podobnie jak nie każdy doktor z Warszawy to elita, ale proszę rozejrzeć się wokół. Kultura polityczna w Polsce to wciąż festiwal banałów, uprzedzeń, memów i krzyku. Co gorsza, większość właśnie takiej polityki oczekuje. Nie mądrej, nie trudnej, nie wymagającej. Tylko prostej, efektownej i dostosowanej do scrollowania między serialem a zakupami.
Piszesz: „Po co społeczeństwu konstytucja, skoro i tak nikt jej nie przestrzega?” – to pytanie brzmi jak wyrok na demokrację. Bo skoro tak, to niech rządzi silna ręka, kijem, dekretami? To jest fatalne założenie. Owszem, prawo bywa łamane, ale właśnie dlatego społeczeństwo powinno znać Konstytucję. Nie po to, by zdać test z rozdziałów, ale by wiedzieć, kiedy władza robi nas w balona i umieć zareagować.
Nie twierdzę, że „wszyscy są winni”, bo nie są. Ale nie zgodzę się na wieczne zrzucanie odpowiedzialności z ludzi na „onych”. Państwo nie jest czymś z zewnątrz. Państwo to my. I jak długo my będziemy oczekiwać tylko, że ktoś nas „poprowadzi”, „naprawi”, „nauczy”, „załatwi”, tak długo nic się nie zmieni.
I tu właśnie wracamy do słowa „plebs”, którego użyłem jako mocnej figury stylistycznej, tak, celowo. Bo jeśli nie potrząśniemy sobą nawzajem, jeśli nie przestaniemy głaskać społeczeństwa po głowie, to dalej będziemy trwać w tej narodowej drzemce.
Czy się to komuś podoba czy nie, czas wziąć odpowiedzialność. Nie tylko za głosy w wyborach, ale za poziom debaty, za to, co czytamy, co wiemy i jak rozumiemy państwo. To nie jest zbyt wysoka poprzeczka. To jest podstawowy obowiązek.
1. @"nie system został zabetonowany, to myśmy sobie zabetonowali łby"
lby zostaly zabetonowane przez perfidny system metoda padgatovki=podgrzewania zaby, a nie lud sam sobie lby zabetonowal
2. tzw spoleczenstwo jest jakie jest i samo z siebie sie NIE ZMIENI w pozadanym kierunku
@ "nic się nie zmieni, dopóki nie zmieni się mentalność zbiorowa"
lud, en masse, zawsze wybiera swiety spokoj i zabawe, nie ufa "ekstremistom".
mentalnosc zbiorową da sie zmienic, przykladow chocby w XXw. az nadto. zmiana mentalnosci, jezeli w ogole bedzie mozliwa, to proces na lata. same gadajace glowy w slusznej sprawie sa warunkiem niewystarczajcym. zawsze konieczne byly jeszcze dzialania i zastepy ktore wymusily okreslone zachowania ludu, czy to kijem czy marchewka.
Polska by sie nie odrodzila w 1918 bez udzialu awanturnikow, przestepcow wg prawa zaborcow.
Wtedy tez wiekszosc stanowili milosnicy swietego spokoju.
Co do mentalności zbiorowej – pełna zgoda. Sam pisałem, że lud woli wygodę i widowisko niż odpowiedzialność. Ale historia nie raz i nie dwa pokazała, że ten „lud” można wybić z letargu, pod warunkiem, że pojawi się nie tylko przekaz, ale i siła, organizacyjna, kulturowa, często też polityczna. W 1918 roku rzeczywiście nie wygrali marzyciele, tylko twardzi gracze, często z biografią pod prąd. I dziś też nie wystarczą tylko „gadające głowy” i moralne apele. Potrzeba struktur, liderów, edukacji, ale i determinacji, która będzie potrafiła wypchnąć społeczeństwo z jego wygodnej strefy komfortu.
Tak, to proces na lata. Ale jeśli nie zaczniemy go teraz, to za chwilę nawet nie będzie już od czego zaczynać.