Zabetonowane państwo
Polski system administracyjny nie jest już sługą obywatela. To samodzielna kasta, która działa według własnych reguł, niezależnie od tego, kto akurat „rządzi”. Urzędnicy, dyrektorzy, radcy prawni, prezesi i kierownicy instytucji, ci wszyscy „bezimienni” gracze trzymają realną władzę. I trzymają ją mocno, bo przez dekady zbudowano im państwo pod klucz: nietykalne, nieodwoływalne, nierozliczalne.
Nawet najlepiej zapowiadająca się władza, jeśli trafi na opór kadrowego betonu, zostaje wessana w logikę systemu. Gdzie nikt nic nie może, za wszystko odpowiada ktoś inny, a każdy błąd czy nadużycie znika pod stertą przepisów i podpisów.
Prawo jako mur, nie most
Zamiast łączyć obywatela z państwem, prawo coraz częściej służy do jego odgrodzenia. Język ustaw, skomplikowanie procedur, inflacja obowiązków i kar, to nie przypadek. To efekt systemowej inżynierii mającej jeden cel: zabezpieczyć interesy instytucji kosztem obywatela.
W ten sposób Polska nie tylko przestała być sprawnym państwem, stała się biurokratyczną dżunglą, w której przetrwać mogą tylko ci, którzy mają znajomości, dostęp do prawników lub silną pozycję polityczną.
Czas na nowy kontrakt społeczny
To musi się skończyć. Państwo nie może istnieć przeciw swoim obywatelom, ono ma być ich narzędziem. Dlatego jednym z fundamentów naprawy musi być odmrożenie obywatelskości: odpartyjnienie urzędów, jawność procesów decyzyjnych, pełna odpowiedzialność urzędnicza i prosta ścieżka skargowa.
Trzeba stworzyć mechanizmy realnego nadzoru społecznego nad instytucjami: referenda lokalne i krajowe, dostęp do danych, obowiązek publikowania decyzji z uzasadnieniem. A przede wszystkim – koniec z „dożywotnią ochroną” stanowisk. Każdy urzędnik, który nadużywa uprawnień lub działa na szkodę obywatela, powinien móc być szybko i skutecznie usunięty ze skutkiem prawnym, nie tylko symbolicznym.
Naprawa nie zacznie się w gabinetach
Ta zmiana nie przyjdzie z góry. Obecne elity administracyjne nie zrezygnują z przywilejów dobrowolnie. Dlatego najpierw musi powstać presja – społeczna, polityczna, organizacyjna. Potrzebne są nowe kadry, które nie będą ulepione z tej samej gliny. Potrzebny jest nowy etos służby publicznej: prosty, uczciwy, oparty na słowie „służba”, a nie „władza”.
To nasz kraj – nie ich folwark
Jeśli nie odwrócimy tej logiki – zostaniemy na zawsze petentami w swoim własnym państwie. Czas skończyć z mentalnością folwarku, gdzie urzędnik to pan, a obywatel to natręt.
To my jesteśmy właścicielami tego kraju. I tylko od nas zależy, czy odważymy się odzyskać państwo, które działa dla nas, nie przeciwko nam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 784
Daleko mi do śmiechu Droga Aniu i oczywiście masz rację, że relacja państwo–obywatel to układ wzajemnych zobowiązań. Obywatel ma obowiązki: pracuje, płaci podatki, wychowuje dzieci, broni kraju. Ale właśnie dlatego państwo nie może działać jak bezduszna machina, lecz musi wspierać, słuchać i chronić. Nie chodzi o „sługę” w sensie dosłownym, lecz o przypomnienie, że w demokracji to nie obywatel ma się kłaniać urzędnikowi, ale odwrotnie.
Jeśli ktoś, jak Sikorski, poczułby się urażony nazwaniem go „sługą narodu”, to znaczy, że zapomniał, kim naprawdę powinien być każdy urzędnik opłacany z naszych podatków.
Ten wpis to część większej całości: cyklu o naprawie państwa. Bo zanim zajmiemy się reformą finansów, ustroju czy prawa, musimy odzyskać zdrową relację: obywatel to nie petent. Państwo to nie narzędzie represji. A urzędnik to nie pan, tylko funkcjonariusz publiczny, który odpowiada przed nami.
Zmienimy państwo tylko wtedy, gdy przypomnimy sobie, czym w ogóle miało być. I kto tu komu ma służyć.
Wrzucę niebawem.
Pozdrawiam.
https://dakowski.pl/real…