W odpowiedzi na pojawiający się ostatnio lament o "irracjonalnej miłości Polaków do USA", warto coś powiedzieć jasno i bez znieczulenia: tak, Ameryka jest sojusznikiem niedoskonałym, ale Rosja nie jest i nigdy nie była partnerem – tylko imperialnym agresorem, którego celem jest podporządkowanie Polski, nie współpraca.
Od czasu do czasu ktoś usiłuje porównać strategiczny sojusz Polski z USA do "nierozerwalnej przyjaźni" PRL z ZSRR. Pojawiają się zarzuty o syndrom sztokholmski, o uzależnienie od hegemona, o amerykańskie zdrady od Wietnamu po Teheran. Cóż, w teorii to może nawet wyglądać przekonująco. Ale diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach i w geopolityce.
Ameryka to nie ideał – ale ZSRR to był gwałciciel
Zacznijmy od brutalnej różnicy jakościowej.
Związek Radziecki nie był "partnerem", tylko okupantem. Trzymał tu wojska, mordował elitę (Katyń), likwidował opozycję, sterował nami przez PZPR i wywoził z Polski wartość dodaną naszej pracy. Ameryka nie ma w Polsce bazy atomowej, nie ma ambasadora z uprawnieniami gubernatora i nie pacyfikuje naszych protestów.
Kiedy USA rozlokowują żołnierzy w Polsce, to robią to na zaproszenie, z rotacyjną obecnością i bez narzucania ustroju. To nie są "bracia starsi", tylko partnerzy – czasem irytujący, czasem egoistyczni, ale nie kolonizatorzy. To jest różnica, której nie można zrelatywizować pod pretekstem geopolitycznej poezji.
Czy USA są wiarygodnym sojusznikiem? To zależy od naszej pozycji
Czy USA zawsze są lojalne? Oczywiście, że nie. Iran, jak słusznie przypomniano, jest świetnym przykładem cynizmu i interesowności amerykańskiej polityki. Ale Iran to nie Polska. Iran nie jest członkiem NATO, nie jest strategicznym partnerem w regionie, nie ma formalnych gwarancji bezpieczeństwa wynikających z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Wiarygodność USA nie jest wartością bezwzględną. Zależy od tego, czy jesteśmy dla nich ważni, potrzebni, zorganizowani, godni zaufania. Polska była przez dekady peryferią. Dziś ma szansę stać się jednym z fundamentów bezpieczeństwa Europy Środkowej. To nie powód, by oddać się USA bezwarunkowo, ale dobry moment, żeby wykorzystać swoje położenie, a nie lamentować nad cudzymi grzechami.
Nie chcemy was, Moskwianie – ale nie zamykamy drzwi
I teraz do rzeczy najważniejszej: Polska nie może i nie powinna budować żadnego sojuszu z Rosją. Nie dlatego, że nie lubimy Rosjan. Lubić można kogo się chce. Ale Rosja – jako państwo, jako struktura władzy, jako cywilizacja polityczna – nie zna pojęcia równości w relacjach z sąsiadami. Nie potrafi współpracować, potrafi tylko podporządkować.
Rosja nie rozmawia – Rosja wydaje rozkazy. A gdy ktoś ich nie wykonuje, wjeżdżają czołgi lub wybuchają rurociągi. Z tego właśnie powodu nawet wspólne interesy energetyczne czy gospodarcze z Moskwą powinny być ograniczane do minimum i zabezpieczane tak, jakbyśmy mieli do czynienia z niewiarygodnym kontrahentem.
Ale i tu ważna uwaga – nie znaczy to, że nie należy rozmawiać z Rosją. Rozmawiać trzeba zawsze. Z wrogiem, przeciwnikiem, rywalem, nawet bardziej niż z sojusznikiem. Ale rozmowa to nie sojusz. To nie przyjaźń. To twarda, bez złudzeń kalkulacja, bez sentymentów.
Sojusz, który ma sens: Trójmorze
Zamiast ciągle wybierać między Berlinem, Waszyngtonem a Moskwą, Polska powinna skupić się na budowie własnego bloku współpracy regionalnej – Inicjatywy Trójmorza. To projekt współpracy krajów Europy Środkowo-Wschodniej – od Estonii po Chorwację – który może stanowić przeciwwagę zarówno dla zachodniego paternalizmu, jak i wschodniego imperializmu.
Co daje Trójmorze?
- Wspólny interes: bezpieczeństwo energetyczne, infrastruktura, transport.
- Wzmacnianie obecności militarnej NATO w regionie (a więc nie USA zamiast Europy, ale USA z Europą).
- Potencjał gospodarczy, który może tworzyć alternatywę dla hegemonii Niemiec czy Francji.
Trójmorze to nie mrzonka. To projekt realny, popierany nawet przez USA, ale... sabotowany przez część elit zachodnioeuropejskich, które nie chcą konkurencji. A przecież naturalny sojusz Polski to właśnie Litwa, Rumunia, Czechy, Ukraina, Bałkany. Z tymi krajami dzielimy historię, geopolitykę i zagrożenia.
USA to nie przyjaciel, to gracz. Polska też musi grać
Tak, USA wspierają Izrael w jego brutalnej polityce wobec Palestyńczyków. Tak, USA zdradziły Kurdów, Iran, a wcześniej mnóstwo innych narodów. To wszystko prawda. Ale nie znaczy to, że Polska powinna iść w objęcia Kremla albo zaszyć się w izolacjonizmie.
Znaczy to tylko tyle: czas przestać być klientem kogokolwiek. Trzeba umieć być partnerem. Partnerem USA, ale też UE, Ukrainy, Skandynawii. Z nikim nie spać, z każdym rozmawiać. I budować własną siłę.
Jeśli mamy mieć armię – niech będzie silna i zdolna do działania samodzielnie. Jeśli mamy inwestować w relacje międzynarodowe – niech to będzie dyplomacja interesu, a nie sentymentu.
Wniosek końcowy: nie bądźmy naiwni – ale nie bądźmy też głupi
USA to imperium i działa jak imperium. Ale Polska nie jest skazana na wieczne bycie pod czyimś butem, jeśli zacznie się organizować wokół własnych interesów. Rosja nie ma nam nic do zaoferowania poza lękiem, który próbuje sprzedać jako realizm.
Tak, historia nas uczy, że często zostawaliśmy sami. Ale dziś mamy możliwości, by być krajem, którego się nie porzuca, bo się go potrzebuje. A to wymaga nie lamentu i nie uzależnienia, tylko budowy siły i niezależności w ramach rozsądnych, wielowektorowych sojuszy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2015
Przeczytałem uważnie 2x.
Mógłbym oczywiście podważyć treść zdanie po zdaniu ale po co?
Starczy w notce w miejsce "Rosja" wstawić "USA" i wtedy wszystko będzie bardzo bliskie prawdy.
Zastanawia mnie tylko tytuł notki... Kto "stręczy Putina"?
Ale cieszę się niezmiernie, że mam z kim dyskutować bo sama sake, mimo, że przemiła i drapieżna to za mało :)
Ruszkiewicz tak go kochasz ?
"A swoją drogą to podziwiam pana prezydenta Putina bo to chyba największy Mąż Stanu obecnie na świecie. Szkoda że nie jest Polakiem i nie może być naszym prezydentem..."
Nam jednak nie stręcz tutaj Putina, bo nikt już drugi raz na tę wersję przyjaźni z ZSRR bis nie da się nabrać.
"To wstaw USA i powieś nad łóżkiem, będzie Ci się miło zasypiało Viva"
Nad łóżkiem nie będę wieszał bo tam jest już miejsce zajęte (i nie przez Putina jeśli chcesz wiedzieć. Tam wisi podobizna jednego faceta, który dał się za nas ukrzyżować).
"Nam jednak nie stręcz tutaj Putina, bo nikt już drugi raz na tę wersję przyjaźni z ZSRR bis nie da się nabrać."
Nikomu nikogo nie stręczę, w mojej notce nie ma jednego słowa o Rosji i Putinie. Najwyraźniej masz jakieś zwidy albo fobie.
I dlaczego piszesz "nam", w liczbie mnogiej? Kto to są ci "wy"?
Ach już wiem... "Rusofobi wszystkich krajów łączcie się!" :)
Według raportu think thanku Centrum Carnegie wysokie wskaźniki pokazują, że "zakażenie wirusem HIV nie jest przenoszone wyłącznie poprzez kontakty z krwią w wyniku powstałych ran wojennych i ich leczenia". Analitycy stwierdzili, że żołnierze podejmują ryzykowne zachowania seksualne, a także używają tego samego sprzętu przy zażywaniu narkotyków, w związku z tym, że "walcząc na froncie, żyją każdym dniem, jakby był ich ostatnim w życiu".
Nie pacyfikuje, tylko je wspiera. Patrz np. bunt paleo-sędziów typu Żurek, Tuleya, Juszczyszyn itd. W zależności czy w USA rządzą "demokraci" czy Republikanie.
Na geopolitykę trzeba patrzeć globalnie i na trzeźwo. Rosja ma ponad 17 mln km kw. Najwięcej na świecie. Chiny mają poniżej 10 mln km kw. Jednak Chiny mają 1,4 mld ludności, a Rosja 143 mln. 10 razy mniej.
AI aka SI: W Rosji, pomimo tego, że część europejska stanowi około 25% jej terytorium, zamieszkuje ją zdecydowana większość ludności, bo aż 78% ogółu, podczas gdy w obszernej części azjatyckiej mieszka pozostała część populacji.
Chociaż nie podano dokładnych liczb dla każdej części, można wnioskować, że w części azjatyckiej mieszka około 22% ludności Rosji, czyli około 31 milionów osób, jeśli wziąć pod uwagę, że ogólna populacja Rosji ma osiągnąć około 142,8 miliona do końca 2025 roku, według Trading Economics
PS. Jak widać Rosja jest o tyle potrzebna dla Chin, bo ma olbrzymie terytorium i gigantyczne zasoby naturalne. Rosjanie dla Chińczyków nie są potrzebni. Zasoby naturalne jak najbardziej są potrzebne. Chińczycy są cierpliwi i mogą czekać wiele lat na dogodny moment zgodnie z zasadami sztuki wojennej wyłożonymi przez Syn Cy :)
nie mylmy presji dyplomatycznej z pacyfikacją. USA nie wysyłają do nas czołgów, nie likwidują redakcji, nie mordują opozycji. To robiła Moskwa a nie Waszyngton.
Czy Amerykanie próbują wpływać na sytuację wewnętrzną? Tak, jak każda większa siła globalna. Ale wpływ to nie kontrola. Można się z tym nie zgadzać, ale nie trzeba uciekać w karykaturę, że ambasador USA steruje sądami. Polityka zagraniczna nie polega na zerowych emocjach, tylko na selektywnym realizowaniu interesu, własnego i cudzych.
Dalej: argument o tym, że Rosja ma 17 mln km², a Chiny tylko 10, ale z 1,4 miliarda ludności, jest ciekawy, ale nic nie wnosi. Co daje Rosji ta powierzchnia?
Zamarzniętą ziemię, syberyjskie bezludzie i granice, których nie potrafi obronić. Bez nowoczesnej gospodarki, bez zdolności przetwórczych, z demografią w zapaści i technologią opartą na kradzieży i importowanych mikroczipach. To nie jest imperium, to skorupa po imperium.
Czy Chiny to większy gracz? Tak. Ale to nie znaczy, że mamy brać z nich przykład. Chińczycy nie potrzebują naszej przyjaźni, tylko zasobów i rynków zbytu. Polska powinna uczyć się od Chin nie jak wyglądać, ale jak bez złudzeń grać o swoje interesy.
I na koniec rzecz najważniejsza: nie, Polska nie powinna budować żadnego sojuszu z Rosją. Z Rosją można rozmawiać, nawet trzeba. Ale tylko z pozycji siły, twardo, bez iluzji. Rosja nie oferuje partnerstwa, tylko podporządkowanie. To nie "sojusz alternatywny", tylko relacja przemocowa, zawsze kończąca się upokorzeniem.
Dlatego dziś, zamiast lamentować nad nieidealnym USA, budujmy własną siłę:
W Trójmorzu i regionie,
z silną armią,
z dyplomacją opartą na interesie, a nie resentymentach.
USA to gracz. Europa to pole walki wpływów. Ale Polska nie musi być pionkiem. Może być figurą. O ile przestaniemy wybierać między sentymentalnym Wschodem a naiwnym Zachodem, i zaczniemy ,po prostu, grać po swojemu.
Już wysłali. Najlepsze na świecie Abramsy. Choć bez odpowiedniego wsparcia Rosjanie mogą je likwidować - patrz wojna na Ukrainie. A Rosjanie w 1956 też chcieli przysłać swoje tanki do Polski, ale Chińczycy się sprzeciwili, więc wysłali tylko na Węgry. Polak - Chińczyk dwa bratanki :)
Już wysłali.
Nie gniewaj się Uboot, ale na taki "argument' , nawet ja nie potrafię napisać odpowiedzi.
Cokolwiek bym napisał i tak nie zrozumiesz.
"Już wysłali. Najlepsze na świecie Abramsy."
Jesteś pewny, że to najlepsze czołgi na świecie?
A ja słyszałem, że najlepsze czołgi na świecie były z serii T-34 "Rudy".
Jak się mylę to mnie popraw..
Po prostu nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do Twojego poziomu inteligencji.
Przepraszam, że nie dałem rady.
Z całym szacunkiem mjk1. Nie było i nie jest moim celem obrażanie kogokolwiek na NB, w tym Ciebie. Stosujesz pewne skróty myślowe, które ja wykorzystałem. Oczywiście domyślałem się o co tobie chodzi, ale przecież nie czytam tobie w myślach, więc zażartowałem :)
PS. Trzeba być ostrożnym z tymi zakupami. Koalicja 13 grudnia wściekle rzuciła się na ministra Błaszczaka, że zamówił 48 sztuk FA-50 bez odpowiedniego uzbrojenia, To wskazuje, że koalicja 13 grudnia robi wszystko, aby osłabić potencjał militarny Polski. Rubcowy vel Gonzalesy nadal chodzą na wolności. I może się to skończyć nikomu niepotrzebną wojenką z Niemcami. No powiedz mi mjk1: po co nam kolejna wojenka, w której ma zginąć 5-10% populacji? To już są miliony Polek i Polaków.
"Po prostu nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do Twojego poziomu inteligencji"
Ja z tym osobnikiem mam to samo. Wyjątkowo tępy ha-zar.
Jak ja powiem, że "u2 jest blondynem" to zaraz u2 powie, że ja "jestem blondynem"
Taktyka dzieci z piaskownicy. Bardzo doceniana przez ha-zarów.
"Po prostu nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do Twojego poziomu inteligencji."
Ty lepiej kolego uważaj, to jest, ponoć, szachista.
"Czy Amerykanie próbują wpływać na sytuację wewnętrzną? Tak, jak każda większa siła globalna. Ale wpływ to nie kontrola. Można się z tym nie zgadzać, ale nie trzeba uciekać w karykaturę, że ambasador USA steruje sądami. Polityka zagraniczna nie polega na zerowych emocjach, tylko na selektywnym realizowaniu interesu, własnego i cudzych."
Co ty pier...sz to aż zęby bolą. :))
Zadam ci ze dwa pytania:
1. Skoro nasz najważniejszy sojusznik (USA) ma na pieńku z Rosją (bo globaliści marzą o bogactwach) to my mamy robić za ujadające ratlerki?
2. Jak ci się podoba zdjęcie dzielnych wojsk USA uciekających z Afganistanu? Tylko szczerze.
3. Jak to się ma do strasznej sytuacji rosyjskiej armii, która jest nic nie warta ale ostatkiem sił glanuje banderowców i zaraz dojdzie do Odessy a potem nawet do Bugu?
Tak tylko się pytam...
1. Czy mamy być „ratlerkiem” USA?
Polska jest częścią wspólnoty zachodniej nie dlatego, że ktoś nas do tego zmusił, ale dlatego, że jako społeczeństwo (po 1989 r.) postawiliśmy na wartości liberalnej demokracji i sojusze, które miały dać nam bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy. I przez długi czas to działało. USA są potęgą i oczywiście realizują swoje interesy, jak każda wielka siła, również Rosja czy Chiny. To nie znaczy, że mamy ślepo wykonywać polecenia. Ale też nie znaczy, że mamy się „obrażać” na partnera tylko dlatego, że to nie my jesteśmy głównym graczem. Mądra polityka polega na umiejętnym balansowaniu interesów, a nie na skakaniu z jednej orbity wpływów w drugą.
2. USA w Afganistanie?
Wycofanie z Afganistanu było porażką wizerunkową USA, nikt tego raczej nie kwestionuje. Ale trzeba też zrozumieć kontekst: dwie dekady obecności wojskowej w kraju, którego struktury społeczne i kulturowe są diametralnie inne, pokazały ograniczenia nawet największego mocarstwa. USA nie przegrały tam militarnie, ale przegrały politycznie, nie udało im się zbudować trwałego, lojalnego wobec Zachodu państwa. Wnioski? Potęga militarna nie wystarczy, jeśli nie idzie za nią skuteczna praca u podstaw.
3. Rosyjska armia i Ukraina?
Rosja ma dużą armię, broń jądrową i przewagę liczebną, ale wojna na Ukrainie pokazała, że to nie wystarcza do szybkiego zwycięstwa. „Glanowanie banderowców”, jak to określiłeś, to propaganda w czystej postaci. Ukraina broni się z determinacją, a Zachód wspiera ją nie z miłości, tylko z chłodnej kalkulacji: jeśli Rosja wygra, sygnał pójdzie dalej – do Chin, Iranu czy innych autorytarnych reżimów. To nie jest bajka o dobrym Zachodzie i złej Rosji, to zderzenie interesów i modeli cywilizacyjnych. W interesie Polski leży, żeby agresywne imperia nie przesuwały granic siłą. Bo historia uczy, że my jesteśmy wtedy pierwsi „do przejechania”.
Podsumowując:
Nie chodzi o to, żeby bezkrytycznie ufać USA. Ale nie łudźmy się też, że Rosja ma nam do zaoferowania coś poza zależnością i brutalną geopolityką. Mądra polityka to nie wybór między „wasalem Waszyngtonu” a „satelitą Moskwy”. To umiejętność zachowania podmiotowości – przez sojusze, gospodarkę, bezpieczeństwo i silne instytucje wewnętrzne. I tego powinniśmy od siebie wymagać.
"1. Czy mamy być „ratlerkiem” USA?
Polska jest częścią wspólnoty zachodniej nie dlatego, że ktoś nas do tego zmusił, ale dlatego, że jako społeczeństwo (po 1989 r.) postawiliśmy na wartości liberalnej demokracji i sojusze, które miały dać nam bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy. I przez długi czas to działało. USA są potęgą i oczywiście realizują swoje interesy, jak każda wielka siła, również Rosja czy Chiny. To nie znaczy, że mamy ślepo wykonywać polecenia. Ale też nie znaczy, że mamy się „obrażać” na partnera tylko dlatego, że to nie my jesteśmy głównym graczem. Mądra polityka polega na umiejętnym balansowaniu interesów, a nie na skakaniu z jednej orbity wpływów w drugą"
Bełkot nic nie wnoszący do tematu
"Polska jest częścią wspólnoty zachodniej" -NIE! Polska to jest Polska.
Co ty uważasz za "wspólnotę zachodnią"?
Napisz o tym notkę. (Najlepiej jakbyś wystartował od demokracji ateńskiej).
"Potęga militarna nie wystarczy, jeśli nie idzie za nią skuteczna praca u podstaw"
No właśnie...
"Mądra polityka polega na umiejętnym balansowaniu interesów, a nie na skakaniu z jednej orbity wpływów w drugą."
No widzisz? Jak chcesz to potrafisz napisać coś mądrego :)). I tak trzymaj!
"Potęga militarna nie wystarczy, jeśli nie idzie za nią skuteczna praca u podstaw'.
I znowu się z tobą całkowicie zgadzam...
Reszty dziś nie komentuję.
Moją opinię znajdziesz w następnych notkach ( oczywiście jak admin pozwoli)
Co ty uważasz za "wspólnotę zachodnią"?
Napisz o tym notkę. (Najlepiej jakbyś wystartował od demokracji ateńskiej).".
Podsunąłeś mi fajny temat Viva. Jak za bardzo nie rozwinie się dyskusja pod moim głównym wpisem a nie rozwija się, bo ludek tutaj nie za bardzo kumaty, popracuję nad tym tekstem.
Nie miej jednak pretensji jak znowu Cię "skopię", to naprawdę nic osobistego, ja po prostu nie lubię Ruskich.
"Z Rosją można rozmawiać, nawet trzeba. Ale tylko z pozycji siły, twardo, bez iluzji. Rosja nie oferuje partnerstwa, tylko podporządkowanie. To nie "sojusz alternatywny", tylko relacja przemocowa, zawsze kończąca się upokorzeniem."
Urzekło mnie to stwierdzenie.
Fajnie by było jakbyś rozwinął tę myśl w oparciu o konkretne przykłady.
Złośliwi mówią, że jestem "rusofilem"; W dzisiejszej Polsce to jak "pedofil" albo gorzej
Ale żeby rozmawiać o Rosji poważnie, trzeba mówić bez złudzeń.
Rosja od wieków nie zna innej logiki niż logika dominacji.
Zaczęło się jeszcze za Iwana Groźnego, który podporządkował Nowogród i sąsiednie księstwa, niszcząc lokalne elity. Potem Katarzyna II, niby „oświecona”, rozbierała Rzeczpospolitą i brutalnie tłumiła jakiekolwiek aspiracje niepodległościowe. W XIX wieku – podporządkowanie Kaukazu, tłumienie powstań w Polsce, represje wobec narodów podbitych. Po 1917 – bolszewicki eksport rewolucji, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, okupacja państw bałtyckich. Po 1945 – Jaruzelski wzywał ZSRR do pomocy, nie odwrotnie. W 1956 i 1968 czołgi radzieckie przypominały „bratnim narodom”, kto tu rozdaje karty.
Rosja „rozmawia” tylko wtedy, gdy musi. I tylko z silniejszymi.
Gdy Reagan przyjął kurs twardej presji (zbrojenia, „gwiezdne wojny”, embargo), ZSRR w końcu usiadł do stołu. Ale wcześniej przez lata „dialog” polegał na tym, że Zachód apelował, a Rosja robiła swoje, czy to w Afganistanie, w sprawie dysydentów, czy zbrojeń.
Współcześnie?
– Ukraina: przez lata miała prorosyjskie rządy (Janukowycz), gaz po „specjalnej cenie”, umowy handlowe, ale kiedy tylko zaczęła ciążyć ku Zachodowi, odpowiedzią był Majdan, aneksja Krymu i wojna.
– Białoruś: niby niepodległa, ale Łukaszenka nie podejmie żadnej poważnej decyzji bez zgody Kremla.
– Kazachstan: próbował się uniezależniać – Rosja natychmiast wysłała tam siły w 2022 pod pretekstem „zaprowadzenia porządku”.
– Niemcy: przez lata robili z Rosją interesy (Nord Stream), mimo ostrzeżeń Europy Środkowej a szczególnie nas. Dziś wielu z nich przyznaje, że się pomylili – Rosja wykorzystała te relacje, by uzależnić ich energetycznie i kupić polityczny wpływ.
Dlaczego trzeba rozmawiać z Rosją z pozycji siły?
Bo dla Kremla ustępstwo to słabość. A słabość – to zaproszenie do ataku. Gdy jesteś asertywny i masz za sobą silnych sojuszników – Rosja kalkuluje. Gdy jesteś sam i miękki – wykorzystuje to natychmiast.
To nie znaczy, że trzeba być rusofobem.
Wielu Rosjan to ludzie dobrzy, utalentowani, krytyczni wobec swojego państwa. Ale w relacjach z rosyjską władzą nie ma miejsca na naiwność. To nie Zachód stworzył tę logikę – to Rosja przez wieki ją wypracowała.
Można kochać kulturę Dostojewskiego i jednocześnie rozumieć, że rozmowa z Kremlem to nie literacki salon, tylko brutalna gra interesów.
poki co, nikt nie bedzie sie ukladal w Trojmorzu z newiarygodnym, niestabilnym partnerem
Zarzuty wobec Ukrainy są znane, ale czy zasadne w obecnym kontekście?
Czy Ukraina rzeczywiście „rujnuje nasze bezpieczeństwo”?
To nie Ukraina najechała sąsiada, tylko została napadnięta. Tak, historia polsko-ukraińska jest bolesna. Tak, UPA to zbrodnia. Ale obecna Ukraina nie czci zbrodni, lecz walczy o własne istnienie i to w interesie Polski, by Rosja nie miała granicy z nami, tylko zatrzymała się na Dnieprze. Politycy Ukrainy bywają niewdzięczni, emocjonalni, roszczeniowi, ale to nie są działania wrogiego państwa, tylko często chaotyczna polityka państwa w stanie wojny. Rozsądek nakazuje wspierać ich nie z sympatii, lecz z zimnej kalkulacji.
Czy „stręczy się Putina”?
Wbrew pozorom – tak. Nie chodzi tylko o głośnych komentatorów, ale o narracje, które „realizm” mylą z akceptacją agresji. Zestawianie obecnej Ukrainy z nazistowskimi Niemcami, usprawiedliwianie inwazji jako „reakcji na NATO”, mówienie o „tragedii dziejowej” jako o losie nieuniknionym, to wszystko w praktyce oswaja agresora. A przecież Rosja mówi dziś otwarcie, że Polska to następna „strefa wpływów”. Czy naprawdę chcemy wierzyć, że układanie się z wrogiem to sposób na ocalenie niepodległości?
Czy Trojmorze to utopia?
Nie, ale wymaga zaufania, stabilności, wspólnoty interesów. I tu Polska może odegrać rolę lidera, ale nie jako samotny, zgorzkniały naród, lecz jako ten, który rozumie zagrożenia i buduje sojusze. Kto tego nie widzi, de facto godzi się na samotność a samotność Polski w Europie to zawsze zaproszenie do klęski.
Podsumowując: historia nas nauczyła, że trzeba myśleć trzeźwo. Nie idealizować sojuszników, ale też nie demonizować każdego, kto dziś walczy z naszym wspólnym wrogiem. Polska ma dziś szansę, dzięki swojej pozycji, współtworzyć nowy porządek w regionie. Ale nie zrobi tego, jeśli uwierzy, że wszyscy dookoła to wrogowie, a Kreml to „partner, z którym trzeba się ułożyć”. To już było – i zawsze kończyło się dla Polski źle.
wlasnie! historia ma niestety nieoczekiwane ciagi dalsze i mozna sobie wyobrazic kiedys tlumaczenia "w 2025 roku to nie Trump czy Bruksela decydowali o losach Polski, tylko Putin – ponieważ..." czy tak trudno sobie wyobrazic wyeliminowanie albo reset Trumpa i zalamanie parasola ochronnego nad Europa?
@"nie mylmy zdrady politycznej z intencją strategiczną" to niestety tautologia, albo mowa trawa
Trojmorze na obecnym etapie to wishful thinking. Owszem, owszem czemu nie, tyle ze potencjalni partycypanci wykazuja desinteresse z takim partnerem jakim nas urzadzili politycy.
Tak w 1945 roku nie Roosevelt i Churchill decydowali o losie Polski, tylko Stalin. Ale kluczowe jest to, że Stalin decydował dlatego, że jego czołgi stały nad Wisłą, a alianci nie mieli ani siły, ani woli, by to zmienić. Geopolityka nie zna pustki, dlatego dziś naszą odpowiedzialnością jest robić wszystko, by nie dopuścić do powtórzenia tamtego scenariusza. I nie chodzi tu o nadzieję na „wieczny parasol ochronny” USA, tylko o budowanie regionalnej siły odstraszania i współpracy.
Stąd idea Trójmorza, choć dziś niedoskonała i nie w pełni dojrzała, jest jedynym poważnym kierunkiem, który daje szansę na wyjście z roli peryferii wielkich imperiów. Czy partnerzy w regionie mają dziś pełne zaufanie do Polski? Nie. Czy wykazują entuzjazm? Też nie zawsze. Ale czy to znaczy, że projekt jest nierealny? Wręcz przeciwnie, właśnie to oznacza, że trzeba o niego zabiegać z większym wysiłkiem, a nie wycofywać się z gry.
Zarzut, że „politycy nas tak urządzili, że nikt nie chce z nami współpracować”, ma sens, ale jest tylko połową prawdy. Druga połowa to fakt, że mimo politycznych potknięć, Polska nadal jest największym i najsilniejszym państwem regionu, zarówno demograficznie, jak i ekonomicznie. Nasza infrastruktura (np. Via Carpatia, porty, kolej), nasze doświadczenia z Rosją, nasza rola w pomocy Ukrainie, wszystko to sprawia, że Polska nie jest łatwa do zignorowania.
Oczywiście, trzeba naprawiać błędy, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i dyplomacji. Ale nie można traktować obecnego stanu Trójmorza jako argumentu za jego porzuceniem. Każdy projekt geopolityczny zaczynał jako „wishful thinking”, od Planu Marshalla, przez EWG, aż po NATO. Kluczowe było to, kto nie odpuszczał, kiedy inni jeszcze nie wierzyli.
Nie wiemy, co się wydarzy w USA. Trump może włączyć reset, ale nie musi. Bruksela może słabnąć. Putin może zyskać chwilową przewagę. Ale to tym bardziej wymaga strategicznego działania regionalnego, nie czekania z założonymi rękami na cud, ani nie ucieczki w cynizm.
Historia może mieć nieoczekiwane ciągi dalsze, ale właśnie dlatego warto pisać je z głową uniesioną, a nie opuszczoną.