w merdiach pełno jest z nią wywiadów a dzbannikarze opowiadają, jakie to niesamowite znaczenie dla Polski będzie miał jej lot i jaki to będzie kop dla polskiego sektora technologicznego.
Bzdury, bzdury, bzdury. Lot posłanki Wiśniewskiej nie ma dla Polski żadnego znaczenia. Ot kilkaset milionów wywalone w błoto. Żadnych technologii z tego nie będzie, żadnego skoku gospodarczego. Ot posłanka trochę się polansuje i nic więcej.
Owszem — taki lot można by wykorzystać propagandowo, gdyby go dobrze opakować — tyle że nikt tego nie pakuje a posłanka Wiśniewska, jako osoba memiczna, już zdążyła wszystko sprowadzić do parodii. Poleciała, wróciła, Polska ma kilkaset milionów mniej i tyle.
Tymczasem, owszem — Polska może i powinna rozwijać swój sektor kosmiczny. Tyle że trzeba to robić z głową — a nie poprzez robienie lansu dla jednej babki mającej parcie na szkło.
Właśnie mija mniej więcej rok od ostatniego sukcesu polskiego sektora kosmicznego. Przypominamy, że latem zeszłego roku zespół konstruktorów pracujących dla sieci badawczej Łukasiewicz wystrzelił polską rakietę Bursztyn, która osiągnęła granicę kosmosu. Tym samym Polska ponownie zaczęła mieć swój program kosmiczny. Dlaczego ponownie? Przypominamy: W latach 60 i 70 Polska rozwijała swój program rakiet Meteor. Odpalano je z poligonu nad Bałtykiem, latały coraz wyżej i wyżej — aż w końcu sięgnęły granicy kosmosu. Wydawało się, że jeszcze kilka lat a Polska porwie się na budowę i wystrzelenie własnego sztucznego satelity. Ale do tego nie doszło: Przyszedł telefon z Moskwy nakazujący skasowanie polskiego programu rakietowego z uzasadnieniem, że po co polski program kosmiczny skoro już jest program kosmiczny w ZSRR i Polska powinna do tego programu jakoś tam dołączyć. Jak to było? Po co Polsce CPK skoro jest lotnisko w Berlinie?
Z rakietą Bursztyn skończyło się tak jak z rakietą Meteor. To znaczy: Nie wiemy, czy Gauleiter Tusk dostał z Berlina telefon, że ma zlikwidować sieć badawczą Łukasiewicz czy też działał z własnej inicjatywy — ważny jest efekt: Sieć została zaorana i pogram rozwoju rakiety Bursztyn skasowany. I tyle.
A co by było, gdyby w dzisiejszej Polsce rządzili politycy polscy — a nie polskojęzyczni?
To po udanym wystrzeleniu rakiety bursztyn premier wezwałby konstruktorów na dywanik, powiedział im że mają opracować plan budowy rakiety, która w trzy lata wyniesie na orbitę polskiego sztucznego satelitę. Mają przynieść listę rzeczy, które są im do tego celu potrzebne plus oczekiwany kosztorys. Po czym wyszukałby w budżecie pieniądze na ten projekt — a na koniec szefem zespołu uczynił jakiegoś generała z wojska. Dlaczego wojskowego ani jakiegoś naukowca z akademii? Bo trzeba pilnować, aby terminy budowy były dotrzymywane, a to może wymagać usuwania z zespołu ludzi, którzy nie dają rady lub nie wywiązują się z obowiązków. W świecie akademickim wszyscy się znają i jeden profesor będzie miał opory, aby wyrzucić z pracy drugiego profesora, nawet jeżeli dobro projektu tego wymaga. A wojskowy, jako człowiek z zewnątrz, nie będzie miał zahamowań, aby podejmować decyzje brutalne, ale konieczne dla utrzymania dyscypliny.
Amerykanie na szefa projektu Manhattan też wzięli generała, a nie jakiegoś fizyka z nagrodą Nobla, mimo iż mieli takich na pęczki.
I taki zespół, mający poparcie rządu, byłby w stanie polskiego satelitę w trzy lata na orbicie umieścić. Owszem: Inne kraje potrafią to od dawna, ale jednak: Krajów, które potrafią wystrzelić swojego satelitę nie ma tak wiele. W szczególności — nie potrafią tego Niemcy. Parę miesięcy po locie rakiety Bursztyn spróbowali — i skończyło się to wielkim Bum.
Potraficie sobie Państwo ten szok, jakim by było gdyby Polska wystrzeliła swojego satelitę — przed Niemcami? A przecież to nie jest wcale niemożliwe. Potrzebna jest wola polityczna.
No ale to wymaga, aby polski rząd kierował się interesem Polski, a nie interesem Niemiec, na co na razie nie ma co liczyć. A nawet gdyby rządził rząd polski, a nie polskojęzyczny to potrzeba, aby w nim byli ludzie, którzy rozumieją, że wyrzucanie w błoto grubej kasy po to, aby się mogła lansować posłanka Wiśniewska nie ma sensu i w zamian za to należy tą kasę dać tym magikom od rakiet z sieci Łukasiewicz. I oczywiście: Wymagać od nich konkretnego harmonogramu prac i twardego dotrzymywania terminów.
I w takich warunkach za parę lat moglibyśmy oglądać start polskiej rakiety ze sztucznym satelitą a światowe merdia, które lotu posłanki Wiśniewskiej nie zauważyły, lot polskiego satelity zauważyłyby. W paru stolicach wywołałoby to wręcz szok i panikę, gwarantujemy to Państwu...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1103
To, że jakiś Niemiec się wściekł, to nieistotny drobiazg
A byl on w ogóle w tym kosmisie?
Po co wpędzać się w koszty jak pierogi mozna spożyć w studiu Hollywood