To jest zagadkowe. Bo "Decyzja o przyjęciu euro została podjęta na poziomie parlamentarnym", a przecież parlament jest organem przedstawicielskim społeczeństwa i parlamentarzyści reprezentują swoich wyborców, których ponoć aż 73% nie chce teraz z Bułgarii waluty Euro.Według badań większość Bułgarów jest przeciwna wejściu do strefy euro, a aż 73% uważa, że jest na to za wcześnie.
Jeśli podane dane są prawdzie, to sytuacja wygląda tak:
- mamy społeczeństwo, którego 73% czegoś nie chce
- mamy reprezentację tego społeczeństwa, która w ponad 50% tego właśnie chce, czego nie chce społeczeństwo i to właśnie robi.
Wniosek nasuwa się zaskakujący: parlamenty państw działają wbrew i na przekór woli większości tych społeczeństw. Przynajmniej w pewnych istotnych sprawach i zakresach. Ale jeśli tak, to czy parlamenty są reprezentacją ludzi czy też reprezentują jakieś inne decyzje, poglądy, interesy?
Drugie pytanie jest takie, co na to ludzie? Czy nadal "wybierają" tłumnie swoich "przedstawicieli"? Bo chyba tak. A jeśli tak, to oni sami tworzą tę sytuację, w której nie mają "nic do powiedzenia". Stają się "kolaborantami" własnego losu z rąk polityków? To niemożliwe!
Ale jeśli parlamenty robią co innego, niż chcą ludzie, to po co one właściwie są? Po co ci wszyscy politycy?
Po to, żeby ludzie na nich głosowali i żeby oni wobec ludzi mogli prowadzić daną politykę bez większych tarć.
Ludzie mogą zagłosować na kogoś innego. Z palety polityków, która przeszła przez wieloletnie sito, sprawnie odcedzające plewy i kształtujące spolegliwość i responsywność tych, spośród których pupulacja będzie mogła wybrać swoją "reprezentację", która rzecz jasna reprezentuje ale wobec populacji, to co populacji należy zrobić.
Dlaczego?
Dlatego, że liczy się tylko moje, tylko tu i teraz. I wystarczająca większość zaakceptowała devangelię "kapitalistycznego liberalizmu". Nie przesadzajmy. Nie jest tak źle. Zanim nas znowu zamkną w mieszkaniach na 14 dni, poszczują policją za niemanie szmaty na pysku, wylegitymują, skażą, zamkną środki komunikacji, możemy poczuć się dobrze i dostatnio. Licząc na to, że może samo się coś poprawi, albo że nic się nie pogorszy, nie myśląc o tym, że jesteśmy tak naprawdę - tutaj - niepotrzebni, tym na górze, i że w związku z tym, jest coraz "lepiej".
Tylko jeśli parlamenty nie reprezentują ludności, to po co ten cały cyrk?
No przynajmniej tak należy myśleć.
"Nie szanowałeś PiSowskiego wroga swego, masz teraz o wiele gorszego".
jakby Tyfusy bardziej oszukiwali, to by prezydenturę wygrał D.upiarz , a wtedy znowu byśmy mieli Ojro i niemieckie prawo, a Konstytucja by zawisła w 00.
Kolejny raz "Ręka Boska" nad Polską czuwała, a ty dalej jątrzysz i narzekasz.
Tyfus jest jednym z jednym najbardziej szemranym politykiem, teraz spłaca zobowiązania.
1. Może też być sytuacja: problem->reakcja->rozwiązanie. A zatem Palpatine stworzył potajemnie taki burdel w gwiezdnej republice, że jej członkowie sami zawołali o dyktatora. Może być podobnie, tak zepsujemy rzeczywistość społeczną, że lepsze cokolwiek innego niż to. Być może lekarze nie dlatego czasem kiepsko wykonują swój zawód, bo są źli, głupi i gnuśni, tylko dlatego, że nie wolno im go wykonywać inaczej niż to "góra" - w postaci rozmaitych mechanizmów zawodowych, prawnych i ekonomicznych - ustali.
2. Być może celem istnienia władzy jest właśnie "niedowożenie", zaś cel ogłaszany "dowożenie" jest całkowicie fikcyjny i służy znieczulaniu tych, których się dowozi tam, gdzie mają być dowiezieni. Wówczas AI niczego zmienić nie może.
3. Prostpolitycy zabagnią (zabagniają? zabagnili?) rzeczywistość społeczną do tego stopnia, że technokracja:
a) powitana byłaby z wdzięcznością
b) dałaby dużo lepsze rezultaty dla ludności (przynajmniej w pierwszych 10 latach)
Problem, że jest odwrotnie, a decyzje władz układają się w ciąg konsekwentnych działań antypaństwowych.
Jeśli przyjąć, że to dobrze, gdy reprezentanci narodu podejmują decyzje sprzeczne z jego intencjami, jeśli mają rację, to:
a) wybrani politycy NIE SĄ reprezentantami narodu
b) ogół ludzi jest uprzedmiotowiony i pozbawiony podstawowej godności, bo nie ma prawa podejmowania decyzji
c) ludzie tracą poczucie sprawczości i akceptują sytuację, gdzie w rzeczywistości ani zapewniania i hasła polityków nic nie znaczą, ani oni sami - obywatele - nic nie mogą
Ponadto, kto, kiedy i jak określa czy politycy podejmując decyzje sprzeczne z wolą społeczeństwa "mieli racje"? Ci politycy? Właściele mediów i edukacji w następnych pokoleniach?
Podstawowym doświadczeniem ludzkim jest uczenie się na błędach, ale i na sukcesach. To sprzężenie zwrotne pomiędzy naszymi postawami i działaniami, pozwala nam się rozwijać, samych siebie czynić lepszymi. Odebranie ogółowi ludzi sprawstwa w sferze ich zbiorowego życia, poprzez przyznanie nieskrępowanej w zasadzie wolności decyzji w tej sferze politykom, odbiera ludziom możliwość nauki, wzrostu i rozwoju, czyniąc z nich bierną masę, poddającą się dyktatowi, szczęśliwą, że w misce jest jeszcze ryż, a może na dokładkę coś jeszcze.
Podejrzewam z wypowiedzi, że kieruje się Pan wizją państwa totalitarnego, które zajmuje się upodmiotowieniem "suwerenów" a nie realizacją swoich rzeczywistych zadań jak obrona suwerenności i prawa, utrzymanie funkcji "życiowych" wspólnoty jaką jest państwo.
Uczenie się na własnych błędach jest chwalebne i obywatele powinni prywatne sprawy rozwiązywać na swój koszt i ryzyko.
To był wątek uboczny mojej wypowiedzi. Dotyczył sytuacji, która w IIIRP nie występuje, "a decyzje władz układają się w ciąg konsekwentnych działań antypaństwowych."
To pańska opinia.
Na marginesie: Kto decyduje o tym, co służy a co nie "racji stanu"? Ktoś inny niż naród? I odebranie narodowi prawa decydowania o tym, wywołują u Pana podejrzenia? Podejrzenia, że sprzeciw wobec tego odebrania narodowi prawa decydowania o tym, co uważa że służy jego racji stanu, jest kierowaniem się wizją państwa totalitarnego.
Zwróce panu uwagę, że pisze pan o mnie, a nie o zagadnieniach dyskutowanych.
Pisze pan o tym z czym ja się zgadzam lub nie, choć tego akurat nie wyraziłem ani nie napisałem.
Pisze pan o swoich PODEJRZENIACH, co do tego, czym ja się kieruję.
To bardzo popularna dziś postawa. EOT.
Postaram się pamiętać, by nie narzucać się z komentarzami na Pana blogu.
To są sondaże, a sondaże są mniej lub bardziej wiarygodne. Na razie jeszcze, i na szczęście że nie ma, nie ma demokracji sondażowej. Gdyby tak było to Trzask zostałby prezydentem o 21 w niedzielę z łatwymi do przewidzenia skutkami dla Polski :-) :-) :-)
Lepsze są referenda.
Oczywiście są lepsze, bo aktywizują społeczność. O ile nie ma kosmicznych progów ważności. Poznałem tę przeszkodę, kiedy GWno i TVNazi skutecznie zniechęciły Augustowian do głosowania w referendum odnośnie obwodnicy Augustowa. Budowa obwodnicy opóźniła się o kilkanaście lat. Obecnie przebiega pod moim oknem, a mogła już dawno śmigać kilkanaście kilometrów ode mnie. Wtedy jeszcze nie było ustawy wywłaszczeniowej i ludzie niekoniecznie z mojego regionu, mocno się zapierali w sądach. Czerska i Wiertnicza wspomagały ich w tej walce przeciwko Polsce. Teraz wygląda na to że zwąchali się z wami, niemiecką Agentur. Ale nic to wam nie pomoże. Jesteście skazani na gigantyczną katastrofę. Vide - widzenia Therese Neumann :-)