...nie jest słuszna, aby się tym mógł chełpić

"Kiedy człowiek jeden zdradzi drugiego, nie jest słuszna, aby się tym mógł chełpić" - czyli wypisy z "Pieśni o Rolandzie":

XII. 
Cesarz idzie pod sosnę, wzywa na radę swoich baronów: Ogiera diuka i Turpina arcybiskupa; Ryszarda Starego i bratanka jego Henryka; i walecznego hrabiego Gaskonji; Acelina, Tybota rejmskiego i krewniaka jego Milona. Przybyli także Gerjer i Geryn, i z nimi hrabia Roland i Oliwjer, waleczny i szlachetny; i Franków z Francji więcej jest niż tysiąc; i Ganelon przybył, ten, który dopuścił się zdrady. Wówczas zaczyna się ona rada, która tak obróciła się na złe.

(...)

XXIV. 
Król rzecze: „Ganelonie, zbliż się i przyjmij laskę i rękawicę. Słyszałeś sam: Frankowie cię wybrali. — Panie, rzecze Ganelon, to Roland wszystko uczynił! Będę go nienawidził całe życie, i Oliwiera że jest jego druhem, i jego dwunastu parów za to że go tak kochają. Wyzywam ich, panie, przed twojem obliczem“. Król rzekł. „Nadto się gniewasz. Pójdziesz, wierę, skoro ja każę. — Mogę iść, królu, ale bez żadnej straży, zgoła tak jak poszli Bazyli i jego brat Bazan“.
XXV. 
Cesarz podaje mu rękawicę ze swojej prawicy. Ale hrabia Ganelon wolałby tam nie być. Kiedy miał wziąć rękawicę, upadła na ziemię. Frankowie rzekli sobie: „Boże! co to za wróżba? Ten znak wróży nam wielką stratę. — Panowie, rzecze Ganelon, dowiecie się o tem.
XXVI. 
„Panie, rzekł Ganelon, puść mnie już. Skoro mi trzeba iść, nie mam się co ociągać“. A król rzekł: „Idź z woli Jezusa i mojej!“ Prawicą rozgrzeszył go i przeżegnał znakiem krzyża świętego. Poczem dał mu laskę i pismo.

(...)

XXXII. 
Blankandryn przybył przed Marsyla; wiedzie za rękę hrabiego Ganelona. Rzecze królowi: „Bądź pozdrowion w imię Mahometa i Apolina, którego strzeżemy świętych praw! Dopełniliśmy twego poselstwa u Karola. Do nieba podniósł obie ręce, pochwalił swego Boga i nie dał innej odpowiedzi. Przysyła ci oto swego szlachetnego barona, rodem z Francji, bardzo znamienitego człeka. Przez niego dowiesz się, czy będziesz miał pokój czy nie“. Marsyl odrzecze: „Niech mówi, posłuchajmy go!“
XXXIII. 
Hrabia Ganelon głęboko rzecz rozważył. Z wielką sztuką zaczyna jak człowiek świadomy dobrej mowy. Powiada królowi: „Bądź pozdrowion w imię wspaniałego Boga, którego winniśmy chwalić! Oto co ci przekazuje waleczny Karol: przyjm świętą wiarę chrześcijańską, a da ci połowę Hiszpanji w lenno. Jeśli nie chcesz przyjąć tej zgody, będziesz pojmany i związany siłą; zawiedziony będziesz do miasta Akwizgranu, tam wyrokiem sądu zakończysz swój żywot, umrzesz śmiercią haniebną i szpetną“. Król Marsyl zadrżał. Trzymał w ręku grot opierzony złotem. Chce ugodzić posła, ale powstrzymano go.
XXXIV. 
Król Marsyl zmienił się na twarzy. Potrząsa grotem. Kiedy to ujrzał Ganelon, kładzie rękę na mieczu. Dobył go z pochew na dwa palce. Rzecze doń: „Jesteś bardzo piękny i błyszczący. Tak długo byłbym cię nosił na dworze królewskim! Nie będzie miał prawa powiedzieć cesarz francuski, żem zginął samotny na obcej ziemi, bez tego aby najwaleczniejsi nie kupili cię po godnej cenie“, Poganie rzekli: „Przeszkodźmy bitwie!“
XXXV. 
Tak długo prosili najznaczniejsi Saracenowie, aż król Marsyl usiadł zpowrotem na tronie. Algalif rzekł: „Przywiódłbyś nas do zguby, gdybyś ugodził Francuza; należy ci wysłuchać go i wyrozumieć“. „Panie, rzekł Ganelon, to są rzeczy, które mi trzeba ścierpieć. Ale za wszystko złoto stworzone przez Boga, ani za wszystkie bogactwa tego kraju, nie omieszkam powiedzieć ci, jeśli będę miał swobodę, tego co Karol, potężny król, przekazuje ci przezemnie jako swemu śmiertelnemu wrogowi“. Miał na sobie sobolowy płaszcz pokryty aleksandryjskim jedwabiem. Zrzuca go w ręce Blankandryna; ale miecza nie popuszcza. Trzyma go w prawej pięści za złoconą rękojeść. Poganie mówią: „Oto szlachetny baron!“
XXXVI. 
Ganelon postąpił przed króla. Rzecze doń: „Niesłusznie się gniewasz, skoro Karol, który włada nad Francją, oznajmia ci co następuje: przyjm wiarę chrześcijańską, a da ci w lenno połowę Hiszpanji. Drugą połowę dostanie Roland, jego siostrzan; podzielisz się z bardzo pysznym kompanem. Jeśli nie zechcesz przyjąć tej ugody, król oblegnie cię w Saragossie: siłą pojmie cię i zwiąże, zawiodą cię prosto do miasta Akwizgranu; nie będziesz miał na drogę koniuszego ani rumaka, mulicy ani muła, na którychbyś mógł jechać; rzucą cię na nędzne juczne bydlę i tam, z wyroku sądu, utną ci głowę. Takie zlecenie przesyła ci nasz cesarz“. Wetknął pismo poganinowi w prawicę.
XXXVII. 
Marsyl pobladł z gniewu. Łamie pieczęć, odrzuca wosk, patrzy na pismo, poziera co tam napisano: „Karol mi przekazuje, król który dzierży prawem pańskiem całą Francję, abym wspomniał jego gniew i ból z przyczyny Bazana i brata jego Bazylego, którym uciąłem głowę w górach haltońskich. Jeśli chcę ocalić życie, mam mu posłać wuja Algalifa; inaczej nigdy mnie nie pokocha“. Zaczem syn Marsylowy przemówił i rzekł do króla: „Ganelon mówił jak szaleniec. Zawiele powiedział, nie ma już prawa żyć. Wydaj mi go, wymierzę mu sprawiedliwość“. Kiedy Ganelon to słyszy, potrząsa mieczem, idzie pod sosnę, opiera się o pień.
XXXVIII. 
Marsyl udał się do sadu; zabrał z sobą najlepszych wasalów. Przybył tam i Blankandryn siwowłosy, i Żyrfaret jego syn i spadkobierca, i Algalif jego wuj i lennik. Blankandryn powiada: „Wezwijcie Francuza; będzie nam służył, poprzysiągł mi to na wiarę“. Król rzecz: „Przywiedźcie go tedy“. I Blankandryn wziął go za prawą rękę i prowadzi go do sadu aż do króla. Tam układają szpetną zdradę.
XXXIX. 
„Miły panie Ganelonie, rzecze Marsyl, postąpiłem z tobą zbyt nagle, kiedy w gniewie swoim chciałem cię uderzyć. Daję ci w zakład te skóry sobolowe, warte więcej niż pięćset funtów złota, że, nim przyjdzie jutrzejszy wieczór, zapłacę ci piękną grzywnę“. Ganelon odpowiada: „Nie odmawiam. Niech Bóg, jeśli jego wola, nagrodzi cię za to“.
XL. 
Marsyl powiada: „Ganelonie, wiedz szczerą prawdę, że bardzo pragnę cię miłować. Chcę słuchać, co powiesz o Karolu Wielkim. Jest bardzo stary, już wyżył swój wiek; tak mniemam, że ma przeszło dwieście lat. Po tylu ziemiach obnosił swoje ciało, tyle przyjął ciosów na swą tarczę, tylu bogatych królów przywiódł do torby żebraczej: kiedyż sprzykrzy mu się wojowanie?“ Ganelon odrzecze: „Karol nie taki jest jak myślisz. Niema człowieka, któryby go ujrzał i poznał, iżby nie rzekł: cesarz, to jest tęgi zuch. Niepodobna go dosyć chwalić ani sławić: więcej w nim jest czci i więcej cnót, niżby to rzekły moje słowa. Kto mógłby opisać jego wielkie męstwo? Bóg opromienił go takiem szlachectwem! Raczej wolałby umrzeć, niż chybić swoim baronom“.
XLI. 
Poganin rzekł: „Dziwuję się, i mam przyczynę. Karol jest stary i sędziwy: wedle mego rozumienia ma dwieście lat albo więcej; przez tyle ziem obnosił w trudach swoje ciało, tyle zniósł ciosów od włóczni i grotów, doprowadził do nędzy tylu bogatych królów: kiedyż ustanie w toczeniu tych wojen. — Nigdy, rzekł Ganelon, dopóki będzie żył jego siostrzan. Niema pod sklepieniem niebios tak mężnego rycerza jak Roland. I dzielny jest też Oliwier, jego druh. A dwunastu parów, których Karol tak miłuje, to jego przednia straż, wraz z dwudziestoma tysiącami konnych. Karol jest bezpieczny i nie boi się nikogo w świecie“.
XLII. 
Saracen rzekł: „Cuduję się wielce. Karol szedziwy jest i biały; wedle mego sądu ma dwieście lat i więcej; przez tyle ziem przeszedł jako zdobywca, tyle wziął ciosów od ostrych i tęgich włóczni, tylu bogatych królów zabił i zwyciężył w bitwie, kiedyż mu się sprzykrzy wojować?“ „Nigdy, rzekł Ganelon, dopóki Roland będzie żył. Niema tak dzielnego jak on aż do samego Wschodu. I jego druh Oliwier waleczny jest bardzo. A dwunastu parów, których Karol tak miłuje, tworzy jego przednią straż z dwudziestoma tysiącami Francuzów. Karol jest bezpieczny, nie boi się nikogo na ziemi“.
XLIII. 
„Miły panie Ganelonie, rzekł król Marsyl, mam wojsko takie, że piękniejszego nie ujrzysz; mogę mieć czterysta tysięcy rycerzy: czy mogę zwalczyć Karola i Francuzów?“ Ganelon odrzecze: „Nie tak rychło! Straciłbyś swoich pogan mnogo. Zostaw szaleństwo, trzymaj się rozsądku! Daj cesarzowi tyle ze swoich dóbr, iżby nie było Francuza, któryby się nie cudował. Za dwudziestu zakładników, których mu poślesz, odjedzie król do słodkiej Francji, zostawi za sobą swoją tylną straż. Będzie w niej, sądzę, siostrzan jego Roland, takoż Oliwier, waleczny i dworny; zginą ci dwaj hrabiowie, jeśli zechcecie mnie posłuchać. Upadnie wielka duma Karolowa; odejdzie mu ochota wojować przeciw tobie“.
XLIV. 
„Miły panie Ganelonie, jak mógłbym zgubić Rolanda?“ Ganelon odpowiada: „Powiem ci to chętnie. Król zapuści się w wąwozy Cizy: za sobą zostawi tylną straż. Będzie w niej jego siostrzan, potężny hrabia Roland, i Oliwier na którym tak polega, i z nimi dwadzieścia tysięcy Francuzów. Poślij sto tysięcy swoich pogan, i niech im wydadzą pierwszą bitwę. Naród francuski ucierpi tam srodze, i będzie tam też, nie przeczę, wielkie mordowanie twoich. Ale wydaj im tak samo drugą bitwę: czy padnie w jednej czy w drugiej, Roland nie ujdzie. Wówczas spełnisz piękny rycerski czyn i przez całe życie nie będziesz już miał wojny.
XLV. 
„Gdyby kto mógłby sprawić aby Roland tam poległ, Karol straciłby prawą rękę swego ciała. Byłby to koniec jego wspaniałego wojska. Karol nie zebrałby już tak wielkiej armji, ziemia przodków twoich miałaby spokój“. Kiedy Marsyl to słyszy, ucałował go w szyję.
XLVI. 
Marsyl powiada: „Układ nic nie wart, jeśli mi nie przyrzeczesz zdradzić Rolanda“. Ganelon rzecze: „Niech się stanie jak tego pragniesz“. Na relikwie swego miecza Murgleja, zaprzysiągł zdradę, i oto co uczynił.
XLVII. 
Było tam krzesło, całe z kości słoniowej. Marsyl kazał przynieść książkę, jest w niej spisane prawo Mahometa i Terwagana. I przysiągł Saracen hiszpański, że, jeśli znajdzie Rolanda w tylnej straży, wyda bitwę z całem swem wojskiem i, jeśli możebna, Roland tam zginie. Ganelon odpowiada: „Oby się twoja wola spełniła!“
XLVIII. 
Zaczem przybywa poganin niektóry, Waldabron. Zbliża się do króla Marsyla. Śmiejąc się głośno, powiada do Ganelona: „Weź mój miecz, nikt nie ma lepszego, sama rękojeść warta więcej niż tysiąc mangonów. Przez przyjaźń, miły panie, daję ci go; a ty pomożesz nam tak, abyśmy zdybali w tylnej straży Rolanda. — Tak się stanie“, odpowiada hrabia Ganelon. Zaczem ucałowali się w twarz i w brodę.
XLIX. 
Potem przyszedł inny poganin, Klimoryn. Śmiejąc się głośno, rzekł do Ganelona: „Weź mój hełm, od którego nigdy nie widziano lepszego, i pomóż nam przeciw margrabi Rolandowi, tak abyśmy go mogli pohańbić. — Tak się stanie“, odparł Ganelon. Zaczem ucałowali się w usta i w twarz.
L. 
Zaczem przyszła królowa Bramimonda: „Kocham cię wielce, rycerzu, rzekła do Ganelona, albowiem pan mój szacuje cię wielce, i wszyscy jego ludzie. Daję twojej żonie dwa naszyjniki, całe ze złota, z ametystów, z hjacyntów; warte są więcej niż wszystkie bogactwa Rzymu; nigdy twój cesarz nie miał tak pięknych“. Wziął je i wsadził za cholewę.
LI. 
Król przywołał Maldwita, swego podskarbiego: „Czy skarb dla Karola jest przygotowany? — Tak panie, w porządku: siedemset wielbłądów objuczonych złotem i srebrem, i dwudziestu zakładników, najszlachetniejszych jacy są na ziemi“.
LII. 
Marsyl wziął Ganelona za ramię. Rzekł doń: „Jesteś bardzo waleczny i mądry. Na tę wiarę, którą uważasz za najświętszą, nie odbieraj nam już swego serca! Dam ci bogactw wbród, dziesięć mułów objuczonych najczystszem złotem Arabji; nie minie rok, abym ci nie dał tyleż. Masz oto klucze tego wielkiego miasta; opisz jego skarby królowi Karolowi; potem spraw, aby oddano Rolandowi tylną straż. Jeśli go zdołam dopaść w jakim wąwozie lub przesmyku, wydam mu śmiertelną bitwę“. Ganelon odpowiedział: „Nadtom się zapóźnił tutaj“. Siada na koń i puszcza się w drogę.
LIII. 
Cesarz wraca na swoją kwaterę. Przybył do miasta Galny: hrabia Roland zdobył je i zniszczył; od tego dnia stało sto lat pustką. Król czeka nowin od Ganelona i haraczu z Hiszpanji, wielkiego kraju. O świcie, kiedy dzień wstaje, Ganelon hrabia przybywa do obozu.
LIV. 
Cesarz wstał wcześnie. Wysłuchał mszy i jutrzni. Stoi przed namiotem na zielonej murawie. Jest przy nim Roland, i waleczny Oliwjer, i diuk Naim, i wielu innych. Przybywa Ganelon, wiarołomca. Chytrze nad podziw zaczyna mówić: „Bądź pozdrowiony w imię Boga!“ rzecze do króla. „Przynoszę ci klucze Saragossy, oto są; a oto wielki skarb, który ci przywożę; i dwudziestu zakładników; każ ich oddać pod pilną straż. I król Marsyl, dzielny rycerz, przekazuje ci, że, jeśli ci nie wydał Algalifa, nie powinieneś go za to ganić, na własne oczy bowiem widziałem czterysta tysięcy wojska pod bronią, odzianych w koszulki druciane, w hełmach na głowie i przy mieczach o rękojeści z rzeźbionego złota, którzy odprowadzili Algalifa aż do morza. Uciekli od Marsyla, z przyczyny wiary chrześcijańskiej, której nie chcieli przyjąć ani chować. Nie upłynęli ani czterech mil, kiedy chwyciła ich burza i nawałnica, utonęli i nigdy nie ujrzysz żadnego z nich. Gdyby Algalif był żyw, byłbym ci go przywiódł. Co do pogańskiego króla, wierzaj, nie upłynie miesiąc, jak on pośpieszy za tobą do Francji, przyjmie tam wiarę którą ty wyznajesz, ze złożonemi dłońmi zostanie twoim wasalem, od ciebie przyjmie królestwo Hiszpanji“. Król rzekł: „Bogu niech będą dzięki! Dobrze mi usłużyłeś, wielką otrzymasz nagrodę“. Zatrąbiono w wojsku w tysiąc trąb. Frankowie zwinęli obóz, okulbaczyli bydlęta. Wszyscy ruszyli ku słodkiej Francji.
LV. 
Karol Wielki spustoszył Hiszpanję, wziął zamki, pogwałcił miasta. Wojna jego (rzecze) skończona. Ku słodkiej Francji koń niesie cesarza. Wieczorem, hrabia Roland przywiązał do swej włóczni chorągiew z wysokiego kopca, podnosi ją ku niebu: na ten znak, Frankowie wznoszą namioty w całej okolicy. Tymczasem przez szerokie doliny jadą poganie w pancerzach na grzbiecie, w hełmach zawiązanych na rzemyki, z mieczem przy boku, z tarczą na szyi, z nastawioną włócznią. W lesie, na szczycie gór, przystanęli. Jest ich czterysta tysięcy, czekających świtu. Boże! czemuż Francuzi nie wiedzą o tem!
LVI. 
Dzień ma się ku schyłkowi, zapada czarna noc. Karol śpi; śpi potężny cesarz. Miał sen: był w najgłębszych wąwozach Cizy, w dłoniach dzierżył bukową włócznię. Hrabia Ganelon pochwycił ją, potrząsnął nią tak gwałtownie, że drzazgi poleciały ku niebu. Karol śpi; nie obudził się.

(...)

LVIII. 
Minęła cała noc, wstaje jasny dzień. Przez szeregi wojsk cesarz jedzie dumnie. „Panowie baronowie, rzecze cesarz Karol, widzicie wąwóz i ciasne przesmyki, wybierzcie mi kogoś, kto będzie pełnił tylną straż“. Ganelon odpowiada: „Roland, mój pasierb: niemasz równie dzielnego barona“. Król słyszy, patrzy nań twardo; poczem mówi: „Czart z ciebie. W ciało ci weszła śmiertelna wściekłość. A kto będzie przedemną sprawował przednią straż?“ Ganelon odpowiada: „Ogjer duński, niemasz barona, któryby lepiej to spełnił od niego“.
LIX. 
Hrabia Roland usłyszał swoje nazwisko. Zaczem rzekł jak powinien uczynić rycerz: „Panie ojczymie, winienem cię miłować, wybrałeś mnie na tylną straż. Karol cesarz władający Francją nie straci przy tem, jak mniemam, ani koniucha ani rumaka, ani mulicy ani muła pod siodło, nie straci ani wierzchowca ani jucznego bydlęcia, o któreby się wprzód nie walczyło mieczem“. Ganelon rzecze: „Prawdę powiadasz, wiem to dobrze“.
LX. 
Kiedy Roland usłyszał, że będzie w tylnej straży, rzecze zgniewany do ojczyma: „Ha, łajdaku, zły człowieku nikczemnego rodu, sądziłeś tedy że ja upuszczę na ziemię rękawicę, jak ty upuściłeś laskę w obliczu Karola?
LXI. 
Prawy cesarzu, rzekł baron Roland, daj mi łuk który trzymasz w ręce. Nikt nie zarzuci mi, sądzę, żem go upuścił, jak upuścił Ganelon laskę, kiedy mu ją wetknięto w prawicę“. Cesarz trzyma głowę spuszczoną; gładzi brodę, kręci wąsy. Płacze, nie może się wstrzymać.

(...)

LXVII. 
Dwunastu parów zostało w Hiszpanji; z nimi dwadzieścia tysięcy Francuzów, wszyscy bez trwogi i nie lękający się śmierci. Cesarz wraca do Francji; pod swoim płaszczem kryje ciężkie niepokoje. Koło niego jedzie diuk Naim, i mówi: „Co cię, panie, dręczy?“ Karol odpowiada: „Obraża mnie, kto pyta o to. Boleść moja jest tak wielka, że nie mogę jej zmilczeć. Przez Ganelona Francja zniszczeje. Miałem tej nocy widzenia zesłane przez aniołów: w mojem ręku Ganelon złamał mi włócznię, a wszak to on przeznaczył mego siostrzana do tylnej straży. Zostawiłem go w obcym kraju. Boże! Jeśli go stracę, nikt mi go nigdy nie zastąpi“.
LXVIII. 
Wielki Karol płacze, nie może się wstrzymać. Sto tysięcy Francuzów roztkliwia się nad nim i drży o Rolanda; wszystkich przejmuje dziwny lęk. Zdrajca Ganelon zdradził: dostał od pogańskiego króla wielkie dary, złoto i srebro, brokaty i jedwabie, muły i konie, i wielbłądy i lwy. Owo Marsyl zwołał po Hiszpanji baronów, hrabiów, wicehrabiów i diuków i almanzorów i emirów i komturowych synów. Zebrał ich w trzy dni czterysta tysięcy, kazał bić w bębny w Saragossie. Wystawiono na najwyższej wieży Mahometa, każdy poganin modli się doń i uwielbia go. Potem, wytężonym marszem przez cały kraj wszyscy jadą, przebywają doliny, przebywają góry: wreszcie ujrzeli sztandary francuskie. Tylna straż dwunastu druhów nie omieszka przyjąć bitwy.

(...)

LXXX. 
Oliwier wstąpił na wzgórze. Patrzy na prawo w zieloną dolinę, widzi nadchodzących pogan. Woła Rolanda, swego towarzysza: „Od strony Hiszpanji słyszę hałas, widzę tyle błyszczących pancerzy, tyle lśniących hełmów! Przyprawią oni naszych Francuzów o wielki niepokój. Wiedział o tem Ganelon, przebiegły zdrajca, który wobec cesarza nas naznaczył. — Zamilcz, Oliwierze, odpowie Roland; to mój ojczym, nie chcę słyszeć ani słowa więcej.

(...)

XC. 
Francuzi wstają, zrywają się na nogi. Są pięknie rozgrzeszeni, wolni od grzechów; arcybiskup pobłogosławił ich w imię Boga. Poczem wsiedli z powrotem na rącze rumaki. Uzbrojeni są jak przystało na rycerzy, wszyscy dobrze narządzeni do bitwy. Hrabia Roland woła Oliwiera: „Panie towarzyszu, dobrze mówiłeś. Ganelon nas zdradził. Wziął za zapłatę złoto, bogactwa, talary. Oby cesarz nas pomścił! Król Marsyl kupił nas targiem; ale towar odbierze tylko mieczem“.

(...)

CIX. 
Bitwa wre coraz gorętsza. Frankowie i poganie zadają cudowne ciosy. Jeden naciera, drugi się broni. Tyle kopij strzaskanych i krwawych. Tyle podartych chorągwi i tyle sztandarów. Tylu dobrych Francuzów stradało młode życie! Nie ujrzą już swoich maci ani swoich żon, ani ziomków którzy czekają ich w wąwozie. Karol Wielki płacze nad tem i zawodzi, ale na co się zda jego skarga! Nie doczekają się od niego pomocy. Ganelon źle mu się przysłużył, w dniu w którym poszedł do Saragossy sprzedać jego wiernych; za to że tak uczynił, postradał życie i członki na sądzie w Akwizgranie, gdzie go skazano na powieszenie, a z nim trzydziestu krewnych, którzy nie spodziewali się tej śmierci.

(...)

CXII. 
Marsyl posuwa się doliną, z wielkiem wojskiem które zgromadził. Zebrał i przeliczył dwadzieścia szyków. Błyszczą hełmy strojne w kamienie i złoto; i tarcze i misternie wykładane zbroje. Siedem tysięcy trąb trąbi do ataku, wielki hałas rozlega się w okolicy. Roland powiada: „Oliwierze towarzyszu, zdrajca Ganelon poprzysiągł naszą śmierć. Zdrada nie może zostać ukryta; cesarz pomści ją srodze. Będziemy mieli bitwę zaciętą i twardą. Nie widziano jeszcze podobnego spotkania. Będę walił moim Durendalem, mieczem moim dobrym, a ty, towarzyszu, będziesz walił swoją Hauteclaire. Po tylu ziemiach obnosiliśmy je! Wygraliśmy niemi tyle bitew! Nie trzeba aby o nich źle mówiono w pieśni“.

(...)

CXXXIII. 
Roland przytknął róg do ust. Obejmuje go dobrze ustami, dmie weń ile tchu. Wysokie są góry, i daleki głos rogu: na trzydzieści dobrych mil słychać go w oddali. Karol słyszy, i słyszą wszystkie szyki jego wojska. Karol mówi: „Nasi ludzie wydają bitwę! A Ganelon sprzeciwia mu się: „Gdyby to rzekł kto inny, ujrzanoby w tem, wierę, wielkie łgarstwo“.
CXXXIV. 
Hrabia Roland z wielkim wysiłkiem, z wielką męką, bardzo boleśnie dzwoni w swój róg. Z ust jego tryska jasna krew. Skroń mu pęka. Głos rogu rozlega się w oddali. Karol słyszy go, przebywając wąwozy. Książę Naim słucha, Frankowie słuchają. Król powiada: „To róg Rolandowy! Nie dzwoniłby weń, gdyby nie wydawał bitwy!“ Ganelon odpowie: „Niema bitwy! Stary jesteś, głowa twoja jest biała i oszedziała, przez takie słowa podobny jesteś do dziecka. Znasz dobrze pychę Rolanda: to cud, że Bóg ją tak długo cierpi. Czyż nie poważył się wziąć Noples bez twego rozkazu? Saraceni uczynili wypad i potykali się z Rolandem twym dobrym wasalem; pozabijał ich ostrzem swego miecza; aby zatrzeć ślady, zalał zakrwawione łąki i zatopił je wodą. Dla jednego zająca, on gotów cały dzień trąbić w róg. To musi być jakaś igraszka, którą zabawia się ze swymi ludźmi. Któżby, u Boga, odważył się wydać mu bitwę? Jedźże, królu! Czegóż się zatrzymujesz? Ziemia nasza jest jeszcze daleko przed nami“.

(...)

CXXXVII. 
Dzień się pochyla, zachód błyszczy. Zbroje lśnią się pod słońce. Błyszczą zbroje i hełmy, i tarcze malowane w kwiaty, i kopje i złocone chorągwie. Cesarz jedzie pełen złości, i Francuzi stroskani i gniewni. Niemasz jednego któryby nie płakał boleśnie; wszystkich przejmuje lęk o Rolanda. Król kazał pochwycić hrabiego Ganelona; oddał go swoim dworskim kucharzom. Woła Bezgona, ich naczelnika: „Strzeż mi go pilnie, tak jak się powinno strzec takiego zdrajcę; wydał mój dom przez zdradę“. Bezgon wziął go pod straż i postawił przy nim stu kuchtów lepszych i gorszych. Wydzierają mu włosy z brody i wąsów, biją go co wlezie pięścią, biją go polanami i kijami i kładą mu na szyję łańcuch jak niedźwiedziowi. Haniebnie poganiają go jak juczne zwierzę. Tak go pilnują aż do dnia, w którym go oddadzą Karolowi.

(...)

CCCLXX.
Cesarz wrócił do Akwizgranu. Ganelon zdrajca, w żelaznych kajdanach, jest w mieście przed pałacem. Słudzy przywiązali go do szubienicy, spętali mu ręce rzemieniami z jeleniej skóry, biją go silnie rózgami i kijami. Nie zasłużył na nic lepszego. W wielkiej boleści czeka swego sądu.
CCLXXI.
Napisane jest w starej pieśni, że Karol z wielu krajów zwołał swoich wassalów. Zebrali się w Akwizgranie w kaplicy. Jest to dzień uroczystego święta; dzień (powiada wielu) świętego barona Sylwestra. Wówczas zaczyna się sąd; a oto historja Ganelona zdrajcy. Cesarz kazał go zawlec przed siebie.
CCLXXII. 
„Panowie baronowie, rzecze Karol, wielki król, osądźcie mi Ganelona wedle prawa. Przybył z wojskiem aż do Hiszpanji ze mną; wydarł mi dwadzieścia tysięcy moich Francuzów, i mego siostrzana, którego już nie ujrzycie, i dzielnego i dwornego Oliwiera i dwunastu parów: zdradził ich dla pieniędzy“. Ganelon rzekł: „Hańba dla mnie, jeśli co będę taił. Roland mnie pokrzywdził na majątku, na moich dostatkach i dlatego szukałem jego śmierci i zguby. Ale żeby w tem była jaka zdrada, temu przeczę“. Frankowie odpowiadają: „Będziemy nad tem radzili“.
CCLXXIII. 
W obliczu króla Ganelon stoi prosto. Ma ciało krzepkie, twarz rumianą; gdyby był wierny, wzięlibyście go za dzielnego rycerza. Patrzy na Francuzów i na wszystkich sędziów, i na trzydziestu krewnych którzy zaręczyli za niego; poczem krzyczy silnym i doniosłym głosem: „Na miłość Boga, baronowie, wysłuchajcie mnie! Panowie, byłem w wojsku przy cesarzu. Służyłem mu z całą wiarą, z całą miłością. Roland, jego siostrzan, znienawidził mnie i skazał mnie na śmierć i na cierpienie. Wysłano mnie za posła do króla Marsyla: przez moją zręczność zdołałem się ocalić. Wyzwałem rycerzy Rolanda i Oliwiera, i wszystkich ich towarzyszów. Karol i jego szlachetni baronowie słyszeli moje wyzwanie. Pomściłem się, ale to nie była zdrada“. Frankowie odpowiadają: „Będziemy nad tem radzili“.
CCLXXIV. 
Ganelon widzi, że zaczyna się wielki sąd nad nim. Trzydziestu jego krewnych zebrało się. Jest jeden, któremu dają posłuch wszyscy: to Pinabel z sorenckiego zamku. Umie dobrze mówić i powiedzieć swoje racje, jak się godzi. Jest dzielny, gdy chodzi o to aby bronić swego oręża. Ganelon powiada doń: „Przyjacielu, ocal mnie od śmierci i hańby“. Pinabel odpowiada: „Niebawem będziesz ocalony. Jeżeli jeden Francuz osądzi aby cię powiesić, niechaj cesarz nakaże walkę między nami, na udeptanej ziemi: mój stalowy miecz zada mu łgarstwo“. Hrabia Ganelon pochyla mu się do stóp.
CCLXXV. 
Bawarowie i Sasi weszli do sali obrad, i Połtweni i Normandowie i Francuzi. Allemanowie i Tyojczycy są tam w wielkiej liczbie; Owernjaci są najdworniejsi. Spuszczają z tonu z przyczyny Pinabela. Jeden powiada do drugiego: „Trzeba tego poniechać. Dajmy pokój sądom i prośmy króla aby odpuścił Ganelonowi na ten raz; niech Ganelon służy mu odtąd wiernie i z miłością. Roland umarł, już go nie ujrzycie; złoto ani srebro go nie wrócą. Szalony, ktoby stawiał czoło Pinabelowi!“ Niemasz takiego, któryby się przeciwił, wyjąwszy Tjerego, brata wielmożnego Żofra.
CCLXXVI. 
Wracają baronowie do Karola Wielkiego. Powiadają królowi: „Panie, prosimy cię, uniewinnij hrabiego Ganelona, i niech ci potem służy z miłością i wiarą. Zostaw go przy życiu, bo jest pan bardzo potężny. Ani złoto ani srebro nie wróciłoby ci Rolanda“. Król rzecze: „Jesteście zdrajcy“.
CCLXXVII. 
Kiedy Karol ujrzał, że wszyscy mu chybili, spuszcza głowę z boleścią. „Ja nieszczęśliwy!“, powiada. Aż staje przed nim rycerz niejaki, Tjery, brat Żofra, diuk andegaweński. Ciało ma chude, wątłe, smukłe, włosy czarne, twarz dosyć ciemną. Nie jest zbyt wielki, ale i niezbyt mały. Powiada grzecznie do króla: „Miły królu, panie, nie rozpaczaj tak. Długo ci służyłem, wiesz o tem. Przez pamięć przodków, winienem ci rzec te słowa. Gdyby nawet Roland przewinił wobec Ganelona, Roland był w twojej służbie: to powinno było starczyć mu za bezpieczeństwo. Ganelon jest zdrajca, albowiem zdradził; wobec ciebie-to krzywoprzysiągł i dopuścił się zbrodni. Dlatego sądzę, że powinien być powieszony i umrzeć; a z ciałem jego godzi się postąpić tak, jak z ciałem zdrajcy który dopuścił się zdrady. Jeżeli ma krewnego który chce mi zadać łgarstwo, gotów jestem tym mieczem, który noszę przy boku, podtrzymać natychmiast mój sąd“. Frankowie odpowiadają: „Dobrze rzekłeś“.
CCLXXVIII. 
Przed króla wystąpił Pinabel. Jest wielki i silny, dzielny i zwinny; kogo jego cios kiedy dosięgnął, ten zakończył życie. Rzecze do króla: „Panie, tu jest twój sąd; nakażże tedy, aby nie czyniono tyle zgiełku. Widzę tu Tjerego, który wydał sąd. Zadaję łgarstwo jego sądowi i będę walczył przeciw niemu“. Daje królowi do ręki rękawicę z jeleniej skóry, rękawicę z prawej ręki. Cesarz powiada: „Żądam dobrych zakładników“. Trzydziestu krewnych ofiaruje się jako wierny zakład. Król powiada: „I ja również dam wam rękojmię“. Oddaje ich pod dobrą straż, póki nie będzie uczyniona sprawiedliwość.

(...)

CCLXXXVI.
Tjery widzi, że jest ranny w twarz. Krew jego spada jasna na trawę na łące. Wali Pinabela w hełm z ciemnej stali, kruszy i przecina go aż do przyłbicy, wypuszcza z czaszki mózg; obraca brzeszczot w ranie i wali go trupem. Ten cios rozstrzygnął bitwę. Frankowie krzyczą: „Bóg sprawił cud! Słuszna jest, aby Ganelona powiesić, i jego krewnych, którzy ręczyli za niego“.
CCLXXXVII. 
Kiedy Tjery wygrał bitwę, cesarz Karol podszedł ku niemu. Czterech baronów towarzyszy mu: diuk Naim, Ogier Duńczyk, Godfryd z Andegawji i Wilhelm z Blej. Król wziął Tjerego w ramiona, wielkiemi połami gronostajowego płaszcza ociera mu twarz, poczem odrzuca płaszcz: dają mu inny. Bardzo czule rozdziewają rycerza, sadzają go na arabskiego muła; wiodą go z radością i w pięknym ordynku. Baronowie wracają do Akwizgranu, zsiadają z koni na rynku. Wówczas zaczyna się uśmiercenie tamtych.
CCLXXXVIII. 
Karol woła swoich diuków i hrabiów: „Co radzicie o tych których zatrzymałem? Przyszli na sąd nad Ganelonem; oddali mi się jako zakładnicy za Pinabela“. Frankowie odpowiadają: „Żaden z nich nie ma prawa żyć“. Król woła Bastruna, swojego namiestnika: „Idź i powieś wszystkich na drzewie z przeklętego drewna. Na tę brodę, której włos jest siwy, jeśli ujdzie śmierci bodaj jeden, zginąłeś ty, i przyszedł dzień twojej zguby“. Odpowiada: „Co mogę począć innego?“ Ze stoma strażnikami zabiera ich siłą: jest ich trzydziestu, wszystkich powieszono. Kto zdradza, gubi innych z sobą.
CCLXXXIX. 
Wówczas odeszli Bawarowie i Allemanowie i Połtweni, i Bretonowie i Normanowie. Wszyscy zgodzili się, a Francuzi pierwsi, że Ganelon musi umrzeć w osobliwych mękach. Przyprowadzają cztery rumaki, potem przywiązują mu ręce i nogi. Konie są ogniste i rącze, czterej strażnicy pędzą ich przed siebie do klaczy, która jest na środku pola. Przyszedł na Ganelona dzień zguby. Wszystkie jego nerwy prężą się, wszystkie członki jego ciała pękają, na zieloną murawę leje się jego jasna krew. Umarł Ganelon śmiercią, która przystała jawnemu zdrajcy. Kiedy człowiek jeden zdradzi drugiego, nie jest słuszna aby się tem mógł chełpić.
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marcin Gugulski

18-12-2024 [13:57] - Marcin Gugulski | Link:

Link:
https://pl.wikisource.org/wiki...(t%C5%82um._Boy,_1932)/Tre%C5%9B%C4%87

Obrazek użytkownika Marek Michalski

18-12-2024 [20:41] - Marek Michalski | Link:

Pomnik literatury, ale też zabytek propagandy. Przykrywka porażki propagandą sukcesu.
Nie Arabowie tylko Baskowie i nie wiem jakie były okoliczności zburzenia murów Pampelluny.
https://pl.wikipedia.org/wiki/...
Warto wspomnieć o wcześniejszej bitwie pod Poitiers w 732r. a ostatni z Umajjadów Abd ar-Rahman I "W 756 roku przyjął tytuł emira i opanował Kordobę. W 764 roku zdobył Toledo. Stłumił bunty i wymordował swoich przeciwników politycznych sympatyzujących z kalifatem Abbasydów. W 777 roku w bitwie pod Saragossą zwyciężył Karola Wielkiego i zmusił go do odwrotu z Hiszpanii. Po umocnieniu swojej pozycji na Półwyspie Iberyjskim zrzucił zwierzchnictwo Al-Mansura. Wykonał wtedy symboliczny gest pogardy dla kalifa bagdadzkiego przysyłając mu w 763 roku głowę zabitego z jego rozkazu, lojalnego wobec Abbasydów, gubernatora al-Andalus, al-Ala ibn Mugita."
https://pl.wikipedia.org/wiki/...
Potrzeba było 700lat rekonkwisty.